Nagłośnienie sprawy przez media i z Tarnowa popłynęło sprostowanie
„Sprawa tarnowska” zbiegła się w czasie ze spotkaniem na Jasnej Górze. W wielu komentarzach dało się wyczytać, że niczego to spotkanie nikogo nie nauczyło, bo gdyby tak się stało nie byłoby skandalicznego stanowiska pełnomocnika diecezji tarnowskiej.
„Dla wszystkich musi być jasne, że dziecko nigdy nie ponosi odpowiedzialności za przemoc, której doświadcza. W reakcji na cytowane w mediach słowa pełnomocnika reprezentującego diecezję tarnowską, które sugerują współodpowiedzialność dziecka i pomniejszają odpowiedzialność sprawcy, wraz z osobami zaangażowanymi w przygotowanie spotkania Skrzywdzonych z Episkopatem wystosowaliśmy wspólny list do Biskupa Tarnowskiego. Jesteśmy przekonani, że w argumentacji procesowej konieczna jest rzetelna wiedza nt. dramatu wykorzystania seksualnego i empatia wobec tych, którzy w taki sposób zostali skrzywdzeni. W związku z tym zaapelowaliśmy do biskupa o wycofanie się z błędnej argumentacji. Jest to jeden z koniecznych warunków do naprawienia wyrządzonych krzywd” – przytaczam niemal w całości komunikat ks. Piotra Studnickiego, kierownika Biura Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży, który jest jedną z reakcji na opisaną ostatnio sprawę z Tarnowa, gdzie pełnomocnik diecezji w odpowiedzi na roszczenia skrzywdzonych przestępstwem seksualnym posłużył się skandaliczną argumentacją.
Po nagłośnieniu sprawy przez media, słowach oburzenia, itd. z Tarnowa popłynęły komunikaty ze sprostowaniem. Z przeprosinami i zapewnieniami, że skrzywdzeni są w centrum i nikt nie chce obarczać ich odpowiedzialnością za to czego doświadczyli.
Ale uwadze nie może umknąć fakt, że to nie pierwszy raz, gdy w przestrzeni publicznej pojawiają się stwierdzenia jakoby to dziecko było winne lub współwinne tego, że zostało skrzywdzone. Ponad dekadę temu słowa w tym duchu padły z ust abp. Józefa Michalika, ówczesnego szefa KEP. Z kolei stosunkowo niedawno pełnomocniczka diecezji bielsko-żywieckiej domagała się przed sądem zbadania orientacji seksualnej osoby wykorzystanej przez księdza sugerując przy tym, że z kontaktów z duchownym mogła czerpać przyjemność. Tamte sprawy wywołały oburzenie, były szeroko komentowane. Padały słowa przeprosin. Jak pokazuje sprawa tarnowska niespecjalnie wyciągnięto z tego wnioski.
Wydaje się, że jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest to, że biskupi jak ognia unikają szkolenia na temat wykorzystywania seksualnego. Mówią o tym, od paru lat temat obecny jest niemal na każdym posiedzeniu KEP, ale na to, by poświęcić cały dzień na spotkanie z ekspertami, którzy opowiedzą o co chodzi, na co trzeba zwracać uwagę, w jaki sposób podchodzić do skrzywdzonych chęci raczej nie mają. Nie wiem czy takie szkolenie zmieniłoby myślenie. Wszystkich na pewno nie, ale pewnej części tak. Do postawienia takiej tezy uprawniają wypowiedzi biskupów po niedawnym spotkaniu ze skrzywdzonymi na Jasnej Górze, gdy mówili, że było ono potrzebne. Na pewną zmianę narracji wskazywali sami skrzywdzeni.
„Sprawa tarnowska” zbiegła się w czasie ze spotkaniem na Jasnej Górze. W wielu komentarzach dało się wyczytać, że niczego to spotkanie nikogo nie nauczyło, bo gdyby tak się stało nie byłoby skandalicznego stanowiska pełnomocnika diecezji tarnowskiej.
Przede wszystkim wydaje się, że spotkania biskupów na Jasnej Górze ze skrzywdzonymi nie można wiązać z tym co stało się w Tarnowie. Nie wiemy bowiem kiedy pełnomocnik diecezji złożył w sądzie swoje skandaliczne pismo. Śmiem twierdzić, że stało się to przed spotkaniem w Częstochowie. Proste zestawienie tych dwóch faktów i wyciąganie na ich podstawie wniosków jest zwyczajnie nieuprawnione. A tak się stało. Spowodowało też niestety hejt na tych, którzy się z hierarchami spotkali. „Wzięliście ich za ręce? Oto są efekty waszego działania” – twierdzą niektórzy. I trzeba im jasno powiedzieć: „dość”. Prawdą jest, że ci którzy pojechali na Jasną Górę nie są przedstawicielami wszystkich skrzywdzonych (nigdy zresztą nie słyszałem, by tak mówili). Ale prawdą jest też, że są to ludzie, którym zależy, i którzy w rozmowie, dialogu, wspólnym działaniu widzą możliwość zmian. Ciągła i nieustająca walka nigdy niczego nie zmieni.
Ale „sprawa tarnowska” ma jeszcze jedno oblicze. Oblicze, o którym trudno jest wielu osobom mówić, więc wybierają milczenie, by przypadkiem kogoś nie urazić. Nie pierwszy raz w przestrzeni publicznej pojawiają się dokumenty z postępowań, które z uwagi na swój delikatny charakter toczą się za zamkniętymi drzwiami. Wyciekają dokumenty wrażliwe. Materiały, które muszą wzbudzić emocje, które muszą spowodować oburzenie. Czas temu jakiś w sprawie, która dotyczy diecezji bielsko-żywieckiej, pojawiła się np. opinia psychologiczna dotycząca sprawcy z postępowania kanonicznego. Jest w aktach sądowych, bo diecezja udostępniła sądowi materiały. Wyciekła. Skrzywdzeni poczuli się zaniepokojeni, że mogą wyjść także opinie dotyczące ich stanu psychicznego. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Dlaczego coś co wyjść nie powinno jednak wychodzi? Bo idzie tu walka nie tylko o prawdę, ale też duże pieniądze. O pieniądze, które są potrzebne skrzywdzonym na terapię, ale też pieniądze z których żyją ich pełnomocnicy. Idzie zatem o to, by wygrać. Za wszelką cenę. A żeby zwiększyć swoje szanse trzeba pobudzić opinię publiczną. Trzeba, by temat był ciągle obecny w jej świadomości. Innymi słowy; wszyscy bierzemy udział w grze. W grze, w której jesteśmy pionkami dowolnie przestawianymi po polach szachownicy.
To oczywiście prowadzi w kierunku tematu odszkodowań dla ofiar pedofilów w sutannach. Nie byłoby procesów, nie konieczne byłoby „podkręcanie” opinii publicznej, gdyby Kościół brał na siebie odpowiedzialność i zgadzał się na zawieranie ugód pozasądowych. Gdyby siadał i rozmawiał. Do tego na razie wciąż w wielu miejscach nie dojrzał. Pytanie czy dojrzeje jest pytaniem otwartym.
Kwestia wykorzystywania seksualnego jest skomplikowana na wielu poziomach. Każdy z nich jest ze sobą jakoś powiązany. Jedno bowiem wychodzi z drugiego. To nie jest wyłącznie kwestia krzywdy, długofalowych jej skutków. To nie jest tylko kwestia podejścia instytucji kościelnych do wyjaśniania tych spraw, to nie jest tylko kwestia empatii. To są także pieniądze i różnorakie interesy, które mają ludzie wchodzący na orbitę tychże spraw. O wszystkim trzeba zatem rozmawiać. Niczego nie można ukrywać. I czasem naprawdę dobrze, że jak spod ziemi wyskakuje Tarnów.
Skomentuj artykuł