Na święto wiary prezent z sensem i dla sensu
Żyjemy wyborami. Trapi nas kolejne przesilenie w relacjach między abpem Hoserem a ks. Lemańskim spowodowane udziałem tego ostatniego w pogrzebie Władysława Bartoszewskiego.
A to maj przecież. Miesiąc Pierwszej Komunii. Mam nieprzeparte wrażenie, że tematem numer jeden w większości polskich rodzin jest właśnie ta uroczystość. Nie wybory. Nie pogrzeb śp. Władysława Bartoszewskiego a Pierwsza Komunia. Dziecka, wnuczka, chrześniaka. W co się ubrać? Jaki prezent kupić (mój znajomy grabarz zwierzał mi się, że musiał wyskoczyć z tysiąca, bo chrześniak idzie do Komunii)? W jakiej restauracji zrobić przyjęcie? Kogo zaprosić? Gdzie posadzić aktualną partnerkę ojca dziecka, żeby nie spotkała mamę dziecka, która też przecież będzie ze swoim nowym mężem? Jak znaleźć tańszego fotografa? Gdzie ksiądz znalazł tę kobietę, która szyje alby dla dzieci, skoro w sąsiedniej parafii kosztują dziesięć złotych mniej? Po co aż tyle na tzw. dar ołtarza (zwyczajowy prezent, który rodzice czynią dla parafii)? Kto proboszczowi (lub katechetce) podpowiedział, żeby pamiątką Pierwszej Komunii była Biblia, za którą rodzice mają zapłacić, skoro w domu mamy już jedną? Te i inne pytania przez cały maj drążą polskie rodziny siejąc spustoszenie w głowach i kieszeniach naszych wiernych i niewiernych.
Jako duszpasterz uczestniczę w tym niezmiennie od dobrych dwudziestu lat. Od czasu do czasu próbuję sugerować pewną zmianę akcentów. Bezskutecznie. Takie celebrowanie Pierwszej Komunii nie jest jednak przypadłością tylko polskiego Kościoła. Swego czasu miałem okazję posługiwać w dwóch włoskich parafiach. Sytuacja podobna. Splendor celebracji (tej kościelnej i pokościelnej), za którą najczęściej stoi pozór bycia w Kościele.
Zastanawiamy się potem, my duszpasterze, co zrobić, aby jakoś zmobilizować dzieci do udziału w białym tygodniu. Więc w poniedziałki rozdajemy owe Biblie. We wtorki umawiamy się na wspólne fotografie. W środy święcimy prezenty. Na czwartek i piątek często brakuje pomysłu.
Ale przypominam sobie także Pierwszą Komunię świętą pewnego dziecka. To było w Rzymie. Rodzice głęboko wierzący. Kiedy Michele rozpoczął ostatni rok przygotowań do uroczystości zakomunikowali całej rodzinie, że prezenty są mile widziane. Tydzień przed albo tydzień po. Tak, żeby w niedzielę Pierwszej Komunii ich syn był skupiony tylko na Nim. Na Jezusie Chrystusie.
W sam dzień tej uroczystości Michele otrzymał list. Od swoich rodziców. Pisany ręcznie. Na pięknym papierze. Tłumaczyli mu dlaczego to takie ważne, że po raz pierwszy przyjmie Ciało i Krew ich Pana. Pisali dlaczego kilka lat wcześniej go ochrzcili i przez te wszystkie lata, razem z nim, chodzili na niedzielną Eucharystię. Na samym końcu zaś życzyli swojej najmłodszej latorośli, aby nigdy nie zrezygnował z przyjaźni z Jezusem. Przyjęcie odbyło się w parku, w pobliżu kościoła. Siedzieliśmy w tę słoneczną majową niedzielę na trawie. Piknik. Dzieci bawiły się a my dorośli przez kilka godzin rozmawialiśmy jedząc to, co każdy z nas na tę agapę przyniósł. To była jedna z najpiękniejszych uroczystości komunijnych, w których uczestniczyłem.
Czasami myślę, że z tych wszystkich prezentów, które dzieci otrzymują przy okazji Pierwszej Komunii niewiele zostanie. Za pół roku, za rok laptopy, smart fony, komórki, ciuchy okażą się już przestarzałe. Niemodne. Być może tylko taki list, pisany matczyną i ojcowską ręką, przetrwa próbę czasu i życia.
Skomentuj artykuł