Jacy powinni być spowiednicy według papieża?

(fot. youtube.com)

Ksiądz, który krzyczy na penitenta, wymyśla mu, stawia dziwne pytania, nie jest dobrym pasterzem lecz sędzią, biednym chorym człowiekiem wyrządzającym ludziom wiele zła.

Gdy św. Paweł apeluje, by radować się w Panu, mówi "zawsze radujcie się", a to znaczy, że również w Wielkim Poście. Tego roku mamy szczególny powód do wielkopostnej radości. W Środę Popielcową Franciszek rozesłał świadków Bożej miłości.

W przeddzień tego wydarzenia, w słowie skierowanym do kapłanów zebranych w Pałacu Apostolskim, przypomniał że Kościół jest Matką, która przyjmuje każdego, przygarnia i miłuje grzesznika, nie mówi "za karę masz odmówić taką czy inną modlitwę albo odbyć pielgrzymkę".

Dla Kościoła spowiedź to nie sąd, który skazuje lecz "sąd", który usprawiedliwia. Pokuty nie powinno odbierać się jako kary, lecz jako okazję do wyrażenia Bogu naszej wdzięczności i radości? Dlaczego w wielu wypadkach tak tego nie przeżywamy?

W swoim krótkim wystąpieniu Papież zachęca Misjonarzy Miłosierdzia, by reprezentowali swoją posługą Kościół będący troskliwą Matką i aby byli autentycznymi ojcami dźwigającymi ciężary słabszych, by nie osądzali, nie byli surowi lecz współczujący, dyskretni. "Jeśli nie czujesz się ojcem, to nie idź do konfesjonału" - mówi.

W wypowiedzi papieża nie zabrakło osobistego świadectwa. W kilku zdaniach wspomina spowiedź, która zmieniła kierunek jego życia. "Nie pamiętam, co ksiądz mi powiedział, wiem tylko, że się uśmiechnął". W spowiedzi nie tylko słowa, ale i gesty są bardzo ważne. Nieraz uśmiech spowiednika może uczynić więcej niż jego nauka.

Spuszczone oczy penitenta często znaczą więcej niż wyznany słowami żal. Spowiednik powinien to dostrzegać. Sam gest przyjścia do spowiedzi oznacza, że penitent chce coś z siebie zrzucić, nawet jeśli nie potrafi tego wyznać. Trzeba to odczytać, zrozumieć, bo nieraz wstyd utrudnia wyznanie grzechów. "Wstyd to uczucie intymne, które ma wpływ na życie osobiste i wymaga ze strony spowiednika postawy szacunku i wsparcia" - mówi Franciszek.

"Nie uda nam się doprowadzić owcy zagubionej do owczarni za pomocą klucza osądzenia, lecz świętością życia" - kontynuuje Papież. "Świętość karmi się miłością" - dodaje. Ksiądz, który krzyczy na penitenta, wymyśla mu, stawia dziwne pytania, nie jest dobrym pasterzem lecz sędzią, biednym chorym człowiekiem wyrządzającym ludziom wiele zła. W tych słowach Papieża odczuwam wielką troskę o każdego grzesznika, jako o człowieka, który przede wszystkim potrzebuje doświadczyć miłości.

Pokutny charakter Wielkiego Postu kojarzył mi się w dzieciństwie z pątnikami idącymi boso i biczującymi się do krwi, ze słowami księdza posypującego głowy wiernych popiołem "z prochu powstałeś i w proch się obrócisz", z drewnianymi kołatkami zamiast dzwonków, z wyrzeczeniami i zakazem chodzenia na dyskoteki.

Wymyślone na okazję postu dodatkowe umartwienia wydawały mi się zawsze nieco sztuczne i często postanawiałem, że w Wielkim Poście będę pogodnie i z miłością znosił codzienne zmartwienia, czyli naturalne umartwienia, które samo życie przynosi. W tym roku też mam takie postanowienie.

Czasem uda się ze spokojem naprawić jakąś trudną relację, dodać komuś otuchy nie myśląc o sobie, zrezygnować z walczenia o swoje i cieszyć się z tego, że czyjeś, a nie moje jest na wierzchu. Znalazłem w tym niezawodny sposób na przeżywanie radości. Czyż nie przynosi radości pokonywanie samego siebie? Czyż nie cieszy odnoszenie zwycięstw nad własnym egoizmem? Któż nie odczuwa wewnętrznej radości, gdy może sobie powiedzieć: Odniosłem zwycięstwo! Udało się, z Bożą łaską, pokonać lęk, zmienić wroga w przyjaciela, a z przełożonym znaleźć wspólny język.

Papież wysyłając Misjonarzy Miłosierdzia daje kapłanom wielkie zadanie niesienia nam grzesznikom jeszcze większej radości. Nic nie musimy naprawiać, by Bóg odpuścił nam winy. Niczym nie musimy zasługiwać na Bożą miłość. Ta Dobra Nowina w Wielkim Poście, przeżywanym przez przeszłe pokolenia w pokutnym smutku i przykrych umartwieniach, to niewyczerpane źródło szczęścia. Bóg kocha nas takimi, jakimi jesteśmy i żaden grzech tego nie zmieni.

Przydałby się jeszcze jeden ciepły apel Franciszka zachęcający penitentów do przeżywania sakramentu pojednania w duchu radości. O pogodnej spowiedzi i doświadczeniu bycia usprawiedliwianym przez spowiednika pisałem na portalu DEON.pl dwa lata temu.

To niezwykłe doświadczenie, gdy wstając od konfesjonału uświadamiam sobie, że moje zadłużone konto napełnił Bóg miłością, że moje dziurawe serce znowu bije pragnieniem podobania się Chrystusowi. A wszystko to gratis.

Każdy chrześcijanin wstający od konfesjonału powinien stać się misjonarzem Bożego miłosierdzia i za pokutę opowiadać życiem o Bożej miłości, której doświadczył.

Wojciech Żmudziński SJ - dyrektor Centrum Kształcenia Liderów i Wychowawców im. Pedro Arrupe, redaktor naczelny kwartalnika o wychowaniu i przywództwie "Być dla innych"

Dyrektor Europejskiego Centrum Komunikacji i Kultury w Warszawie Falenicy. Redaktor portalu jezuici.pl Studia teologiczne i biblijne odbył na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, a studia z zarządzania oświatą na Uniwersytecie Fordham w Nowym Jorku. Pracował we Włoszech jako wychowawca w ośrodku dla narkomanów oraz prowadził w Gdyni Poradnię Profilaktyki Uzależnień. Przez 21 lat kierował placówką doskonalenia nauczycieli Centrum Arrupe, w latach 2002-2007 był dyrektorem Gimnazjum i Liceum Jezuitów w Gdyni, a w latach 2019-2024 socjuszem Prowincjała. Autor książek z dziedziny edukacji i duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jacy powinni być spowiednicy według papieża?
Komentarze (37)
13 lutego 2016, 20:24
Kto ma dobre intencje zrozumie słowa papieża, kto ich nie ma, będzie szukał dziury w całym, krytykował i "wiedział lepiej". Niektórym przydałoby się najpierw doświadczyć konkretnie miłosierdzia Bożego na własnej skórze (a raczej w sercu), i wtedy mogliby ferorować wyroki na temat miłosierdzia. A tak to, sami nie doświadczywszy miłosierdzia, nie mając pojęcia o co tak na końcu chodzi, bredzą o jego miarach i wzorcach, i nawet jeśli nie spowiadali nikogo ani razu swoim życiu, także to wiedzą lepiej od papieża. Jest takie przysłowie polskie- nie ucz ojca jak robić... Dedykuje je tymże..
12 lutego 2016, 00:00
Z Księgi Przyslów, rozdział 12: "Kto napomnienie lubi, kocha mądrość kto nagan nie znosi, jest głupi". To tak na pocieszenie:)
11 lutego 2016, 19:33
Duszno tu nieco od modnego ostatnio miłosierdzia.Aby więc nieco przewietrzyć atmosferę przywołam proboszcza z Ars- autorytet dla wszystkich spowiedników (16 godzin dziennie w konfesjonale mówi samo za siebie): "kto zaniedbuje spowiedź wielkanocną, popełnia grzech śmiertelny, a wystarczy popełnić tylko jeden grzech ciężki i umrzeć bez pokuty, aby zostać potę- pionym. Czy nie zależy Ci zatem na zbawieniu? Czemu nie pamiętasz, ile kosztowałeś Jezusa Chrystusa? Wiedzieć nam trzeba, że jest wieczność szczęśliwa albo nieszczęśliwa!" ""Kiedy raz się wyspowiadasz z grzechów, nie powinieneś ich dalej popełniać" Spowiedź więc to nie sposób na poprawę naszego samopoczucia lecz konsekwencja odpowiedzialnego podejścia przez katolika do swych obowiązków. 
Kamila
11 lutego 2016, 21:12
Nie rozumiem. Gdybym popełniła grzech ciężki, wyspowiadała się i odpokutowała - to nie zostanę potępiona (wg powyższego). To dlaczego samopoczucie ma mi się nie poprawić? 
Rafał Dąbrowa
11 lutego 2016, 22:32
Wystarczy wzgardzić Bożym miłosierdziem by iść do piekła. Ja osobiście bałbym się stwierdzić że od miłosierdzia mi duszno. Mówić o Bożym miłosierdziu nigdy dość.
12 lutego 2016, 07:52
Owo miłosierdzie jest tutaj efektem ideologicznego przeciwstawienia tego co ma być do tego co jest.
12 lutego 2016, 08:26
Owszem, ale nie może być to celem spowiedzi.
R
rafi
12 lutego 2016, 09:27
Jest jedna rzecz która mi się nie podoba - hołubienie Hryniewicza, który jest autorem teorii "pustego piekła". Piekło nie jest puste, niestety. Tym niemniej miłosierdzie Boga jest nieskończone. Nie istnieją takie słowa, które byłyby w stanie wyrazić ogrom Bożego miłosierdzia. Mnie właśnie przyciąga do Boga - między innymi - Jego miłosierdzie. Prawda jest taka że wszyscy zasługujemy na piekło. Do nieba idziemy wyłącznie dlatego że Bóg okazał nam, ludziom - i okazuje - miłosierdzie. Boga trzeba wielbić za Jego miłosierdzie. Trzeba je docenić. Bóg przyciąga człowieka wyłącznie miłoscią. Nie stosuje gróźb, szantażu, czy podobnych rzeczy. Taki jest Bóg. Do nieba każdy idzie dobrowolnie - dlatego że pragnie żyć blisko Niego, i pragnie żyć tym wszystkim, co mu oferuje Bóg: miłością, dobrocią. Niebo to nie jest tylko jakieś miejsce, w którym będziemy szczęśliwi. Niebo to jest przede wszystkim Boża obecność. Permanentna Boża obecność. Każdy z nas będzie tam ciągle blisko Boga. Człowiek potrzebuje Boga do tego, by żyć. Bez Boga człowiek cierpi. Piekło jest miejscem kaźni właśnie dlatego, że brakuje w nim Boga. Ale też, każdy kto tam idzie, idzie tam dobrowolnie. Ale też trzeba zaznaczyć, że idzie tam wbrew woli Boga. Bóg pragnie każdego przyjąć. Bóg jest nieskończenie miłosierny, jest w stanie wybaczyć każdy grzech. Tylko czy ludzie proszą o wybaczenie?
Kamila
12 lutego 2016, 12:53
A ktoś twierdzi, że może być? Ja nawet nie umiem sobie wyobrazić kogoś, kto idzie do spowiedzi, żeby sobie poprawic samopoczucie. Co nie stoi w sprzeczności z faktem, że idąc do spowiedzi wiem, ze po niej będę się czuła o niebo lepiej
Andrzej Ak
11 lutego 2016, 16:05
Trudna jest posługa księży spowiedników. Czasami muszą być psychologami, czasami braćmi w wierze, czasami ojcami, którzy miłują dzieci Boga. A my zwykliśmy patrzeć na świat jedynie po przez własny pryzmat przeżyć i doświadczeń oraz subiektywnie oceniać innych, również księży. Nie popieram głaskania w konfesjonałach, bo wiem ile zła potrafi się zmieścić w sercu człowieka, który za namową złego lubi to swoje zło przypudrować codziennią nadzieją miłosierdzia bożego, która bardzo często jest fałszywa. Tak właśnie czyni wielu przestępców, a niektórzy z nich są nawet przekonani, że wypełniają wolę Boga, a jest zupełnie na odwrót. Owszem krzyk, a może jakaś agresja ze strony spowiednika nie jest najlepszą metodą, aby przekonać błądzącego o dramacie jego pozycji duchowej. Jednak brak troski ze strony spowiednika, a tym samym brak szczegółowości niektórych pytań, które zadaje penitentowi, też nie jest dobrą praktyką. W końcu chodzi o jakieś podsumowanie naszej duchowej doczesności. Być może niektórym z nas potrzeba lekkiego potrząśniecia, aby się obudzić z letargu wiary, fałszywej świadomości własnej grzeszności itd. Po drugiej stronie tej płaszczyzny stoją ludzie wrażliwi, bogobojni i prawdziwie wierzący. Takich ludzi faktycznie trzeba traktować delikatnie i z troską. I tutaj Franciszek ma zupełną rację nauczając o uśmiechu spowiednika, który dla takich ludzi może więcej wnieść w życie wiernego niż reguła pokuty. Trudna jest droga posługi w konfesjonale, choć nieżadko sami księża wspominają o ogromnym wsparciu ze strony Ducha Bożego podczas tej posługi. A my idąc do konfesjonału powinnniśmy spowiadać się właśnie Bogu, a nie księdzu. Taka spowiedź jest o wiele owocniejsza dla nas samych (co nie dla nas nie słyszymy, a co do nas, zostaje na długo w sercu i głowie).
11 lutego 2016, 12:08
"Nic nie musimy naprawiać, by Bóg odpuścił nam winy." Jak to mamy rozumieć? :)
Wojciech Żmudziński SJ
11 lutego 2016, 12:31
że miłość jest gratis. :)
11 lutego 2016, 13:12
O tym jest zdanie: "Niczym nie musimy zasługiwać na Bożą miłość." "Nic nie musimy naprawiać, by Bóg odpuścił nam winy" odniósł bym raczej do Sakramentu pokuty i pojednania. I tu brzmi to dziwnie... Nie możemy Go zmusić by nam odpuścił, ale możemy sami nie dać sobie szansy na odpuszczenie. [Jak się nie da naprawić, to trzeba zadośćuczynić...]
Rafał Dąbrowa
11 lutego 2016, 14:34
Owszem, trzeba naprawiać, ale nie po to by Bóg odpuścił nam winy.
11 lutego 2016, 15:16
No kurka wodna, fakt... to, że sakrament nie przyniesie owocu (nawrócenia) w naszym dalszym życiu nie oznacza, że winy nie zostały nam odpuszczone.
Kamila
11 lutego 2016, 16:14
Otóż to! Jesli odchodzimy od konfesjonału z rozgrzeszeniem, to winy zostały odpuszczone. Mamy wyzerowane konto i Bóg otacza nas swoją miłością. Ale może się zdarzyć, ze jeszcze nie przekroczywszy progu kościoła obsobaczę kogoś (w myśli), lub za progiem - już głośno. Czyli owocu nie ma (na razie, bo może jednak sie nawrócę :)))
11 lutego 2016, 11:42
Mnie zastanawia jedna kwestia. Przecież Bóg przychodzi do nas przez różne osoby, przez szorstkiego spowiednika także., natomiast wszystko zależy na jakim etapie jest spowiadajacy się, czy jest to jego np. pierwsza spowiedź w życiu przed I-ą Komunią Świętą, czy może przyszedl wyspowiadać się po kilkunastu lub kilkudziesięciu latach, wtedy szorstkie słowo może go dodatkowo zranić. W iinnych wypadkach jeżeli człowiek regularnie bada swoje wnętrze do którego zaprasza Boga, to nie powinien się zrażać szorstkim spowiednikiem, dlatego że i tę szorstkość będzie starał sie odczytać jako coś, co mu na daną chwilę zostało dane jako zadanie, coś z czym musi się uporać, przepracować, przemyśleć bo przecież w konfesjonale siedzi żywy człowiek, który też jest grzesznikiem i moze właśnie tego dnia zabrakło mu cierpliwości. Jak tak się na to spojrzy to może obróci to co mówi spowiednik w dobro a nie umyślną złośliwość.
abraham akeda
11 lutego 2016, 11:31
Byłoby wspaniale mieć konto napełnione bożą miłością. Częściej zostaje ono tylko(aż) wyzerowane.
Kamila
11 lutego 2016, 11:55
Ależ to jest to samo!!!
abraham akeda
11 lutego 2016, 11:59
To tym gorzej.
11 lutego 2016, 12:43
Coś w tym jest. Był dług i już go po spowiedzi nie ma. Faktycznie życie od długu do zera, to trochę nędza.
Kamila
11 lutego 2016, 16:08
Gorzej, że napełnione Bożą Miłością????
abraham akeda
11 lutego 2016, 16:34
Gorzej dla ciebie jeśli stawiasz znak równości między zerem i bożą miłością.
Kamila
11 lutego 2016, 21:08
I znowu udajesz Greka. Uważaj, bo wreszcie uwierzę, że nie potrafisz czytać ze zrozumieniem. Miłość Boga zeruje nam konto, które obciążyliśmy grzechami. Więc od konfesjonału odchodzimy z czystym kontem i napełnieni Bożą Miłością. Teraz kumasz?
abraham akeda
11 lutego 2016, 21:59
Naucz się liczyć. Zero jest zerem.
Fala Kwiat
11 lutego 2016, 11:06
Mnie nieco bawią postanowienia w Wielkim Poście typu; nie jem słodyczy  albo nie ruszę kieliszka wina, przecież to jest dieta a nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwiem, nawróceniem serca do Boga. Więc może lepiej narzucić sobie codzienny kwadranas z Biblią lub codzienne trwanie w ciszy przed Bogiem ?  Może warto pomysleć, co moge  zrobić dla drugiego człowieka - a szczególnie dla tego co mnie najbardziej irytuje :) to jest dopiero coś :)
abraham akeda
11 lutego 2016, 11:28
Dla niektórych dieta dla innych ogromne wyrzeczenie.
11 lutego 2016, 11:35
Najpierw z czegoś zrezygnować a potem to komuś ofiarować... to nie zostawiaj sobie tych słodyczy na później tylko oddaj innym... a w czasie przeznaczonym na jedzenie słodyczy, pomóż komuś ;-)
11 lutego 2016, 11:00
@kumiko989 a moż nie  przestać pokutować tylko rozradować się ze zbawienia, przebaczenia, pokuty i  pojednania ?
ewa więcek
11 lutego 2016, 14:12
Może tak,tylko zanim rozraduję się ze zbawienia,to najpierw smucę się ze śmierci Jezusa.I jak tu się cieszyć kiedy masz świadomość,że ktoś umarł za twoje grzechy...
11 lutego 2016, 14:25
Wielki Post nie jest po to by smucić się, że Jezus cierpiał i umarł. Jest po to by uzmysłowić sobie po co cierpiał, umarł i zmartwychwstał. Jak na serio sobie uzmysłowić i wyciągnąć wnioski codo własnego życia - to można radośnie odejść od konfesjonału. Nie jesteśmy zaproszeni na obchody "święta śmierci Jezusa" tylko Zmartwychwstania.
ewa więcek
11 lutego 2016, 10:24
Dla mnie Wielki Post to ciężki i bardzo smutny okres,ale może rzeczywiście nie powinno to tak wyglądać...Mamy przestać potukować,pytanie tylko,czy zakaz chodzenia na dyskoteki, nadal więc obowiązuje?
A
ames
11 lutego 2016, 11:21
Nie mamy przestać pokutować, tylko robić to właściwie. Pokutowanie, to nie jakieś kary i zakazy rodem ze średniowiecza. Pokuta ma ścisły związek z nawróceniem, radykalną odmianą jako zmianą myślenia i postępowania. Takie znaczenie jest w oryginale PŚ. Prawdziwa pokuta zaczyna się zawsze od próby stanięcia w prawdzie o sobie samym, zastanowienia co się robi, po co, do czego przywiązuje się jakąś wagę. Oczywiście jedynie z Jezusem na modlitwie, inaczej znowu skończy się na smutku i ciężarze. Pozdrawiam.
11 lutego 2016, 10:21
W naszych konfesjonałach ciężko dostrzec czy ksiądz się uśmiecha bo dzieli nas kratka, może ta kratka jest tu największą przeszkodą i czasem łatwiej za nią się schować i obsobaczyć anonimowo penitenta. Zatem proponuję zlikwidować kratki w konfesjonałach:)
11 lutego 2016, 11:44
Proszę spojrzeć na zdjęcie tytułowe - papież klęczy przodem do spowiednika, widzą swoje twarze bez żadnych kratek.
Andrzej Ak
11 lutego 2016, 16:15
Wielu ludzi taki kontakt w cztery oczy by wypłoszył tak, iż niepotrafiliby wyznać swoich grzechów w prawdzie. Ta kratka stanowi pewien zabieg psychologiczny, aby penitent miał tą odrobinę przestrzeni w której może się otworzyć. Niby nic takiego, a jednak na wielu działa.
11 lutego 2016, 19:37
Rzadkość to oglądać klęczącego papieża.