Jak brat Albert zrobił prezent Zupie na Plantach

To jest historia z gatunku „nie ogarniam”.

Jakiś czas temu w Zupa na Plantach zdecydowaliśmy, że chcemy zatrudnić w naszej fundacji pierwszego pracownika. No bo przez te trzy lata nasza działalność się mocno rozrosła, prowadzimy różne projekty, staramy się pomagać na różnych poziomach. Mamy też dużo nowych pomysłów i chcemy się rozwijać. Chcemy jeszcze bardziej tworzyć w Krakowie przestrzeń solidarności i wrażliwości.

Wiadomo – nie da się tego wszystkiego na raz dobrze robić bazując tylko na naszych wolontariackich siłach i „wolnym czasie po pracy”. Dlatego kilka tygodni temu ogłosiliśmy rekrutację na stanowisko koordynatora / koordynatorki naszego biura i na dniach mamy zamiar ją zakończyć. 

A skoro jest pracownik, jest też potrzebne biuro, w którym będzie mógł on działać.

I znowu – jakiś czas temu zaczęliśmy szukać biura. Szybko znaleźliśmy mały lokal blisko siedziby Zupy. Byliśmy przekonani, że to będzie idealne miejsce. Jako, że był to lokal miejski, stanęliśmy do licytacji na jego wynajem. Niestety okazało się, że popełniliśmy mały błąd w papierach, co automatycznie wykluczyło nas z procesu ubiegania się o lokal.

Trochę nas to podłamało. Kilka dni później, kiedy rozmawiałem przez telefon z moją siostrą Magdą i jęczałem, że masakra, że pracownik za chwilę będzie, a my nie mamy biura, nagle przypomniało mi się, że jakiś czas temu napisała do mnie dobra znajoma z informacją, że niedługo będzie zwalniać lokal, w którym obecnie działa z Dayenu – design for God i zapytała czy może my czegoś nie szukamy.

Rozłączyłem się z siostrą, szybko zadzwoniłem do Doroty i po kilkudziesięciu minutach byłem już u niej.

Po krótkiej rozmowie wszystko było jasne. Dorota z rodziną robią sobie na jakiś czas wolne i wyjeżdżają z Polski. No i w związku z tym zwalniają lokal, w którym do tej pory działali i mieszkali. I chcą go oddać w dobre ręce. I że jest w nim pomieszczenie idealne pod nasze biuro. I nawet cena jego wynajmu jest dokładnie taka sama, jaką zakładaliśmy w Zupowej ekipie na wynajem biura. Podpisaliśmy umowę.

I teraz najlepsze. Jest takie miejsce w samym centrum Krakowa. Zaraz obok Plant. Adres: ulica Basztowa 4/4. Jest to mieszkanie, w którym brat Albert zamieszkał, kiedy postanowił porzucić swoje dotychczasowe życie w krakowskiej śmietance artystycznej i poświęcić je towarzyszeniu osobom doświadczającym bezdomności. W tym mieszkaniu żył przez kilka lat, tu przyjmował na dyskusje o sztuce i wierze znajomych artystów, również tu przyjmował pierwszych bezdomnych, tu uszył swój pierwszy habit.

Od teraz właśnie w tym mieszkaniu będziemy pracować nad dalszym rozwojem Zupy. Czaicie to w ogóle?

Albert, nie mam słów. Dziękuję.

Dziennikarz, publicysta, człowiek z Zupy na Plantach. W latach 2015-2020 redaktor naczelny DEON.pl. Autor książek, m.in. bestsellerowego wywiadu z ks. Kaczkowskim "Życie na pełnej petardzie. Wiara, polędwica i miłość", przetłumaczonej na język niemiecki rozmowy z ks. Manfredem Deselaersem "Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz" czy "Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet". Laureat Nagrody "Ślad" im. bp. Jana Chrapka. Prowadzi podcasty "Słuchać, żeby usłyszeć" i "Wiara wątpiących".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak brat Albert zrobił prezent Zupie na Plantach
Komentarze (1)
~Justyna Łobaszewska
20 grudnia 2019, 13:06
Boże, piękne. Łzy nabiegły do oczu. Własnie taki jest Pan, właśnie tak działa przez swoich świętych. Coś pięknego.