Jasne rozróżnienie
Mogłoby się wydawać, iż temat został już omówiony tyle razy, że wszyscy powinni mieć w tej materii jasność. A jednak kwestia relacji Kościoła i polityki, ze szczególnym naciskiem na polityczne zaangażowanie duchownych, wciąż wraca i budzi emocje. Czasami bardzo silne emocje.
Kodeks Prawa Kanonicznego zawiera bardzo stanowcze stwierdzenie: "Duchownym zabrania się przyjmowania publicznych urzędów, z którymi łączy się udział w wykonywaniu władzy świeckiej" (kan. 285 par. 3). Nie ma tu miejsca na żadne zawężające lub rozszerzające interpretacje. Mimo to media na całym świecie miały sporo uciechy, gdy w kwietniu 2008 roku biskup jednej z najbiedniejszych diecezji w Paragwaju, San Pedro, wygrał wybory prezydenckie. Mówiły o zakłopotaniu Stolicy Apostolskiej i wytykały Kościołowi, że nowy prezydent wciąż formalnie jest duchownym, ponieważ gdy w roku 2005 ogłosił rezygnację z kierowania diecezją i zaangażował się w politykę, został jedynie przeniesiony na emeryturę i suspendowany. Dopiero 30 lipca 2008 roku został przeniesiony do stano świeckiego. 15 dni przed zaprzysiężeniem na prezydenta.
Osiem lat temu w Polsce głośna była sprawa proboszcza, który wziął udział w wyborach samorządowych i uzyskał mandat radnego gminnego. Namnożyło się wtedy interpretacji, czy powinien funkcję podjąć czy nie. Sam zainteresowany mówił, że nie chce zawieść zaufania tych, którzy na niego głosowali i zapewniał: "Funkcja radnego nie wiąże mnie z żadną partią polityczną, nie jest obciążona koniecznością podpisywania weksli, ani z członkostwem z związku zawodowym". Nawiązywał w ten sposób do innego zapisu Kodeksu Prawa Kanonicznego odnoszącego się do politycznej aktywności duchownych. Stwierdza on, że duchowni "Nie mogą brać czynnego udziału w partiach politycznych ani w kierowaniu związkami zawodowymi, chyba że - zdaniem kompetentnej władzy kościelnej - będzie wymagała tego obrona praw Kościoła lub rozwój dobra wspólnego" (kan. 287 par. 2). Co bardziej dociekliwi być może wiedzą, że ten punkt KPK ma ścisły związek z doktryną określoną na Synodzie Biskupów w roku 1971. Powiedziano wtedy: "Przewodniczenie partiom politycznym lub udział w walce w imieniu jakiejkolwiek partii politycznej jest zabronione jakiemukolwiek kapłanowi". Ten sam Synod Biskupów, odrzucając oskarżenia o wtrącanie się duchownych do polityki, wyjaśnił: "kapłani wspólnie z Kościołem mają obowiązek, a nawet prawo, zabierać głos w sprawie ochrony podstawowych praw człowieka, popierać pełny rozwój osoby i osiąganie pokoju i sprawiedliwości".
Wielokrotnie zdarzyło mi się spotkać ludzi, dla których stanowcze ograniczanie aktywności politycznej duchownych jest niezrozumiałe. Przywołują oni zwykle wielowiekową praktykę nie tylko ogromnego zaangażowania politycznego bardzo licznych duchownych katolickich, ale także pełnienia przez księży i biskupów najrozmaitszych politycznych funkcji i urzędów. "Komentarz do Kodeksu Prawa Kanonicznego" pod redakcją ks. Józefa Krukowskiego wyjaśniając ten zakaz stwierdza, że jest on "wyrazem głębszej spirytyzacji zadań osób duchownych w stosunku do epoki przedpoborowej". Dodaje, że praktyka obejmowania funkcji związanych z władzą świecką "nie miała uzasadnienia w ontologii kapłaństwa urzędowego" i przypomina soborową Konstytucję dogmatyczną o Kościele "Lumen gentium", zgodnie z którą duchowni są wyświęcani, "aby głosić Ewangelię, być pasterzami i sprawować kult jako prawdziwi kapłani Nowego Testamentu" (LG 28).
W dyskusjach o politycznym zaangażowaniu duchownych katolickich często przywoływany jest cytat z innego soborowego dokumentu - Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym "Gaudium et spes". Chodzi o ten fragment punktu 76, który stwierdza, że Kościół, z racji swego zadania i kompetencji, w żaden sposób nie utożsamia się ze wspólnotą polityczną ani nie wiąże się z żadnym systemem politycznym. Warto jednak przywołać zdanie poprzedzające tę deklarację. Brzmi ono: "Jest sprawą doniosłą, żeby zwłaszcza w społeczeństwach pluralistycznych doceniano właściwy stosunek między wspólnotą polityczną a Kościołem i by jasno rozróżniano to, co czynią wierni, czy to poszczególni, czy też stowarzyszeni, we własnym imieniu jako obywatele kierujący się głosem sumienia chrześcijańskiego, od tego, co czynią wraz ze swymi pasterzami w imieniu Kościoła". Moim zdaniem jest w tym sformułowaniu bardzo ważna wskazówka dotycząca także opowiadania się duchownych za jakimś konkretnym politycznym projektem. Jest nią "jasne rozróżnianie" pomiędzy tym, co wyświęcony w Kościele katolickim czyni jako obywatel, kierujący się w swych działaniach chrześcijańskim sumieniem, a tym, co robi, mówi, deklaruje, jako duszpasterz. Trzeba zdecydowanie stawiać granice. Ponieważ pomieszanie przez duchownych tych dwóch sfer szkodzi Kościołowi i szeroko pojętej polityce.
Skomentuj artykuł