Maryja nie nadaje się na sztandar

Annunziata (fot. Antonio Sicurezza [Public domain], via Wikimedia Commons)

Sierpień w Polsce to fenomen na skalę światową. Od setek lat tysiące kompletnie zwykłych i przeciętnych ludzi dokonuje rzeczy niespotykanej - ruszają w pieszej pielgrzymce do jednego celu. Są w różnym wieku, mają odmienne problemy. Wszyscy zmierzają do Częstochowy, aby oddać cześć Tej, którą nazywamy Królową Polski, Niepokalaną czy po prostu Matką.

Jeśli powiem, że Polacy kochają Maryję, to jakbym nic nie powiedział. Związek polskości z maryjnością jest tak bardzo intensywny i gęsty, ma tyle splotów, że stanowi osobny, wyjątkowy kobierzec polskiego katolicyzmu. Podejrzewam, że opracowań tematu są setki - począwszy od dużych analiz, przez symboliczne wzmianki. Pewnie ilu badaczy, tyle hipotez na temat pochodzenia, a prosty człowiek i tak znajdzie swoje wyjaśnienie. Niemniej każdy czas zasługuje na to, żeby spróbować zrozumieć, skąd taka siła kultu maryjnego w Polsce. Odpowiedzieć sobie na pytanie: kim Maryja jest dla mnie? Co Maryja może mi dać, a co ja mogę dać Jej?

To są ogromnie ważne sprawy, jeśli pragniemy zrozumieć własną religijność i to, co w niej niepowtarzalne. Niektórym wystarczą puste deklaracje, które przykro powiedzieć, ale dziś głucho brzmią. Legendarne bogarodzicze śpiewy rycerzy, śluby Jana Kazimierza czy zesłany ratunek dla stolicy przed bolszewicką inwazją to skansen historii, z którym współczesny człowiek może nie czuć żadnego związku. To zrozumiałe, sam nie mam nic wspólnego z wojakami spod Grunwaldu i jakbyśmy się oszukiwali, w jakie bajki byśmy wierzyli, to fakty są takie, że zdecydowana większość Polaków tego związku nie ma. Mimo to Maryja jest dla nas też ogromnie istotna. Dlaczego Ją kochamy?

To nieszczęśliwy przypadek, że w Polsce naczelne święto wojska pożarło w kalendarzu Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Maryja przebija się do naszej świadomości jako Ta, która ratowała Polaków, ale już nie Polki; żołnierzy, ale nie ich matki i żony. Jakiś czas temu oglądałem rekonstrukcję filmu "Polonia Restituta". To dokument z 1928 roku, który opowiada o walkach o niepodległość i wojnie polsko-bolszewickiej. Film stał się perłą kina politycznego międzywojnia i regularnie odtwarzano go na dowolnych rocznicach państwowych. Tym, co najbardziej uderza dzisiejszego widza jest niemal kompletny brak ludności cywilnej, dzieci czy kobiet. Są żołnierze, wodzowie, defilady i szarże kawalerzystów, ale nie ma zwykłych ludzi. W ten sposób myślimy o historii, że wypełniają ją napakowani mężczyźni ruszający do bitwy, a nie przeciętni ludzie tacy jak my sami.

DEON.PL POLECA

Maryja jest matką, a niemal każdy wie, na czym polega matczyna miłość. Ona jednak nie nadaje się na sztandar, chyba że jako wyprany z emocji i człowieczeństwa awatar Bożej Opatrzności. Jest Tą, która cierpi pod krzyżem, ale nie Tą, która zrodziła i wychowała miłosiernego Boga. Sztandar nie odda troski matki względem dziecka. Nie idzie się na wroga, przeciw drugiemu człowiekowi, z orędziem czułości względem niego. Jak zidentyfikować się z macierzyństwem, gdy żyje się walką? Macierzyństwo jest "babskie", nie ma nic wspólnego z kulturą twardych wojowników. A przecież historii nie piszą zwycięskie bitwy, bo w nich giną ojcowie, wujowie i bracia. Historia należy do matek - kobiet rodzących dzieci i opiekujących się nimi. To one przekazują kulturę, wprowadzają w świat. Tym bardziej szokuje ich nieobecność i niedowartościowanie przez czas i symbolikę. W Polsce powinno być to szczególnie widoczne, bo wielokrotne doświadczenie utraty ojczyzny nie przełożyło się na utratę innego miejsca - matecznika. Ojczyznę zabierali kolejni zaborcy, ale matecznik trwał i żył kobiecą siłą matek, ciotek, sióstr. Bez niego nie byłoby nas, nie byłoby Polski. Doceńmy wreszcie matecznik, bo historia była, jest i będzie kobietą.

Maryja rozumie nasz ból i troszczy się o nas. Cud nad Wisłą nie polegał na tym, że Matka Boża kierowała kule polskiego żołnierza, ale na tym, że dzięki jego żonie udało się wychować ich wspólne potomstwo. Bez Maryi, z której wziął ciało, Jezus nie stałby się ufnym, delikatnym dzieckiem - takim, jakimi i my byliśmy, bo potrzebującym troski. Ona jest pierwszą i wyjątkową opiekunką, która dba o swe dzieci. "Ona jest tą, do której zawsze można udać się z prośbą o pomoc. Jest tą, która nigdy nie opuści i najlepiej potrafi zrozumieć cierpienia ludu, która potrafi pocieszyć i wesprzeć" - pisze Victor Codina w "Kościele wykluczonych" o stosunku ubogich Ameryki Łacińskiej do Matki Bożej, lecz te zdania doskonale opisują nasz związek z Maryją. My też cierpimy, nasza wiara też bywa krzykiem w ciemności. Też bywamy bezradnymi dziećmi.

Maryja się za nami wstawia. Nie trzeba daleko szukać, wystarczy szybki przegląd motywów w dawnej sztuce sakralnej. Nieraz ocierają się one o herezję, ale wyrażają ufność pokładaną przez prostych ludzi w matczyną opiekę. Trudno zaufać bohaterowi licznych pouczeń, czyli odległemu Sędziemu Sprawiedliwemu (o ile ma się takie właśnie szkodliwe pojęcie Boga), bo ufa się Matce. To do Niej należy płaszcz strzegący przed Bożym gniewem i potępieniem, Ona mlekiem ze swej piersi odgania diabły czyhające na duszę grzesznika. Te wszystkie, często naiwne i szczere dzieła, malowane przez ludzi pozbawionych szkoły, wyjątkowego warsztatu, fantastycznie oddają intymny związek potrzebujących orędownictwa ludzi z Matką Bożą.

Maryja jest kobietą. Trudniej przychodzi zidentyfikowanie ze sklerykalizowanym Kościołem mężczyzn. On czasem bardziej przypomina armię, a nie dom. Nierzadko tkwi w nas taka niezamierzona krytyka hierarchii, bo nasza własna wiara pochodzi nie od księdza, będącego nieraz co najmniej zdystansowanym wobec osób innego stanu. Taki pasterz nigdy nie stanie się źródłem wiary. Gdy byłem dzieckiem, to stałym obrazem widocznym w trakcie mszy były ławki pełne starszych kobiet pogrążonych w samodzielnej modlitwie. Cała msza prócz przemienienia, ale zwłaszcza w trakcie homilii, wypełniona szeptem. Nie każdy ma talent kaznodziejski, a czasem opowieść o miłości, którą Bóg obdarzył człowieka, lepiej przekażą palce z pełną wiarą przekładające kolejne paciorki różańca. Wiara wychodzi od babci czy matki. To one uczą zawiązywania intymnej relacji z Bogiem przez modlitwę, tak jak Maryja nawiązywała ją z Jezusem jako Jego mama - wychowując Go, bawiąc się z Nim i ocierając Jego łzy. "W Kościele, gdzie świeccy nie mieli nic do powiedzenia (…), prosty i ubogi lud (…) szukał pomocy u Maryi, Matki miłosierdzia (…). Lud szuka pomocy u Maryi, gdyż nie znajduje jej nigdzie indziej". To znów Codina, ale przecież dobrze czujemy, że to o nas samych. Maryja opiekuje się nie tylko każdym z osobna, ale i całą wspólnotą.

Maryja jest z ludu, bo znała codzienną pracę, zmęczenie, obowiązki. Nosiła na sobie ciężary, które sami i same nosimy. Dziś pewnie pracowałaby w dużej firmie na podrzędnym stanowisku. Może w sklepie, może w szwalni albo w gospodarstwie. Nie zarabiałaby wiele, ledwie tyle, co umożliwia przeżycie, a może nawet mniej, licząc na przeżycie we dwójkę. Właśnie przez ten pryzmat widać ostatnią Jej cechę. Ona jest wielką wyzwolicielką, bo wyzwala z trudu i lęku. Pokazuje, że nie chodzi o to, by rozumieć i nad rozumieniem się głowić. Chodzi o to, by odważnie kochać i dla tej miłości kompletnie zmienić swoje życie. Kto z nas przyjąłby dziecko, nie znając jego ojca? Ile jesteś w stanie na siebie wziąć? Ona wzięła to wszystko na barki i uniosła.

Tego nas uczy Maryja. Niech pokazuje, że relacja z Bogiem nie jest czymś abstrakcyjnym, ale prawdziwym i namacalnym. To zawsze kontakt z drugim człowiekiem, który jest blisko i dzieli z nami słabość. Tak jak nasza mama.

Karol Kleczka - redaktor DEON.pl, doktorant filozofii na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt. Prowadzi bloga Notes publiczny.

Redaktor i publicysta DEON.pl, pracuje nad doktoratem z metafizyki na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt, pisze również w "Tygodniku Powszechnym"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Maryja nie nadaje się na sztandar
Komentarze (12)
A
Ann.
20 sierpnia 2018, 12:28
5. Powrócę jeszcze do jednego wątku. Napisał Pan o kobietach: "To one przekazują kulturę, wprowadzają w świat. Tym bardziej szokuje ich nieobecność i niedowartościowanie przez czas i symbolikę. " - W kulturze polskiej kobieta, matka odrywa bardzo ważną rolę, występuje otoczona szacunkiem, we wszystkich epokach. Co więcej, bardzo często były to wizerunki wskazujące na podobieństwo czy wręcz naśladowanie Matki Boskiej. Najbardziej znany jest wiersz A. Mickiewicza "Do Matki Polki". Zresztą tenże motyw Matki-Polki był później powtarzany na wiele sposobów. Pokazywał matkę, która kocha swoje dziecko, wychowuje je i cierpi z powodu jego niezawinionego cierpienia. Jak Maryja. - Pisał Pan o filmie z dwudziestolecia międzywojennego, więc przypomnę podstawową lekturę szkolną z tego okresu: "Przedwiośnie" S. Żeromskiego. Pani Jadwiga Barykowa, cicha, prosta kobieta, która opiekuje się krnąbrnym synem w czasie rewolucji bolszewickiej, próbując wyperswadować mu tezy komunistów, w które młody niedoświadczony chłopak łatwo uwierzył. Cierpi, znosi ból w milczeniu i pokorze.  - Większość polskich poetów pisała wiersze do matek i o matkach, opublikowane są listy do nich. To temat bardzo szeroki. - Najnowsza kultura odrywa się od takiego wizerunku, ale to chyba etap przejściowy, efekt zachłyśnięcia się wszechobecnym liberalizmem. W każdym razie od tego są także intelektualiści, żeby wracać do pewnych wzorców.
A
Ann.
22 sierpnia 2018, 01:36
Ale jeśli przyglądnąć się współczesnej kulturze, to też coś się znajdzie: W Krakowie bardzo popularna jest obecnie wystawa "Wyspiański".  Przepiękny i symboliczny jest obraz "Macierzyństwo". Cała seria obrazów tego artysty pokazuje też jego zonę z dziećmi - Helenką, Stasiem i Mietkiem.  Na witrażach przedstawiał symbolicznie, jako kobietę: Caritas, Polskę. Malował wiele wizerunków matek i kobiet.  W 2000 r Różewicz za tomik "Matka odchodzi" dostał nagrodę NIKE. A z muzyki - polecam piosenkę Korteza "Dla mamy".
V
V
20 sierpnia 2018, 11:38
Panie Karolu, duży problem deonowskiej publicystyki polega na tym, że macie dobre pióra i pewno świetne wykształcenie. Często jednak, gronu publicystów brakuje teologii i duchowości w wersji usystematyzowanej. Owszem, ta z doświadczenia jest nawet pierwsza, ale bez wgłębienia się w tę drugą narzucanie klucze interpretacji, które na dobrze znanym mi Zachodzie doprowadziły do desakralizacji wszystkiego z tytułu szczerej chęci uczłowieczenia i bliskości... I Codina i wielu innych stają się wielkim odkryciem, gdy tymczasem to już naprawdę było wiele razy i na szczęście w czystszej postaci, bo u świętych i w wielkich dziełach duchowości, które karmiły i duchownych, i prosty lud. W dziełach wolnych od coraz bardziej nadymanego przeświadczenia, że oto nadchodzi reforma, oto czynimy nowe, oto teraz epoka bliskości, bo wcześniej jej nie było.... Zaręczam, że żaden z prawdziwych reformatorów tak nie myślał. I dlatego oni wnosili Ducha, a pokłosiem Waszych refleksji, mimo starań o wymiar duchowy - jak w powyższym tekście, staje się socjologizacja, psychologizacja i spłaszczanie.
AK
Anna K
18 sierpnia 2018, 16:05
Myślę, że pewne tezy tego artykułu bardzo mocno wyrastają z kultury współczesnej, dzisiejszej, która zerwała pewną ciągłość kulturową. Stąd moze pewne nieporozumienia. "To nieszczęśliwy przypadek, że w Polsce naczelne święto wojska pożarło w kalendarzu Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Maryja przebija się do naszej świadomości jako Ta, która ratowała Polaków, ale już nie Polki; żołnierzy, ale nie ich matki i żony." 1. Dziś kobiety podejmują się wszeliich zawodów, ale to sytuacja z ostatnich lat. Przecież w wojsku dawniej byli tylko mężczyźni. Ale oni, stając do walki, ratowali własnie swoje żony, matki i córki. To oczywiste, jednoznaczne  i niepodważalne. Jeśli mówi się, że Matka Boska uratowała żołnierzy, to znaczy jednocześnie, że ratowała cały kraj, całą społeczność. Nie ma potrzeby tego doprecyzować.
AK
Anna K
18 sierpnia 2018, 16:07
2. To, że święto wojska polskiego wypada w święto wzniebowzięcia, jest szczególnie symboliczne. "Cud nad Wisłą"nie jest tak odległym wydarzeniem. Niewiele brakowało, żeby Polska stała się kolejna republika radziecką, żeby zapanował tu komunizm. Nie mielibyśmy wolności religii, słowa - łatwo zobaczyć, jak dziś wyglądaja państwa komunistyczne - materiałów w internecie jest mnóstwo. Ale tak się dzieki Bogu nie stało. Bitwa warszawska została wygrana. I teraz żołnierze polscy uznali, że nie oni zadecydowali o zwycięstwie, że czuwał Ktoś nad nimi, że Bóg dokonał cudu za wstawiennictwem Matki Bożej. Przecież wcześniej odbywały się zbiorowe modlitwy w Warszawie, ludzie wylegali na ulice, gromadzili się w kościołach. Modlili się, wierząc własnie w moc modlitwy. Zaufali Bogu. Przypisali potem zwycięstwo Bogu, a nie sobie. Czy to źle? Moim zdaniem to niezwykła postawa. A taką własnie przyjęli wszyscy, od władz po zwykych ludzi. Co Pana w tym oburza? Chętnie podyskutuję. To święto wojska polskiego pokazuje, że jest Ktoś, kto może więcej od armii. 3. Inną sprawą jest, na ile to wszystko funkcjonuje w świadomości społecznej. Moim zdaniem - za mało. Przeładowane programy szkolne nie pozwalają na dokładniejsze zapoznanie się z zagadnieniami. A szkoda.
AK
Anna K
18 sierpnia 2018, 16:24
4. "Sztandar nie odda troski matki względem dziecka. Nie idzie się na wroga, przeciw drugiemu człowiekowi, z orędziem czułości względem niego. Jak zidentyfikować się z macierzyństwem, gdy żyje się walką? Macierzyństwo jest "babskie", nie ma nic wspólnego z kulturą twardych wojowników." - Myślę, że tu trzeba rozróżnić dwa rodzaje walki - agresję i obronę. W historii Polski mieliśmy do czynienia z obroną -  matek, żon, rodzin, niepodległości, ojczyzny. A tego podejmują się ludzie, którzy własnie te wartoście cenią. - Nie sądzę, by w Polsce była kultura "twardych wojowników". Jesli poczyta się wiersze K. K. Baczyńskiego czy wcześniejsze, z okresu romantyzmu, jesli posłucha się piosenek wojskowych, to tam zawsze pojawia się dramat osoby, która nie chce zabijac, ale poświęca się w imię wyższych wartości, często własnie dla swoich ukochanych, by ich bronić. Dlatego odwoływanie sie do Maryi - Matki, opiekunki, nie razi, ale jest naturalnym wyborem.
AK
Anna K
18 sierpnia 2018, 16:49
I jeszcze - jak najbardziej zgadzam się z docenieniem roli Maryi jako matki oraz z podkreśleniem znaczenia kobiet. Pozdrawiam
T
Tomasz
17 sierpnia 2018, 15:46
Genialny tekst, a słowa: "Pokazuje, że nie chodzi o to, by rozumieć i nad rozumieniem się głowić. Chodzi o to, by odważnie kochać i dla tej miłości kompletnie zmienić swoje życie" biorę i ogłaszam "światu". Bardzo dziękuję!
KP
Krzysztof Pierzchała
15 sierpnia 2018, 13:10
"Sklerykalizowany Kościół mężczyzn..." Bożek świadomości społecznej w przypadku autora pokazuje swą antyklerykalną i feministyczną twarz. Wyimagnuj więc sobie szanowny autorze,iż owe "stłamszone" przez męskiego bezdusznika babiny "klepiące" różaniec, Maryję właśnie obrały sobie za przewodniczkę w drodze na Golgotę Pańską,źródło naszego odkupienia,która uobecnia się przez słowa nie kogo innego tylko owego klechy (ukłony dla x.Lemańskiego) -PRZEZ MARYJĘ DO JEZUSA. Potrafisz im dorównać? Stać Cię na umieszczenie Maryi na sztandarach walki z wszelką herezją? Czy może wolisz ideologiczne szyderstwo?  
MP
Marek Pawłowski
16 sierpnia 2018, 11:28
Proszę pana, przeczytałem artykuł i nigdzie nie widzę szyderstwa. Co do "sklerykalizowanego Koscioła" to polecam historię MB z Guadelupe i lęk Juana Diego przed pójsciem do hierarchy.
MP
Marek Pawłowski
16 sierpnia 2018, 11:30
I jeszcze jedno "z obfitości serca, mówią usta.". Pozdrawiam.
SK
Sofia Kowalik
18 sierpnia 2018, 20:36
@karmelito patriarchat kościelny upada, płacz i lament grupki kościelnych mężczyzn tego nie zatrzyma; kobiety są bardziej świadome i odważne i nie da się już ich zamknąć w domu przy garach zarzucasz autorowi feminizm a słyszałeś o szowiniźmie?