Kościół nie zginie
Kościół nie zginie, Bóg jest w jego wnętrzu. Tyle, że to nie taki Bóg, jakiego musi sobie wyobrażać większość pseudoproroków wieszczących rychłą zagładę Kościoła.
Kościół nie zginie, Bóg jest w jego wnętrzu. Ten refren psalmu dźwięczy mi w uszach przy każdej kolejnej informacji o zaniedbaniu, nadużyciu czy skandalu i przy towarzyszącej im pseudoprorockiej fali komentarzy.
Pseudoprorocy mówią: to się musi zawalić. Kościół się kończy. Wierni opuszczają ten statek, mówią o tym statystyki. To koniec, albo zmienicie nauczanie, albo - jak ostatnio podczas kazania powiedział przewodniczący francuskiego episkopatu, komentując sytuację Kościoła w Europie - zostaniecie „małą, poniżoną i skromną resztką”.
Łatwo w takie proroctwa uwierzyć i przeoczyć to, że w Kościele, tu i teraz, w 2023 roku dokonuje się zmiana. Można jej nie zauważyć, bo jest jak morski prąd, który porusza głębiny w sposób nieodgadniony dla stojącego na brzegu obserwatora. Można jej nie zauważyć, bo jej znaki są delikatne jak pierwsze podmuchy wiatru, które budzą do życia toń morza; a ono, przed chwilą gładkie i statyczne, zaczyna się delikatnie marszczyć, burzyć, maleńkie falki rosną i nabierają mocy, zaczynają wylewać się na brzeg.
Kościół jest jak morze, poruszane wiatrem Ducha. Delikatnym wiatrem, którego tajemnicze działanie widać czasami wcale nie na całym morzu, ale na jego części, kawałku brzegu, w zatoce, na wyspie, w cieśninie. Nie można powiedzieć, żeby nadchodził ogromny sztorm zmian, są tylko lekkie powiewy, jak w historii proroka Eliasza: „A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały szła przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze - trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu - szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty” – bo rozpoznawał, że tak właśnie nadchodzi Bóg. Delikatny powiew, małe fale. Dla wprawnego oka ludzi morza jasne znaki, co się będzie dziać. Małe grupy i społeczności łączące tych, którzy znajdują sens z tymi, którzy szukają. W skali ogólnopolskiej – nic mainstreamowego, nic potężnego. W skali jednego, pragnącego człowieka – odkrycia zmieniające życie. Dla wprawnego oka ludzi Kościoła - jasne znaki, co się będzie dziać.
Kościół nie zginie, Bóg jest w jego wnętrzu. Krytycy Kościoła w to nie wierzą; czasem nawet sami wierzący w to nie wierzą, trwając pod przymusem tradycji i nawyków w kościółkowo-niedzielnym trybie życia, pytając w zagubieniu, co się stało z ich życiem i ich Kościołem. Wyobrażają sobie Boga, który albo w chwilach kryzysu manifestuje swoją potęgę i zaprowadza sprawiedliwość - albo Go nie ma. Skoro odgórnie nie porządkuje spraw swojego Kościoła, to znaczy, że raczej Go nie ma. Albo jeszcze gorzej - że Mu już na Kościele i na nas w nim nie zależy.
A On jest. I Mu zależy. Działa w ukryciu, w sposób nie do przewidzenia, budzi wiarę tam, gdzie się jej nikt nie spodziewa, uzdrawia, działa cuda. Dzisiaj, w lutym 2023 roku. Niewidzialny, choć obecny najmocniej, jak się da, fundamentalnie istniejący, niezależnie od ludzkiej wiary i wyobrażeń.
Tyle, że to nie taki Bóg, jakiego musi sobie wyobrażać większość pseudoproroków wieszczących rychłą zagładę Kościoła. Bóg, o którym myślą, byłby w trzęsieniu ziemi i rozwalałby skały, posłałby anioła z ognistym mieczem, żeby w jedną noc wytracił wszystkich księży łamiących celibat z niepełnoletnimi, ogołocił z dóbr przysłowiowe bądź nie biskupie pałace i ukarał plagą głodu wszystkich katolików, którzy swoimi czynami zniechęcają świat do Jezusa i Kościoła. Gdy nic takiego się nie dzieje, dla pseudoproroków wniosek jest jeden: Bóg milczy, nie ma Go, opuścił Kościół, który się zaraz zawali.
Ale tak nie będzie i o tym mówi cała historia Kościoła, cała historia zbawienia. Gdy jedni w sercu i uczynkach odrzucają wiarę - czy jak powiedział ostatnio gorzko o. Szustak: gdy ludzie Kościoła nie słuchają Boga, a mimo to mówią innym, jak żyć - On znajdzie tych, którzy są Mu wierni, zaprosi ich do misji, małej i niepozornej, na własnym podwórku, w domu, na TikToku, w podkaście albo w małym kręgu biblijnym, w kółku różańcowym albo na Instagramie, we wspólnocie posługującej uzdrowieniem, empatią, zdrowymi relacjami, uwielbieniem. I przez nich rozleje łaskę na cały Kościół, który odnowi się, ożyje i stanie się tym, co w kolejnym zdaniu swojego kazania powiedział o Kościele w Europie nasz francuski arcybiskup z początku tego felietonu: mała, poniżona i skromna resztka okaże się tym miejscem, w którym można doświadczyć nieoczekiwanej miary wolności i głębokiej radości, źródłem obietnicy, która jest jak refren psalmu.
Kościół nie zginie, Bóg jest w jego wnętrzu.
Kto o Nim myśli, że jest huraganem, przegapi delikatny powiew, łagodnie dotykający pojedynczych serc. Tu, w Kościele, naprawdę można znaleźć Boga, nawet gdy część ochrzczonych psuje wizerunek Kościoła i zniechęca do bycia w nim. I tu ludzie Go znajdują, doświadczają Jego bliskości, łaski: w Słowie Bożym, w sakramentach, w modlitwie, we wspólnocie.
Kościół nie zginie.
Skąd to wiem? Stąd, że cała historia Kościoła o tym mówi: już na samym początku z ludzkiego punktu widzenia szło tak sobie, by nie powiedzieć, że źle. Piotr, Judasz, Paweł. Co to w ogóle za pomysł, by objawić się jako zwykły człowiek w małej wiosce małego kraju okupowanego przez rzymskie cesarstwo, w czasach, gdy nie ma internetu? Dlaczego nie całemu światu naraz? Dlaczego nie wybrać ludzi, którzy będą już znani, z zasięgami, pewni, stabilni, godni zaufania, od początku poświęceni idei Jezusa i co najważniejsze - bez skazy?
Bo takich nie ma.
Jesteśmy tylko my. Ze wszystkimi narzędziami, które pozwalają nam być dobrymi, mocnymi, pięknymi ludźmi, przyjaźniącymi się z Bogiem. Korzystający z nich lub nie. Tak było i jest, i będzie. I z takich ludzi Bóg buduje z pokorą swoją wspólnotę, swoje plemię: nas, Kościół. Z utalentowanych, wybranych do różnych zadań ludzi, którzy lepiej lub gorzej wypełniają swoją misję.
Tak, trzeba uczciwie powiedzieć: są obszary, w których jasno widać, że idzie gorzej. Ale poza nimi jest jeszcze w Kościele tyle przestrzeni pełnej Ducha, która się rozwija i rozrasta jak delikatnie fale, obudzone przez wiatr.
Obserwuję Kościół w różnych przestrzeniach. Na odsądzanym od czci i wiary TikToku, gdzie księża tworzą przestrzeń do rozmów z ludźmi poszukującymi sensu i czegoś większego od nich samych, i w małych niewirtualnych grupach spotykających się raz w tygodniu, by wspólnie czytać Pismo Święte. Na Instagramie, gdzie coraz więcej jest „zwykłych” katolików dzielących się swoją codzienną wiarą w pociągający, prosty sposób i w domach dla najbardziej potrzebujących czułości i opieki dzieciaków prowadzonych przez siostry zakonne. W wielkim uwielbieniu na stadionie i małym uwielbieniu w kaplicy. W coraz mocniejszym pragnieniu, by czytać Słowo, wybrzmiewającym w projektach, wspólnotach, grupach, książkach, nagraniach, wyzwaniach. W katolickich podkastach, w których ludzie wierzący spotykają się, by mówić o Bogu. Bogu, który jest dobry i czuły, który troszczy się i dba, który nie opuścił Kościoła, ale obdarowuje łaską jeszcze mocniej wszędzie tam, gdzie rozlewa się grzech. Kościół nie zginie. Bóg jest w jego wnętrzu.
Skomentuj artykuł