Mimo wszystko: Bóg jest

Mimo wszystko: Bóg jest
Konrad Kruczkowski

Bywa, że jestem zmęczony Kościołem. Dzieje się tak, kiedy z kościelnych ambon, zwłaszcza tych świątecznych, zamiast dobrych wiadomości słyszę wezwanie do walki. Kogokolwiek z czymkolwiek. Mam wówczas  wrażenie, że tracę resztki i tak wątłych już sił. Na szczęście - Bóg jest. Ale i tak przez chwilę bywa nieprzyjemnie.

W jedną z ostatnich sobót (tę Wielką) było podobnie. Trochę nieśmiało uśmiechnąłem się do chłopca, który siedział dwie ławki dalej. Msza nie zdążyła się jeszcze dobrze rozpocząć, a chłopiec wykazywał daleko posunięte znudzenie. A więc było nas dwóch. Dopiero psalmy wyrwały mnie z letargu, a Ewangelia wzruszyła. A potem było kazanie, z którego nic nie zrozumiałem. Kompletnie. I nie byłem odosobniony. Pustka.

Choć moja świadomość religijna nie grzeszy przesytem - na każdym kroku muszę posiłkować się wiedzą i doświadczeniem żony, teologa z zawodu - co roku, w Wielkanoc, mam poczucie zachwianych proporcji w tym, co mówimy o Bogu. Albo lepiej: tym, ile mówimy o Bogu, a ile o naszym własnym lęku.

DEON.PL POLECA

Jest cichym dramatem naszego Kościoła, że większość ludzi (w Kościele, poza nim, z pogranicza) wie, że występujemy przeciwko związkom homoseksualnym, in vitro i okładce "Newsweeka", ale kiedy zapytać te same osoby o ich osobistą relację z Bogiem, odpowiadają z zakłopotaniem (tu jeszcze całkiem nieźle) albo w ogóle nie rozumieją, o co pytamy. W minione święta przestało mnie to dziwić. Zaczęło smucić.

W tę sobotę na mszę przyszedłem (zresztą jak zwykle) z nieco ciężkim sumieniem i wątpliwościami, czy mur, który zbudowałem między sobą a Bogiem, jest już na tyle duży, że sakrament Komunii powinienem poprzedzić spowiedzią. Wygrała zmęczona obojętność.

To banał, ale przecież tak jest: czasami brakuje nam sił. Nie mówię o tym normalnym zmęczeniu, fizycznym, mentalnym, uzależnionym od nadmiaru obowiązków albo ich braku. Mówię o czymś głębszym. Miejscu, w którym czasem znajduje się każdy z nas, a w którym po prostu mamy dość. To te miejsca, kiedy jeszcze nie płaczemy, ale mamy wrażenie, że już niebawem. To właśnie o tym jest Wielki Tydzień.

O tym, że te wszystkie trudności: stracony ważny projekt w pracy, zawiedzione oczekiwania żony, chroniczny brak czasu, niedotrzymane terminy, poczucie niedocenienia wśród przyjaciół - to część życia. Który z apostołów nie miał swoich małych planów i oczekiwań, tak różnych od tego, co miało się stać? Judasz jest flagowy, ale nie jedyny.

Brak wiary w to, że Bóg jest i strach, że muszę polegać tylko na sobie - to część życia. Również. Awantura w Ogrodzie Oliwnym jest głupią próbą wyręczania Boga. Tak głupią, że aż bliską dramatu.

Częścią życia jest także skrępowanie, kiedy powinienem przeżegnać się przed posiłkiem. Piotr w swoim zapieraniu się Jezusa poszedł dalej i to w mało subtelny sposób. Kiedy wątpię w Boga już tak totalnie - nie powinno to budzić mojego zdziwienia. Tam, pod krzyżem, zwątpili niemal wszyscy.

A więc to, że mamy czasem dość - to część życia. Na szczęście i mimo wszystko: Bóg jest. Opowie mi o sobie przez tych, którzy spotkali go wcześniej. I najprawdopodobniej mnie nimi zaskoczy. Dogoni mnie w drodze do Emaus i wytłumaczy, po co to wszystko. Nie poznam go od razu. To bez znaczenia. Bo On już wygrał. Pozamiatane. Wystarczy, że zacznę słuchać.

Właśnie tę Dobrą Wiadomość chciałem usłyszeć w te święta. Chciałem, aby ktoś mi przypomniał, że w ekonomii Boga nie ma strat. Tak zwyczajnie. Nie na poziomie teologicznych ogólności o tym, że "musimy podążać drogą krzyża do prawdy zmartwychwstania". Bo ja tego nie rozumiem. Nie potrzebowałem usłyszeć o tym, że musimy budować mury: Europa, Tomasz Lis i piąta kolumna jezuitów znów nas prześladuje. Jeśli ktokolwiek nas prześladuje (a osobiście tego nie doświadczam!) to właśnie dlatego, że zbyt długo mówiliśmy co jest dobre, a co złe, zamiast o tym, że Bóg jest.

Tak, to prawda - bywam zmęczony, także Kościołem. Bywam krytyczny i zawiedziony postawą moich pasterzy. Ich strachem i niezrozumieniem. Załamuję ręce, kiedy moi wątpiący znajomi pytają o Boga,  trudno im Go dostrzec, bo słyszą o tym, jak źle żyją i jak źli są. Ilekroć próbuję wytłumaczyć jednemu czy drugiemu kaznodziei, że mówienie o moralności bez jej źródła i w oderwaniu od konkretnego, osobistego doświadczenia, to duchowe samobójstwo, słyszę, że Kościół musi stawiać wymagania. Tak, jasne, powinien. Ale Bóg mówi też (a ja mam wrażenie, że częściej) o tym, że i On nas nie potępia, i o tym, że my, "utrudzeni" możemy przyjść. Zawsze.

Niesamowite jest to, że w tym moim zmęczeniu i buncie Bóg znów mnie znalazł. Z charakterystyczną niefrasobliwością - tuż po świętach. Bo mimo wszystko: On jest.

Konrad Kruczkowski - mąż, syn, brat. Niedoszły teolog. Wiecznie zapominający, że Bóg jest. Konrad jest Banitą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mimo wszystko: Bóg jest
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.