Mobbing trzeba udowodnić
Burza medialna wokół ks. Wojciecha Lemańskiego nie cichnie. Jej absurdy i przekłamania, częściowo oddaje tekst Aliny Petrowej-Wasilewicz pt. "Ksiądz Lemański - anatomia rozegrania konfliktu", jaki ukazał się w KAI. Media wałkują temat nie dlatego, że jest "sezon ogórkowy" i nie ma o czym pisać. Trwa ostra walka - zakulisowa i jawna - o pozytywne rozpatrzenie odwołań księdza w Watykanie.
Czyż tam nie dotrze oburzenie opinii publicznej, nie przejmą się groźbą wystąpienia z Kościoła katolików, dla których ks. Lemański staje się jedyną ikoną dialogu i sprawiedliwości, stawiając "bohaterski opór" opresyjnym strukturom instytucji w osobie abpa Henryka Hosera?
Tekst Aliny Petrowej-Wasilewicz wyrywa z medialnego matriksu. Zachęcił mnie do refleksji:
1. Jak to się stało, że osoba, która złem zwalcza zło, publicznie okazuje arogancję, bezczelność i brak szacunku dla drugiego człowieka, obiektywne kryteria etyki rozmienia na subiektywną empatię - i to stosowaną głównie wobec osób łamiących chrześcijańskie wartości i normy (Nergala, apostatów, kochanek księży, osób stosujących in vitro itd. itp..) wyrasta na jedynego prawdziwego chrześcijanina w kraju? Brak empatii boli. Ale miłosierdzie zredukowane do empatii wobec zranionych przez Kościół to karykatura Objawienia.
2. Jakim cudem ktoś, kto, co prawda, wiele wniósł do dialogu chrześcijaństwa np. z judaizmem ale za nic ma dialog wewnątrz własnej wspólnoty, staje się gwarantem społecznego dialogu?
To przypadek bez precedensu. Dobrą ilustracją matriksu jest dla mnie list otwarty, który powstał w sieci w obronie księdza. Nie znamy autorów, ale adresatem jest Mauro Piacenza, prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa w Kurii Rzymskiej. List podpisało kilka tysięcy internautów - wierzących i (sic!) niewierzących (proporcje nieznane), które naciskają na zmianę decyzji abpa Hosera, bo odsunięcie ks. Lemańskiego "od kapłaństwa i działalności publicznej przyniosłoby znaczące szkody nie tylko wizerunkowi Kościoła, ale i dialogowi społecznemu w naszym kraju." O dobry wizerunek Kościoła walczy portal tok.fm, który ów list promuje. Drugi kosmiczny odlot to artykuł Jarosława Mikołajewskiego "Walka o Kościół" w "Gazecie Wyborczej" z 12 lipca, w którym autor ostrzega Kościół, że jeśli nie postawi na ks. Lemańskiego, to straci na tym równie katastrofalnie, jak pół wieku temu, gdy nie słuchał krytyki Piera Paola Pasoliniego. Dla niewtajemniczonych - Passolini: pisarz, poeta i reżyser, gej, komunista, który sięgał do tematyki biblijnej, interpretując ją zgodnie z wyznawanymi wartościami.
Jak to ogarnąć? Wbrew temu, co sugeruje Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny "Więzi", który przyjął rolę "medialnego cienia" ks. Wojciecha Lemańskiego, łagodząc, wyjaśniając, tłumacząc, robiąc dobre wrażenie - w tym prostując pomówienia (natychmiast po proboszczu z Jasienicy wydał oświadczenie dementujące jego sugestie, że padł ofiarą molestowania seksualnego hierarchy, który teraz chce mu zamknąć usta zakazami) - rzecz nie jest aż tak złożona. Ks. Lemański ma nietuzinkowy dar wchodzenia w konflikty, nie tylko z przełożonymi. Przyczyny są banalne:
1. jego "trudny charakter", który sam Nosowski, a zna go od lat, opisuje na blogu tak: przewrażliwiony na swoim punkcie; kiedy doznaje krzywdy (obiektywnie lub subiektywnie, patrz - przewrażliwienie), to "nie pozostaje dłużny" (tzw. mściwość?), uparty; podejrzliwy; bezlitosny w krytyce; nie ma oporów we współpracy z antykościelnie zorientowanymi mediami (wg Nosowskiego jest oczywiście ich ofiarą: "daje się wykorzystywać");
2. jego radykalne zaangażowania w dialog z judaizmem i innymi ofiarami dyskryminacji, który jest godzien uznania, ale z dwoma uwagami. 1. Słuszna wrażliwość na niedopuszczalne żarty o Żydach może działać tak, jak reakcja feministek na żarty o blondynkach. Niechęć do radykalnych feministek nie oznacza, że jest się mizoginem. 2. Piękna karta dialogu z "Innym" ma się nijak do dialogu z członkami własnej wspólnoty. Co z tego, że ktoś ma świetne relacje z "sąsiadami", skoro u niego w domu wciąż wybuchają awantury na całą okolicę?
Dlaczego część opinii publicznej wierzy, że ksiądz jest tylko ofiarą prześladowań ze strony ludzi Kościoła? Cokolwiek powie lub zrobi - z niemoralną insynuacją czy pomówieniem na czele - ma usprawiedliwienie. Wyrozumiałość dla jego zachowań jest równie wielka, jak brak zrozumienia dla abpa Hosera. Ksiądz kreuje się w mediach na niewinną ofiarę: opowiada o poczuciu krzywdy, niesprawiedliwości, cierpieniu i traumie. Że ONI szukają haków. Odmawiają porozumienia. Zmuszają go do biegania po telewizyjnych programach. Druga strona milczy. To błąd wizerunkowy, ale czy naprawdę tak łatwo można ludziom wmówić, że dwa i dwa to pięć? Sporo informacji burzy mit niewiniątka. Choćby taka. Nosowski w "Kalendarium wydarzeń" w "Tygodniku Powszechnym" z 21 lipca br. pisze:
"W 2009 roku przyjechała do Jasienicy czteroosobowa komisja z kurii. [...] Atmosfera musiała być bardzo napięta, bo Lemański nie wytrzymał i opisał rozmowy z wizytatorami w internetowym felietonie. Po otrzymaniu krytycznych uwag przeprosił za upublicznienie sprawy i usunął felieton z sieci." Ks. Lemański ma wybiórczą pamięć. Z oświadczenia kurii wiemy, że 15 grudnia 2009 r. napisał do abpa Hosera skargę na "przełożonych diecezjalnych i dekanalnych" (nie była to jedyna skarga skierowana na swoich szefów do ich szefa), co było przedmiotem spotkania 4 stycznia 2010 r.. Wtedy miało paść pytanie o obrzezanie. To znaczy, że emocje eskalowały co najmniej od miesiąca, a spotkanie było trudne. Jedna osoba ma prawo "nie wytrzymać", druga nie? Władzę trzeba odhumanizować? A co z papieżem?
Nie znam ani jednej osoby, wierzącej czy niewierzącej, która rozmowy w cztery oczy z szefami, korespondencję służbową czy słowa wizytatorów upubliczniałaby w środkach masowego przekazu. U proboszcza z Jasienicy to norma. Lubi powoływać się na papieża Franciszka. Papież ma pełne prawo krytykować podwładnych. Czy wytyka im błędy i wady po nazwisku, w mediach? Nie słyszałam.
Pozytywny wizerunek (i wiarygodność) ks. Lemańskiego stoją na autorytecie przyjaciół, którzy sami są już... stroną "walki o Kościół" - jako Kościół Otwarty. Zuzanna Radzik i Zbigniew Nosowski uważają, że padł ofiarę mobbingu. Mobbing jest formą przemocy. To kluczowa kwestia, bo wraz z takim zarzutem kończy się rozmowa o symetrycznym konflikcie podwładnego z przełożonym, za który odpowiedzialni są obaj. Jest czarno-biały podział na sprawcę i ofiarę. Mobbing oznacza terror psychiczny: szykany, upokarzanie, poniżanie, ośmieszanie, zaniżanie samooceny, zastraszanie itd. - w komunikacji "nie wprost". Czy według obiektywnych kryteriów był to mobbing? Nikt tego nie wie! W Kościele brakuje procedur, które pozwoliłyby to stwierdzić. Prawo pracy dopiero od niedawna karze za mobbing, ale trzeba go udowodnić. W szkole, pełnej przemocy rówieśniczej, mobbingu jest mnóstwo - nie jest karalny. Tu zostajemy w sferze insynuacji i pomówień. Z mojej perspektywy jako osoby, która przez kilkanaście lat zajmowała się profilaktyką agresji w szkole, a okazjonalnie i mobbingiem w pracy, pojawiają się wątpliwości.
Po pierwsze, proboszcz sam atakuje "nie wprost", a ofiary nie są dobre w subtelnym ataku. Ich obronne prowokacje, jeśli występują, są nerwowe, kompulsywne. Zastanawia mnie na przykład fakt, że to ks. Lemański wywołał temat ludobójstwa w Rwandzie, za który media potępiają jego oponenta. Czytając teraz wpis na blogu ks. Lemańskiego "Zły duch" sprzed pięciu miesięcy nie widzę bezosobowych "braci i sióstr", przy których proboszczowi z Jasienicy "zimny pot przerażenia zrasza czoło", a konkretną osobę arcybiskupa. Czy nie była to gra sugestii i aluzji, skierowanych do konkretnego odbiorcy, misjonarza z Rwandy? Nie wiem. Ale ksiądz potrafi w ten sposób uderzyć, co pokazał oskarżeniem o molestowanie. To było zagranie mistrza.
Ofiarami mobbingu bywają nie tylko podwładni, lecz i przełożeni.
Po drugie, te konflikty znacznie wykraczają poza dekanat tłuszczański, który ma być zbiorowym mobberem. Dwa przykłady z brzegu (było więcej, np. awantura z Robertem Mazurkiem o wywiad w "Rzeczpospolitej"):
1. spektakularna kłótnia z Szymonem Hołownią o zmanipulowane badania na temat kochanek księży w "Newsweeku", o czym pisałam rok temu ("O co chodzi księdzu Lemańskiemu?"). Ksiądz nie miał racji, ale kierując się empatią zamiast obiektywną wiedzą (jako socjolog o badaniach wiem dużo więcej od niego) stanął po stronie "Newsweeka", publicznie "kopiąc leżącego" już za drzwiami redakcji katolickiego publicystę;
2. butny i arogancki w tonie list (sic!) otwarty do bpa Meringa z 2011 r., w którym bronił ks. Adama Bonieckiego. Krytykę sformułował tak: "Nie żyję na tym świecie tak długo, jak ksiądz biskup, ale pamiętam jeszcze akcje publicznego piętnowania w naszym kraju osób uznanych za godne pogardy, i publicznego odcinania się od owych napiętnowanych przez tak zwane autorytety." A dalej: "Wszystkich dotkniętych treścią listu otwartego, jaki wystosował ksiądz biskup do księdza Bonieckiego, zarówno tych wymienionych z nazwiska, jak i poruszonych jego lekturą przepraszam w imieniu Kościoła. A tak na zakończenie, w Chełmnie nad Nerem, w diecezji powierzonej trosce księdza biskupa, szatan pozostawił straszliwe ślady. W tamtejszym kościele hitlerowscy oprawcy przetrzymywali przed śmiercią tysiące Żydów, zanim nazajutrz zamordowali ich w samochodach śmierci. Odwiedzałem ten kościół wiele razy i nie znalazłem żadnego śladu piętnującego to straszliwe dzieło szatana. Do dzieła, księże biskupie."
Ofiary mobbingu - zastraszane, szykanowane, poniżane, izolowane, w dużo krótszym czasie niż kilka lat sypią się psychicznie, tracą pewność siebie, popadają w depresję, stają się niezdolne do pracy, wymagają specjalistycznej pomocy terapeuty. Oczywiście mogę się mylić. Nie znam sprawy z bliska, tu trzeba diagnozy psychologa terapeuty. Ale może mój dystans jest więcej wart, niż subiektywna ocena przyjaciół uwikłanych w spór?
ANEKS: 12 lipca br. o. Wiesław Dawidowski OSA nagle zrezygnował z bycia współprzewodniczącym Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, a nawet członkiem Rady. W ślad za nim poszli Barbara Sułek Kowalska - członek Zarządu i ks. Henryk Romanik - członek Rady (ich nazwiska nadal figurują na stronie Rady). Nie wydali oświadczenia, odmawiają komentarza wobec doniesień medialnych, które uparcie łączą to z podpisaniem oświadczenia popierającego ks. Lemańskiego. Ostatecznie wydał je sam Stanisław Krajewski, współprzewodniczący ze strony Żydów. Wiem wystarczająco dużo na ten temat, by powstrzymać się od komentarza. Dla dobra dialogu. Ale jeśli autentyczni ludzie dialogu i służby (nie - biernego posłuszeństwa) podejmują takie decyzje, to pora się zastanowić, czy przyszły Kościół ks. Lemańskiego naprawdę wyzwala?
O. Dawidowski w piśmie z rezygnacją skierowanym do Rady pisał: "Dalej będę głosił Słowo Boże w duchu poszanowania dla Żydów, pracował na rzecz Sprawiedliwości i Pokoju, promował afirmację nauki Soboru Watykańskiego II wyrażoną m. in. w "Nostra Aetate". Nic nie jest w stanie zawrócić mnie z drogi dialogu."
ZAKOŃCZENIE: Czy o. Dawidowski OSA znajdzie się na okładkach tabloidów jako duszpasterz cudzoziemców i imigrantów? Raczej nie. Za dialog nikt nikogo nie daje na okładki. Trzeba się zasłużyć. Za sam dialog nikt w Kościele nie pada ofiarą kilkuletniego mobbingu. Jeśli w ogóle słowo mobbing ma tu sens.
Skomentuj artykuł