Kompletnie różne spojrzenia
Jeszcze w poniedziałek "w temacie" byłego proboszcza z podwarszawskiej Jasienicy przeważały w mediach głosy mówiące o tym, że po swym wystąpieniu na tegorocznym Przystanku Woodstock może on "ponieść poważne konsekwencje", że nastąpi "ostra reakcja kurii", pojawiały się przepowiednie suspendowania duchownego i eskalacji konfliktu.
Zwracam uwagę, że ten ton znalazł się w przewadze, ponieważ po wizycie księdza w kostrzyńskiej Akademii Sztuk Przepięknych zaczęła go krytykować, a nawet potępiać, także te media, które dotąd raczej okazywały mu przychylność. Nastąpiła zastanawiająca zmiana frontu i przegrupowanie sił. Napięcie rosło. Czekano na zapowiadane "szybkie decyzje" kościelnych władz.
Gdy we wtorek pod wieczór były proboszcz i rzecznik kurii po kilku godzinach rozmów razem wyszli przed budynek, okazało się, że żadnych kar nie ma. Zamiast tego mamy "miłosierdzie", które króluje w Kościele, "happy end" i "nowy początek". Ale też "przepraszam", skierowane do tych, którzy sformułowaniami użytymi na Woodstocku poczuli się urażeni, refleksja o tym, że można było lepiej "przemyśleć słowa" i przytyk do dziennikarzy, że zajmowali się "komentowaniem komentarzy", a nie faktów. A na koniec uścisk ręki między duchownym a reprezentantem kurii. Czyli - przywołując słowo modne ostatnio wśród światowych polityków - kompletna "deeskalacja". Rozczarowane miny przedstawicieli mediów - bezcenne.
Proszę się nie napinać i nie denerwować. Nie chodzi w tym tekście o znęcanie się nad dziennikarzami, chociaż uważam, że rola mediów w całej sprawie wymaga dogłębnej, szczegółowej i profesjonalnej analizy ze strony wspólnoty Kościoła. Nie po to, aby im wystawiać cenzurki. Po to, aby dostrzec, w których momentach i w jaki sposób wpływały one na rozwój wydarzeń oraz wyciągnąć wnioski na przyszłość. Bo trudno zaprzeczyć, że aktywność prasy, radia, telewizji i Internetu w całej sprawie miała ogromne znaczenie. Być może nawet chwilami decydujące.
Myślę, że na wydarzenia minionych kilkunastu miesięcy, zogniskowanych w diecezji warszawsko-praskiej, trzeba patrzeć przede wszystkim właśnie w aspekcie nauki na dziś i na przyszłość. Jaka to nauka? Między innymi taka, że przy próbach niezbędnej aktualnie w Polsce poważnej rozmowy o Kościele, trzeba ogromną uwagę zwracać na język, którego się używa. Moim zdaniem wypracowanie takiego języka jest wciąż zadaniem stojącym przed nami, polskimi katolikami. Potrzebujemy języka, którym da się wyrazić świętość i wielkość Kościoła, opowiedzieć jego sukcesy i dokonania. Równocześnie tym językiem trzeba mówić o grzeszności członków Kościoła, o popełnionych błędach, słabościach i niepowodzeniach, które zarówno wspólnotę, jak i instytucję dotykają. To musi być ten sam język. Ponieważ szczera i sensowna rozmowa o Kościele, toczona wewnątrz Kościoła, ale również uwzględniająca głosy z peryferii oraz z zewnątrz, musi zawierać zarówno pochwały, jak i krytykę. W tym także - autokrytykę. Jako wspólnota uczniów Chrystusa mamy obowiązek we własnym gronie mówić głośno (nie tylko szeptać w konfesjonale) o tym, co złe. Mówić nie po to, aby ranić i dzielić. Mówić po to, aby naprawiać i jednoczyć.
Kilka godzin przed "gwałtownym zwrotem" w sprawie byłego proboszcza Jasienicy przeczytałem w Internecie wywiad z Krzysztofem Zanussim. Pytany o kwestie kościelne znany reżyser stwierdził: "Nasz Kościół jest i tak podzielony. Ma w sobie takie ekstrema, jakich nie miał chyba nigdy. Przywykliśmy do Kościoła monolitycznego, a w tej chwili znajdują się w nim ludzie tak od siebie odlegli, że aż trudno ich sobie razem wyobrazić". Wymieniając różne media kojarzone z Kościołem obecne na naszym rynku wskazał, że prezentują one dwa kompletnie różne spojrzenia na świat i życie. I dodał coś, co według mnie jest fundamentem każdego języka dialogu: "rozumiem też, że są ludzie, którzy myślą inaczej".
To oczywiste, że w kwestiach doktryny wiary wszyscy uważający się za katolików powinni myśleć i wyznawać tak samo. Ale jest w Kościele mnóstwo spraw, w których nie tylko dopuszczalne, ale wręcz pożądane są odmienne podejścia i poglądy. Trzeba jednak pilnować, aby nie mylić jednych z drugimi. Aby nie podejmować dyskusji w sprawach, które dyskusji nie podlegają, ale też nie kneblować nikomu ust w sprawach, w których "myślenie inaczej" jest potrzebne.
Skomentuj artykuł