Mimo wszystko: Bóg jest

Konrad Kruczkowski

Bywa, że jestem zmęczony Kościołem. Dzieje się tak, kiedy z kościelnych ambon, zwłaszcza tych świątecznych, zamiast dobrych wiadomości słyszę wezwanie do walki. Kogokolwiek z czymkolwiek. Mam wówczas wrażenie, że tracę resztki i tak wątłych już sił. Na szczęście - Bóg jest. Ale i tak przez chwilę bywa nieprzyjemnie.

W jedną z ostatnich sobót (tę Wielką) było podobnie. Trochę nieśmiało uśmiechnąłem się do chłopca, który siedział dwie ławki dalej. Msza nie zdążyła się jeszcze dobrze rozpocząć, a chłopiec wykazywał daleko posunięte znudzenie. A więc było nas dwóch. Dopiero psalmy wyrwały mnie z letargu, a Ewangelia wzruszyła. A potem było kazanie, z którego nic nie zrozumiałem. Kompletnie. I nie byłem odosobniony. Pustka.

DEON.PL POLECA


Choć moja świadomość religijna nie grzeszy przesytem - na każdym kroku muszę posiłkować się wiedzą i doświadczeniem żony, teologa z zawodu - co roku, w Wielkanoc, mam poczucie zachwianych proporcji w tym, co mówimy o Bogu. Albo lepiej: tym, ile mówimy o Bogu, a ile o naszym własnym lęku.

Jest cichym dramatem naszego Kościoła, że większość ludzi (w Kościele, poza nim, z pogranicza) wie, że występujemy przeciwko związkom homoseksualnym, in vitro i okładce "Newsweeka", ale kiedy zapytać te same osoby o ich osobistą relację z Bogiem, odpowiadają z zakłopotaniem (tu jeszcze całkiem nieźle) albo w ogóle nie rozumieją, o co pytamy. W minione święta przestało mnie to dziwić. Zaczęło smucić.

W tę sobotę na mszę przyszedłem (zresztą jak zwykle) z nieco ciężkim sumieniem i wątpliwościami, czy mur, który zbudowałem między sobą a Bogiem, jest już na tyle duży, że sakrament Komunii powinienem poprzedzić spowiedzią. Wygrała zmęczona obojętność.

To banał, ale przecież tak jest: czasami brakuje nam sił. Nie mówię o tym normalnym zmęczeniu, fizycznym, mentalnym, uzależnionym od nadmiaru obowiązków albo ich braku. Mówię o czymś głębszym. Miejscu, w którym czasem znajduje się każdy z nas, a w którym po prostu mamy dość. To te miejsca, kiedy jeszcze nie płaczemy, ale mamy wrażenie, że już niebawem. To właśnie o tym jest Wielki Tydzień.

O tym, że te wszystkie trudności: stracony ważny projekt w pracy, zawiedzione oczekiwania żony, chroniczny brak czasu, niedotrzymane terminy, poczucie niedocenienia wśród przyjaciół - to część życia. Który z apostołów nie miał swoich małych planów i oczekiwań, tak różnych od tego, co miało się stać? Judasz jest flagowy, ale nie jedyny.

Brak wiary w to, że Bóg jest i strach, że muszę polegać tylko na sobie - to część życia. Również. Awantura w Ogrodzie Oliwnym jest głupią próbą wyręczania Boga. Tak głupią, że aż bliską dramatu.

Częścią życia jest także skrępowanie, kiedy powinienem przeżegnać się przed posiłkiem. Piotr w swoim zapieraniu się Jezusa poszedł dalej i to w mało subtelny sposób. Kiedy wątpię w Boga już tak totalnie - nie powinno to budzić mojego zdziwienia. Tam, pod krzyżem, zwątpili niemal wszyscy.

A więc to, że mamy czasem dość - to część życia. Na szczęście i mimo wszystko: Bóg jest. Opowie mi o sobie przez tych, którzy spotkali go wcześniej. I najprawdopodobniej mnie nimi zaskoczy. Dogoni mnie w drodze do Emaus i wytłumaczy, po co to wszystko. Nie poznam go od razu. To bez znaczenia. Bo On już wygrał. Pozamiatane. Wystarczy, że zacznę słuchać.

Właśnie tę Dobrą Wiadomość chciałem usłyszeć w te święta. Chciałem, aby ktoś mi przypomniał, że w ekonomii Boga nie ma strat. Tak zwyczajnie. Nie na poziomie teologicznych ogólności o tym, że "musimy podążać drogą krzyża do prawdy zmartwychwstania". Bo ja tego nie rozumiem. Nie potrzebowałem usłyszeć o tym, że musimy budować mury: Europa, Tomasz Lis i piąta kolumna jezuitów znów nas prześladuje. Jeśli ktokolwiek nas prześladuje (a osobiście tego nie doświadczam!) to właśnie dlatego, że zbyt długo mówiliśmy co jest dobre, a co złe, zamiast o tym, że Bóg jest.

Tak, to prawda - bywam zmęczony, także Kościołem. Bywam krytyczny i zawiedziony postawą moich pasterzy. Ich strachem i niezrozumieniem. Załamuję ręce, kiedy moi wątpiący znajomi pytają o Boga, trudno im Go dostrzec, bo słyszą o tym, jak źle żyją i jak źli są. Ilekroć próbuję wytłumaczyć jednemu czy drugiemu kaznodziei, że mówienie o moralności bez jej źródła i w oderwaniu od konkretnego, osobistego doświadczenia, to duchowe samobójstwo, słyszę, że Kościół musi stawiać wymagania. Tak, jasne, powinien. Ale Bóg mówi też (a ja mam wrażenie, że częściej) o tym, że i On nas nie potępia, i o tym, że my, "utrudzeni" możemy przyjść. Zawsze.

Niesamowite jest to, że w tym moim zmęczeniu i buncie Bóg znów mnie znalazł. Z charakterystyczną niefrasobliwością - tuż po świętach. Bo mimo wszystko: On jest.

Konrad Kruczkowski - mąż, syn, brat. Niedoszły teolog. Wiecznie zapominający, że Bóg jest. Konrad jest Banitą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mimo wszystko: Bóg jest
Komentarze (85)
P
postkatolicyzm
11 kwietnia 2013, 17:53
@ Konrad Kruczkowski W obecnych czasach niedzielna homilia to najczęściej i dla większości jedyna szansa na nauczanie KK i jedyny drogowskaz dla wiernych który powinien interpretować naukę Chrystusa pośród kłamstw i zamieszania współczesnych czasów. Bez walki o własną duszę i w imię miłości bliźniego o dusze bliźnich - nie ma zbawienia ! Tam gdzie jest prawda zawsze ujawnia się kłamstwo, tam gdzie dokonuje się dobro z tym większą siłą daje o sobie znać zło. I na wezwanie Boga człowiek MUSI odpowiedzieć uczynkami świadectwa prawdzie i dobrem - bez tego nie ma zbawienia ! I to jest szczególny OBOWIĄZEK każdego kapłana, nawet za cenę męczeństwa - dawanie temu żywego świadectwa także słowem !!! Bez tej właśnie walki nie możemy, nie mamy prawa nazywać się katolikami. ...Kłamstwo dziś uderza w podstawy naszej wiary. Owocem zupełne niezrozumienie misji KK objawiające się letniością, znużeniem i jakimś formalizmem - czyli ostatecznie pomnażaniem "katolików" być może jeszcze praktykujących ale już niewierzących. "Katolików" jeszcze formalnie odnoszących się do Boga, ale już bez prawdy i dobra - które zawsze są w uczynkach realnym sprzeciwem wobec kłamstwa i zła. Ot, takie psychologicznie użyteczne dopełnienie wizji tego świata dla dobrego samopoczucia i eschatycznego komfortu bez związku z odpowiedzialnością za decyzje i czyny. Szybko, łatwo, bez wysiłku - czyli pełny luz. No bo przecież miłosierny Bóg w Osobie Chrystusa i tak wszystko za nas już pozałatwiał.  ...I co Ty na to Konradzie ? ...Znamienna cisza...
11 kwietnia 2013, 12:31
Masz rację Klaro. Szkoda mi tylko niektórych niewierzących by szli na potępienie. Ci których znam to naprawdę porządni ludzie. Dziękuję Tomaszu, przeczytam. Dzięki za rozmowę. Pozdrawiam.
K
klara
11 kwietnia 2013, 11:42
@mhpaw Wiara jest łaską. I to powiedział mi kiedyś agnostyk, którego do tej pory bardzo cenię. ... A każdą łaskę można przyjąć lub odrzucić. Dlatego są "błogosławieni, którzy uwierzyli".
11 kwietnia 2013, 11:39
Wiara jest łaską. I to powiedział mi kiedyś agnostyk, którego do tej pory bardzo cenię. ... Katechizm Kosciola Katolickiego Część pierwsza (26-1065) WYZNANIE WIARY Dział pierwszy: "WIERZĘ" - "WIERZYMY" (26-184). Przy okazji wczorajsze - 10.04-  czytanie (J 3, 31-36)
11 kwietnia 2013, 10:33
Wiara jest łaską. I to powiedział mi kiedyś agnostyk, którego do tej pory bardzo cenię.
11 kwietnia 2013, 08:52
Widać jak wielu tworzy sobie doskonałe alibi dla swojej słabej wiary. Gdyby nie ksiądz, co nie powiedział tego, co powinien (przy okazji skąd wiesz, co powinien powiedzieć), gdyby nie anonimowy internauta ciągle przypominający o piekle, czy też grzechu. Gdyby nie…, to było by pięknie. Naprawdę w to wierzysz? Jeżeli tak, to czas uwierzyć w Boga. Boisz się innych katolików, ich zdania, ich wypowiedzi. To, co będzie, gdy na swojej drodze spotkasz ludzi naprawdę nieprzychylnych Tobie. Co będzie, gdy życie w wierze oznaczać będzie nienawiść u najbliższych, u rodziców, dzieci, męża, zony, rodzeństwa, przyjaciół. Niemożliwe? To przeczytaj dokładnie Ewangelię i uwierz, ze nie jesteś ponad Mistrza. Przeczytaj błogosławieństwa i raduj się, gdy Cię prześladują ze względu na wiarę. I na koniec naprawdę dobre wieści. Umrzemy. I tylko od Ciebie zależy, czy będzie to dzień radości spotkania z Panem, czy też dzień tragedii. To, co się kiedyś (być może nawet dziś) stanie wyniknie z tego czy dziś wierzysz w Boga, czy nie. Innej drogi nie ma.
X
x
11 kwietnia 2013, 05:45
@ Konrad Kruczkowski W obecnych czasach niedzielna homilia to najczęściej i dla większości jedyna szansa na nauczanie KK i jedyny drogowskaz dla wiernych który powinien interpretować naukę Chrystusa pośród kłamstw i zamieszania współczesnych czasów. Bez walki o własną duszę i w imię miłości bliźniego o dusze bliźnich - nie ma zbawienia ! Tam gdzie jest prawda zawsze ujawnia się kłamstwo, tam gdzie dokonuje się dobro z tym większą siłą daje o sobie znać zło. I na wezwanie Boga człowiek MUSI odpowiedzieć uczynkami świadectwa prawdzie i dobrem - bez tego nie ma zbawienia ! I to jest szczególny OBOWIĄZEK każdego kapłana, nawet za cenę męczeństwa - dawanie temu żywego świadectwa także słowem !!! Bez tej właśnie walki nie możemy, nie mamy prawa nazywać się katolikami. ...Kłamstwo dziś uderza w podstawy naszej wiary. Owocem zupełne niezrozumienie misji KK objawiające się letniością, znużeniem i jakimś formalizmem - czyli ostatecznie pomnażaniem "katolików" być może jeszcze praktykujących ale już niewierzących. "Katolików" jeszcze formalnie odnoszących się do Boga, ale już bez prawdy i dobra - które zawsze są w uczynkach realnym sprzeciwem wobec kłamstwa i zła. Ot, takie psychologicznie użyteczne dopełnienie wizji tego świata dla dobrego samopoczucia i eschatycznego komfortu bez związku z odpowiedzialnością za decyzje i czyny. Szybko, łatwo, bez wysiłku - czyli pełny luz. No bo przecież miłosierny Bóg w Osobie Chrystusa i tak wszystko za nas już pozałatwiał.  ...I co Ty na to Konradzie ?
10 kwietnia 2013, 20:32
Życzyć śmierci można. I to nie jest "absurdalne" klaro. Widzę, że staje się to często motywem niektórych postów. Jezus do jawnogrzesznicy był bardzo delikatny. Czemu takimi nie mogą być niżej wymienieni. Owszem, upomniał ją ale nie potępił.
K
klara
10 kwietnia 2013, 20:26
@phpaw Po prostu nie rozumiem jak ludzi można wrzucać do piekła i życzyć im potępienia. (...) Wiem, że był (jest) taki user, który pisząc o sobie "katolik" straszy piekłem, gdy ktoś się nie chce nawrócić. ... Obawiam się, że nie rozumiesz znacznie więcej. Na przykład, że żaden człowiek nie ma mocy wrzucać ludzi do piekła, więc twoje zarzuty są  absurdalne.  I że przypominanie o piekle nie znaczy, że się go komuś życzy. Wręcz przeciwnie. A był też (i jest) Ktoś ,mówiący o sobie "Syn Człowieczy", kto często straszył piekłem, jeśli ktoś nie chce się nawrócić. Nie znasz Jego nauki? A może nie chcesz znać? Taki mechanizm obronny nazywa się zaprzeczaniem.
10 kwietnia 2013, 19:30
Twoje wpisy też przekonują mnie, że coś tu nie halo. A w takich sytuacjach nie bawię się w wersal. Po prostu nie rozumiem jak ludzi można wrzucać do piekła i życzyć im potępienia. To budzi mój sprzeciw. Widziałem podobne rzeczy ileś tam postów niżej. Użytkownicy podpisujący się jako lemingoza katolicka ( z innych przypominam sobie "kata na lemingi" i podobne). Wiem, że był (jest) taki user, który pisząc o sobie "katolik" straszy piekłem, gdy ktoś się nie chce nawrócić. Przepraszam klaro, ale to też nie wersal.
K
klara
10 kwietnia 2013, 18:18
@mhpaw Więc mi tu nie syrgaj w oczy "starszym bratem". Trochę to mało kulturalne zdanie. Chciałbym Ci przyznać rację ale takie słowa upewniają mnie, że coś tu nie halo. ... Twoje wpisy też przekonują mnie, że coś tu nie halo. A w takich sytuacjach nie bawię się w wersal.
10 kwietnia 2013, 16:59
Więc mi tu nie syrgaj w oczy "starszym bratem". Trochę to mało kulturalne zdanie. Chciałbym Ci przyznać rację ale takie słowa upewniają mnie, że coś tu nie halo. "Postanowiony jest dzień sprawiedliwości, dzień gniewu Bożego, drżą przed nim aniołowie. Mów duszom o tym wielkim miłosierdziu, póki czas zmiłowania;" To prawda, ten czas jest. Jeszcze się nie skończył. Teraz jest czas miłosierdzia. To  naciągany i wyświechtany argument, mający skłaniać do relatywizmu moralnego i akceptacji zła. Nie wydaje mi się, by autor w swoim artykule odwodził od sakramentu pokuty i pojednania. Natomiast zdrowo oberwał, że jest postkatolikiem, ponieważ podzielił się wątpliwościami.  Miłosierny ojciec nie posyłał młodszemu synowi pierścienia i szat przez posłańców. Czekał aż wróci. Bo był mądry i szczerze go kochał. Pozdrawiam.
K
klara
10 kwietnia 2013, 15:15
@mhpaw W dzienniczku Faustyny, Pan Jezus powiedział, że Jego miłosierdzie obejmuje nawet największych grzeszników. ... Zgoda. Ale w Dzienniczku św.Faustyna napisała też: "Postanowiony jest dzień sprawiedliwości, dzień gniewu Bożego, drżą przed nim aniołowie. Mów duszom o tym wielkim miłosierdziu, póki czas zmiłowania;" A sam Jezus na kartach Ewangelii bynajmniej nie zachęca do życzliwej współpracy z fałszywymi prorokami. Przeciwnie, każe się ich wstrzegać. Więc mi tu nie syrgaj w oczy "starszym bratem", bo to  naciągany i wyświechtany argument, mający skłaniać do relatywizmu moralnego i akceptacji zła. Każdy wie, że przypowieść jest o nawróconym grzeszniku. Miłosierny ojciec nie posyłał młodszemu synowi pierścienia i szat przez posłańców. Czekał aż wróci.
Szybko, łatwo, bez wysiłku
10 kwietnia 2013, 14:53
@ Konrad Kruczkowski W obecnych czasach niedzielna homilia to najczęściej i dla większości jedyna szansa na nauczanie KK i jedyny drogowskaz dla wiernych który powinien interpretować naukę Chrystusa pośród kłamstw i zamieszania współczesnych czasów. Bez walki o własną duszę i w imię miłości bliźniego o dusze bliźnich - nie ma zbawienia ! Tam gdzie jest prawda zawsze ujawnia się kłamstwo, tam gdzie dokonuje się dobro z tym większą siłą daje o sobie znać zło. I na wezwanie Boga człowiek MUSI odpowiedzieć uczynkami świadectwa prawdzie i dobrem - bez tego nie ma zbawienia ! I to jest szczególny OBOWIĄZEK każdego kapłana, nawet za cenę męczeństwa - dawanie temu żywego świadectwa także słowem !!! Bez tej właśnie walki nie możemy, nie mamy prawa nazywać się katolikami. ...Kłamstwo dziś uderza w podstawy naszej wiary. Owocem zupełne niezrozumienie misji KK objawiające się letniością, znużeniem i jakimś formalizmem - czyli ostatecznie pomnażaniem "katolików" być może jeszcze praktykujących ale już niewierzących. "Katolików" jeszcze formalnie odnoszących się Boga, ale już bez prawdy i dobra - które zawsze są w uczynkach realnym sprzeciwem wobec kłamstwa i zła. Ot, takie psychologicznie użyteczne dopełnienie wizji tego świata dla dobrego samopoczucia i eschatycznego komfortu bez związku z odpowiedzialnością za decyzje i czyny. Szybko, łatwo, bez wysiłku - czyli pełny luz. No bo przecież miłosierny Bóg w Osobie Chrystusa i tak wszystko za nas już pozałatwiał.  ...Benedykt XVI: potrzebny jest "Kościół wojujący" [url]http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,10194,benedykt-xvi-potrzebny-jest-kosciol-wojujacy.html[/url]
10 kwietnia 2013, 11:22
I jeszcze jedno: zakapiorstwo nie ma nic wspólnego z odwagą. Pozdrawiam.
10 kwietnia 2013, 11:21
Syndrom "Starszego Brata" wciąż daje się we znaki. W dzienniczku Faustyny, Pan Jezus powiedział, że Jego miłosierdzie obejmuje nawet największych grzeszników. Czasem trudno wejść na przyjęcie Ojca, gdy wiadomo, że Młodszy Brat też tam jest.
K
klara
10 kwietnia 2013, 09:50
@Czarna chyba wolę być tchórzem, niż agresorem ... Na przeciwnym biegunie tchórzostwa nie znajduje się agresja tylko odwaga. A Twoja postawa jest wynikiem usilnej pracy dzisiejszych "teologów", którzy wykorzystują chrześcijaństwo przeciw chrześcijanom. Formują ich jako istoty bierne i słabe, niezdolne do zdrowego osądu czy przeciwstawienia się złu. Sam miodzio dla burzycieli Kościoła. Pasuje im, żeby chrześcijanie czuli się w obowiązku być "dobrzy, wspierający i inspirujący" dla fałszywych proroków, wilków w owczarni i faryzeuszy.
C
Czarna
10 kwietnia 2013, 09:23
@klara Staram się nie być, staram się też nie osądzać ludzi, tylko ich słowa i czyny. Pracuję nad tym, ale różnie bywa. Byłabym skrajną hipokrytką, gdybym się uważała za jakąś szczególnie lepszą od bliźnich. I oczywiście, zasada obowiązuje także i mnie. Nie ma we mnie, oczywiście, miłości ani pokory, kiedy kogoś osądzam. To, że zamiast nienawiści odczuwam wobec osądzonych przez siebie postaw raczej strach, uważam za odrobinę tylko bardziej szczęśliwą okoliczność. Strach też nie jest jakiś specjalnie dobry, choć chyba wolę być tchórzem, niż agresorem. Cieszę się jednak, że potrafię to poniekąd zdiagnozować i umiem też być wdzięczna, kiedy mnie ktoś życzliwie poprawi. Cóż poradzić, wolałabym, żeby ludzie generalnie byli dla siebie dobrzy, wspierający i inspirujący.
K
klara
10 kwietnia 2013, 09:00
 @Czarna Stąd właśnie wypływa moje przekonanie, że zbytnia pewność siebie i gotowość do sądzenia wiąże się u człowieka najczęściej z brakiem miłości, pychą i nienawiścią. ... A nie jesteś zbyt pewna siebie w swoich sądach o ludziach?
C
Czarna
10 kwietnia 2013, 08:30
Bardzo przepraszam, że nie od razu odpowiedziałam. @klaro, może nie wypowiedziałam się jasno, proszę o wybaczenie: określenia "nie mogę znieść" użyłam nie w sensie "nienawidzę" - tylko w sensie "boję się". I, odnosząc się do drugiego komentarza - nie martwi mnie Bóg, który wszystko wie i wszystko osądzi. Wręcz mnie ta myśl uspokaja. Bardzo mnie natomiast martwią i budzą we mnie prawdziwy strach ludzie, którzy sądzą, że wszystko wiedzą i wszystko osądzą. Nawet bowiem mając przed sobą Słowo Boże liczę się z tym, że jako omylni ludzie mogliśmy coś źle zrozumieć i do czegoś nie dorosnąć. Więc wolę - może naiwnie - zaufanie do Boskiej ostatecznej mądrości i miłosierdzia, niż do własnego zrozumienia i moralnego osądu. Stąd właśnie wypływa moje przekonanie, że zbytnia pewność siebie i gotowość do sądzenia wiąże się u człowieka najczęściej z brakiem miłości, pychą i nienawiścią.
10 kwietnia 2013, 06:23
@Ciekawy – owszem jest współcześnie wielki chaos informacyjny. Ale każdy z nas posiada rozum i o ile potrafi go użyć to z całej wielkiej papki może skorzystać z wartościowych źródeł, takich jak dokumenty Watykanu, listy i informacje z działalności episkopatu, listy pasterskie swojego Biskupa. Wystarczy chcieć, a trafi się też na encykliki papieży, dokumenty soborów, katechizm i wiele innych wartościowych źródeł. Wolność dostępu do wiedzy połączona jest z odpowiedzialnością z jej korzystania, ale też z odpowiedzialnością każdego, kto cokolwiek pisze. Nawet komentarze pod artykułami. Co do homilii - 5 minut i na temat. I nie wolno wartościować Mszy św. poprzez homilię. Słowo człowieka: księdza, biskupa czy papieża w trakcie Mszy św. nie może być ponad słowem Boga.
C
ciekawy
10 kwietnia 2013, 02:36
W obecnych czasach niedzielna homilia to najczęściej i dla większości jedyna szansa na nauczanie KK i jedyny drogowskaz dla wiernych który powinien interpretować naukę Chrystusa pośród kłamstw i zamieszania współczesnych czasów. W dzisiejszych czasach pośród powszechnego i stosunkowo taniego ( o ile nie darmowego) dostępu do wielu czasopism, książek, stron internetowych poświęconych wierze katolickiej uważanie, iż kilkuminutowa coniedzielna homilia jest jedyną szansą poznania nauczania Kościoła jest przyznaniem się do wyjątkowego lenistwa duchowego. ...Cóż za przewrotność ! Na chaos informacyjny współczesnych czasów TomaszL ma lekarstwo w postaci chaosu informacyjnego w internecie i prasie, czasem nazywających się nawet katolickimi! Otóż drogi TomaszL w internecie i prasie można pleść różne głupstwa zależnie od portalu i wydawcy. O wiele trudniej od ołtarza (choć i tam się zdarza, choć raczej nie ze złej woli) i jak widać po artykule drażni to wtedy sumienia, wytrąca z "miłosiernego" błogostanu samozadowolenia i nicnierobienia - czyli właśnie lenistwa duchowego. No i czyżbyś postulował tym samym całkowite zniesienie kazań w trakcie Mszy Świętej, czy tylko tych niepotrzebnie niepokojących sumienia ?
10 kwietnia 2013, 01:12
Najbardziej dziwi mnie skąd tutaj tyle nienawiści. Autor pokazuje, że jest tylko człowiekiem... Poszukującym, normalnie zmęczonym, znudzonym co każdemu może sie zdarzyć. Nienawiść? A przy okazji, jak czuje się kobieta, gdy jej narzeczony, czy maż jest podczas bycia z nią poszukującym, normalnie zmęczonym, znudzonym? Bo skupiając się na sobie i swoich „prawach” do bycia „poszukującym, normalnie zmęczonym, znudzonym” zapominamy o miłości Boga do nas.
10 kwietnia 2013, 01:04
W obecnych czasach niedzielna homilia to najczęściej i dla większości jedyna szansa na nauczanie KK i jedyny drogowskaz dla wiernych który powinien interpretować naukę Chrystusa pośród kłamstw i zamieszania współczesnych czasów. W dzisiejszych czasach pośród powszechnego i stosunkowo taniego ( o ile nie darmowego) dostępu do wielu czasopism, książek, stron internetowych poświęconych wierze katolickiej uważanie, iż kilkuminutowa coniedzielna homilia jest jedyną szansą poznania nauczania Kościoła jest przyznaniem się do wyjątkowego lenistwa duchowego. I jeżeli ktoś tłumaczy takie lenistwo brakiem czasu, to oznacza, iż sprawy wiary, a w konsekwencji sprawy zbawienia są mu zupełnie obojętne.
PN
praktykujący niewierzący
9 kwietnia 2013, 23:40
@ Konrad Kruczkowski W obecnych czasach niedzielna homilia to najczęściej i dla większości jedyna szansa na nauczanie KK i jedyny drogowskaz dla wiernych który powinien interpretować naukę Chrystusa pośród kłamstw i zamieszania współczesnych czasów. Bez walki o własną duszę i w imię miłości bliźniego o dusze bliźnich - nie ma zbawienia ! Tam gdzie jest prawda zawsze ujawnia się kłamstwo, tam gdzie dokonuje się dobro z tym większą siłą daje o sobie znać zło. I na wezwanie Boga człowiek MUSI odpowiedzieć uczynkami świadectwa prawdzie i dobrem - bez tego nie ma zbawienia ! I to jest szczególny OBOWIĄZEK każdego kapłana, nawet za cenę męczeństwa - dawanie temu żywego świadectwa także słowem !!! Bez tej właśnie walki nie możemy, nie mamy prawa nazywać się katolikami. ...Kłamstwo dziś uderza w podstawy naszej wiary. Owocem zupełne niezrozumienie misji KK objawiające się letniością, znużeniem i jakimś formalizmem - czyli ostatecznie pomnażaniem "katolików" być może jeszcze praktykujących ale już niewierzących. "Katolików" jeszcze formalnie odnoszących się Boga, ale już bez prawdy i dobra - które zawsze są w uczynkach realnym sprzeciwem wobec kłamstwa i zła. Ot, takie psychologicznie użyteczne dopełnienie wizji tego świata dla dobrego samopoczucia i eschatycznego komfortu bez związku z odpowiedzialnością za decyzje i czyny. Szybko, łatwo, bez wysiłku - czyli pełny luz. No bo przecież miłosierny Bóg w Osobie Chrystusa i tak wszystko za nas już pozałatwiał. 
G
Gekon
9 kwietnia 2013, 22:52
Dziękuje autorowi,Panie Konradzie to tak jakby list do mnie i o mnie- i o Kościele który kocham - dlatego boli.
V
veritas
9 kwietnia 2013, 22:33
Dzięki za odpowiedź. To może przy okazji wyjaśnimy sobie jeszcze jedną kwestię, dotyczącą fragmentu: kiedy zapytać te same osoby o ich osobistą relację z Bogiem, odpowiadają z zakłopotaniem (tu jeszcze całkiem nieźle) albo w ogóle nie rozumieją, o co pytamy. Zdajesz się Autorze zapominać, że "osobista relacja z Bogiem", jest darem, szczególną łaską, i wcale nie jest cichym dramatem naszego Kościoła, że większość ludzi jej nie otrzymało, a mimo to podążają ku Bogu w Kościele. To są ci "błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli". Tymczasem Ty wpędzasz ich w nieuzasadnione poczucie winy.
V
veritas
9 kwietnia 2013, 21:36
@Ewa Najbardziej dziwi mnie skąd tutaj tyle nienawiści. Autor pokazuje, że jest tylko człowiekiem... ... Nie ma żadnej nienawiści. Tylko niektórzy imputują ją każdemu, kto komentuje nie po ich mysli. A co do Autora. Tu też się Ewo mylisz, bo Autor bynajmniej nie pokazuje się jako "tylko człowiek" poszukujący i zmęczony. Przeciwnie - jawi się jako człowiek, który najlepiej wie jak powinien wyglądać Kosciół, poucza kapłanów o czym mają mówić na kazaniach i jest zawiedziony, ze nie usłyszał tego co chciał. Kazanie ma być "pod niego" - inne są nudne i niepotrzebne. Bo Autor uważa, że zbawienie ma już zapewnione i nie życzy sobie moralizatorskich pouczeń czy słuchania o jakiejś duchowej walce.  A co z bliżnimi, u których jeszcze nie jest "pozamiatane'? Ich problem?
V
veritas
9 kwietnia 2013, 21:16
@Konrad Kruczkowski Jeśli ktokolwiek nas prześladuje (a osobiście tego nie doświadczam!) to właśnie dlatego, że zbyt długo mówiliśmy co jest dobre, a co złe, zamiast o tym, że Bóg jest. Nie pasuje Autorowi moralizatorstwo w Kościele? Zapewne uważa, że Bóg też jest nudziarzem, bo zamiast wyryć na kamiennych tablicach dowcipne i błyskotliwe dowody swojego istnienia, wyrył 10 przykazań? Takie paskudne moralizatorstwo:( I ze statystyką trochę Autorowi nie po drodze. Bo nieprawdą jest, ze Jezus częściej mówi, że nas nie potępia. Owszem - najczęściej kładzie łopatą do głowy "co jest dobre , a co złe" i nie pozostawia złudzeń co do losu "dopuszczających się nieprawości". I zapewne Autor mocno ziewał w kosciele, bo nie usłyszał, że po słowach "I ja cię nie potępiam" - następują: "Idź i nie grzesz więcej!"
F
Franek
9 kwietnia 2013, 21:14
Niestety, pomimo tego, że "Bóg jest" dla nas jest ważniejsze jak się czujemy ...
B
Beata
9 kwietnia 2013, 21:05
do tak To nie jest polemika. Tu nie chodzi o to, kto ma racje i o to, czy sie z czyims zdaniem zgadzać, czy nie. To jest rodzaj doswiadczenia Boga w Kościele. Z czym tu się zgadzać albo nie. Za tego typu artykuł trzeba po prostu podziękować. Tylko tyle. I nie przypisuj mi emocji, z którymi nie mam nic wspólnego.
E
Ewa
9 kwietnia 2013, 20:52
Najbardziej dziwi mnie skąd tutaj tyle nienawiści. Autor pokazuje, że jest tylko człowiekiem... Poszukującym, normalnie zmęczonym, znudzonym co każdemu może sie zdarzyć. Czy każdy zawsze jest nieomylny, uśmiechnięty, pełen entuzjazmu. Ja tutaj pomiędzy wierszami widzę entuzjazm umiłowania Boga, zaufania Mu, poszukiwania Go, odkrywania w każdnym ludzkim odruchu. Pewna wypowiedź jest niezgodna z prawdą, na dodatek podsumowana w złośliwym tonie: otóż w Wielką Sobotę są odprawiane Msze Święte - wieczorem - Wigillia Paschalna. Sama byłam więc potwierdzam :)
DK
dar kapłaństwa
9 kwietnia 2013, 20:50
Oprócz bogactwa liturgii potrzeba jeszcze współczesnych  świadków zmartwychwstania. O tym pisze autor. A to, że diagnozuje w tym wzgledzie Kościół nie jest niczym złym. właśnie, każdy kapłan powinien być świadomy daru nadzwyczajnego od Jezusa i powinien od siebie wymagać.
DK
dar kapłaństwa
9 kwietnia 2013, 20:45
Nastąpił końcowy moment prefacji i kiedy wierni odmawiali Święty, Święty, Święty..., nagle wszystko, co znajdowało się z tyłu celebransów, zniknęło. Za lewą stroną arcybiskupa pojawiły się tysiące aniołów. Ubrani byli oni w tuniki, podobne do białych szat kapłanów czy ministrantów. Wszyscy uklękli z rękoma złączonymi na modlitwie i skłaniali głowy, oddając cześć. Słychać było piękną muzykę, tak jakby liczne chóry z różnymi głosami śpiewały unisono razem z ludźmi: "Święty, Święty, Święty"… Nastąpił moment konsekracji, moment cudu nad cudami. Za arcybiskupem pojawił się tłum ludzi. Wszyscy mieli na sobie takie same tuniki, ale w kolorach pastelowych. Ich twarze były lśniące, pełne radości. Mogłoby się komuś wydawać (nie umiem powiedzieć dlaczego), że byli ludźmi w różnym wieku, ale ich twarze miały szczęśliwy wyraz i były bez zmarszczek. Klęknęli, podobnie jak przy śpiewie Święty, Święty, Święty… Matka Boża powiedziała: »To są wszyscy święci i błogosławieni. Pomiędzy nimi są dusze twoich krewnych, którzy już cieszą się oglądaniem Boga«. Potem zobaczyłam Matkę Bożą, dokładnie po prawej stronie arcybiskupa, krok za celebransem. Była zawieszona lekko nad podłogą, klęcząc, ubrana w jasną, przeźroczystą, ale jednocześnie świetlaną niczym krystaliczna woda tkaninę. Najświętsza Panna, ze złożonymi rękoma, spoglądała uważnie i z szacunkiem na celebransa. Mówiła do mnie stamtąd, ale cicho, prosto do serca, nie spoglądając na mnie: »Dziwi cię, że widzisz Mnie stojącą za arcybiskupem, nieprawdaż? Tak właśnie powinno być (...). Z całą miłością, jaką Mój Syn Mi daje, nigdy nie dał Mi godności, jaką obdarzył kapłanów – daru kapłaństwa do uobecniania codziennego cudu Eucharystii. Z tego powodu czuję głęboki szacunek dla księży i dla cudu, jaki Bóg czyni przez ich posługę. To właśnie zmusza mnie do klęknięcia tutaj, za nimi«. Eucharystia na nowo odkryta Catalina Rivas
B
Beata
9 kwietnia 2013, 18:57
Oprócz bogactwa liturgii potrzeba jeszcze współczesnych  świadków zmartwychwstania. O tym pisze autor. A to, że diagnozuje w tym wzgledzie Kościół nie jest niczym złym.
N
nod
9 kwietnia 2013, 18:10
@ Konrad Kruczkowski W obecnych czasach niedzielna homilia to najczęściej i dla większości jedyna szansa na nauczanie KK i jedyny drogowskaz dla wiernych który powinien interpretować naukę Chrystusa pośród kłamstw i zamieszania współczesnych czasów. Bez walki o własną duszę i w imię miłości bliźniego o dusze bliźnich - nie ma zbawienia ! Tam gdzie jest prawda zawsze ujawnia się kłamstwo, tam gdzie dokonuje się dobro z tym większą siłą daje o sobie znać zło. I na wezwanie Boga człowiek MUSI odpowiedzieć uczynkami świadectwa prawdzie i dobrem - bez tego nie ma zbawienia ! I to jest szczególny OBOWIĄZEK każdego kapłana, nawet za cenę męczeństwa - dawanie temu żywego świadectwa także słowem !!! Bez tej właśnie walki nie możemy, nie mamy prawa nazywać się katolikami.
CE
cud Eucharystii
9 kwietnia 2013, 17:19
w Ratyzbonie: ksiądz, który w 1250 r. odprawiał w kościele Mszę św., zwątpił w obecność Chrystusa w postaciach eucharystycznych. „Czy to możliwe, aby słowa, wypowiedziane przez człowieka, dokonały przemiany wina w Krew Pańską?” – pytał. Sparaliżowany wątpliwościami i lękiem, wahał się unieść kielich. Naraz z wielkiego krucyfiksu znad tabernakulum Chrystus wyciągnął swą rękę w kierunku kapłana, przejął od niego kielich i uniósł go w górę. Wierni padli na kolana, a wraz z nimi i kapłan, który ze łzami adorował Krew Pańską.
RT
rąbek tajemnicy
9 kwietnia 2013, 16:50
dobrze jest w takiej sytuacji przeczytać : "Tajemnica Mszy Św."  przekazane  Catalinie Rivas, jest też film w internecie który nagrali aktorzy teatru i  młodzież z Odnowy w Duchu św. w 2005 roku bodajże publikował przesłania Cataliny Rivas  ks.Piotrowski w dwumiesięczniku katolickim "Miłujcie się".  
L
lektor
9 kwietnia 2013, 15:36
Liturgia Triduum Sacrum jest tak pełna znaków, że aż dziw iż można się na niej nudzić. Poza tym homilia czy kazanie to mniej więcej jej 3%. 
P
PawełL
9 kwietnia 2013, 14:48
Panie Konradzi! Dla mnie obie rzeczy się nie wykluczają. To relacja ze Zmartwychwstałym daje siłę do walki, pozwala osiągać cele na pozór nierealne. Koniec walki będzie po końcowej agonii (to słowo też oznacza walkę, ostateczną) i - miejmy nadzieję - dostąpienia Nieba. To nie walka, w jaką próbują nas wciągnąć w mediach. To walka we własnym środowisku, a przede wszystkim WALKA ZE SOBĄ SAMYM. Z Pana tekstu przebija postawa konsumencka, nastawiona na branie, w stylu: "otóż przyszedłem do kościoła, zabawcie mnie". Jeśli Kościół nawołuje do walki (wreszcie!) to z racji tego, że taka jest potrzeba. Oziębłość wśród znajomych jest wynikiem spolegliwości Kościoła od 1989 roku. Wreszcie się budzimy! Pozdrawiam
9 kwietnia 2013, 13:49
Właśnie tę Dobrą Wiadomość chciałem usłyszeć w te święta Raczej trudno być katolikiem, kiedy nie wierzy się w tę Dobrą Nowinę. Chrześcijaństwo nie ma sensu bez Zmartwychwstania. Same w sobie Uroczyste Liturgie Wielkiej Soboty i Rezurekcji mają tą podstawową wręcz prawdę przypominać. Nie potrzeba do tego jakiś uniesionych kazań czy dodatków.
T
tak
9 kwietnia 2013, 12:59
Beato, Cytuje Ciebie: „Nie przychodzi do Tomasza Lisa, ale do ludzi nas- czytelników deonu. I dostaje po mordzie- ze nie jest święty, ze nie szuka ewangelicznej perły.”  Beato jak możesz takie rzeczy pisać. Na jakiej podstawie, którego wpisu twierdzisz, że ktoś chce komukolwiek „dać po mordzie” i że ktokolwiek żąda od Autora aby był święty . Za dużo złych emocji jest w Twoim tekście. To są jakieś nieuzasadnione kalumnie, które nie tylko nie pomagają w zrozumieniu się nawzajem, lecz wręcz   uniemożliwiają wzajemne zrozumienie. Czy Ty naprawdę tak ciężko znosisz gdy ktoś ma inne zdanie niż Ty? Wydaje mi się, że Państwo żeście nie zauważyli wpisu samego Autora. Mianowicie skorygował swoje pierwsze, trzeba przyznać, że niezgrabne sformułowania i napisał :” Jezus jest odpowiedzią na wszystko, każdy problem. Nawet jeśli nawet tacy postkatolicy jak ja nie zawsze umieją go znaleźć, to on znajdzie nas. Jak apostołów w drodze do Emaus. I to jest Dobra Nowina. Naprawdę dobra!” Kto się z tym nie zgadza?
M
mka
9 kwietnia 2013, 12:15
Mam wrazenie, od pewnego czasu ze strona FACEBOG zaczyna mija sie z celem, nie uswieca, a zniecheca, do Boga, a zwlaszcza do samego kosciola. Nie mozemy byc w czasach tak glebokiego kryzysu w kosciele i naszej wierze, zobojetnieni i zmeczeni, a wrecz odwrotnie, musimy byc konsekwentnii i konserwatywni, bo jezeli bedziemy miec takie podejscie do wiary jak zmeczony niedoszly teolog (dziegi Bogu "niedoszly" ) to nasza wiara po prostu zaniknie, zostanie zwalczona przez samych katolikow,OCZYWISCIE krytyka jest wazna i krytykowac trzeba, ale nie tak istotne sprawy jakie wlasnie mowi sie w kosciele,  przeciez Anty lis, anty to czy tamto, jest nie tylko wazne dla pANSTWA, TU NIE CHODZI O PODZIALY ,a o to co oni do glow ludzia klada, to przez te wyjalowanienia ludzi i pozbawiania ich mysleniam poprzez PR, i omotanie, ludzie odwracaja sie od Boga i kosciola, a zyja tzw"tancami z gwiazdami" zycze wiary w BOga i jego kosciol a nie nowoczesnego podjescia i zmeczenia do kosciola!
9 kwietnia 2013, 11:42
Jest jeden, powszechny Kościół. Są w nim i kapłani urzędowi i świeccy. Są w nim pewni swojej wiary i poszukujący. Są w nim zmęczeni i pełni sił. Warto o tym pamiętać. Nie należy oceniać kondycji Kościoła na podstawie jednego jej członka, księdza. Tak jak Ty ocenisz, tak ktoś inny oceni Kościół na podstawie Twojego zachowania. Warto też nie szukać usprawiedliwienia stanu swojej wiary czy religijności w zachowaniu innych. Śmieszy wręcz usprawiedliwianie swojego zniechęcenia faktem, iż jakiś ksiądz powiedział „słabe” kazanie. Być może jest ono słabe tylko w Twoim odbiorze. Może ktoś inny będący w tym czasie w kościele dzięki temu kazaniu się nawrócił? A może takie słabe, zniechęcające kazanie jest specjalnie skierowane do Ciebie, abyś człowieku poznał głębie swojej pychy. Coś nie idzie, nie możesz skupić się na Mszy św., na modlitwie. Może to jest jakiś sygnał, aby zrobić rachunek sumienia. Nie szukaj wytłumaczenia swojej winy u innych.
K
klara
9 kwietnia 2013, 11:23
@Beata Autor, jak każdy z nas, to człowiek watpiący. "Przychodzi" do swoich podzielić się swoim doświadczeniem szukania Boga ... Nie przeczytałaś artykułu do końca Beato. Autor wychodzi od swojego znudzenia i zmęczenia, żeby na tej podstawie diagnozować Kościół - co jest tegoż Kościoła "cichym dramatem".
B
Beata
9 kwietnia 2013, 11:03
Autor, jak każdy z nas, to człowiek watpiący. "Przychodzi" do swoich podzielić się swoim doświadczeniem szukania Boga, swoim doświadczeniem bycia w Kościele, swoimi słabościami i swoja walką o wiarę. Nie przychodzi do Tomasza Lisa, ale do ludzi nas- czytelników deonu. I dostaje po mordzie- ze nie jest święty, ze nie szuka ewangelicznej perły. Przy okazji obrywają jezuici, że im odbiło po wyborze papieża i że jak mozna zamieszczać na portalu doswiadczenia człowieka zasmuconego z powodów mierności przekazu Dobrej Nowiny, którego tak naprawdę smutek zamienił się w radość, bo Dobrą Nowiną bylo dla niego to, ze Pan Bóg go znalał sam....Piekne swiadectwo. Dziekuję autorowi. Dziekuje też, ża autor pisze o swoim zmeczeniu, znudzeniu, zwatpieniu i o wysiłkach w szukaniu Boga. To jest normalna ludzka kondycja człowieka wierzącego.
CZ
Czepak z Dżewa
9 kwietnia 2013, 10:58
Wierni, księża, zakonnice i zakonnicy, wszyscy jesteśmy słabi. Czasem Msza św. wydaje się nie taka, jakbyśmy chcieli, ale trzeba sobie uświadomić, że tu się uobecnia Ofiara. Ona zaś nie działa się w idealnych warunkach i idealnej scenerii.  Wątpliwości należy wyrzucać do kosza, jak się tylko pojawiają :). W żadnym razie nie pielęgnować. Powodzenia.
K
klara
9 kwietnia 2013, 10:45
@Czarna  Nie mogę znieść myśli, że może siedzę w ławce z niektórymi autorami komentarzy! (...) Nie wiem, jak umiecie bez wstydu powiedzieć "Bóg jest miłością"! ... Nie możesz znieść "niektórych autorów komentarzy", a jednocześnie bez wstydu mówisz "Bóg jest miłością". Ciekawy przykład rozszczepienia osobowości. Współczuję.
K
klara
9 kwietnia 2013, 10:36
@mhpaw Ale jest w Kościele wielu ludzi, którzy "są pewni i nigdy nie wątpią". Ci pewnie zasiądą po prawicy Zbawiciela by sądzić pokolenia Izraela. ... Kto zasiądzie czy nie zasiądzie - nie tobie decydować. Ale "Ci" mogą powiedzieć, że nie wątpią, bo "taka jest nasza wiara, taka jest wiara Kościoła, której wyznawanie jest naszą chlubą". A że dla @czarnej i jej sympatyków są odrażający, to już sam Pan zapowiedział.
9 kwietnia 2013, 10:18
Ale jest w Kościele wielu ludzi, którzy "są pewni i nigdy nie wątpią". Ci pewnie zasiądą po prawicy Zbawiciela by sądzić pokolenia Izraela.  Sympatia dla Czarnej.
N
NN
9 kwietnia 2013, 09:57
komentarz ogólny: ja nie wiem do czego zmierza ten portal publikujac tego typu tresci, rozumiem, ze jezuitom odbilo po wyborze jezuity papieżem, ale drodzy jezuici zastanowcie sie moze nad tym co tu od dluzszego czasu jest publikowane, bo Apostoł mówi "ducha nie gaście" a to jest artykuł z gatunku gaszących i z mojego punktu widzenia nadaje sie do GW albo TP tyle w temacie
K
klara
9 kwietnia 2013, 09:49
 @Konrad Kruczkowski Nawet jeśli nawet tacy postkatolicy jak ja nie zawsze umieją go znaleźć, to on znajdzie nas. Jak apostołów w drodze do Emaus. I to jest Dobra Nowina. Naprawdę dobra!  :) ... Nie bądż taki pewny @Konradzie Kruczkowski. To ty masz szukać drogocennej perły, a nie ona Ciebie. Nie wszystkim chce się szukać, dlatego nie wszyscy znajdują. Dowód? Piekło.
K
klara
9 kwietnia 2013, 09:40
to oczywiście do Klary:) co innego Bóg, a co innego ludzie. Bóg ma prawo osądzać i nigdy się nie myli - ludzie raczej nie ... Zgadza się. Ale jest w Kościele wielu ludzi, którzy "są pewni i nigdy nie wątpią", że zatwardziali grzesznicy zostaną potępieni, skruszeni grzesznicy zaliczą czyściec, a święci pójdą prosto do nieba? Czy powinno się ich wykluczyć ze wspónoty, żeby nie zniechęcali i nie przerażali @Czarnej?
F
Franek
9 kwietnia 2013, 09:29
Ludzie!!! Czy wyście wszyscy powariowali?! Chrześcijaństwo to nie Hollywood! Idziemy za Chrystusem, a jego droga jest paschalna, przez cierpienie i śmierć do życia. Nie obrzezujemy się gdyż jesteś ochrzczeni, a chrzest daje nam inne rany, daje nam Stygmaty Chrystusa - Kol 1,24: "Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kosciół", 2 Kor 4,10: "Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby zycie Jezusa objawiło sie w naszym ciele". "... stracony ważny projekt w pracy, zawiedzione oczekiwania żony, chroniczny brak czasu, niedotrzymane terminy, poczucie niedocenienia wśród przyjaciół - to część życia" - to nasze stygmaty, bolą mnie jako "starego człowieka" ale nie "nowego człowieka" - żyjącego życiem Jezusa.
K
Kama
9 kwietnia 2013, 09:22
to oczywiście do Klary:) co innego Bóg, a co innego ludzie. Bóg ma prawo osądzać i nigdy się nie myli - ludzie raczej nie
K
Kama
9 kwietnia 2013, 09:20
Kalro - co innego Bóg, a co innego ludzie
K
klara
9 kwietnia 2013, 08:57
@Czarna Mnie jeśli czasem ogarnia zniechęcenie, to nie dlatego, że mnie kazania nudzą albo ksiądz nie z tej opcji politycznej. Dlatego raczej, że przeraża mnie bycie we wspólnocie z ludźmi pewnymi siebie i nigdy nie wątpiącymi; takimi, którzy arbitralnie dzielą ludzi na swoich i potępionych ... Nie chcę cię przerażać, ale  jeśli wybierasz się do nieba, to bedziesz musiała być we wspólnocie z Bogiem, który też "arbitralnie dzieli ludzi na swoich i potępionych". Obawiam się, ze jest też "pewny siebie i nigdy nie wątpi".
A
AM
9 kwietnia 2013, 08:33
Czy można wygrać walkę nie zdając sobie sprawy, że się ją toczy? W takiej sytuacji postrzegam Autora. I kiepsko widzę jego szanse na sukces duchowy, czyli pokonanie złego i całkowity,  bezwarunkowy wybór Jezusa. Ale nawet jeśli to mu się uda, to i tak zły ciągle będzie atakował, aż do śmierci, dlatego nie jest łatwo żyć na świecie. Studiowanie teologii jak widać niewiele tu pomaga, a może wręcz jest przeszkodą.
C
Czarna
9 kwietnia 2013, 08:32
Ciekawe, ile jest osób, które wzywają autora do poprawy i traktują jego opowieść pogardliwie. Tymczasem napastliwy ton, pełen retoryki w rodzaju "nie potrzeba nam mięczaków", to jest dokładnie to, czego sama się w Kościele lękam. I nie, nie dotyczy to księży wyłącznie - wręcz, rzekłabym, głównie świeckich, ale tych, dla których wiara jest okazją do potępiania i osądzania innych. Mnie jeśli czasem ogarnia zniechęcenie, to nie dlatego, że mnie kazania nudzą albo ksiądz nie z tej opcji politycznej. Dlatego raczej, że przeraża mnie bycie we wspólnocie z ludźmi pewnymi siebie i nigdy nie wątpiącymi; takimi, którzy arbitralnie dzielą ludzi na swoich i potępionych (a przecież nawet KK nie wypowiada się łatwo na temat potępienia). Nie mogę znieść myśli, że może siedzę w ławce z niektórymi autorami komentarzy! Ja się po prostu boję niektórych z Was! Nie wiem, jak umiecie bez wstydu powiedzieć "Bóg jest miłością"! I nie wierzę, że Bóg mógłby cieszyć się z nieprzejednanie wrogich postaw swoich wiernych. Chciałabym usłyszeć z ust papieża, że osoby nastawione pokojowo, łagodne i nie chcące podrzynać gardeł ani bluzgać na bliźnich, czasem siebie niepewne, mające słabości - są potępione i nie mają miejsca w Kościele katolickim! Ha. Póki czegoś takiego nie usłyszę, będę uważać nienawiść, wrogość i kłótnie za jawne dzieło szatana.
T
tak
9 kwietnia 2013, 00:40
Jest to tekst pełen użalania się nad sobą. To po pierwsze. Po drugie, gdy nie ma sie entuzjazmu do czegos to to nudzi, a gdy ma sie poczucie, że się coś powinno robić a się nie robi to ma się wyrzuty sumienia i wtedy najlepiej winę przerzucic na innych. Drogi Autorze nikt za Ciebie entuzjazmu nie załatwi gdy sam go nie masz. Myslę, że wielu z nas wpadało w podobne  stany. Mnie pomogło czytanie dobrych książek, Pisma Świętego itd. Może na poczatku nie bardzo mi się chciało np: czytać te rozdziały z ksiązki Benedykta XVI "Jezus z Nazaretu" dotyczące męki Pana Jezusa  i zmartwychwstania, ale gdy się dorwałem to nie mogłem się oderwać i zarówno Jezus jak i Jego zmartwychwstanie przeżyłem chyba lepiej niż przedtem. Kazanie było takie jak wiele innych ale z chęcia go słuchałem bo przecież było o mojej religii i moim Bogu. Było o Jezusie Chrystusie a więc o osobie najważniejszej w moim zyciu. Nawet jak to znam to warto posłuchac bo zawsze pojawi się wątek, który często słyszałem ale dopiero teraz do mnie dotarł w pełni. Jak człowiek zamyka uszy to oczywiście nie słyszy. Łatwo obwiniać i wymagać od innych , ale przecież to nasze zadanie zbliżać się do Boga. To wyznanie Autora to świetny przykład co się dzieje z wiernymi gdy wmawia im się, że Bóg za nich wszystko załatwi - stają się rozkapryszonymi dziećmi. To dzieci szybko sie nudzą. Także w kościele.
LK
lemingoza katolicka
9 kwietnia 2013, 00:20
"Bywa, że jestem zmęczony Kościołem. Dzieje się tak, kiedy z kościelnych ambon, zwłaszcza tych świątecznych, zamiast dobrych wiadomości słyszę wezwanie do walki. Kogokolwiek z czymkolwiek. Mam wówczas  wrażenie, że tracę resztki i tak wątłych już sił. Na szczęście - Bóg jest. Ale i tak przez chwilę bywa nieprzyjemnie". Kwintesencja postkatolicyzmu - W dobie ciągłego odczytywania bezlitosnych miłosierdziem listów pasterskich z ambon których albo już nie ma albo stoją zakurzone bezużytecznością - W świecie pozbawionym "miłosierdziem" wszelkich zmagań o duszę - bez prawdy, kłamstwa, zła i dobra. - Zmęczony i zestresowany nieprzyjemnymi chwilami "katolik" Konrad Kruczkowski traci resztki i tak wątłych już sił ! ...celna diagnoza rozkładu z przyzwyczajenia nazywanego jeszcze KK. Więcej takich "świadectw" na odlew szczerych i bez znieczulenia... Jest jeszcze nadzieja na nową ewangelizację. ...Znamienne. Widzę po komentarzach jakieś wspólne doświadczenia zmęczenia, znużenia, a nawet rozdrażnienia wyniesione z uczestnictwa we Mszy Świętej. I nic w tym dziwnego skoro bowiem miłosierny Bóg wszystko bezwarunkowo, bez wyjątku i zawsze wybacza szczególnie największym grzesznikom, to po co nam w ogóle taki kościół ? Dla dobrego samopoczucia próżności i pychy ? I reklamy "róbta co chceta" z perspektywą pustego piekła ? I w tym wszystkim ciekawe jest tylko jaki to ostatecznie "Bóg" znalazł Konrada Kruczkowskiego - w tym świadectwie na drodze zaniechania i gnuśności zamazujących granicę między kościołem, a antykościołem ? 
N
NN
8 kwietnia 2013, 23:57
i jeszcze jedo: czy Msza z plomiennym kazaniem z 1000 przykładów i świadectw jest bardziej wartosciowa od takiej o 20-minutowej o 6:00 rano, bez kazania, z 1-2 wiernych w ławce?   na takiej nie bedzie fajerwerkow...
N
NN
8 kwietnia 2013, 23:49
tu nie ma zadnego oburzenia tylko wskazanie czym nalezy sie zajac w kosciele bo czlowiek ma trudnosc, a jak ktos potrzebuje fajerwerkow podczas liturgii to niech jedzie na jakas egzotyczna msze do Meksyku albo pójdzie na taka dla przedszkolaków, albo do Holandii na jakas z puszczaniem baloników, itd. jak sie komus kazanie nie podoba niech idzie na msze bez kazania, albo sobie ksiazeczke poczyta, to i wstydu nie bedzie, ze czyta np.gazete, a moze co madrzejszego od kazania wyczyta
TB
też bywam zmęczona
8 kwietnia 2013, 23:32
morale oficera na pewno się nie podniesie z powodu płaczliwego żołnierzyka.
sole
8 kwietnia 2013, 23:11
Nie rozumiem tego świętego oburzenia, wzywania do "poczytania książeczki do nabożeństwa" i zajmowania się czymś konstruktywnym. To jest właśnie konstruktywne!  Mi też brakuje autentycznego, szczerego głoszenia Jezusa w Kościele. Jest sporo ugrzecznionych kazań, moralizowania itd. Ale w czasie mszy w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego ani razu nie padły słowa, które zmieniły moją historię życia: JEZUS ŻYJE! Było sporo o "radości płynącej z faktu zmartwychwstania", o powinnościach, o przykładnym życiu - a wszystko to wypowiedziane takim tonem, jakby ksiądz sam w to nie wierzył. I przy okazji - ja tego księdza naprawdę lubię i wiem, że on ma dobre intencje. Ale coś musi się zmienić. Nie wiem - formacja może? Mam wrażenie - i piszę to po raz kolejny - że czas wymusi zmiany. Bo w końcu ludzie zaczną odchodzić z Kościoła, to zresztą stopniowo dzieje się przez cały czas. I piękne słowa niedługo nie wystarczą. Bo potrzebne jest autentyczne świadectwo. [Nie przeczę - świadectwo ma płynać od nas wszystkich. Cejrowski kiedyś fajnie powiedział o księżach, że skoro tak naprawdę na co dzień toczymy walkę, to jesteśmy żołnierzami.  A księży można porównać do oficerów. Więc ja, jako szeregowy żołnież mam prawo wymagać, żeby oficer dawał przykład, prawda?]
N
NN
8 kwietnia 2013, 23:07
Arcybiskup Fulton J. Sheen 23 minut(y) temu Nie upubliczniaj swoich cierpień ani nawet swojej cierpliwości w cierpieniu. Tylko projekty niepobłogosławione przez Boga łakną medialnej popularności. Więcej mądrości, więcej mocy i obietnicy mieści się we wskazaniu naszego Zbawiciela: "Nic nikomu nie mów". Źródło: "Lenten and Easter Inspirations", 1967r., str. 71. [url]http://www.facebook.com/arcybiskupfultonjsheen[/url]
N
NN
8 kwietnia 2013, 22:58
młody człowieku, autorze, zamiast zajmować się przemyśleniami na temat tego, po co tu przyszedłem, powtarzaj za księdzem słowa liturgii, a nudnego kazania nie słuchaj otwórz sobie książeczkę do nabożeństwa i poczytaj z niej cokolwiek, katechizm na przykład, zajmij sie czymś konstruktywnym
K
klara
8 kwietnia 2013, 22:56
Bywa, że jestem zmęczony Kościołem. Dzieje się tak, kiedy z kościelnych ambon, zwłaszcza tych świątecznych, zamiast dobrych wiadomości słyszę wezwanie do walki. Kogokolwiek z czymkolwiek. Chyba się Autorze z tego zmęczenia nieco zdrzemnąłeś i coś Ci się przyśniło. Bo nie uwierzę, że z jakiejkolwiek ambony padło wezwanie do "walki kogokolwiek z czymkolwiek".
K
klara
8 kwietnia 2013, 22:49
 Katolicy, Współbracia! Nie zasłaniajcie nam Boga, nie wykoślawiajcie go, nie twórzcie Jego karyraktury. Ania  ... Możesz jasniej sprecyzować o co chodzi z tą "Jego karykaturą"?
K
klara
8 kwietnia 2013, 22:40
@Tomek do postkatolicyzm  Przeżyj najpierw sam, później jak chcesz napisz kilka zdań. Ale nie oceniaj świadectw innych, bo nie masz ku temu najmniejszego prawa. ... No chwila - to po co autor się tu umieścił ze swoim świadectwem? Żeby go nikt nie komentował?
TB
też bywam zmęczona
8 kwietnia 2013, 22:32
A ja myślę, że zapominamy trochę, że to my jesteśmy Kościołem. Jeśli więc jesteśmy nim zmęczeni, to może warto poszukać źródeł w sobie zamiast zwalać winę na - podobnie jak my - zmęczonych i słabych duszpasterzy? może warto przejść od postawy roszczeniowej i oczekiwania, że "ktoś mi przypomni" do trudu poszukiwania wbrew zmęczeniu, po prostu: z miłości?
ME
Małgorzata eM
8 kwietnia 2013, 22:13
Dziękuję Ci Konradzie za Twoje zmęczenie KOściołem, w którym zapomna się, o głoszeniu Dobrej Nowiny o miłości Boga, który nie dość że jest to jeszcze (na szczęście dla nas jest MIŁOŚCIĄ). JA też jestem zmęczona takim Kościołem. CZasem myślę, że nasi kochani Pasterze (piszę kochani bez sarkazmu) lepij zrobiliby gdyby zamiast swoich i  i cudzych przemyśleń w ramach kazania po prostu jeszcze raz przeczytali nam Słowo. Wszyscy mielibyśmy więcej szans na usłyszenie co Bóg do nas mówi.
M
Mona
8 kwietnia 2013, 21:40
W Wielką Sobotę w Kościele katolickim nie sprawuje się mszy świętych. Może to nie była sobota? A może i nie kościół? To gdzie byłeś tego dnia Konradzie?  
A-
Ania -córeczka Taty Niebieskieg
8 kwietnia 2013, 21:05
Świetny tekst. Szczery do bólu. Podobnie przeżywam: gdzie radość z miłości MIŁOSIERNEGO Ojca? Z jego czułej, nieustającej opieki? Z tego, że możemy w Nim odpocząć. Że On nad wszystkim czuwa, więc na pewno będzie dobrze? Dołączam się do prośby: Katolicy, Współbracia! Nie zasłaniajcie nam Boga, nie wykoślawiajcie go, nie twórzcie Jego karyraktury. Ania 
P
Paulina
8 kwietnia 2013, 20:44
czuje to samo ,  z teorią duchowego samobójtwa się zgadzam , sprawdziłam to niestety w praktyce . Dzieki za świadectwo !
A
as.
8 kwietnia 2013, 20:38
...celna diagnoza rozkładu z przyzwyczajenia nazywanego jeszcze KK. Więcej takich "świadectw" na odlew szczerych i bez znieczulenia... Jest jeszcze nadzieja na nową ewangelizację". Mam nadzieję że nie czekasz az inni będą ewangelizować ale bierzesz to tez do siebie... Czy jeszcze jedna hipokrytka/ta?
DD
dziękuję deonie
8 kwietnia 2013, 20:24
"Bywa, że jestem zmęczony Kościołem. Dzieje się tak, kiedy z kościelnych ambon, zwłaszcza tych świątecznych, zamiast dobrych wiadomości słyszę wezwanie do walki. Kogokolwiek z czymkolwiek. Mam wówczas  wrażenie, że tracę resztki i tak wątłych już sił. Na szczęście - Bóg jest. Ale i tak przez chwilę bywa nieprzyjemnie". Kwintesencja postkatolicyzmu - W dobie ciągłego odczytywania bezlitosnych miłosierdziem listów pasterskich z ambon których albo już nie ma albo stoją zakurzone bezużytecznością - W świecie pozbawionym "miłosierdziem" wszelkich zmagań o duszę - bez prawdy, kłamstwa, zła i dobra. - Zmęczony i zestresowany nieprzyjemnymi chwilami "katolik" Konrad Kruczkowski traci resztki i tak wątłych już sił ! ...celna diagnoza rozkładu z przyzwyczajenia nazywanego jeszcze KK. Więcej takich "świadectw" na odlew szczerych i bez znieczulenia... Jest jeszcze nadzieja na nową ewangelizację.
sole
8 kwietnia 2013, 20:24
Bardzo dobrze rozumiem tę frustrację. Sama miewam czasem podobne myśli. I cieszę się, że ktoś to tak zgrabnie ujął w słowa. Dziękuję!
8 kwietnia 2013, 20:16
Artykuł sprowokował mnie do zadania autorowi i komentatorom pytania, czego oczekujecie od Mszy św? Pięknego, wzniosłego kazania, wzruszającego i ubogacającego duchowo? Uśmiechniętego księdza? Nienagannie wykonanych czytań, modlitw, śpiewów gregoriańskich albo współczesnego sakropolo? Czy o to chodzi w trakcie Eucharystii?
T
Tomek
8 kwietnia 2013, 19:59
do jazmig Widze, że robisz za czyjeś sumienie i wyrocznie. Opanuj sie. Zamiast zajmować się innymi przyjrzyj się sobie. A poza tym czytaj z zrozumieniem, no chyba że chcesz doradzać autorowi czy ma się już wyspowiadać czy ma jeszcze kilka dni pochodzić? Co do księży, powstrzymam się od komentarzy, tak się złożyło że byłem w swojej rodzinnej na wsi i moge powiedzieć, że nic nie powiem. Smutno mi.
T
Tomek
8 kwietnia 2013, 19:37
do postkatolicyzm Autor artykułu dzieli się swoimi osobistymi przeżyciami i stanami duszy, których doświadcza w życiu, niekoniecznie łatwym dla niego. A ty człowieku wyczytałeś coś w książkach, dorobiłeś sobie teorie, klasyfikujesz, oceniasz ludzi. Przeżyj najpierw sam, później jak chcesz napisz kilka zdań. Ale nie oceniaj świadectw innych, bo nie masz ku temu najmniejszego prawa.
M
Mila
8 kwietnia 2013, 19:35
jazmig...jak zawsze kąsa...
jazmig jazmig
8 kwietnia 2013, 19:22
Jak zwykle winni są księża, a nie nasz znudzony autor, któremu nie chce się nawet pójść do spowiedzi. Zamiast nudzić się podczas kazania, warto się wsłuchać w myśl jego autora. Nawet, jeżeli to kazanie jest nudne, to zawiera jakąś myśl i przesłanie. WArto je odszukać i przemyśleć. Odnoszę wrażenie, że autor tego tekstu oddala się od Kościoła i jak zwykle winni są inni, a nie on sam.
P
postkatolicyzm
8 kwietnia 2013, 16:25
"Bywa, że jestem zmęczony Kościołem. Dzieje się tak, kiedy z kościelnych ambon, zwłaszcza tych świątecznych, zamiast dobrych wiadomości słyszę wezwanie do walki. Kogokolwiek z czymkolwiek. Mam wówczas  wrażenie, że tracę resztki i tak wątłych już sił. Na szczęście - Bóg jest. Ale i tak przez chwilę bywa nieprzyjemnie". Kwintesencja postkatolicyzmu - W dobie ciągłego odczytywania bezlitosnych miłosierdziem listów pasterskich z ambon których albo już nie ma albo stoją zakurzone bezużytecznością - W świecie pozbawionym "miłosierdziem" wszelkich zmagań o duszę - bez prawdy, kłamstwa, zła i dobra. - Zmęczony i zestresowany nieprzyjemnymi chwilami "katolik" Konrad Kruczkowski traci resztki i tak wątłych już sił !
R
rafi
8 kwietnia 2013, 15:40
O, tak. Ja co kilka dni się zastanawiam, co w tym Kościele robię. Kiedy wmawia mi się że musżę to czy tamto. A ja wiem że nic nie muszę. Wiem, że Bóg mnie kocha. I wiem też, że naprawdę przecież liczy się tylko to, co CHCĘ czynić dla Jezusa. Tak, chcę czynić wiele rzeczy, ale w nich nie ma niczego z tego, co próbuje mi się wmówić że MUSZĘ. Tak naprawdę nie wiem czy jestem katolikiem. Czuję się chrześcijaninem. Dzieckiem Bożym.