Indianin, kobieta i papież

(fot. shutterstock.com)

To brzmi jak początek dobrego żartu. Osoby na pozór z zupełnie innych światów. Reprezentują trzy największe siły na tym świecie.

W ostatnich kilkunastu miesiącach nie ma dnia, żeby nie dopadło mnie poczucie beznadziei lub bezcelowości. Ciężko się żyje ze świadomością, że oceniamy siebie prawie wyłącznie przez pryzmat naszych poglądów. Jest to pewnie jedynie urywek świata, jaki widzę, ale bardzo bolesny. Nasze poglądy nie są nami ani my nimi. Chciałbym, żeby ludzie częściej byli dla siebie tylko ludźmi, byśmy mogli porozmawiać, nie starając się wygrać ze sobą potyczki na przekonania. Nie jesteśmy wolni w myśleniu, od razu przypina się nam łatkę przynależności. Polityka nawet z pogody czyni temat niebezpieczny.

Jak sobie z tym radzę? Staram się karmić serce prostymi rzeczami, które je wzmocnią niczym witaminy. Nie mam pamięci do długich cytatów, dlatego lubię zapamiętać jedno zdanie raz na jakiś czas i nosić je w sobie. Lubię, kiedy ktoś powie do mnie coś jednocześnie inspirującego i intrygującego. W przeciwieństwie do kamyka w bucie, gdy uwiera cię słowo, czujesz, że naprawdę żyjesz. I przez pryzmat tego jednego zdania patrzę na swoje reakcje i odczucia. W tym małym powszednim załamaniu usłyszałem kilka dni temu papieża Franciszka. Na Twitterze napisał:

Wiele razy słyszałem maksymy dotyczące chrześcijańskiej radości i wydawania dobrych owoców, za każdym razem podchodziłem do nich bezrefleksyjnie, bo niesamowicie trącą banałem. Franciszek pierwszy raz tak mocno uświadomił mi, że nie jestem tylko małym fragmentem ekosystemu, organizmem stworzonym do walki o swoje, traktującym życie jak łańcuch pokarmowy, w którym trzeba zająć jak najwyższe miejsce względem innych. Jestem czymś więcej - środowiskiem, w którym rozwija się życie innych istot. W zależności od tego, czym karmię ducha, tak żyzny będę w relacji z najbliższymi, tak hojny będę dla tych, którzy pragną. Żyzna gleba znaczy miłosierna, zdolna do oddawania swojego bogactwa i przetwarzania tego, co trudne - wszystkich moich życiowych obciążeń.

Dlatego myśląc o tym, nie sposób nie wrócić do ludzi, którzy moją ziemię przeobrazili. Spośród wielu poznanych osób trzy w sposób szczególny ukształtowały mój świat wewnętrzny - duchowy ekosystem. Spotkanie z nimi postrzegam w kategorii życiowej rewolucji, nowej epoki. Powracanie do ich przykładu umacnia mnie. Chciałbym kiedyś powiedzieć, że pachnę po trochu każdym z nich.

Papież, który widzi więcej

(fot. MikeDotta / Shutterstock.com)

Franciszek to człowiek, którego szanuję nie przez to, że jest księdzem, papieżem czy następcą, ale przez to, że jest ludzki. Pamiętam, że na początku jego pontyfikatu byłem bardzo sceptyczny, a moje miejsce w Kościele bazowało na przyzwyczajeniach. Papież każdego dnia prosił mnie o kredyt zaufania i udowadniał, że im bardziej jesteśmy ludźmi, tym bardziej stajemy się podobni do Boga. Bóg stworzył nas na swój obraz, więc bycie człowiekiem oznacza bycie jednym z wielu Jego odbić. Prawdziwe człowieczeństwo charakteryzuje się współczuciem, empatią, życzliwością, pokojem, radością, zdolnością do budowania, kochania i przebaczania. Papież wierzy w rzeczy małe i proste. Zmienia świat, idąc uważnie przez życie i tym skradł w końcu moje serce. Zawsze jest gotowy zauważyć coś, czego wcześniej nie widział, i zatrzymać się przy kimś, kogo wypatrywał już z daleka. Przez wieki sprawiliśmy, że słowo pokora brzmi dzisiaj pysznie i dumnie. Franciszek tymczasem nauczył mnie znaczenia pokory w praktyce.

Na początku wydawało mi się, że papież podaje w wątpliwość moją wiarę, i strasznie mnie to denerwowało. Dziś wiem, że on przede wszystkim robi to ze swoją wiarą. Co jest najtrudniejsze w byciu Franciszkiem? To, że każdego dnia musisz zadawać sobie wiele nieswoich pytań. Wygodniej byłoby pytać siebie tylko o to, gdzie zjem najbliższy obiad albo dokąd pójdę na spacer. Papież każdego dnia, stojąc przed lustrem i przed ołtarzem, zadaje sobie pytania wszystkich ludzi: o cierpienie, o sens, a nawet o to, jak spojrzeć w oczy własnemu dziecku, gdy kolejny raz brakuje jedzenia w domu.

Kocham w nim jeszcze jedno, że podniósł życzenia do rangi modlitwy. To papież, który uwierzył, że ich moc nie wypływa z samych słów, ale z serca i tego, że Bóg nas zawsze słyszy. Życzenia są tak naprawdę modlitwą ludzi świeckich, która trafia do nienazwanego przez nich nieba. Pokazują, że nam zależy, że chcemy dobra dla innych. Nie wiem, czy życzenie "dobrego obiadu" zmieni ten świat, ale wiem, ile rodzin zaczęło oglądać cotygodniowy Anioł Pański, by je usłyszeć.

Kobieta, która może więcej

(fot. Bart Pogoda)

Gdy innych fascynowali faceci w pelerynach, ja miałem swoją bohaterkę o kulach. W dzieciństwie posiadałem tylko dwóch idoli: Michaela Jacksona i Jankę Ochojską. Wiem, że to dziwne zestawienie, ale dla mnie byli z tego samego barwnego świata. Gdy pojawiał się jakiś konflikt na świecie lub tragedia, w telewizji widziałem jej twarz, a w radiu słyszałem jego piosenki nagrywane w geście wsparcia.

W 1997 roku Janka i PAH nieśli pomoc ludziom dotkniętym powodzią w Polsce. To była tragedia, o której mówiono również tam, gdzie wody nie było - o Jance także. Pamiętam, że nawet w wiejskim sklepie rozmawiano o "drobnej babce, która się niczego nie boi". Cieszę się, że świadomość istnienia cierpienia, przemocy i kataklizmów dostała się do mojego życia złagodzona przez jej postać.

Dla mnie miłosierdzie ma jej spojrzenie, bo jest w nim wyjątkowa siła. Ale przecież miłość może mieć twarz każdego z nas, kiedy się tylko na nią odważymy. Ma nasze oczy, ręce, nogi - nawet jeśli jesteśmy niepełnosprawni lub wystraszeni. Mówiła o tym strachu podczas udziału w projekcie #COŚWIĘCEJ - że się nie boi, bo ma doświadczenie Bożego prowadzenia.

"Nawet ja, niepełnosprawna Janka z ubogiej rodziny, uzależniona od innych i zawsze potrzebującą pomocy, mogę też coś zrobić dla ludzi" - i robi, chociaż w planach miała zorganizowanie tylko jednego konwoju. Dziś niebieskie serce PAH rozgrzewa wiele ludzkich serc. Po 25 latach jest też jedną z najbardziej rozpoznawalnych organizacji charytatywnych na świecie. Nie wiem, czy Janina Ochojska lubi wszystkich ludzi, ale wiem, że na pewno ich kocha - a to ogromna różnica. To się czuje w każdym geście i słowie. Kochając, stwarzasz ludziom środowisko do życia na każdym poziomie.

Indianin, który ufał bardziej

(fot. Museum of Photographic Arts Collections [No restrictions], via Wikimedia Commons)

Życie tego bohatera jest moim ostatnim odkryciem. Książkę o nim polecił mi kolega, gdy ruszałem w reporterską podróż do Kanady. Przemierzałem Góry Skaliste Koleją Transkanadyjską, czytając o jednym z najbardziej fascynujących ludzi na ziemi. Wódz Wiele Przewag (Plenty Coups / Alaxchíia Ahú) z plemienia Wron jest prawdziwym Mojżeszem Indian.

Przeprowadził swoje plemię przez najtrudniejszy moment całkowitego odarcia z tożsamości. Kolonizacja Ameryki Północnej postępowała, Indianie zostali zepchnięci do rezerwatów, nieliczne plemiona się broniły, a jednak dla wodza Wron najważniejszy był człowiek. Nie chciał utracić żadnego z powierzonych mu braci. Umrzeć można było na dwa sposoby: w walce lub w beznadziei; żaden nie był przez niego akceptowany.

Do mojego życia wprowadził pojęcie nadziei radykalnej, czyli niczym nie podpartej. Żeby ją zrozumieć, trzeba wiedzieć, że kultura rdzennych Amerykanów rozwijała się z dala od kultury europejskiej, łacińskiej. Nie wystarczyło przetłumaczenie słów i znalezienie ich odpowiedników. Indianie mieli całkowicie odmienny kontekst życia i duchowości. Odebrano im prawie wszystko, dano zupełnie nowe słowa i elementy kultury, na których nie mogli polegać, bo w ogóle nie wyrażały tego, czym żyło plemię od setek lat. Jednak Wiele Przewag do ostatnich dni był pełen nadziei.

Nasza nadzieja jest często skierowana na konkretne rozwiązania, których oczekujemy. Radykalna nadzieja nie ma oparcia w niczym. To znaczy, że może być naprawdę bardzo źle, a ty wciąż ufasz i widzisz, jak się wypełnia. Wiele Przewag wierzył w ostateczne ocalenie, choć nie próbował nawet przewidywać, na czym miałoby ono polegać. Istota była dla niego ważniejsza niż forma. Nie bronił kultury dla niej samej, ale obronił swoich braci, którzy kulturę mogą kształtować. Zgodził się na utratę zewnętrznych form, które już nigdy nie wrócą, bo dawny świat bezpowrotnie przeminął. Dla Europejczyków to niezrozumiałe i oburzające. Wiele Przewag uratował Wrony tak jak kiedyś Mojżesz Hebrajczyków. Uwolnił ich od przywiązania do przeszłości, zachowując jednocześnie prawdziwy sens bycia Indianinem. Ziemia obiecana jest w nas, dopóki spaja ją radykalna nadzieja.

Indywidualny profil glebowy

Papież dał mi wiarę w rzeczy małe i proste. Kobieta udowodniła, że gdy kochasz, twoje braki przestają mieć znaczenie. Indianin nauczył mnie, na czym polega nadzieja.

Każdy z nas nasiąka przez lata różnymi rzeczami i ma swój indywidualny profil glebowy. Podstawą jest wiara, nadzieja i miłość. Są jak ziarna piasku różnej wielkości i charakteru. Między nimi jest przestrzeń, w której mieszczą się wszystkie nasze zwycięstwa, zranienia, doświadczenia; rzeczy piękne i trudne. Nie pozbędziemy się ich, ale dobra ziemia napowietrzona modlitwą i nawodniona radością jest w stanie wytworzyć z tych organicznych szczątków wartościowy nawóz. Wtedy rozwija się w nas życie.

Możesz niczym na plantacji uprawiać swoje talenty i zrobić miejsce na nowe życie - dla drugiego człowieka, który zapuści w tobie korzeń i będzie wzrastał. Przetrawione kryzysy są doświadczeniem, którym się z nim podzielisz. On też da ci wiele dobrych i trudnych rzeczy, ale sprawny ekosystem jest w stanie transformować wszystko. "Wszystko jest po coś" nie znaczy, że musiałeś to przeżyć, ale skoro już przeżyłeś, możesz to wykorzystać do wzrostu.

Przy najbliższej okazji wybierz się do lasu, weź w dłonie garść ziemi i zobacz, ile w niej życia. W dzieciństwie robiłem to bardzo często i jej wyjątkowego zapachu nie zapomnę już nigdy. Nie myślałem, że ta garść i ja jesteśmy do siebie tak bardzo podobni.

Szymon Żyśko - dziennikarz i redaktor DEON.pl, publicysta, prowadzi autorskiego bloga www.nothingbox.pl

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Indianin, kobieta i papież
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.