Między sensem a rozczarowaniem

(Fot. Claudio Testa / Unsplash

Kim jest kobieta w Kościele, w 2021 roku? Czy jest ważna? A może jest tylko częścią tłumu pobożnych kobiet, szepczących różaniec?

Gdy w styczniu papież zdecydował o dopuszczeniu kobiet do posługi lektoratu i akolitatu, przez niewidzialną granicę między „tradycyjnymi” i „postępowymi” katolikami przetoczyła się burza. Dlaczego? Bo walka o pomysł na kobietę w Kościele wciąż trwa.  

Duszpasterska troska i pobłażanie

Z pewnego bardzo smutnego „świadectwa” apostazji, opublikowanego w sieci, wynika, że jednym z problemów, jakie jego autorka miała z Kościołem, był… patriarchat. Pisze, że w Kościele kobieta nigdy nie staje w debacie o doktrynie, kwestiach społecznych czy nawet swojej roli i swoich prawach na równi z mężczyzną i nie ma mocy przekazywania „bożego głosu”, a równie bolesne jest dla niej traktowanie „w szczególności młodszych kobiet z emocją, którą można opisać jako coś pomiędzy duszpasterską troską a pobłażaniem”.

Nawet, gdy nie stawiamy spraw tak ostro, widzimy, że koncepcja „puchu marnego” wciąż mocno się trzyma niektórych głów, w większości wyróżniających się koloratką.

To może matriarchat?

Rozwiązaniem na pewno nie jest feminizm w jego powszechnym rozumieniu, w którym kobieta jest lepsza od mężczyzny i do niczego go nie potrzebuje, za to powinna nieustannie udowadniać swoją wartość, wykonując to wszystko, co faceci, tylko lepiej i szybciej. W którym zamiast patriarchatu mamy… matriarchat.

Takie odwrócenie ról niczego nie zmienia, a tylko bardziej dzieli i oddala od siebie tych, którzy powinni współpracować, bo właśnie w tej współpracy jest piękno i moc.
Żeby tak się działo, potrzeba nie zamiany ról, ale prawdziwej zmiany.

Ta zmiana nigdy nie dokonuje się odgórnie, ale zawsze w relacjach. Kiedy przestajemy się traktować z dystansem ze strony kobiet i obawami ze strony kapłanów. Kiedy zaczynamy się oswajać, ufać sobie, doceniać swoje mocne strony i to, że potrafimy się – po prostu – uzupełniać.

Bycie sobą zmienia świat

Kobieta i mężczyzna uzupełniają się wzajemnie. Nie tylko w wymiarze fizycznym, przede wszystkim w wymiarze duchowym. Nie tylko w małżeństwie, ale w każdej innej relacji. Dojrzały w swej męskości mężczyzna sprawia, że kobieta przy nim czuje się dobrze i nie obawia się pokazać, jaka naprawdę jest; mądrze świadoma swojej kobiecości kobieta pomaga mężczyźnie stawać się bardziej sobą, mądrym, dobrym i mocnym. Do tego trzeba jednak chcieć być sobą i nie bać się różnic, które między nami są.

My to w Kościele dobrze wiemy.
I wciąż nie umiemy tego dobrze wykorzystać.

Własna wrażliwość i własna lista zadań

W Biblii kobiety czasem prowadzą lud, czasem toczą wojny i ucinają przeciwnikowi głowę, a czasem robią prorokowi podpłomyki, podają do stołu i wrzucają do skarbony grosz. Nie bywają kapłankami. Bywają za to dla mężczyzn wsparciem, kłopotem i… otrzeźwieniem. A mężczyźni tym samym bywają dla kobiet.

Jest tak, bo i kobiety, i mężczyźni mają własną listę zadań, z których pierwszym jest bycie sobą, a drugim – realizowanie pozostałych z własną, niepowtarzalną wrażliwością. Nawet, gdy jako kobieta i mężczyzna działamy w tym samym obszarze i gdy jesteśmy obdarzeni tym samym talentem – będziemy naszą misję realizować inaczej. I przez to dawać światu pomnożoną wartość. Przykład? Świetna polska biblistka, pani Danusia Piekarz, która o Piśmie Świętym opowiada tak, że trudno przestać słuchać – i swoim spojrzeniem uzupełnia to, co w Biblii odkrywają bibliści płci przeciwnej.

Spokój w różnorodności

Nie, kobiety w Kościele nie są tłumem. Nie są też tanią siłą roboczą ani mniej ważną częścią wspólnoty. Są mocą, pięknem, miłością, odwagą i światłem Kościoła. Są połówką jego serca.

Jak siostra, która razem z księdzem egzorcystą posługuje od dwudziestu sześciu lat, przekazując słowo od Jezusa tym, których On chce duchowo uzdrowić. Jak świecka liderka wspólnoty, która prowadzi konferencje i modlitwy ramię w ramię z opiekującym się wspólnotą kapłanem. To, co między nimi widać – to spokojna jedność. Zgranie, zrozumienie, zupełnie nowa jakość i moc działania, której oddzielnie nie osiągnęłoby żadne z nich. Tak samo, jak we wszystkich małżeństwach, które w różnych ruchach i wspólnotach służą razem, dzieląc się zadaniami według swoich talentów, możliwości i ograniczeń.

Kościół to nie budynki i hierarchia

Co zatem kobieta może robić w Kościele? Czytać czytania, śpiewać psalmy, prowadzić scholę, robić kawę, zamiatać podłogę… i trzymać się z daleka od biskupa, by jej czasem nie wyświęcił? Tak, ale tylko wtedy, gdy myślimy, że Kościół to tylko hierarchia i budynki.

A przecież tak nie jest. Kościół jest żywy i prawdziwy – pomiędzy. Nie pomiędzy plebanią a świątynią. Pomiędzy ludźmi wierzącymi.

Kościół jest od bycia z Bogiem i bycia ze sobą nawzajem. I w tym jesteśmy naprawdę dobre. W słuchaniu. W dobrze pojętej łagodności – i dobrze pojętej stanowczości. W relacjach, które są naszą mocną stroną. W dostrzeganiu innych, ich emocji, potrzeb, pragnień. W rozmawianiu o tym, co ważne. W dawaniu wsparcia, które jest czymś o wiele ważniejszym, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. W wybaczaniu.

Jestem przekonana, że to jest nasze „miejsce”, nasza rola w Kościele. Być sobą, w pełni swojej kobiecości, i nie starać się być nikim innym, a zwłaszcza - mężczyznami. I nie chodzi tu o bycie księżmi. Chodzi o zostawianie wszystkim facetom przestrzeni, żeby mogli nimi być. Wtedy, gdy działamy po swojemu: kobiety po kobiecemu, a mężczyźni po męsku - wtedy możemy się uzupełniać. Działać z mocą.

I wtedy Kościół jest pociągający.
I wtedy zamiast rozczarowania jest sens.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Między sensem a rozczarowaniem
Komentarze (5)
MW
Magdalena Witkowska
9 marca 2021, 10:30
Dziękuję za ten tekst i za to, że zostawia dużo przestrzeni dla osobistej refleksji :)
no_name (PiotreN)
7 marca 2021, 02:36
Wiem, że piszę nie na temat, przepraszam. Wczoraj późnym wieczorem zmarła moja Mama, miała na imię Halina. Kochani bardzo Was proszę o modlitwę wstawienniczą. Bardzo dziękuję z każdą, nawet najmniejszą modlitwę.
KS
Konrad Schneider
6 marca 2021, 13:21
Fajnie sie czyta, ale odnosze wrazenie, ze to jest dopiero wstep do czegos wiekszego. No bo jesli role kobiety w Kosciele sprowadzimy do sluchania, ksztaltowania relacji i odczytawanie emocji - no to zostajemy na tym etapie, na ktorym teraz jestesmy. Nie posunelismy sie ani kroku naprzod...
IH
~Iwona Hoppe
6 marca 2021, 12:55
Po przeczytaniu artykułu, choć czyta się go przyjemnie, nadal nie wiem, co faktycznie kobieta może robić w Kościele. I co znaczy.
SL
Sebastian Lindner
6 marca 2021, 11:47
Szanowna Pani Marto, czy niedecydowanie o niczym istotnym jest częścią Pani kobiecej natury? Nieposiadanie minimalnego nawet wpływu na kierunek, w którym płynie nawa Kościoła - czy jest tym, co Jezus dla Pani zaplanował? Pozdrawiam serdecznie - Sebastian Lindner