Ludzie nadziei

Ludzie nadziei
Piotr Żyłka

W rzeczywistości, która coraz częściej budzi w wielu chrześcijanach lęk, a nawet agresję i nienawiść, bardzo potrzebujemy przykładów ludzi, którzy - mogłoby się wydawać - wbrew logice i wbrew zdrowemu rozsądkowi, są wierni radykalnemu przesłaniu Jezusa.

Czwartek wieczór. Sala w Collegium Novum na Uniwersytecie Jagiellońskim pęka w szwach. Przyszli ludzie bardzo różni - świeccy i duchowni, młodsi i starsi, zakonnice i działacze NGO-sów. Wszyscy słuchają w skupieniu rozmowy trzech gości, których dialog - w kontekście paryskich wydarzeń sprzed trzech tygodni - wydaje się być totalną abstrakcją. Żydowski rabin z Londynu, katolicki biskup z Krakowa i muzułmański imam z Kruszynian. Gdybym tam nie był i opierał swoją wiedzę o innych religiach tylko na niezwykle burzliwych i płytkich dyskusjach w sieci, to bym pewnie nie uwierzył. Wszyscy mówili o orędziu Bożego Miłosierdzia. To nie wszystko. Imam cytował świętego Pawła, rabin świętego Franciszka, a biskup Ryś spuentował spotkanie słowami: "Jeśli będziemy czynić miłosierdzie, ludzie zapytają nas o Boga". Tak wyglądał Dziedziniec Dialogu w Krakowie.

Sobotnie popołudnie. Jestem gdzieś w Świętokrzyskim. Mała wioska. Gospodarstwo składające się z kilku budynków i kaplicy. Siedzę na krześle w małym, drewnianym domku. Po drugiej stronie stołu siedzi kobieta. Ma "to coś" w oczach. Jest pieruńsko inteligentna i jeszcze bardziej konkretna. Ubrana w jakiś dziwny, jasnobrązowy habit. - Po co to wszystko robisz? Po co to zajmowanie się bezdomnymi, żebrakami i uchodźcami? Po co mieszkasz z Arturem, który ma autyzm? - pytam. - Bo na tym polega Ewangelia. To nie jest jakieś pitu, pitu, tylko konkret. Drugi człowiek. Chrystus jest w każdym z nich - odpowiada siostra Małgorzata Chmielewska. - Jak myślisz, co zrobiłby Jezus, gdy dziś spotkał żebraka na ulicy? - dopytuję. - Na pewno by się zatrzymał, żeby go poznać i zrozumieć. Nie zostawiłby go bez pomocy. Spojrzałby na niego, jak na człowieka, który jest poniżony - mówi.

Ten sam dzień. Wracam wieczorem do domu. Polska ma dwóch nowych bohaterów. Michała i Zbyszka. Dziś mówili o nim na całym świecie. Od Watykanu po Amerykę Południową. Młode chłopaki. Na zdjęciach wyglądają jak warszawscy hipsterzy z Placu Zbawiciela. Tylko, że ci dwaj już nie żyją. Byli na misji w Peru. Kiedy radykalni fundamentaliści przyszli po nich, nie stawiali oporu, nie bronili się, nie chwycili za broń. Głupota? Brak wyobraźni? Skrajna naiwność i brak instynktu samozachowawczego? Być może. W każdym razie wielu pewnie tak uważa. Ale to właśnie ci nieodpowiedzialni, franciszkańscy szaleńcy są dziś beatyfikowanymi męczennikami. To ich Kościół stawia nam za wzór.

DEON.PL POLECA

Wracam pamięcią do spotkania sprzed tygodnia z bratem Markiem z Taize. To dla mnie bardzo ważny człowiek. Kilkanaście lat temu, był pierwszą osobą, która pokazała mi Kościół, który nie ocenia zagubionych, podnosi grzeszników, leczy rany, a nie dobija leżących. Sam tego doświadczyłem. - Zamachy w Paryżu budzą strach. Jak sobie z nim radzić? - pytam. - Przez całe ostatnie wakacje rozmawialiśmy o uchodźcach z młodymi Polakami, którzy przyjeżdżali do Taize. Zawsze na początku zadawałem pytanie, czy mieli jakiś kontakt osobisty z uchodźcami. I wtedy okazywało się, że nie. Wszystkie opinie były powtarzane po kimś (…) Myślę, że jest to też odczytywanie Ewangelii w taki sposób, żeby być wiernym Chrystusowi, który nikogo nie odrzucał, nikogo nie osądzał, nie skazywał, nie spisywał na straty z góry. Zapłacił za to bardzo wysoką cenę. Został zabity. Mamy tę świadomość, że to może nas kosztować. Zresztą mamy takie doświadczenie, że to już nas kosztowało, bośmy stracili brata Rogera w ten sposób (założyciel wspólnoty zginął 16 sierpnia 2005 z rąk kobiety, która zadała mu na początku wieczornego nabożeństwa kilka ciosów nożem w plecy i gardło - przyp. red.). Nie był otoczony murem, ani ochroniarzami, był do dyspozycji każdego człowieka. Myślę, że nie kierujemy się jakąś naiwnością, ale po prostu Ewangelia nas do tego wzywa i chcemy być jej wierni - odpowiada brat Marek. - A co powiedzieć ludziom, którzy się najzwyczajniej w świecie boją? - dopytuję. - Jeśli stworzymy więzi przyjaźni, zrozumienia, dobroci, życzliwości, to naprawdę mamy szansę zbudować lepszą przyszłość. My w Taize i ja osobiście w taką przyszłość wierzę. Ona jest możliwa. Siła Ewangelii jest tak wielka, że może pokonać nienawiść i lęk. Pan Jezus dobrze znał ludzkie lęki. Dlatego tyle razy powtarzał: "Nie bójcie się. Ja Jestem" - mówi brat z Taize.

Te spotkania z ostatnich dni utwierdziły mnie w przekonaniu, że Kościół potrzebuje ludzi nadziei. Takich Bożych szaleńców, którzy będą działali wbrew logice tego świata. Marzy mi się - jak to napisała siostra Małgorzata przy okazji Święta Niepodległości - "Polska w której posuwamy się na ławce, żeby zrobić miejsce przybyszowi i odziewamy nagiego i karmimy głodnego, nie pytając wprzód o rasę czy wyznanie lub jego brak. Bo to człowiek, Chrystus cierpiący. Polska, w której pogarda jest wstydem, a nienawiść i agresja wysłana na Marsa, bo Księżyc za blisko".

Piotr Żyłka - redaktor naczelny DEON.pl, twórca Projektu faceBóg i polskiego profilu papieża Franciszka. Jego projekty można znaleźć na blogu autorskim

Ludzie nadziei - zdjęcie w treści artykułu

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ludzie nadziei
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.