Jestem matką. Staram się otaczać kobietami, które są wsparciem, a nie kulą u nogi

Fot. Tim Missholder / Unsplash.com

Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że media – w szczególności blogi i social media - kreują dwa bardzo skrajne obrazy macierzyństwa. Z jednej strony widzimy zawsze czyste, uśmiechnięte dzieci i ich mamy tryskające energią, które nigdy nie są zmęczone czy rozdrażnione. Nigdy nie mają dość biegania wokół spraw dzieci. Z drugiej strony narracja wprost przeciwna, która pokazuje kobiece ciało zryte porodem tak, by obrzydzić innym macierzyństwo.

Pojawiają się opisy dziecięcej dramy, które określają bycie mamą jako drogę męczeństwa, ciągłego bólu i samozagłady. Kiedy jednak staniemy w prawdzie, zobaczymy, że życie jest sinusoidą zdarzeń – czasem jest fajnie, następnego dnia dramatycznie. Czasem tryskamy siłą, miłością, wsparciem, innym razem marzymy tylko o tym, by się wyspać i by nikt nas nie dotykał.

Kiedy myślę o dniu matki, widzę las i konwalie, które zbieraliśmy z braćmi dla naszej mamy. Jako dzieci żyjące na wsi, blisko lasu, wiedzieliśmy gdzie rosną kwiaty, które bardzo lubiła, wiedzieliśmy jak sprawić jej radość. Choć nigdy się nie skarżyła, dziś widzę jak macierzyństwo było dla niej trudne. Nie krzyczała, zawsze była obok, ale zapłaciła za to cenę, której ja płacić bym nie chciała – nie chciałabym tłamsić w sobie bólu i trosk, nie chciałabym być mamą, która samotnie dźwiga na plecach tyle spraw i problemów. Nie chciałabym być mamą, która za wszelką cenę broni swoje dzieci przed cierpieniem, więc zamyka każdy ból w sobie i płacze w samotności. Z drugiej strony chciałabym tak jak ona – dawać swoim dzieciom wolność, pozwalać im się sparzyć, puszczać na całodzienne samotne wędrówki po lasach i wspierać je we wszystkim, nawet jeśli nie rozumiem tego o czym marzą.

DEON.PL POLECA

Kiedy zdamy sobie sprawę z tego, że macierzyństwo nie jest idealne i nigdy takie nie będzie, życie staje się dużo prostsze. Od kilku miesięcy bardzo rezonują we mnie słowa o. Franza Jalicsa SJ „wszystko co jest, może być”. To moje zmaganie z uznaniem rzeczywistości, która nie zawsze jest taka jaką chciałabym by była – czasem z racji mojej słabości, innym razem dlatego, że dzieci to nie maszyny i nie da się ich zaprogramować by chodziły jak roboty, czasem też dlatego, że świat nie zawsze jest przychylny naszym planom i wyobrażeniom.

Kiedy myślę o macierzyństwie widzę Maryję, która rodziła Jezusa w skrajnie trudnych warunkach, choć być może marzyła o czymś zupełnie odmiennym. Gdy dostrzegam swoją samotność i ból wyobcowania, patrzę jak Ona uciekała do Egiptu, zostawiając za sobą płacz i lament innych matek, które właśnie straciły swoje ukochane dzieci. Ucieka w miejsce, gdzie nie ma nikogo – znajomych, rodziny – ma „tylko” Boga, którego tuli w ramionach. To, co widzę patrząc na Maryję jest dla mnie najszczerszym obrazem macierzyństwa.

Media narzucają nam różne wzorce, bo mamy odmienne doświadczenia, wartości, cele. Wiele nas łączy, ale i niekiedy dużo dzieli… Sama staram się otaczać kobietami, które są wsparciem, a nie kulą u nogi, jak przysłowiowe „madki”, które mają radę na każdy problem i ich zdanie jest jedynym słusznym. Dziś wiem, że takie relacje zwyczajnie należy ucinać, a pielęgnować te, które sprawiają, że wzrastam i rozwijam się w swoim macierzyństwie.

To co kreują inni, to tylko wycinek rzeczywistości. Na Instagramie można pokazać się czystym i uśmiechniętym, a chwilę później wdepnąć w błoto i nawrzeszczeć na dziecko, które chciało poskakać w kałuży – nie warto więc brać na poważnie wyretuszowanych kadrów codzienności, one nie są całą prawdą, one nie stanowią o wartości macierzyństwa, życia, codzienności.

Chciałabym by dewizą mojego macierzyństwa stały się wspomniane już słowa jezuity „wszystko co jest, może być” – tak bym nabrała wolności tam, gdzie jest ona niezbędna i siły tam, gdzie warto ją spożytkować. Tak, bym była człowiekiem środka, który wie, że jest słaby, ale stara się być dobrym i kochającym rodzicem. Takim, który gdy cierpi – prosi o pomoc innych, również dzieci. Gdy jest silny – daje tę pomoc innym. Życie to splot nieprzewidzianych zdarzeń i różnorodnych reakcji. Życzę każdej mamie by dała sobie do tego prawo, nie tylko w Dzień Matki.

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jestem matką. Staram się otaczać kobietami, które są wsparciem, a nie kulą u nogi
Komentarze (4)
AA
~Andzia Andzia
6 sierpnia 2024, 12:15
Niestety etos matki udręczonej i zmęczonej zbyt mocno wrył się w świadomość społeczną. A wystarczy rozejrzeć się trochę dookoła - jest mnóstwo kobiet spełniających się w macierzyństwie, ale jednoczenie rozwijających się zawodowo i zadbanych :-)) macierzyństwo nie oznacza nieustającego poświęcania się, udręki i rezygnacji z marzeń o sukcesie zawodowym!
GG
~Gość Gość
3 sierpnia 2024, 16:01
Ha ha, gorzej jak tą kulą u nogi jest własną matka lub teściowa która ma radę na każdy problem i jej zdanie jest jedynym właściwym. Napisałam to trochę złośliwie, gdyż jestem przeciwna kategorycznym rozwiązaniom. Tym bardziej, że każdemu się zdarza być "kulą u nogi" a zrywając ze wszystkimi zostajemy sami.
KM
~Karolina Mika
27 maja 2023, 09:16
Jako osoba bez dzievka msaaca znajome matki mogę powiedzieć tyle, ze matki staja się potem tak skupione jedynie na dziecku i mężu, że świata nie widzą poza tym. Oczekują wsparcia, ale same nie potrafią go okazać. Ucinają swoje pasje, relacje, przyjaźnie bo ważny tylko mąż i dziecko. Może tak ma być.może taka jest siła natury? Ale czydziecko wychowane w kokonie ma szanse na stanie się odważnym dojrzałym dorosłym? Wrzucam temat bo zjawisko tzw.madek i matek kokonic jest dziś powszechne.
JM
~Justyna Mic
2 sierpnia 2024, 11:54
Samo się nie zrobiło. Jakaś przyczyna jest ku temu. Znając przyczynę łatwiej znaleźć rozwiązanie problemu i wprowadzić w życie. Pozdrowienia!