Dziennikarskie Święta

Dziennikarskie Święta
(fot. Krzysztof Pawliszak / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

W czas wielkanocny wielu ludzi mediów musi pracować. Dostarczają nam strawy. Można powiedzieć, że produkują towary pierwszej potrzeby.

Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale niestety dla wielu ludzi kontakt z mediami zdaje się być niezbędny do życia i naprawdę potrzebują go do codziennej egzystencji. Stąd dziennikarze i ludzie z nimi współpracujący produkują "news-y" i dostarczają "jadła". Portale i programy informacyjne nie mogą przestać nadawać (zbyt wielkie koszty). Nie wystarczy odgrzewana rozrywka.

DEON.PL POLECA

Biedny dziennikarz może się czuć wykorzystany. Trudno wtedy powoływać się na etos swojego zawodu, na misję która powinna mu przyświecać.

Czy dla nich Zmartwychwstanie ma jakiś sens? Czy Wielkanoc coś dla nich znaczy?

Nie lubię tego powiedzenia: "Święta, święta i po świętach". Ono sugeruje, że Wielkanoc nic nie zmienia, że to tylko okazja do przerwy, a potem wszystko wraca do kiepskiej normy; że w zasadzie nie powinniśmy się niczego spodziewać po tym świętym czasie; że jakieś nadzieje, to tylko mrzonki. Przy takim podejściu rzeczywiście dziennikarz nie ma nic sensownego do roboty w Wielkanoc, może tylko dbać o "ciągłość" pracy.

Jego misja polega m.in. na tłumaczeniu. Stara się, by normalny człowiek mógł zrozumieć to, co mówią specjaliści. Dociera do ciekawych ludzi, rozmawia z nimi i robi materiał, by mogli ich zrozumieć zwyczajni zjadacze chleba, by ich praca, osiągnięcia, propozycje zaistniały w naszej świadomości.

Weźmy taki przykład. Szykuje się batalia o in vitro. Kościół nawykł do mówienia językiem tomistycznym. Księża studiowali te zagadnienia właśnie słuchając wyjaśnień tej filozofii czy też teologii. Dla nich jasnym jest dlaczego in vitro jest złe i będzie złe nawet jak opracuje się metody, w których nikogo i niczego się nie zabije. Ale przeciętny człowiek, również katolik, nie rozumie tej argumentacji, nie rozumie języka tomistycznego. Tak naprawdę nie jest wstanie jej zrozumieć. A hierarchia kościelna nie jest wstanie mu wytłumaczyć.

I co się wtedy dzieje? Ano, rodzi się pokusa sięgnięcia po "pałkę". Jak nie potrafię wytłumaczyć, to muszę pogrozić. Bo przecież "mam rację i muszę ratować, tak czy inaczej".

Taki styl niestety przybierają niektóre, mniej lub bardzie oficjalne wypowiedzi autorytetów kościelnych. Szkoda. To owocuje dystansem i niezrozumieniem. A przecież problem in vitro jest poważny.

I tu otwiera się pole do popisu dla sensownych dziennikarzy. Mam nadzieję, że znajdą się tacy, którzy spróbują porozmawiać z uczonymi etykami czy moralistami, jak z ludźmi. Mam nadzieję, że znajdą się światli kapłani, którzy zechcą z nimi porozmawiać, jak z ludźmi.

Jeśli ktoś myśli, że to niepotrzebne, niech zrobi mini-sondę na temat sedna problemów związanych z in vitro. Ciekawe, jaki procent "respondentów" będzie miało minimalne pojęcie o tomistycznych zastrzeżeniach?

Zmartwychwstanie "rozwiązuje" to, co wydaje się nierozwiązywalne. Daje nadzieję tam, gdzie wielu już położyło krzyżyk. Dziennikarz może mieć w tym udział. O ile zdobędzie się na stanięcie między młotem a kowadłem, o ile zechce tłumaczyć obu stronom, o ile będzie mu zależało na tym, by po świętach wszystko nie wracało do beznadziei.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dziennikarskie Święta
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.