Dzieci nie powinny oglądać zdjęć ofiar aborcji
W tle wypowiedzi, które pojawiły się na łamach Frondy, dzieci stają się argumentem w sporze; środkiem, który z dumą dokładamy "po naszej stronie wagi". Nie znajduję żadnego innego powodu, dla którego zdecydowano się pokazać to konkretne zdjęcie kilkulatkom a ten dość, że jest niewystarczający, to przede wszystkim nieetyczny.
Aborcja jest aktem zbiorowej napaści na życie. Morderstwem dokonywanym na tych, którzy nie są zdolni do samodzielnej obrony, a więc na tych, za których jesteśmy szczególnie odpowiedzialni. Na końcu jest też raną, którą nasza cywilizacja zadaje kobietom, pozostawiając je w sytuacjach granicznych bez realnej pomocy.
Każda próba przedstawienia aborcji w inny sposób, niezależnie od osobistych konsekwencji, musi spotkać się z odważnym non possumus chrześcijaństwa. Bywa jednak i tak, że zasłaniając się szlachetnym celem, sięgamy po absolutnie nieszlachetne środki. A to nie ma już z chrześcijaństwem wiele wspólnego. Personalizm etyczny, wprost wyrastający z chrześcijaństwa, mówi nam jasno: cel środków nie uświęca.
Dlatego dziwi reakcja portalu Fronda.pl, wyrażona piórem Marty Brzezińskej-Waleszczyk, na wydarzenia, które kilka dni temu miały miejsce w Warszawie, gdzie podczas Gali Wyróżnienia Białej Wstążki protestowała Fundacja PRO.
Przed budynkiem Teatru Kamienica działacze fundacji ustawili duży transparent ze zdjęciem abortowanego dziecka. Sam protest oraz jego cel nie budzi moich wątpliwość. Forma owszem, a sprzeciw dotyczy faktu, na który publicystka Frondy (za działaczami fundacji) kładzie szczególny nacisk; na spontaniczną reakcję grupy dzieci. Moim zdaniem znalazły się one w złym miejscu, o niewłaściwej porze.
Marta zabiera głos dwukrotnie: najpierw w artykule Niesamowita reakcja dzieci na zdjęcia Fundacji PRO: "Jezu, co oni zrobili!" , a dzień później w komentarzu Nie miały wdzięku ani blasku, żeby na nie patrzeć...
Nie zaskakuje sposób, w jaki przedszkolaki (?) komentowały zdjęcie. W przeciwieństwie do nas, dorosłych, dzieci posiadają nieskażoną cywilizacyjnymi przekonaniami "intuicję życia" i wrażliwość. Zaskakuje fakt, że w ogóle ten obraz mogły zobaczyć. A nie powinny.
W tle wypowiedzi, które pojawiły się na łamach Frondy, dzieci stają się argumentem w sporze; środkiem, który z dumą dokładamy "po naszej stronie wagi". Nie znajduję żadnego, innego powodu, dla którego zdecydowano się pokazać to konkretne zdjęcie kilkulatkom, a ten dość, że jest niewystarczający, to przede wszystkim nieetyczny.
Równie dobrze, chcąc zaprotestować przeciw przemocy, możemy przedszkolakom pokazać sceny bicia i gwałtu. Jestem pewien, że ich reakcja dostarczy nam podobnych argumentów.
Rzecz w tym, że tak jak sceny gwałtu, tak i zdjęcie dokumentujące zabójstwo nienarodzonego (proszę zauważyć, że zupełnie nie mam problemu z nazywaniem rzeczy po imieniu), nie są obrazami przeznaczonymi dla wrażliwości kilkulatka.
Pisząc bezpośrednio o aborcji (tekst ukazał się na łamach DEON.pl), wspominałem, że chrześcijaństwo nie jest religią teorii, ale świadectwa. Z perspektywy bycia tatą, nad tę szokową terapię sumienia, przedkładam przykład życia. Chcemy, żeby nasze dzieci miały świadomość, że od samego początku swojego istnienia, były przez nas traktowane jak osoba; ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Czekam chwili, w której będę mógł opowiedzieć swojej córce, że kiedy jeszcze znajdowała się po drugiej stronie, a była tak mała, że nikt nie mógł nawet podejrzewać jej istnienia, mówiliśmy do niej, słuchaliśmy razem muzyki i razem się modliliśmy; że tatą zacząłem nazywać się nie w dniu jej urodzin, ale w dniu poczęcia. W końcu, że kiedy pojawi się jej rodzeństwo, a liczymy, że to rychło nastąpi, będzie w tym wszystkim uczestniczyć z nami.
Intuicja podpowiada mi, że to właściwsza droga utwierdzania dzieci w ich własnej, naturalnej wrażliwości.
Poczucie obowiązku nakazuje mi zwrócić uwagę na interpolację jakiej dokonuje Marta w swoim komentarzu. Autorka felietonu pisze, że krytykom fundacji PRO przeszkadza brutalne zdjęcie, ale nie przeszkadzają już brutalne filmy w kinie i telewizji. Otóż przeszkadzają, ale zasadnicza różnica polega na tym, że telewizor zawsze mogę wyłączyć, a do kina nie iść. W przypadku protestu przed teatrem ani rodzice, ani opiekunowie grupy, nie mieli tej możliwości.
To prawda, że te kilkuletnie dzieci wykazały ogrom empatii wobec nienarodzonych; szkoda jednak, że dorośli zapomnieli o empatii względem kilkulatków. Jeszcze większa szkoda, że "portal poświęcony" nie widzi w tym fakcie absolutnie nic niewłaściwego.
Konrad Kruczkowski - mąż i ojciec; niedoszły teolog. Autor bloga Halo Ziemia.
Skomentuj artykuł