List pasterski zamiast homilii? Czas zmienić formę
Tegoroczny Adwent zacząłem najlepiej, jak się tylko dało: weekendowymi rekolekcjami Lectio Divina. Konferencje, czas na spotkanie ze Słowem Bożym, adoracja… Całość zwieńczyła Eucharystia w pierwszą niedzielę Adwentu. Nakarmiony Słowem po sam korek wróciłem do domu. Następnego dnia mój znajomy z "kościelnego światka" zapytał, gdzie byłem na Mszy w niedzielę. Powiedziałem mu, a w odpowiedzi usłyszałem: "Masz szczęście! Ja byłem w kościele obok i był list".
No tak… Początek nowego roku kościelnego, nowy program duszpasterski no i trzeba przypomnieć ludziom, że w Adwencie chodzi o czuwanie i roraty, a nie o zakupy w sklepie. No i trochę polityki jeszcze… Jestem zgryźliwy? Troszkę tak…
Ilekroć na Mszy zamiast homilii pojawia się list - czy to biskupa, czy rektora KULu - powracają głosy, że ciężko jest ich słuchać, że są trudne w odbiorze, a także nieżyciowe i niedotykające problemów słuchaczy. Nie bez powodu w wielu syntezach diecezjalnych synodu o synodalności pojawia się wątek listów pasterskich, że są niezrozumiałe, a dla wielu wręcz niepotrzebne.
Też mam ochotę podpisać się pod stwierdzeniem o ich niepotrzebności. I to nawet obiema rękami. Czy jednak ich usunięcie to dobry pomysł?
Dlaczego biskupi piszą listy?
Dotarła do mnie jedna bardzo ważna sprawa. Dlaczego biskupi piszą listy? Bo muszą? Bo taka tradycja? Bo tak ustalili?
Bo chcą pozostać w kontakcie z ludźmi! To tak oczywiste, że aż mi głupio, że nigdy nie patrzyłem na to przez ten pryzmat. Pasterz chce być w kontakcie z ludem. Może jednak warto dostosować formę kontaktu do współczesności.
Listy przez wieki były najbardziej oczywistą formą kontaktu, a w Kościele nawet uświęconą, bo mamy sporo listów w Nowym Testamencie. Taki św. Paweł Apostoł komunikował się ze wspólnotami w najwygodniejszy dla nich sposób: w głowie miał temat listu, dyktował go skrybie, który szybko i sprawnie go zapisywał, list był dostarczany do wspólnoty (możemy sobie wyobrazić, że było to dla nich duże przeżycie) i tam odczytywany wszystkim. Mieli czas, żeby o nim podyskutować, starszy gminy mógł wyjaśnić jego niuanse. Podobnie działało to przez wieki, aż do wynalezienia telefonu no i przede wszystkim - internetu.
Może czas zmienić formę?
Dziś nie czekamy na informację od kogoś - mamy je od ręki i to w takich ilościach, że jesteśmy przytłoczeni. Nie mamy też czasu przebijać się przez tysiące znaków ze spacjami w tekście i to ułożonych w długie zdania ze skomplikowanym słownictwem. A już na pewno nie odczytujemy ich wspólnie i nie dyskutujemy na ich temat.
Dziś króluje zwięzłość, szybkość, konkret i obraz - zarówno zdjęcie, wideo, jak i obraz napisany słowem, czyli historia. Dobry storytelling wciąga i pozwala skupić uwagę na treści. Może czas zmienić formę komunikacji kościelnych listów pasterskich?
Dobra komunikacja wymaga wiedzy
Pisanie dobrych listów w czasach Pawła wymagało znajomości retoryki oraz umiejętności szybkiego pisania przez skrybę. Dziś, żeby dobrze się komunikować w nowoczesny sposób, też trzeba nabyć odpowiednie zdolności i wiedzę o tym, jak przyjmujemy informacje.
Może zamiast listów na wyjątkowe okazje regularne wideo-blogi? Jasne, to wymaga zaplanowania, przygotowania, nagrania, obrobienia i dystrybucji… Biskup ani kuria nie muszą tego umieć robić, ale od czego są specjaliści? Niedawno bp. Galbas nagrał krótki filmik wprowadzający w Adwent (trzeba popracować nad jakością, ale pomysł super!)
Dystrybucja treści może się odbywać na stronie diecezji, lub w aplikacji diecezjalnej (ona też jest do zrobienia), które można odpowiednio promować i reklamować - od tego też są specjaliści. Parafia w Łacinie pokazuje, że można iść w stronę profesjonalnej komunikacji.
Jeśli zaś pisać, to zgodnie z tym, jak czytamy teksty wiInternecie. Muszą być krótkie i zwięzłe. Pisane prostym językiem. Podzielone na treściwe akapity z nagłówkami. Takie teksty lubią wypunktowania i listy. To pomaga szybko przyswoić ich treść. Te zasady zna każdy copywriter i z pewnością mógłby szybko i sprawnie przerobić list pasterski na łatwoprzyswajalny tekst - czy do sieci, czy do parafialnych biuletynów.
Cieszę się, że ominął mnie list w pierwszą niedzielę Adwentu, że dostałem wyjaśnienie Słowa Bożego. Adwent i Boże Narodzenie to okresy, gdzie ze Słowem można dotrzeć do poszukujących, można zrobić całookresowe rekolekcje tylko i aż wyjaśniając czytania, których słuchamy na liturgii. A to przybliży nas do Boga. Czy nie jest to główne zadanie Kościoła? Czy nie warto zainwestować w to czas i pieniądze?
Skomentuj artykuł