Dziesięć do pięciu, a może do sześciu

Dziesięć do pięciu, a może do sześciu
(fot. Paul Aloe / flickr.com / CC BY 2.0)

Trudno zgodzić się z twierdzeniem księdza Tomasza Jaklewicza, że rzecz dotyczy niewielkiej grupy wiernych. Problem rozwodów czy, mówiąc szerzej, pewnej korozji tradycyjnej wizji małżeństwa i rodziny dotyczy bardzo wielu wierzących. To nie tylko dramat tych, którym rozpadło się małżeństwo (albo którzy odżegnują się od tradycyjnego modelu małżeństwa i rodziny), ale także ich najbliższych, którzy niemniej boleśnie przeżywają ruinę projektu życia swoich dzieci czy wnuków. Nie wydaje mi się, żeby to była mała liczba.

Nie. To nie wynik meczu hokejowego. To rezultat pewnej konfrontacji, do której doszło (zapewne w sposób niezamierzony) między księdzem Tomaszem Jaklewiczem, który w dwóch numerach Gościa Niedzielnego (z 1 i 8 marca tego roku) podaje dziesięć powodów, dla których nie należy udzielać Komunii świętej osobom rozwiedzionym i ponownie poślubionym a księdzem biskupem Jean - Paul Vesco, ordynariuszem Oranu, który w wywiadzie udzielonym francuskiemu portalowi La Croix (z 2 marca 2015), przychyla się do zmiany kościelnej dyscypliny i podaje swoje racje ku temu.

DEON.PL POLECA




Zacznijmy od argumentów księdza Tomasza Jaklewicza, który posiłkuje się dziełem amerykańskich dominikanów. Chodzi o opublikowane w 2014 roku dossier pod redakcją Johna Corbetta OP dotyczące najnowszych propozycji - w domyśle kardynała Waltera Kaspera - duszpasterstwa osób żyjących w ponownych związkach małżeńskich.

Tych dziesięć argumentów przeciw komunii świętej dla rozwodników żyjących w ponownych związkach próbuje ogarnąć całość życia Kościoła. Odwołują się do zagadnień duszpasterskich (zwątpienie w cnotę czystości, Komunia święta duchowa, grzech ciężki i zgorszenie), prawnych (dyscyplina sakramentu pojednania), historycznych (małżeństwo w epoce patrystycznej i w nauczaniu Soboru Trydenckiego) i ekumenicznych (dyscyplina prawosławna i anglikańska).  Niewątpliwą zaletą tego opracowania jest właśnie to, że stara się przewidzieć konsekwencje zmiany dyscypliny Kościoła w możliwie najszerszym kontekście. Przede wszystkim w duszpasterstwie. Nie sposób jednak nie dostrzec, że Autor prezentując te reperkusje w niektórych miejscach nie unika uproszczeń, czy wręcz manipulacji.

Już na samym początku trudno się zgodzić z twierdzeniem księdza Tomasza Jaklewicza, że rzecz dotyczy niewielkiej grupy wiernych. Problem rozwodów czy, mówiąc szerzej, pewnej korozji tradycyjnej wizji małżeństwa i rodziny dotyczy bardzo wielu wierzących. To nie tylko dramat tych, którym rozpadło się małżeństwo (albo którzy odżegnują się od tradycyjnego modelu małżeństwa i rodziny), ale także ich najbliższych, którzy niemniej boleśnie przeżywają ruinę projektu życia swoich dzieci czy wnuków. Nie wydaje mi się, żeby to była mała liczba.

Czym w naszym duszpasterstwie zakończyłoby się, wg przeciwników tej opcji, wprowadzenie komunii świętej dla rozwodników ponownie poślubionych? Należałoby oczekiwać kilka negatywnych rezultatów. To przede wszystkim przyznanie, że cnota czystości jest niepraktykowalna. Zmusiłoby nas to także do zmiany spojrzenia na zagadnienie grzechu ciężkiego, w którym znajdując się, nie wolno przystępować do Stołu Pańskiego. Ostatecznie, wszystko to skończyłoby się definitywnym pożegnaniem z pojęciem zgorszenia, rozumianym jako pewna kategoria kształtowania sumienia wierzących.

Trudno jednak zgodzić się z księdzem Tomaszem Jaklewiczem, kiedy pisze, że "każdy człowiek jest wezwany do czystości, niezależnie od swojego stanu (…) Jezus obiecuje każdemu łaskę konieczną do życia w czystości" i utożsamia tę czystość ze wstrzemięźliwością seksualną. Jeszcze większe zdumienie ogarnia człowieka czytając, że "w Kazaniu na Górze właśnie czystość jest sednem nauczania Jezusa o małżeństwie, rozwodzie i miłości małżeńskiej". Jestem przekonany, że tego typu ujęcie jest rażącym uproszczeniem. Nie ulega wątpliwości, że do czystości powołani jesteśmy wszyscy, ale ona jest czymś więcej niż tylko wstrzemięźliwością seksualną.

Niestety, takie zapatrywanie sprawia, iż powstaje wrażenie, że Kościół jest zainteresowany jedynie pożyciem intymnym osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Jeśli zadeklarują życie w abstynencji seksualnej to mogą przyjmować Komunię świętą. Rozumiem doktrynę Kościoła, dla którego małżeństwo jest jedyną, wyłączną przestrzenią dla pożycia intymnego, ale przecież seks to nie tylko lepiszcze związku, ale i jego swoiste ukoronowanie. Wygląda to trochę tak, że jakby Kościołowi nie przeszkadzało to, że ktoś pozostaje w związku cudzołożnym (o tym za chwilę) będąc wsparciem (w jak najszerszym tego słowa znaczeniu) dla swojego małżonka-nie-małżonka, ale sypialnia stanowi nieprzekraczalną granicę.

Przeciwnicy jakichkolwiek zmian odwołują się także do tradycyjnego nauczania, że związek niesakramentalny to w gruncie rzeczy ciężki grzech, grzech cudzołóstwa. Trudno im odmówić racji. Można im jedynie odmówić pewnej wrażliwości. Bo przecież należałoby inaczej mówić o związkach kogoś, kto nie potrafi wytrwać w żadnej relacji a o kimś, kto od kilkudziesięciu lat żyje w związku, w którym wychowuje dzieci, w którym one odnajdują powołanie do małżeństwa i kapłaństwa (znamy przecież takie historie). Czy da się jednym słowem "cudzołóstwo" objąć te różne rzeczywistości? Ten brak wrażliwości niewątpliwie osłabia argumentację przeciwników kardynała Kaspera. Pozostaje jednak wezwaniem dla Kościoła, żeby szukać takiego języka, który zdoła oddać sprawiedliwość wielości sytuacji, z którymi w naszym duszpasterstwie mamy do czynienia.

Czy taki nowy język proponuje ksiądz bp Jean - Paul Vesco, który 3 marca udzielił wywiadu francuskiemu portalowi La Croix? Wywiad towarzyszył jego książce poświęconej właśnie duszpasterstwu osób żyjących w związkach niesakramentalnych. W rozmowie z dziennikarzami La Croix ordynariusz Oran opowiada się ze wprowadzeniem zmian w dyscyplinie Kościoła. Przytaczane przez niego argumenty mają charakter przede wszystkim duszpasterski. Według francuskiego hierarchy Kościół popełnia błąd nie dokonując rozeznania sytuacji poszczególnych par niesakramentalnych. Takie sztampowe nastawienie przynosi Kościołowi szkodę, gdyż ukazuje jakieś niewspółczujące oblicze wspólnoty uczniów Jezusa Chrystusa. A przecież wszyscy ochrzczeni wezwani są do świętości i to powołanie winni realizować.

Nieco kuriozalnie natomiast brzmi argument bpa Vesco, który twierdzi, że w imię nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego (tego pierwszego, które się rozpadło) nie można domagać się od wierzących odejścia od partnera, z którym teraz dzielą życie (w związku niesakramentalnym). Kuriozalnie, gdyż nie znam żadnego dokumentu, w którym Kościół domagałby się takiego kroku. Nawet wtedy kiedy postulowana jest abstynencja seksualna (formuła związku "brat - siostra") to przecież nie mówi się o porzuceniu partnera. Odnoszę wrażenie, że za taką manipulacją kryje się swoista eklezjologia na miarę operatora telefonii komórkowej. Klient ma prawo w ramach promocji…, a my tutaj spełniamy życzenia… Jeśli wierny ma prawo żądać od wspólnoty pewnych rzeczy (o czym biskup mówi dalej)  to i wspólnota ma prawo stawiać pewne wymagania. Zobowiązania we wspólnocie są zawsze dwustronne. Niezauważanie tego sprawia, że powielamy schemat taniej reklamy. W oczy rzuca się i drugi mankament wspomnianego wywiadu: brak wytłumaczenia dlaczego inne (podejrzewam, że i tu chodzi o propozycje kardynała Kaspera) podejście do osób ponownie poślubionych nie zmieni doktryny o nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego. Powtarzanie, że takiego niebezpieczeństwa nie ma bez rzetelnej, teologicznej analizy przypomina zwykłe zaklinanie rzeczywistości. Wygląda trochę tak, że nie znajdując stosownych racji, bp Vesco unika konfrontacji. Zresztą pod koniec wywiadu padają znamienne słowa, że rozwiedzeni ponownie nie powinni być dłużej przedmiotem dyskusji. Według francuskiego biskupa należy tę kwestię na Synodzie załatwić szybko i przejść do innych, bardziej palących kwestii. Jakich? Ani słowa na ten temat.

Nie jest czasem straconym lektura obydwóch tekstów. Pokazują one bardzo wyraźnie różnice zachodzące między jedną a drugą frakcją. Przeciwnicy zmian wskazują na związek z Tradycją Kościoła. I tego argumentu nie osłabi odwoływanie się do dyscypliny Kościoła Wschodniego (znanej skądinąd z drugiej ręki). Zwolennicy zmian odwołują się natomiast do dnia dzisiejszego przypominając Kościołowi o obowiązku troski o ochrzczonych, których sytuacja życiowa wydaje się być pogmatwana.

Obydwie strony nie są wolne od pokusy manipulacji i uproszczeń, co może służy obronie poglądów, ale nie przyczynia się do znalezienia rozwiązania, które czyniłoby zadość wierności Tradycji i trosce duszpasterskiej o wszystkich. Także o rozwiedzionych i ponownie poślubionych.

Kapłan w zakonie zmartwychwstańców. Autor rekolekcji o "Amoris Laetitia". Mieszka i pracuje w Tivoli

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dziesięć do pięciu, a może do sześciu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.