Niewiara wierzących

Dariusz Piórkowski SJ

Kardynał Kazimierz Nycz w swoim adwentowym liście do kapłanów poważył się na obalenie nośnego mitu. Wzywa do przebudzenia, aby ludzie Kościoła (głównie księża, ale zapewne również wierni) przestali ulegać czarowi statystyk, sądząc, że "dom Kościoła skupia 95% Polaków". Bo rzeczywistość pokazuje, że tak nie jest.

Biskup warszawski nazywa rzecz po imieniu i pisze o narastającym zjawisku ochrzczonych Polaków, którzy w ciągu swojego życia pozostają jedynie nominalnymi chrześcijanami. Dlatego - kontynuuje metropolita - "znaczna część naszego społeczeństwa potrzebuje pierwszej ewangelizacji", a więc takiego głoszenia Chrystusa, jakby usłyszeli o Nim pierwszy raz. To mocne słowa, ponieważ w pewnym sensie sugerują, iż spora grupa Polaków przypomina pogan, co prawda nie w znaczeniu pejoratywnym, lecz jako tych, którzy potrzebują usłyszeć Dobrą Nowinę.

DEON.PL POLECA

Istotnie, nad Wisłą generalnie myślimy o duszpasterstwie w kategoriach jerozolimskiej świątyni. Wierni (głównie ci przekonani i gorliwi) przychodzą, by złożyć ofiarę, spełnić religijny obowiązek, pomodlić się. Ale zasadniczo na palcach jednej ręki można policzyć inicjatywy, które wychodziłyby poza ramy kościoła. Powód? Nie widzimy takiej konieczności, ponieważ wciąż na mszach ławki są wypełnione (Chociaż w niektórych regionach Polski te liczby już nie są takie zachwycające). Wiele osób pragnie również przyjmować sakramenty i chować zmarłych w obecności księdza. Rodzi to więc mylne wrażenie, że wszystko jest w porządku. Ale przecież to tylko jeden z aspektów działalności Kościoła. A co z tymi, którzy się pogubili, zostali zrażeni do Kościoła, albo nie słyszeli o prawdziwym obliczu Chrystusa? Czy rozpala się w nas, księżach, ale bez żadnego wyjątku także wiernych świeckich, Pawłowy zapał wyjścia do pogan, co pociąga za sobą ryzyko odrzucenia i niezrozumienia? Czy chcemy podjąć trud szukania odpowiedniego języka, by także w ten sposób przekroczyć wygodne mury naszej polskiej "Jerozolimy"?

Kardynał Nycz wzywa do "pozyskiwania zagubionych dla Chrystusa", a więc postuluje praktyczne rozszerzenie rozumienia misji Kościoła w Polsce. Interesujące jest, jak na kwestię zagubienia owiec spogląda, na przykład św. Mateusz Ewangelista. Zaglądając do 18. rozdziału jego Ewangelii, zauważymy, że według niego, owce gubią się w Kościele wskutek przewin i zgorszenia spowodowanego przez członków wspólnoty Kościoła. Wiele zabłąkanych owiec to nie lewicowi antyklerykałowie, którzy nigdy nie mieli do czynienia z Kościołem, lecz ludzie, którzy odstąpili od niego, bo zostali poranieni przez innych wierzących. Jak do nich wyjść? Jezus mówi o przebaczeniu i pojednaniu, poprzedzonym wyznaniem win. Chyba nie najlepiej nam to wyszło w ostatnich latach, co uwidoczniło się chociażby z próbą zmierzenia się z problemem lustracji.

Biskup warszawski słusznie zauważa, że współczesne pokolenie księży "zostało, jak się wydaje, dobrze przygotowane do pracy duszpasterskiej, gorzej natomiast do ewangelizacji". To zaniedbanie łączy się przede wszystkim ze wspomnianym przeze mnie przeakcentowaniem sakramentalnego i uświęcającego wymiaru działalności Kościoła, co zaczyna się już na poziomie seminaryjnej formacji.

Dlatego dzisiaj ogarnia nas bezradność wobec tych, którzy z obecnej "oferty" Kościoła w Polsce skorzystać już nie chcą, a nawet jeśli to robią, widzą w tym pewien oparty na tradycji rytuał. Nie wiemy, co z tym fantem począć, gdyż się tego nie uczyliśmy. Wychodzimy również z błędnego założenia, że język, którym się posługujemy, jest dla wszystkich zrozumiały.

Największym wyzwaniem dla Kościoła w Polsce staje się więc na naszych oczach niewiara wierzących, która bynajmniej nie polega na negacji istnienia Boga, lecz na słabym oddziaływaniu przekonania o istnieniu Boga na codzienne decyzje, postawy i czyny. Oczywiście, nie stoimy jeszcze na skraju przepaści, bo Kościół w Polsce wciąż zachowuje wiele oznak żywotności. Ale nie możemy pozwolić sobie na pławienie się w samozadowoleniu.

Po powrocie z pielgrzymki do Czech, Benedykt XVI powiedział, że Kościół powinien stworzyć tzw. "dziedziniec pogan", na wzór instytucji istniejącej w świątyni jerozolimskiej. Poganie, którzy szukali nieznanego Boga, a nie byli Żydami, mogli przychodzić na plac świątynny i modlić się.

Ks. Tomasz Halik, nawiązując do tej propozycji Papieża, w tekście "Kocham Kościół mimo wszystko", pyta: "Czy ci ludzie, którzy poszukują nieznanego Boga, to są, tak jak kiedyś, pobożni poganie? A może to są ludzie ochrzczeni? Może właściwie to są byli chrześcijanie? Może to są dzieci tzw. chrześcijańskiej kultury? Może oni nie znajdują dla siebie przestrzeni w tym, co Kościół im dziś proponuje?

Na większość tych pytań wypada odpowiedzieć twierdząco, lecz, z drugiej strony, nie należy traktować tego stanu jako powód do zwieszania głowy. To poważne wyzwanie, przed którym stawia nas Opatrzność.

Kardynał Nycz proponuje, aby skupić się w parafiach na tworzeniu wspólnot i małych grup, które nie będą miały tak formalnego i anonimowego charakteru jak uczestnictwo we Mszy św. Może to pozwolić na przyciągnięcie tych, dla których Eucharystia jest "ucieleśnieniem nudy". Wspomina też o przemyśleniu form i treści przekazywanych na katechezach szkolnych.

Co jeszcze można zrobić? Wiele by pisać. Dodam tylko, że jednym z zadań, jakie należałoby jak najszybciej podjąć w ramach "ewangelizacji od podstaw", to po prostu głoszenie pełnej Dobrej Nowiny przez kaznodziejów. Chodzi o przeformułowanie pewnych utartych schematów, w których tkwimy.

Weźmy, na przykład sprawę proklamacji Słowa podczas Mszy św. Zazwyczaj księża, bo zdarzają się wyjątki, mówią "kazanie", (w średniowieczu wygłaszane poza liturgią), a więc moralizują, każą, co trzeba zrobić, a czego nie wolno, ale często w oderwaniu od tego, co Kościół nazywa "uprzedzającą łaską" Boga. Do dziś w języku potocznym używamy zwrotu "nie praw mi kazań", który ciśnie się nam na usta, gdy ktoś próbuje nas jedynie pouczać.

Za mało natomiast głosimy homilii, a więc - jak ujmuje to o. Raniero Cantalamessa - "radosnego zwiastowania czegoś wspaniałego, pięknego". Chodzi o głoszenie obecności królestwa Bożego, podkreślanie pierwszeństwa Bożej miłości, ukazywanie Jego obecności w tym świecie, a także o związanej z tym faktem godności człowieka. Przecież od tego zaczynali apostołowie. Dla św. Pawła cała Dobra Nowina wyrażała się w jednym zdaniu: "On (Chrystus) według Ewangelii mojej powstał z martwych". To było podstawowy przekaz, który docierał do pogan. Obwieszczanie dzieła Boga i Jego darmowej łaski jest na pierwszym miejscu, aspekt moralny na drugim. Najpierw wybranie, potem zadanie. Najpierw poznanie Chrystusa, potem nawrócenie.

Jeśli tego nie uczynimy, człowiek stojący z dala od Kościoła (lub będący z nim luźno związany) usłyszy jeden lub drugi raz, co powinien zrobić, jaki powinien być, w dodatku o własnych siłach, bo Bóg tak rzekomo żąda, ale nie dotrze do niego, że Bóg najpierw zaprasza go jako ukochanego grzesznika do wspólnoty, to obróci się na pięcie i pójdzie swoją drogą. "Nieatrakcyjność" takiego podejścia polega na tym, że uwypukla się tylko jedną stronę komunikatu: jaka powinna być odpowiedź człowieka, ale w sumie nie wiadomo na co. Takie przesłanie może przerazić człowieka, który również widzi swoją słabość, lęka się, sądzi, że to wygórowane oczekiwania.

Myślę, że to nieodzowny krok w ciężkiej pracy u podstaw, która nas wszystkich czeka.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niewiara wierzących
Komentarze (35)
R
rowerzysta
13 grudnia 2011, 14:30
Liczyłem na Twoją inteligencję i zarazem próżność... Wiesz, że to ja - nędzny prowokator, ale odpowiadasz. Uważasz, że tak jest najlepiej dla Ciebie: Mogą Ciebie (adamajkisa) nazywć katolikiem byle byś nie należał do Kościoła katolickiego?
R
rowerzysta
13 grudnia 2011, 13:44
adamajkis czy ty jestes katolikiem? Czy to o Tobie napisał kardynał Nycz? Wiele zabłąkanych owiec to nie lewicowi antyklerykałowie, którzy nigdy nie mieli do czynienia z Kościołem, lecz ludzie, którzy odstąpili od niego, bo zostali poranieni przez innych wierzących.
L
Lucyna
13 grudnia 2011, 12:51
Zgadzam się z Toba Klaro to jest nieroztropne i wiem że nie można generalizować, jednak chcąc nie chcąc  tak się dzieje. Nie okłamujmy się tak jest, takie jest myślenie ludzi.Nie mówie że wszystkich, ale spotkałam wiele, bardzo wiele takich opinii.cyt:Wierzę w Boga ale mam zastrzeżenia co do Jego personelu naziemnego" A co do instytucji wyjaśniam: Kościół  jest instytucją -cyt:"jako instytucja, Kościół przejawia się w sposób niezwykle zróżnicowany. Posiada określoną strukturę i bogatą tradycję, przejawem jego instytucjonalności jest podział na parafie i diecezje, cała różnorodność zakonów i duszpasterstwa specjalistycznego, kościoły i rozmaite gmachy kościelne, instytucje charytatywne, uczelnie i wydawnictwa. Ale na instytucjonalność Kościoła składa się również liturgia i teologia, prawo kanoniczne i zwyczaje lokalne, sztuka kościelna i tradycje językowe." Pozdrawiam
K
klara
13 grudnia 2011, 12:33
A gdy takich kapłanów brakuje rodzi się niechęć do Kościoła jako instytucji. Kościół nie jest instytucją. Jest Mistycznym Ciałem Chrystusa. Dlatego rozciąganie niechęci z jednego czy kilku kapłanów na Kościół jest - jak każda generalizacja - nieroztropne.
L
Lucyna
13 grudnia 2011, 12:20
Zgadzam się z poglądami Ojca, podobnie ja to wszystko odczuwam.Czasami chciałoby sie coś więcej, mocniej i lepiej czuć, przeżywać i  zglębiać ale tak naprawdę brakuje kogoś kto by poprowadził, umocnił, wytłumaczył, wskazał na Tego który daje nadzieję, który jest największą Dobrocią i Miłościa i nigdy nas nie opuszcza, cały czas działając w naszym życiu. A gdy takich kapłanów brakuje rodzi się niechęć do Kościoła jako instytucji.Wtedy budzi się ogromny żal i frustracja, że to nie tak powinno wyglądać i czasami przychodzi mi na myśl, że ksiądz to nie  "drogowskaz"  a intratny zawód. Przykre.
S
Słaba
13 grudnia 2011, 11:04
Cd. komentarza... Może którykolwiek z obecnych tutaj znawców Boga i kościoła wyjaśni mi czemuż to żadne dziecko nie przychodzi na świat z wewnętrzną świadomością Boga (tego jedynego i najbardziej mojszego, którykolwiek to jest) lecz trzeba mu tą świadomość sztucznie wszczepiać? Mogę zaświadczyć o tym, że malutkie dzieci, urodzone w rodzinach niewierzących, mają wewnętrzne, całkiem osobiste odczucie Boga. Objawia się ono w sposób stosowny do ich wieku. Piszę to na podstawie moich osobistych doświadczeń, podczas bycia nianią.
P
pankracy
13 grudnia 2011, 10:42
? Ja nie jestem żadnym "znawcą Boga i Kościoła" ale zaintrygował mnie Twój kom. Nie wiem co masz na myśli pisząc, że ani Kościół ani księża nie mają nic wspólnego z Bogiem. Skąd wiesz? Kościół to nie jakaś bezkształtna masa, sama tylko instytucja. Nie wszystkim chodzi o kasę i władzę. Nie wiem przez kogo ty jesteś "wytresowany"? pomyśl trochę, zanim rzucisz na kogoś obelgę. Piszesz, że wierzysz w Boga, ale nie potrafisz określić czy Bóg jest Kimś, czy "czymś" W co więc wierzysz? W coś nieokreślonego? Ja wierzę w Boga który jest Osobą. Jest. To nie jest jakiś twór wyobraźni, coś nieokreslonego. To Istota. I nie zgardzam się z tobą że niedostępna. Może niepojęta, niezgłębiona..Oprócz wiedzy(poznania), jest jeszcze wiara. Tego o sztucznym wszczepianiu świadomości Boga nie rozumiem. Nie wiem co chciałeś przez to powiedzieć.
?
????????
13 grudnia 2011, 10:19
 I jeszcze jedna mała uwaga odnosząca się  do polskich niewierzących katolików.  Jeśli kościół sprzeniewierzył się podstawowym zasadom wiary, z których jedna głosiła iż wszelkie sakramenty święta powinno przyjmować się świadomie to nie powinno dziwić to, że jest jak jest. Rządcy kościoła wydumali sobie sprytnie, że jak zacznie się chrzcić niczego nieświadome noworodki to liczba tzw katolików zacznie lawinowo narastać i faktycznie tak się stało, że mamy w kraju 95% katolików z czego może 5% jest w temacie, a reszta to sztuki... Machina kościoła jest jak walec miażdżący w każdym człowieku człowieczeństwo, ale nadchodzi przesilenie (nie tylko u nas w kraju) i pod ten walec powoli lecz nieubłaganie sam kościół się dostaje... 
?
????????
13 grudnia 2011, 09:58
Cd. komentarza...  Może którykolwiek z obecnych tutaj znawców Boga i kościoła wyjaśni mi czemuż to żadne dziecko nie przychodzi na świat z wewnętrzną świadomością Boga (tego jedynego i najbardziej mojszego, którykolwiek to jest) lecz trzeba mu tą świadomość sztucznie wszczepiać? Co z przekrętem w DEKALOGU ponoć danym przez Boga? Gdzie się podziało 2 przykazanie? I tak w ogóle to czemu perfidnie nadal mieszacie ludziom w głowach twierdząc, że tyle wiecie o BOGU? Jak śmiertelna ludzka istota może coś wiedzieć na temat natury czegoś tak niepojętego i niedostępnego naszym zmysłom jak BÓG? Myślcie ludzie to nie boli bo jeśli Bóg istnieje (w co wierzę kimkolwiek lub czymkolwiek jest) to nasz krytyczny i niezwykle wydajny umysł-rozum dostaliśmy nie po to, żeby go powstrzymywać przed myśleniem dogmatami wymyślanymi przez różnych hochsztaplerów lecz właśnie po to, żeby się nie dać omamić takim cwaniakom. Każdy kto przyjdzie do Was i będzie wam wmawiał, że jest autorytetem/specjalistom od spraw boskich czy też jest boskim poplecznikiem to jest Wasz wróg największy bo jednego czego pragnie to Waszego ubezwłasnowolnienia... To tyle gwoli krótkiego komentarza...
?
????????
13 grudnia 2011, 09:56
Zastanawiające jest jak niewielu potrafi oszukiwać i trzymać w niewiedzy tak wielu... Piszecie tutaj o dziwnych sprawach skupiając się na nieistotnych detalach, a sedno sprawy pozostaje jak zwykle nietknięte. Ale to przecież stara taktyka kościoła tak zagmatwać sprawę, żeby nie było wiadomo o co chodzi, a stare powiedzenie i jakże jare szczególnie w tym temacie mówi przecież, że jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę (więc i władzę). Ani kościół, ani księża nie mają nic wspólnego z Bogiem choć oczywiście trzeba oddać im tutaj honor, że nie są niechlubnym wyjątkiem ponieważ w innych religiach nie jest wcale lepiej. Polski katolik jest katolikiem bo został tak wytresowany i tyle. Gdyby się urodził w Afganistanie byłby muzułmaninem i takim samym pustogłowym narzędziem w rękach tamtejszych immów czy ajatollahów jak Polacy w rękach księży. Cała wiedza wspierająca wiarę przeciętnego katolika (czyli +-99% wierzących) nie jest efektem studiowania Biblii lecz tresury szkolnej (religia) wychowania i mszysłuchania...
G
Greg
12 grudnia 2011, 23:27
Ojcze Dariuszu, dziękuję za artykuł - wyraża on coś co od jakiegoś czasu odczuwam. Dodałbym jeszcze tą nieszczęsną politykę i przewartościowanie jej znaczenia ... Mam wrażenie że "święta" ustawa jest dla wielu chrześcijan ważniejsza niż człowiek i spotkanie z żywym Bogiem. Kazanie w którym nie pojawia się słowo ustawa - jest jakby gorsze, zaściankowe.
S
Słaba
12 grudnia 2011, 18:16
"Za mało natomiast głosimy homilii, a więc - jak ujmuje to o. Raniero Cantalamessa - "radosnego zwiastowania czegoś wspaniałego, pięknego". Chodzi o głoszenie obecności królestwa Bożego, podkreślanie pierwszeństwa Bożej miłości, ukazywanie Jego obecności w tym świecie, a także o związanej z tym faktem godności człowieka." Na to wszystko też można wzruszyć ramionami i powiedzieć, że to czcze hasła i "kościelna nowomowa"... Niestety... Ten, kto nie czuje miłości, na najpiękniejsze jej wyznania pozostanie obojętny. Trzeba by jakoś dać tym obojętnym i "letnim" doświadczyć Miłości "na własnej skórze". Pytanie - jak to zrobić?
N
NC58F
12 grudnia 2011, 16:08
wczoraj byliśmy "na rekolekcjach" - msza dla dzieci, a po mszy sopotkanie dla rodziców dzieci pierwszokomunijnych - dobra szansa trafienia właśnie z dobrą nowiną do ludzi przymuszonych do przyjścia na mszę św, a ksiądz rekolekcjonista kompletnie nieprzygotowany gadał 40 minut. Po spoktaniu dla rodziców dzieci pierwszokomunijnych słyszę tekst matki do dziecka "byłeś tak niegrzeczny że chyba za karę pódziemy na drugą mszę". W promieniu kilku parafi ode mnie niema żadnej gdzie byłaby jakaś wspólnota dla ludzi poszukujących, jak mam próbować wychowywać własne dzieci gdy żadna z tych parafi niema "Oazy" czy jakiej innej wspólnoty dla dzieci i młodzieży, a świat ze swą ideologią pcha się do naszego życia jak może. Oczywiście rodzina jest najważniejsza, ale koścół to nie tylko urzędnik w koloratce (często nieprzyjemny) z usługami sakramentalnymi i taksą co łaska ale bez pokwitowania (bo i dla kogo). ALE JESt TO MOJ kOŚĆIÓŁ
J
joan
12 grudnia 2011, 15:56
Oj, przepraszam gdzieś zniknęło "ojciec" przed nazwiskiem.
J
joan
12 grudnia 2011, 15:55
Dariusz Kowalczyk napisał: "(...)Problemem jest to, ze wielu ksiezy nie potrafi sie odnalezc w nowych czasach, traci ducha, czuja sie osaczeni, niezrozumiani, wykpiwani w mediach itp. W rezultacie zamykaja sie, wycofuja, zaczynaja bac sie ludzi. Pytanie, jak formowac ksiezy twardych, ktorzy maja postawe sluzby i nie zniechecaja sie, nawet jesli doswiadczaja odrzucenia. " No niestety, Ojcze, żyjemy w kraju gdzie jest 95% wierzących, a niestety wszyscy doświadczamy wrogości z róznych powodów. Księża nie są tu w najgorszej sytuacji. Raczej cieszą się autorytetem w społeczeństwie. Owszem zdarza się wykpiwanie, ale zaraz pojawią się "obrońcy". Częściej niż wyśmiewanie ksieży słyszę, że ten kto odważył się powiedzieć krytyczne zdanie o osobie duchownej jest wrogiem Kościoła i prześladuje duchowieństwo. Mnie się wydaje, że księża to się już prawie odganiają od ludzi bo wielu przychodzi po radę, z prośbą o rozmowę albo po prostu czuje że taka znajomość go nobilituje. Ojcze, życzyłabym więcej empatii. Proszę rozejrzeć się czy inni nie cierpią bardziej z powodu odrzucenia. Pozdrawiam.
Dariusz Piórkowski SJ
12 grudnia 2011, 15:24
Jeśli Kardynał pisze, że 95% Polaków już nie widzi w Kościele domu, to, moim zdaniem, odwołuje się do pewnego stereotypu. Ja nieraz słyszałem peany, jacy to jesteśmy katoliccy, bo u nas tyle ludzi chodzi do Kościoła, a na Zachodzie jest już pusto. Wtedy odwołanie do statystyk działa jak tabletka usypiająca. Poprawia samopoczucie. Nawet w listach episkopatu, chociaż teraz już nieco mniej, padały określenia, że większość młodzieży chodzi na katechezy w szkole, co należy "przyjąć z zadowoleniem". Jaka jest jej jakość, o tym już mniej. To lepiej wiedzą sami katecheci. Oczywiście, że z drugiej strony Kardynał nie odkrywa Ameryki, bo proboszczowie już dawno to dostrzegają w swoich parafiach. Ważne jednak, że jako osoba piastująca taką funkcję o tym mówi. Więc jest to w pewnym sensie mały przełom. Mnie się zdaje, że Kardynałowi nie tylko chodzi o ilość, lecz o jakość. Po prostu, on apeluje, abyśmy zrobili coś, co pociągnie ochrzczonych do żywszego udziału w życiu Kościoła i do świadectwa na co dzień. Księża z różnych powodów są wykpiwani. Z cynicznych, bo wzbudzają sprzeciw, ale również wskutek tego, że niektóre posunięcia oficjalnego Kościoła są i były błędne. Nie jest tak, że winny jest tylko wrogi świat. Ojciec pisze, że to wycofanie się księży do okopów jest głównie spowodowane nieprzychylnością świata i osaczeniem. To tylko jedna strona medalu.  Problem w tym właśnie, że nie zawsze potrafimy wyjść do tego świata. Sam tego doświadczam. O tym raczej pisze Kardynał.
.
.
12 grudnia 2011, 15:23
Moc w słabości się doskonali. Jak sie stara być twardym lub formować twardych księzy to wychodzi z tego tylko słabość. I chyba tu jest problem, w tym zaciskaniu zębów i pięści na otaczający świat.
DK
Dariusz Kowalczyk SJ
12 grudnia 2011, 14:12
Od lat mam wiele kontaktow z ksiezmi diecezjalnymi i zakonnymi. I nie dostrzegam jakiegos oczarowania statystykami. Wrecz przeciwnie. Nie jest problemem to, ze ksieza nie widza problemow, tylko ciesza sie ze statystyk. Problemem jest to, ze wielu ksiezy nie potrafi sie odnalezc w nowych czasach, traci ducha, czuja sie osaczeni, niezrozumiani, wykpiwani w mediach itp.  W rezultacie zamykaja sie, wycofuja, zaczynaja bac sie ludzi. Pytanie, jak formowac ksiezy twardych, ktorzy maja postawe sluzby i nie zniechecaja sie, nawet jesli doswiadczaja odrzucenia. Nie przypominam sobioe, abym slyszal ksiedza, ktory by twierdzil, ze jest swietnie, bo 95 procent to katolicy.
D
domix
12 grudnia 2011, 12:15
Bardzo interesujący i mądry tekst. Niewątpliwie wiele jest do zrobienia dla wszystkich- zarówno hierarchi koscielnej, księży oraz wiernych. Myślę, że ewangelizację warto zacząć od najmłodszych tych, którzy są najbardziej chłonni na Słowo. Może więc trzeba wrócić do katechezy prowadzonej przez księży w domach parafialnych i kościołach? Jak widać katecheza szkolna nie wystarcza i mimo, że niezbędna i dobra może wymaga wsparcia dodatkową nauką prowadzoną nieobowiązkowo przez księży? Ci którzy bedą w niej uczestniczyli dobrowolnie to będą ludzie Kościoła w przyszłości.
12 grudnia 2011, 09:51
Dziękuję Ojcu za kolejny ciekawy tekst. Faktycznie za dużo w naszym społeczeństwie samozadowolenia ze statystyk i pychy z tym związanej. Słyszę i czytam czasem pogardliwe komentarze o zaniku wiary na Zachodzie.  Z bliska to wyglada całkiem inaczej: mniej deklarujacych się jako wierzący, ale ci, którzy przychodzą do koscioła, to że tak powiem, wiedzą po co. Widać w tych ludzią życie wiarą, w tym w relacji do bliźniego. U nas właściwie każda dyskusja o naszych, swojskich problemach- z wiarą, z rodziną- musi być z odnośnikami do tych innych (religii, narodów), rzekomo gorszych. Tylko w czym pomoże takie fałszywe pocieszanie się? Czasem wydaje mi się, że najwięcej ewangelizacji potrzebują ci, uważani/uważający się za najbardziej poboznych.
K
katolik
12 grudnia 2011, 09:48
Poczekamy na owoce. Po owocach poznaje się drzewo.
LD
List do Kapłanów, Adwent 2011
12 grudnia 2011, 09:41
<a href="http://www.archidiecezja.warszawa.pl/upload/binaries/dokumenty/abp/kosciol_naszym_domem_adw2011.pdf">http://www.archidiecezja.warszawa.pl/upload/binaries/dokumenty/abp/kosciol_naszym_domem_adw2011.pdf</a>
K
klara
12 grudnia 2011, 09:35
mnie zdarzało się usłyszeć...niestety. Ale na szczęście, nie często. A jak do diaska ma ksiądz sprawować swoją funkcję Dusz-Pasterską nie mówiąc duszom co jest dobre, a co złe. W co się angażować, a czego unikać. We wszystkich dziedzinach życia, bez jakichś kuriozalnych filtrów - że o tym nie, bo to polityka, a o tamtym też nie, bo moralizatorstwo, a o jeszcze czymś, to już broń Boże, bo ktoś się gotów wpędzić w poczucie winy.
ND
nie do końca
12 grudnia 2011, 09:17
mnie zdarzało się usłyszeć...niestety. Ale na szczęście, nie często.
K
klara
12 grudnia 2011, 09:05
"Zazwyczaj księża" - jestem księdzem 11 lat i jakoś nie zauważyłem moralizatorstwa i polityki w kazaniach, które słyszę często... może każdy słyszy co chce słyszeć? Może słyszy co chce słyszeć, a może powtarza zasłyszane zarzuty, nigdy osobiście nie słuchając kazań. Bo ja też niestety nie zauważyłam moralizatorstwa i polityki w kazaniach.
P
patapik
12 grudnia 2011, 08:39
 "Zazwyczaj księża"  - jestem księdzem 11 lat i jakoś nie zauważyłem moralizatorstwa i polityki w kazaniach, które słyszę często... może każdy słyszy co chce słyszeć?
TW
tyle w temacie
12 grudnia 2011, 08:09
Za księży też trzeba się modlić.
K
katolik
12 grudnia 2011, 07:14
@maria Dokładnie. Powinni przyznać: "Sami nie wiemy w co wierzymy". Polecam encyklikę Mortalium animos, która wyjasnia, dlaczego nie ma wiary.
M
maria
11 grudnia 2011, 22:46
Moim zdaniem najwięcej ludzi odchodzi z kościoła z powodu kiepskiej formacji księży. Cokolwiek by nie mówili sprawiają wrażenie jakby w to sami nie wierzyli, podpierają się jakimś patosem,teatralnymi gestami, nie tracąc przy tym kontaktu wzrokowego z kartką i człowiek ma wrażenie ,że to jakaś gra aktorska, a nie autentyczne słowa prawdy. Tego ognia Chrystusowego nie można podrobić.A co zrobić ,żeby duchowni mieli w sobie ten ogień-to już inna sprawa. Są księża ,którzy raz do roku udają się do pustelni, spędzają tam miesiąc lub dwa, w kompletnej ciszy, nie spotykając się z ludźmi i kiedy wracają zarażają innych Bogiem, przyciągają , emanują mocą.Większość jednak nieustannie się krząta, organizuje, udziela się na róznych polach, wszystko muszą robić sami, nad wszystkim muszą mieć kontrolę. Efektem są byle jakie, usypiające kazania. Własnie takie jak już mówiłam- jakby sami nie wierzyli w to co mówią.
K
katolik
11 grudnia 2011, 21:50
"A bez wiary nie można podobać się Bogu. Hbr 11:6
K
klara
11 grudnia 2011, 20:25
Bylejakość kazań jest niestety normą. Wpuszczanie w poczucie winy i mówienie o zakazach, to "normalność"...... Uważam, że często trzeba mieć wielką wiarę, by w takim Kościele wytrwać...... niestety, bardzo to przykre i bolesne. Ależ @effo, cierpienie uszlachetnia...... Powinnaś codziennie Bogu dziękować za męki, jakie ci funduje Kościół.... Będziesz mogła się kiedyś pochwalić, że "przychodzisz z wielkiego ucisku"....
A
anlu
11 grudnia 2011, 17:40
Strony "DEON" ukazują wspaniałośc i moc naszej wiary, i myślę że pozyskują "niektórych zagubionych".
11 grudnia 2011, 17:22
Czas wreszcie otrząsnąć się z napawnia się statystykami  i w porównaniu z innymi krajami pełnymi kościołami bo może się opkazać że król jest nagi.Rozmawiając z ludźmi często odnosi się wrażenie że zatrzymali się na pierwszej komunii .I ten częsty zachwyt nad znajomością Pisma Świętego np. przez Świadków Jehowy,tak jakby katolika znajomość Pisma nie obowiązywała.Dzięki o.Dariuszu za przybliżenie tego jakże mądrego listu ks.kardynała który ma odwagę spojrzeć prawdzie w oczy i realnie ocenić sytuację
AC
Anna Cepeniuk
11 grudnia 2011, 14:39
Świetnie to Ojciec ujął i bardzo dziekuję za przedstawienie prawdy....... Bylejakość kazań jest niestety normą. Wpuszczanie w poczucie winy i mówienie o zakazach, to "normalność"...... Uważam, że często trzeba mieć wielką wiarę, by w takim Kościele wytrwać...... niestety, bardzo to przykre i bolesne.
I
I4XA8
11 grudnia 2011, 14:33
Ludzie masowo garną się do Kościoła, kiedy Kościół jest po ich stronie przeciwko wyzyskowi. Tak było w czasach komunizmu. Jesli Kościół opuszcza swoich podopiecznych w najgorszych dla nich chwilach, paktuje z najbogatszymi, przyczynia sie do nierówności społecznych i do ludzkich nieszczęść, to trudno uwierzyć, że Bóg jest Ojcem który troszczy sie o każdego człowieka.