Gdy medialny ksiądz rezygnuje
Gdy popularny, aktywny w mediach ksiądz ogłasza, że rezygnuje z dalszego pełnienia posługi kapłańskiej, efekty jego dotychczasowej działalności mogą zniknąć (gdy je sam usunie), ale nie muszą. Jeśli nadal są dostępne, pojawia się problem.
Kiedy kilka dni temu mijała druga rocznica zaginięcia ks. Krzysztofa Grzywocza, media społecznościowe wypełniły się nie tylko wspomnieniami o nim, ale również zaroiły się cytatami z jego publikacji i linkami do dostępnych w sieci materiałami jego autorstwa. To dobitny dowód, że jego spuścizna wciąż funkcjonuje i oddziałuje, także w ten specyficzny sposób, jaki jest możliwy dzięki nowym technologiom. Ten wybitny kapłan z diecezji opolskiej jest nadal obecny w życiu wielu ludzi, choć znikł tak nagle i nie wiadomo dokładnie, co się nim stało.
Ks. Grzywocz to tylko jeden z przykładów, że duszpasterski wpływ kapłana nie kończy się z jego odejściem. Szczególnie widoczne jest to współcześnie w przypadku księży podejmujących aktywność na wielu polach, a zwłaszcza tych, którzy w swych działaniach sięgnęli po media. W świecie, którym istnieje internet, jest wykorzystanie ich jest o wiele łatwiejsze niż dawniej. Nie tylko nie wymaga długotrwałego profesjonalnego przygotowania i kształtowania umiejętności, ale też nie ma konieczności przekraczania pewnej bariery, jaką dawniej była możliwość dostępu do tzw. tradycyjnych mediów. Dzisiaj łatwo "zgromadzić uczniów" w globalnej sieci, jeśli tylko ma się trochę łatwości w budowaniu przekazu. Mnóstwo ludzi łaknie różnego rodzaju pokarmu duchowego lub religijnego i to dobrze, że istnieje nowa możliwość, dzięki której mogą go otrzymać. Dobrze też, że są w Kościele katolickim kapłani, którzy z tej szansy korzystają.
Okazuje się jednak, że ta ze wszech miar pozytywna duszpasterska szansa może rodzić problemy. Na przykład wtedy, gdy ksiądz, który z niej obficie i skutecznie korzystał, doświadcza problemów, kryzysów, które skutkują jego odejściem z kapłaństwa.
Wielu komentatorów już zwracało w ostatnich tygodniach uwagę na na nasilające się niepokojące zjawisko, jakim są pozytywne reakcje na zamieszczane w mediach społecznościowych deklaracje i oświadczenia księży o rezygnacji z dalszego pełnienia posługi. Wspierające lajki, akceptujące i wręcz pochwalne komentarze niejednokrotnie umieszczają pod takimi wiadomościami ludzie, którzy dotychczas byli przez takich duchownych na rozmaite sposoby kształtowani i formowani. Którzy opierali się na ich nauczaniu i świadectwie wiary. Dla których byli oni w sprawach wiary, chrześcijaństwa, Kościoła, katolicyzmu autorytetami i punktami odniesienia. Niejednokrotnie zachęcali innych, doświadczających wątpliwości i przeżywających problemy, aby umocnienia poszukali właśnie u tego czy innego duchownego, traktując go niemal jak guru. Podrzucali linki, udostępniali treści przez takich kapłanów przygotowane w najróżniejszej formie. Robili to w jak najlepszej wierze, w przekonaniu, że skoro sami doświadczyli wsparcia czy umocnienia dzięki konkretnemu księdzu, to powinni podzielić się tym dobrem z innymi.
Po księżach, którzy przestali pełnić posługę, pozostaje spuścizna. Sam przed laty zderzyłem się z jej kłopotliwością. W popularnym artykule poświęconym pewnej kwestii teologicznej sięgnąłem po cytat z książki kapłana, który był już w tym momencie przeniesiony do stanu świeckiego. Doradzano mi usilnie, abym jednak z niego zrezygnował, "aby nie siać zgorszenia". Książka, z której rzecz zaczerpnąłem, ukazała się dawno i miała wszelkie kościelne akceptacje. W przypadku materiałów udostępnianych w sieci sprawa jest bardziej skomplikowana. Nie ma internetowego "imprimatur", a i o zgorszenie łatwiej, bo wiedza o odejściach księży znacznie powszechniejsza, niż jeszcze kilkanaście lat temu.
Dodatkowym kłopotem może się okazać dalsza medialna, a zwłaszcza sieciowa działalność tzw. byłych księży. Zdarza się, że funkcjonują oni nadal w charakterze autorytetów, także w odniesieniu do nauczania i działalności Kościoła. Nadal, mniej lub bardziej celowo i świadomie, kształtują i formują jakąś część ludzi, którzy im kiedyś zaufali. W ten sposób powodują zamęt w sercach, duszach i umysłach. Życie pokazuje, że wielu z tych, których dotychczas tak czy inaczej, poprzez różne relacje, prowadzili, zupełnie nie potrafi się odnaleźć w sytuacji, gdy ktoś, kto był dla nich świadkiem wiary, zawodzi. Trzymają się go kurczowo, nie przyjmując do wiadomości, że stało się coś złego, coś co im samym również zaszkodziło lub może zaszkodzić.
Problem być może wydaje się marginalny, jednak widać wyraźnie, że Kościół nie bardzo sobie radzi z szeroko pojętą ogólnodostępną "spuścizną" duchownych, którzy przestali pełnić posługę i z ich dalszą publiczną, medialną aktywnością.
ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI
Skomentuj artykuł