Lubię komercyjne święta

W minionym tygodniu byłem na dwóch wigiliach. Zaprosili mnie do stołu: wegetarianie - anarchiści i agencja reklamowa, której szefuje muzułmanin i ateista. Przy stole nie było modlitwy, nie śpiewaliśmy "Oj maluśki, maluśki", a zamiast suszu popijaliśmy czerwone wino. Było jednak wyjątkowo, bo byliśmy razem.

Z zaciekawieniem przeczytałem tekst księdza Jacka Prusaka SJ, pt.: "Obrona Świąt przed Wigilią", opublikowany w ostatnim numerze "Tygodnika Powszechnego". Trafne uwagi o "zeświecczeniu" Bożego Narodzenia nie podlegają dyskusji. Ksiądz Jacek pisze m.in.: "religijny rytuał dzielenia się opłatkiem, mający przypominać dzielenie się chlebem eucharystycznym, sprowadziliśmy do świeckiego obrzędu składania sobie życzeń. To oczywiście jest o wiele łatwiejsze, bo można otworzyć usta bez otwarcia serca."

DEON.PL POLECA

W innym miejscu wyjaśnia: "komercjalizacja Wigilii polega przede wszystkim na tym, że obarczyliśmy ją licznymi, muszącymi się ziścić oczekiwaniami. W rezultacie Wigilia nierzadko staje się dla jej uczestników trudnym doświadczeniem emocjonalnym. Ma stać się cud, jak w hollywoodzkich filmach wyświetlanych przed świętami, ale ma stać się bez naszej pracy - bo przecież inaczej pryśnie czar tego wyjątkowego dnia roku". Cały tekst pełen jest celnych spostrzeżeń o tym, że ze świętowania Bożego Narodzenia ulotnił się najbardziej cenny - nabożny charakter.

Zastanawiam się jednak, czy musimy się aż tak trapić, że większość społeczeństwa bardziej cieszy padający śnieg i Mikołaj wiozący Coca-Colę, niż pobożny wymiar Wigilii? I czy rzeczywiście w tym komercyjnym świętowaniu nie ma już miejsca dla Jezusa?

Istotnie, łamanie opłatkiem ograniczyliśmy jedynie do składania sobie życzeń. Śpiewanie kolęd zastąpiliśmy słuchaniem wałkowanych na okrągło hitów z kategorii "Last Christmas". Na wigilijny stół wwozimy coraz częściej krewetki w zastępstwie karpia w galarecie. Nudę i rozczarowanie, które być może wierni czasem odnajdują w Kościele, sprawnie zagospodarował konsumpcjonizm.

Możemy nad tym wszystkim ubolewać i z rozrzewnieniem organizować kolejne naukowe seminaria pod hasłem: "Dlaczego konsumpcja zżarła Jezusa". Mam jednak wrażenie, że w tym całym zamieszaniu ciągle pozostaje nieodzowny ważny element świętowania, o którym zresztą pisze również ksiądz Jacek. Jest nim - bycie razem.

Otóż 24 grudnia, choćbyśmy przez cały tydzień biegali po sklepach w poszukiwaniu świeżej kapusty na bigos, siądziemy wspólnie przy Wigilijnym stole. I nawet, jeśli powiemy sobie: "święta, święta i po świętach", to i tak powiemy to w gronie najbliższych.

Barszcz z uszkami i śledzie pod pierzynką mają przecież wymiar duchowy, większy niż połknięcie hamburgera lub hot doga, co robimy na co dzień. I nigdy pierogi z kapustą nie smakują tak wyjątkowo, jak te jedzone w towarzystwie rodziny, gdy obok stołu świeci choinka. Wiemy o tym wszyscy.

Poszukiwanie świątecznych prezentów, wydawanie grubych pieniędzy na upominki, to przecież znak pozbywania się egoizmu. Boże Narodzenie staje się okazją do zbliżenia nawet, jeśli bezpośrednio nie myślimy w tym czasie o Jezusie. Staranie, by uszczęśliwić bliską osobę podarunkiem pięknie zapakowanym w papier z galerii handlowej, skupia uwagę na najbliższych, a tym samym zbliża! Nawet, jeśli zamiast deliberowania o omnipotencji Boga w pierwszy dzień świąt, będziemy, popijając kawę, oglądać "Kevina samego w Nowym Jorku", to będziemy robić to w gronie najbliższych.

Wigilie, o których wspomniałem na początku, również są wyjątkowe i niepowtarzalne. Muzułmanin łamiący się opłatkiem z ateistą to widok nieczęsty. Nawet, jeśli żaden z nich nie wie, że dzielą się przecież chlebem symbolizującym Chrystusa i miłość. Wegetarianie, którzy z dbałością przygotowują bezmięsne potrawy, by potem wspólnie biesiadować, może nie mają świadomości o tym, że radują się z nadejścia Pana, ale mają pretekst do pogadania. Te oba spotkania, były też dla mnie okazją do opowiedzenia wszystkim o duchowym wymiarze świąt, o samym Bogu.

To wszystko pokazuje, że chrześcijaństwo wprowadziło jednak w ten zlaicyzowany świat kroplę uprzejmości i dobrego nastroju. Nic tak nie powoduje uśmiechu na twarzy jak powiedzenie w sklepie zamiast: "Do widzenia", "Wesołych Świąt!". To zasługa chrześcijaństwa!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lubię komercyjne święta
Komentarze (28)
AZ
Artur z daleka
26 grudnia 2011, 20:03
Nie za bardzo podoba mi się komentarz z zastosowaniem pojęcia entropii (powołując się na aspekt termodynamiki) w zastosowaniu do społeczeństwa. Nie za bardzo rozumiem jak mam traktować człowieka w społeczeństwie (jako cząstkę elementarną?), moim zdaniem ta przenośnia jest zbyt duża.
T
tak
26 grudnia 2011, 12:59
@słaba, zwłaszcza układ otwarty na Boga
T
tak
26 grudnia 2011, 12:49
@słaba, Dziękuję . Podoba mi się to.
S
Słaba
26 grudnia 2011, 12:13
@tak Przykład z entropią nie stał się ważniejszy niż temat główny. Po prostu jest to bardzo celny przykład, na którym można rozpatrywać problem poruszony w tekście. Ale pewnie dla większości ludzi jest niezrozumiały, bo mało kto wie coś o termodynamice... A problem moim zdaniem jest taki, że w społeczeństwie pluralistycznym, w jakim przyszlo nam żyć, elementy kultury, religii, zwyczajów, rozchodzą się i mieszają ze sobą, jakby przez dyfuzję. To jest proces społecznego "wzrostu entropii", czyli wzrostu nieuporządkowania. Jak wiadomo z termodynamiki, taki wzrost prowadzi w układach zamkniętych do stanu równowagi, gdy wszystko jest dokładnie wymieszane i jakikolwiek ruch jest już niemożliwy. Wiąże się z tym pojęcie tzw. "śmierci cieplnej" wszechświata. Rozumiem więc twoje obawy odnośnie tego procesu społecznego. Chciałam tylko cię pocieszyć, że jeśli sami nie zamkniemy się na miłość i askę Boga, to On będzie nas obdarzał nimi nieustannie. Nie będziemy wówczas, w sferze ducha, układem zamkniętym. Im więcej będziemy czerpać z Boga Jego milości i łaski, tym więcej jej elementów będzie "dyfundować do śiwata", w wyniku zwykłych procesów społecznych. Autor artykułu chyba próbuje powiedzieć, że te rozproszone elementy są same w sobie elementami miłości i stanowią dobrą bazę do głoszenia Chrystusa, tym którzy go nie znają...
S
Słaba
26 grudnia 2011, 11:39
Drodzy dyskutujący. Chyba nie zauważyliście jednego bardzo istotnego zdania w tym tekście. Mianowicie: "Te oba spotkania, były też dla mnie okazją do opowiedzenia wszystkim o duchowym wymiarze świąt, o samym Bogu."
MG
Malwina Grabowska
26 grudnia 2011, 09:17
To może autor tak napisał, że czytelnicy intencji nie wyłapali i to nie ich wina
AZ
Artur z daleka
26 grudnia 2011, 08:16
Czytam komentarze i wydaje mi się, że ktoś nie zrozumiał intencji autora. Po prostu autor zauważa coraz bardziej narastającą tendencję laicyzacji, a że przy tym skorzystają innowiercy, czy wegetarianie to tylko efekt upraszczania i spłycania wartości - ale to było celem artykułu a nie wyznaniem wiary autora.
MG
Malwina Grabowska
26 grudnia 2011, 01:51
@ Alu New Age to była duchowość, jakieś poszukiwania, nie ma sensu wszystkiego, co nam nam nie pasuje, obdarzać tym jako epitetem. Popkultura zniszczyła nawet New Age :-), nie miało korzenia. Autor po prostu nie przemyślał tematu mam wrażenie. Miesza pojęcia, jedzie po płyciźnie jako komentator. Nie trzeba być katolikiem, żeby pisać głębięj ;-). Trudno...
A
alu
26 grudnia 2011, 00:23
Wedlug mnie, artykul z wyrachowaniem przygotowuje grund do nowej "religii"   New Age, w ktorej sa wymieszane ze soba rozne wyznania. New Age jest jak polski bigos, kazdy znajdzie w nim to co lubi, nie muszac rezygnowac z wlasnej pychy. Jezeli autor uwaza sie za katolika, to jest juz bardzo letni!
MG
Malwina Grabowska
25 grudnia 2011, 23:09
Tak, chrześcijaństwo jest super - to dzieki niemu mamy prezenty, fajne kolendy, uprzejmość i dobre jedzenie 2 dni w roku. Autorowi to wystarcza - to tak, jakby miłość miedzy dwojgiem ludzi docenić, bo dzięki temu mamy dwudniowy fajny urlop raz do roku. I spędzamy go razem! Mam pytanie do autora - skoro sens świąt to sledzie pod pierzynką zamiast hot doga, to czym różnią się Boże Narodzenie od urodzin autora? Też pewnie świętuje podaje specjalne potrawy zamiast hot - dogów. Ja w lekturze różnicy nie widzę żadnej
NZ
na zdrowy rozum
25 grudnia 2011, 22:39
O! Kolejna dyskusja nt. wyższości masła nad margaryną...tym razem w świątecznym wydaniu :)
Bogusław Płoszajczak
25 grudnia 2011, 17:32
Koloryt Wigilii.... Byc może odmiana jest czyms miłym ale mnie nie przypada do gustu np: Wigilia do której jedzenie podają skąpo ubrane "aniołki".... Tłumaczenie w stylu "czego to marketing nie wymyśli" mnie nie przekonuje. Nalezy nazywać rzeczy po imieniu.
T
tak
25 grudnia 2011, 16:48
Moje przywołanie entropii, czyli psucia tego co dobrze było skonstruowane, miało być argumentem za czymś , w moim mniemaniu dużo ważniejszym – przypomnę; chodziło o to, że treść i esencja wiary naszej może zostać naruszona przez systematyczne, kumulujące się drobne ustępstwa typu wymienionego w artykule i świetnie podkreślanego przez innych dyskutantów: cieszmy się, że ludzie ze sobą się spotykają ( tak jakby się spotykali tylko dzięki Wigilii) , cieszmy się , że dzielą się opłatkiem ( chociaż dla ateisty i muzułmanina jest to tylko wafelek i nic więcej), cieszmy się, że ludzie mówią ze sobą niekiedy, o religii ( nawet gdyby z tego nic nie wyszło) i tak dalej. Są to pozory sukcesu, a naprawdę rozmywanie tego co najważniejsze. Zadziwiające, że nagle przykład stał się ważniejszy niż temat główny. Zresztą pewnie to mija wina – nie umiałem jasno wyłożyć o co mi chodziło.
A
ABAR
25 grudnia 2011, 10:12
 A jaką oprawę będą miały Święta Bożego Narodzenia za 50 lat? Znając dzisiaj odpowiedź, na pewno bylibyśmy do cna zgorszeni, do czego sprowadzą święta nasze dzieci. Zapominamy jednak jaką miarą operuje Bóg, a jaką człowiek. Każdy dzień, ma taką samą wartość w drodze do zbawienia i jest dla nas tak wyjątkowy jak dzień Wigilii. Wystarczy tylko, aby nie zapominać o Bogu, a przynajmniej na moment przypomnieć sobie o Jego istnieniu.
S
Słaba
24 grudnia 2011, 23:50
@tak W kwestii entropii :-): Na szczęście mamy układ otwarty, a nie zamknięty! Łaska Boża nieustannie dopływa, zasilając świat wciąż nową energią. Nie grozi nam zatem "śmierć cieplna" z powodu osiągnięcia maksimum entropii. :-) Organizmy żywe są strukturami dyssypatywnymi (rozpraszającymi energię, zatem powodującymi wzrost entropii). No, ale do Ziemi dopływa energia ze Słońca. Dlatego możliwe jest życie. Życia i Łaski płynących z Eucharystii życzę tuż przed Pasterką!
Andrzej Jędrzejewski
24 grudnia 2011, 22:44
~KW napisał: nie podoba mi sie ten artykuł, to jest myslenie w stylu x.Bonieckiego Znając Autora tekstu, jestem przekonany, że bardzo go ucieszy takie porównanie. Dla red. Błażeja to wręcz super recenzja :-) (kiedyś zreszta zrobił bardzo dobry wywiad z ks. Bonieckim). A jednak, zdecydowanie nie zgadzając się z e sposobem myślenia zawartym w tym artykule, równie zdecydowanie stanę w tym przypadku w obronie ks. Bonieckiego. Mimo wszystko nie wierzę, by ks. Boniecki mógłby sie pod tym podpisać :-). A teraz zbierajmy się już na pasterkę. Bóg się rodzi!
T
tak
24 grudnia 2011, 22:44
Oto definicja entropii: „Entropia w termodynamice- funkcja stanu określająca kierunek przebiegu procesów samorzutnych w odosobnionym układzie termodynamicznym. Zgodnie z drugą zasadą termodynamiki, jeżeli izolowany układ przechodzi spontanicznie od jednego stanu równowagi do drugiego, jego entropia nigdy nie maleje -każdy układ zamknięty dąży do równowagi, w której entropia osiąga maksimum.” Entropia rośnie gdy układ zamknięty dąży do równowagi. Oznacza to , że np.: różnice wyrównują się , następuje zanik procesów w układzie. np.: temperatury wyrównują się, góry wskutek erozji znikają i ziemia staje się płaska, itd. Chodziło mi o to, że są obiektywne procesy niszczące stan wyższego zorganizowania , który redukuje entropię natomiast entropia działa na rzecz zlikwidowania tego wyższego zorganizowania w naszym przypadku w przedziale między wysoką religijnością a zerową religijnością stan równowagi nastąpi na pewno poniżej wysokiej religijności, być może w środku albo jeszcze niżej. Starajmy się zatem utrzymać stan wysokiej religijności a nie szukać środków aby ją osłabić. Tak więc dla mnie entropia nie jest żadnym czynnikiem rozwoju, chyba , że rozwój ma na celu bezruch. Tak więc wszystko zależy od tego co rozumiemy przez rozwój. Pozdrawiam.
K
KW
24 grudnia 2011, 22:33
 nie podoba mi sie ten artykuł, to jest myslenie w stylu x.Bonieckiego, co mnie obchodzi spotkanie muzulmanina i ateisty przy kawie i przyjemnosc przebywania razem, Wigilia to doswiadczenie religijne a nie wieczor kawalerski - a ze sprawowane w pospiechu...takie czasy...
LW
luka w totalnej strukturze
24 grudnia 2011, 21:00
ogólny wydźwięk artykułu trochę niepokoją, bo kojarzą mi się z teorią entropii: na początku jest doskonała struktura , natomiast entropia działa wolno ją niszcząc tak jak np: ciepło powoli niszczące piękną lodową rzeźbę. To ciągłe , powolne, dokonujące się kroczek po kroczku odzieranie wiary z jej treści i idących w ślad za nią wymagań musi niepostrzeżenie doprowadzić do czegoś czego ani żeśmy nie przewidywali ani nie chcieli. entropia to nie jest zniszczenie, entropia to nie jest ciepło niszczace lód (chociaz jeśli chodzi o lód ludzkich uczuć - to może warto), entropia to luka w strukturze, to coś co pozwala na rozój, na ruch, na zmiane. gdyby nie entropia - nie byłoby postepu, także postepu ludzkiego dobra. entropia to niewiadoma, brak totalnej struktury
M
Mmm
24 grudnia 2011, 14:25
 Happy Wintersday and Holidays!
M
MR
24 grudnia 2011, 12:54
 Chrześcijaństwo nie idzie od jakiegoś "złotego wieku" ku zupełnej marginalizacji. Przeżyło juz wiele osłabień ,  " błędów i wypaczeń" i odrodzeń Cóż warta była by nasza wiara gdybyśmy wątpili, obawiali się, że ostatni ze sprawiedliwych zgaszą światło i zamkną drzwi. Ale też dawajmy świadectwo, przede wszystkim własnym przykładem i wpływem. 
Dariusz Piórkowski SJ
24 grudnia 2011, 12:49
Do Markko, Wigilia, jeśli trzymać się jej źródłosłowu i rodowodu, oznacza czuwanie i przygotowanie, i to w wieczór przed świętem. Więc tak naprawdę nie można wigilii przeżywać w połowie Adwentu, albo kilka razy.  To nie jest tyłko miłe rodzinne spotkanko, po którym rozchodzimy się do domów. Czuwamy razem, w domu, oczekując na liturgiczne narodzenie Chrystusa.  Żeby doczekać do Pasterki, to też trzeba coś zjeść i napić się. Stąd wieczerza. A zarazem jest to początek świętowania. Nie utożsamiajmy więc wigilii z każdym spotkaniem. To po pierwsze. Po drugie, ja nie mam nic przeciwko temu, a nawet cieszę się, że ateista i muzułmanin się spotykają ze sobą i dzielą się opłatkiem. I w sumie w Bożym Narodzeniu o to chodzi, żeby ludzie dostrzegli siebie, porozmawiali, ucieszyli się sobą, także przy stole. Nie napisałem o żadnym uduchowieniu świąt, tylko właśnie o tym, żeby nie zapominać, dlaczego to spotkanie międzyludzkie jest możliwe.
M
Markko
24 grudnia 2011, 12:24
@ks. Andrzej, o. Dariusz - autor pisze raczej o święcie bliskości, spotkania, intymności, wzajemnego zrozumienia, niż o święcie karpia i bigosu. Powiedziałbym, że pisze dokładnie o tym, czego nam - tzw. zaangażownaym katolikom (że już nie wspomnę o księżach) tak często brakuje. Uciekamy w nadętą i napompowaną retorykę o kosmicznym misterium inkarnacji odwiecznego Logosu, sztucznie spirytualizujemy wcielenie, być może, by obronić się przed zwyczajną bliskością. I ubolewamy, że świat nie chce się nią razem z nami zachwycić. Żebyśmy tylko ubolewali - napiętnujemy i potępiamy, używamy wielkich słów z końcówkami na -izm, -yzm by stworzyć przynajmniej pozór jakiejś naszej duchowej wyższości, a może by poprostu zracjonalizować własne lęki? A czy przypadkiem samo narodzenie Chrystusa nie jest właśnie zeświedczeniem samego Boga? Czy nie jest usunięciem tej pozornej może granicy między świętością a ziemskością? Czy nie bardziej ewngeliczne jest przełamanie się opłatkiem niewierzącego z muzułmaninem, pragnienie wzajemnego dobra katolika z ateistą od najbardziej płomiennego kazania o potrzebia obrony NASZEJ KATOLICKIEJ tożsamości? Zastanówmy się sami kiedy granice nas dzielące usuwamy, a kiedy umacniamy bastiony naszych osobistych demonów lęku? I co jest bliższe istocie owego "Misterium Inkarnacji Odwiecznego Logosu?"
T
tak
24 grudnia 2011, 11:50
Zgadzam się z ks.a.j.em i ks. Dariuszem Piórkowskim , natomiast dwa następne głosy oraz ogólny wydźwięk artykułu trochę niepokoją, bo kojarzą mi się z teorią entropii: na początku jest doskonała struktura , natomiast entropia działa wolno ją niszcząc tak jak np: ciepło powoli niszczące piękną lodową rzeźbę. To ciągłe , powolne, dokonujące się kroczek po kroczku odzieranie wiary z jej treści i idących w ślad za nią wymagań musi niepostrzeżenie doprowadzić do czegoś czego ani żeśmy nie przewidywali ani nie chcieli.
Wojciech Żmudziński SJ
24 grudnia 2011, 11:27
Pisze Autor: "czy musimy się aż tak trapić, że większość społeczeństwa bardziej cieszy padający śnieg i Mikołaj wiozący Coca-Colę, niż pobożny wymiar Wigilii?" Chyba mnie Pan przekonał. A ta puenta i sympatyczny ukłon w kierunku chrześcijaństwa zupełnie mnie rozbroił. Jeśli ktoś woli Mikołaja albo bałwana od chrześcijańskiego wymiaru Wigilii, to czemu się trapić? Niech każdy cieszy się tym wolnym czasem wespół z innymi jak potrafi i jak lubi. Warto jednak spojrzeć prawdzie w oczy i nazwać po imieniu nie mający wiele wspólnego z chrześcijaństwem tzw. "polski katolicyzm ludowy", bo jeśli Boże Narodzenie jest tylko ckliwą tradycją albo uciążliwą powinnością - to również i ja wolę padający śnieg i Coca-Colę w miłym towarzystwie.
M
MR
24 grudnia 2011, 10:56
       Chrześcijaństwo na wiele sposobów mówi, że tam gdzie spotkają się ludzie dobrej woli i jest między nimi przyjaźń i miłość, tam jest Bóg. Realizują przykazanie miliości bliźniego więc Bóg, który jest miłością,  jest tam niejako " z definicji". Możemy wyznawać rózne religie, albo żadnej i nie zdawać sobie sprawy z tego faktu lub mu nawet zaprzeczać.        Wszyscy potrzebujemy rytuałów i symboli. Pytanie co się za nimi kryje? Czego symbolami są te zwyczaje? Czym są "season holidays, winter holidays". Ludzie urządzający "gwiazdkę" "Mikołaja", jedzący krewetki nie robią nic złego, zwłaszcza jeśli towarzyszy temu przyjaźń, miłość. Ale to trochę takl jak z prezentem, który raduje, ale raduje bardziej, gdy wiemy kim jest ofiarodawca i dlaczego chciał nas ucieszyć. Niech więc Święta Bożego Narodzenia będą  przeżywane ze świadomością co świętujemy i dawajmy świadectwo tej świadomości. . Ale "ewangelizując" bądźmy dyskretni i delikatni.        
Dariusz Piórkowski SJ
24 grudnia 2011, 10:54
Zastanawiam się jednak, czy musimy się aż tak trapić, że większość społeczeństwa bardziej cieszy padający śnieg i Mikołaj wiozący Coca-Colę, niż pobożny wymiar Wigilii? I czy rzeczywiście w tym komercyjnym świętowaniu nie ma już miejsca dla Jezusa? Mnie się wydaje, że jest się czym martwić, a przynajmniej zastanowić. Wprawdzie spotkanie ludzi i rozmowa ma niewątpliwą wartość, ale w sumie każda okazja jest dobra, by się spotkać. Można się spotkać z okazji wigilii bez wiary w Chrystusa, ale po co nazywać to wtedy wigilią? Rozumiem, że to miejsce dla Jezusa jest, tylko w sposób pośredni, nieuświadomiony. To można jakoś zrozumieć, ale na zasadzie wyjątku, a nie reguły. Tak, chrześcijaństwo zbliża ludzi, ale nie można zapominać, kto jest jego źródłem. Spotkanie i zbliżenie się ludzi podczas świąt to jeden z elementów, ale jeśli się nie odkryje, co tak naprawdę jest powodem tego spotkania, co lub kto nas zbliża, to będziemy mieli do czynienia ze zwykłym humanizmem. To już coś, ale w spotkaniu ludzi też Bóg jest obecny. Myślę jednak, że więcej dobra dzieje się wówczas, jeśli ludzie uświadamiają sobie, o co rzeczywiście chodzi w wigilię i Boże Narodzenie. Według mnie to jest kuriozum, że ateista i muzułmanin obchodzą wigilię, choć nie wierzą w Chrystusa.  
Andrzej Jędrzejewski
24 grudnia 2011, 10:23
Trochę tak, jakbyś napisał: nie rozdzierajmy szat, że w Krakowie bazylikę mariacką zamienili na klub nocny i dyskotekę, ważne, że ludzie lubią tam chodzić, jest niepowtarzalny, taki trochę magiczny klimat, ludzie przeżywają radość - "to napewno zasługa chrześcijaństwa". Nie kwestionuje tego, że nawet niewierzący czy nie-chrześcijanie mogą czerpać jakąś radość z kultywowania tradycji zbudowanej na chrześcijaństwie, ale nie próbujmy udawać, że jest ok. gdy chrześcijania przeżywają święto karpia i bigosu zamiast Narodzenia Chrystusa.