Jeszcze o Kościele i pedofilii

Jeszcze o Kościele i pedofilii
ks. Andrzej Jędrzejewski

Od kilku dni najważniejszym tematem w głównych mediach jest pedofilia w Kościele. Inne wydarzenia jakoś tak nieśmiało się przebijają. W Warszawie nawet informacje dotyczące odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz Waltz przegrywają konkurencję z informacją o odwołaniu kanclerza kurii warszawsko-praskiej.

Oczywiście, jeśli zarzuty dotyczące np. polskich duchownych z Dominikany choć w niewielkiej części są prawdziwe, są to sprawy wstrząsające. Oczywiście, że duchowni dopuszczający się tak wielkiego zła wyrządzają ogromną krzywdę przede wszystkim dzieciom, ale także Kościołowi, raniąc go straszliwie grzechem zgorszenia. Oczywiście, że powinni z całą surowością być ukarani, zarówno przez cywilny wymiar sprawiedliwości jak i przez dyscyplinę kościelną.

Dlaczego jednak został właściwie już wydany wyrok na pokazywanych codziennie w mediach duchownych, dlaczego dokonano medialnego linczu, podając wiele informacji, przed jakąkolwiek ich wiarygodną weryfikacją? I przede wszystkim, co ma wspólnego z dziennikarską rzetelnością i obiektywizmem mediów ten straszliwie wykrzywiony, karykaturalny obraz Kościoła, jaki wyłania się z codziennie serwowanego nam przekazu?

Dlaczego codziennie bombarduje się wciąż tymi samymi wiadomościami, wzbogacanymi kolejnymi, często wątpliwej wiarygodności szczegółami, sprawiając wrażenie, jakby Kościół był siedliskiem pedofilii a ksiądz synonimem pedofila?

Dlaczego wszystkie inne przypadki pedofilii wśród artystów, polityków, dziennikarzy, nauczycieli, przedsiębiorców itd. nie są tak nagłaśniane, a jeśli już, to nie są utożsamiane ze środowiskiem, a wyłącznie z konkretną osobą o konkretnym imieniu i pierwszej literze nazwiska?

Oczywiście, zdarzają się wyjątki, jak choćby znany reżyser, ale akurat on nie spotyka się z napiętnowaniem ze strony liberalnych elit, przeciwnie, zapraszany jest na festiwale, broni go minister, wygłasza odczyty przy aplauzie liberalnych mediów.

Nie oburza mnie odkrywanie przez dziennikarzy przypadków pedofilii w Kościele, przeciwnie, trzeba im być za to bardzo wdzięcznym. Oburza mnie i boli brak uczciwego pokazania zjawiska, w prawdziwych proporcjach, ukazujących, że jest to przerażający, ale jednak margines i obecny mniej w Kościele, niż w innych środowiskach. Ten brak uczciwości i prawdziwych proporcji polega też na tym, że nagłaśniając skandaliczne przypadki, prawie nic nie mówi się o ogromnej i wspaniałej pracy z dziećmi i młodzieżą w Kościele, dając zwłaszcza ludziom niezwiązanym z Kościołem fałszywy jego obraz, jako instytucji do cna zepsutej.

Ten brak jednakowej miary dla Kościoła i innych środowisk widać dość wyraźnie na przykładzie abp. Wesołowskiego. Dowiedzieliśmy się, że chodził w miejsca znane z prostytucji nieletnich. Skoro to miejsca "znane z prostytucji nieletnich", to do przypadków pedofilii musi dochodzić tam raczej często i chyba nie sami księża dopuszczali się tych haniebnych czynów. A jednak dziennikarze ukrytą kamerą przez rok nie "polowali" na dziennikarzy, polityków, artystów, policjantów czy robotników, a wyłącznie na biskupa. A przecież tragedia tych dzieci jest tak samo wielka, niezależnie od tego, kto ich wykorzystuje.

Tymczasem dla dziennikarzy interesujący był tylko przedstawiciel Kościoła i nie potrafię oprzeć się przekonaniu, że zdecydowanie bardziej o Kościół tu chodzi, niż o dobro bezbronnych, krzywdzonych dzieci. Na marginesie zauważmy, że w tym rocznym "polowaniu" dziennikarze właściwie nie upolowali nic, poza spacerującym w cywilu nuncjuszem. Nagrali wprawdzie wstrząsające wypowiedzi prostytuujących się dominikańskich dzieci i jeśli, choć w części są one prawdziwe, słowa Jezusa o kamieniu młyńskim przywiązanym do szyi i głębokościach morza same się narzucają. Ale czy można z góry wykluczyć, że dzieci, będące w takim położeniu, iż są gotowe za pieniądze sprzedawać swoje ciało, nie sprzedadzą za pieniądze słów, choćby nieprawdziwych, dziennikarzowi, który od roku poluje i właściwie nie ma się z czym pokazać swojemu medialnemu mocodawcy? Nie twierdzę, że tak było - stwierdzenie takie mogłoby być bardzo krzywdzącym i niesprawiedliwym oskarżeniem. Wykluczenie jednak tego z góry, może również prowadzić do krzywdzących i nieprawdziwych oskarżeń.

Nie chcę bronić oskarżanych o pedofilię księży. Tu się nic nie da obronić, jeśli są choć w części winni. Nie twierdzę też, że Kościół nie ma w zwalczaniu pedofilii i jej zapobieganiu, zwłaszcza w przeszłości, swoich karygodnych zaniedbań. Te bolesne rany Kościoła nie usprawiedliwiają jednak tak zmasowanego medialnego ataku, którego rezultatem jest stworzenie obrazu Kościoła, jako największego zagrożenia dla dzieci.

Na wielu polach Kościół pozostaje bardzo często osamotnionym obrońcą dzieci, począwszy od tych jeszcze nienarodzonych. Kościół jak nikt inny broni życia, broni małżeństwo i rodzinę jako najlepsze środowisko rozwoju dziecka, stawia zaporę niszczącym dzieci koncepcjom wychowawczym związanym z ideologią gender czy fałszywie pojmowaną edukacją seksualną, Kościół wciąż prowadzi na wielką skalę działalność wychowawczą, opiekuńczą, edukacyjną i - co najważniejsze - mimo grzeszności jego członków, Kościół nie przestaje być poranionym Ciałem Chrystusa i miejscem Jego zbawczego działania. Nie tylko pedofilia i inne niegodziwości ludzi Kościoła (choć te przede wszystkim), ale także fałszywy medialny obraz Kościoła będzie sprawiał, że wiele osób nie będzie chciało mieć z takim Kościołem nic wspólnego. Czy nie będzie to z krzywdą dla ich dzieci?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jeszcze o Kościele i pedofilii
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.