Oscar dla zakompleksionych

(fot. EPA/Rolling Stone)

Stare powiedzenie mówi: jak cię widzą, tak cię piszą. Chcąc nie chcąc, czy sobie z tego zdajemy sprawę, czy nie, w każdej chwili kształtujemy swój wizerunek. Nie tylko indywidualnie, ale również wizerunek społeczności, do której należymy. Jeśli więc jesteśmy członkami Kościoła, wyznawcami Chrystusa, budujemy obraz chrześcijaństwa.

W równym stopniu dla tych, którzy oglądają nas z zewnątrz, jak i na własny użytek. Robimy to każdym słowem, każdym gestem, każdą decyzją, tym, co mówimy i czego słuchamy, na co zwracamy uwagę, a co mijamy obojętnie lub pomijamy świadomie. Nawet tym, jakie i w jaki sposób podajemy informacje. Co z nich wyłuskujemy, a co pomijamy.

Nie dalej jak dwa dni temu podetknął mi ktoś przed oczy agencyjną wiadomość, zatytułowaną "Chrześcijański film kandydatem do Oscara". Odruchowo zacząłem się zastanawiać, który z dziewięciu nominowanych w kategorii "Najlepszy film" obrazów był gdziekolwiek reklamowany czy opisywany jako chrześcijański. Okazało się, że poszedłem niewłaściwą ścieżką. Należało szukać w kategorii "Najlepsza oryginalna piosenka".

DEON.PL POLECA

"Wy chrześcijanie musicie mieć o sobie wyjątkowo niskie mniemanie, skoro potrzebujecie takich informacji" - powiedział ten ktoś, chichocząc przy tym wyjątkowo nieprzyjemnie. Chwilę później kpiącym tonem zaczął wyliczać kolejne dowody potwierdzające jego przypuszczenia. Przeglądając szybko Internet wyłapywał notki akcentujące a to chrześcijańskie korzenie jakiegoś wyróżnionego w średnio ważnym konkursie artysty, a to wiadomość, że jakiś celebryta ma ślub kościelny i w młodości był ministrantem, albo że światowej sławy piłkarz jest katolikiem. "Zachowujecie się jak zakompleksione ofiary losu" - podsumował.

W dalszej rozmowie usiłował mnie przekonać, że podniecanie się faktem, iż papież został przez jakieś, może nawet opiniotwórcze, czasopismo, nazwany człowiekiem roku, albo że jego wizerunek znalazł się na okładce "Rolling Stone Magazine" jest śmieszne i żałosne. "Przecież jest was, choćby tylko samych katolików, tyle na świecie, że na co najmniej połowie okładek powinny być wasze foty, a co drugi laureat jakiejś prestiżowej nagrody powinien być chrześcijaninem" - wyliczył. "To powinno być dla was oczywiste" - dorzucił już poważniejszym tonem i dał mi chwilę na przemyślenie swoich słów.

"Powiem coś księdzu" - podjął już całkiem bez chichotania. "Przyglądam się wam od pewnego czasu i coraz bardziej dochodzę do wniosku, że sami dla siebie jesteście największym problemem. Wymyśliłem nawet na was specjalne określenie - katolicy biadolący. Zachowujecie się tak, jakbyście nie wierzyli, że Bóg nadal kocha ludzi i troszczy się o ich dobro i w ogóle o ten świat. Obserwuję was i dochodzę do wniosku, że współcześni katolicy chcą, żeby świat postrzegał ich jako lepszych, niż są w naprawdę. A gdy świat tego nie robi, mają do niego ogromne pretensje i zaraz czują się prześladowani. Sami siebie zapędzacie do kąta, a potem dziwicie się, że nikt was nie zauważa i nie szanuje".

Sprawdził, czy go słucham, po czym kontynuował: "Moim zdaniem większość z was musi mieć poważne problemy z tożsamością. To wam zamyka usta i paraliżuje działania. Dlaczego tak rzadko można z wami pogadać o waszej wierze?

Podyskutować? Dlaczego od razu każde pytanie, a co dopiero postawienie czegoś, co mówią księża albo biskupi, w wątpliwość, traktujecie jak atak i zamach? To głupie i śmieszne. Nie potraficie bronić swojej wiary argumentami, tylko pozwalacie, aby w waszym imieniu głos zabierali jacyś krzykacze, którzy braki znajomości własnego wyznania nadrabiają fanatyzmem. To kompletny obciach".

Potem długo rozmawialiśmy, omawiając niektóre wskazane przez niego sprawy i zdarzenia szczegółowo. Pokazywał na przykładach, jak drobnostki mogą wpływać na całościowy obraz nawet tak wielkiej grupy, jaką są chrześcijanie na świecie albo katolicy w Polsce. Starał się nie być złośliwy, ale nie zawsze mu się to udawało. Szczególnie zabolało mnie stwierdzenie, że gdyby to od niego zależało, katolicy powinni dostać coś w rodzaju Oscara w kategorii zakompleksienie i brak poczucia własnej wartości. Nie mogę się jednak przestać zastanawiać, ilu jemu podobnych chętnie przyznałoby nam taką wątpliwą nagrodę.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Oscar dla zakompleksionych
Komentarze (13)
Ś
śledczy_
31 stycznia 2014, 06:11
[url]http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,17398,skandal-z-piosenka-z-chrzescijanskiego-filmu.html[/url] Ten Stopka pewnie miał skądś tę wiadomość i dlatego o tym napisał.
P
Psycholog
30 stycznia 2014, 22:02
Podobaja mi sie wpisy osob komentujacych ten artykul. Wydaje mi sie ze zaakomplesiony tak naprawde jest ksiedza rozmowca, a latwo to wytlumaczyc psychologicznie stosujac efekt lustra: kazdy widzi w drugim to co jest w nim samym. Tak samo klamca uwaza ze wszyscy inni wokol to klamcy. JESTEM KATOLIKIEM I DOBRZE MI Z TYM. I nie musze sie martwic sie opiniami innych, ktorzy jezeli oceniaja to tylko wedlug swoich subiektywnych racji.
MR
Maciej Roszkowski
30 stycznia 2014, 21:53
Potrzebna jest kilka rzeczy. Ignorowanie drobnych prześmiewców i jazgoczących kundelków to rzecz oczywista. Ale nie mozna pozwolić na łamanie prawa i trzeba nagłasśniać takie przypadk.
M
Magdalena
30 stycznia 2014, 19:36
Do Autora, Następnym razem proszę zapytać swojego rozmówcę czy jest ochrzczony, bo może szyderstwa pod adresem chrześcijan wynikają z jego własnych kompleksów...
K
konwalia
30 stycznia 2014, 15:24
Aby nie otrzymać Oscara dla zakompleksionych trzeba mieć zdrowe, oparte na Prawdzie, poczucie własnej wartości :) Proporcje miłości własnej ( egoizmu) do zdrowej miłości siebie są odpowiedzią. Samoświadomość oraz  wynikająca z niej pokora powinny dać cywilną odwagę aby z  dystansem do siebie i problemów, mówić, pisać ,głosić i żyć. Gdy wiemy że sami z siebie nic nie możemy to jednocześnie wiemy że możemy wszystko bo Jest z nami Ten Który nas umacnia i Jest w nas źródłem wszelkiej mocy ,wszelkiego poznania, chcenia i pragnienia. Nieustannie trzeba  rozeznawać , bez oglądania się na oceny ,co to znaczy kochać siebie i innych  w konkretnych sytuacjach życia ,żeby wybory były boże. Gdy jestem wolna w swoich wyborach to interesuje mnie Oscar dla odważnych i radosnych bo żyjących w prawdzie o sobie. Bardzo ludzka jest tęsknota człowieka za pełnią a głód duchowy z tego wynikający bywa przyczyną wszelkich izmów , kompleksów i przesterowań. Wolność od siebie trzeba zdobywać i dlatego życie jest arcyciekawe :)
30 stycznia 2014, 11:20
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,17392,kaznodzieja-aresztowany-za-mowienie-o-grzechu.html To jest jeden z przykładów prześladowania chrześcijan w Europie. Poza Europą jest jeszcze gorzej. W Polsce zboczeniac onanizuje się krucyfiksem, filmuje to i wg. ministra kultury to jest sztuka. Inna grafomanka maluje krzyż z penisem i to też zdaniem pseudoartystów ma być sztuka. Jeżeli nie będziemy tego krytykowali, będziemy siedzieli cicho, to niedługo w kościołach nie będzie wolno powiedzieć, że seks homo jest grzechem, bo potraktują księdza, który coś takiego ośmieli się powiedzieć, jak bohatera powyższego linku lub pastora w Szwecji. Dlatego musimy okazywać swoją niezgodę na takie traktowanie chrześcijan, nazywać rzeczy po imieniu i nie dać się zastraszać ludziom pokroju rozmówcy ks. Artura. Chowanie głowy w piasek to zła droga.
W
Wojciech
30 stycznia 2014, 08:40
To przykre , własnie ks. Lombardi podciął skrzydła temu pięknemu wezwaniu do radosci i i odrzucenia kompleksów - płynacemu z księdza artykułu. Tak to jest jak chce się być bardziej papieskim niz sam papież. Po prosty źle wyczuł ksiądz wiatry wiejące z Watykanu. Pozostaje więc księdzu spotkać sie ze słynnym znajomy z tej przypowiesci i jasno wyklarować że wyrazem naszego optymizmu jest to że "juz nie podniecamy sie obecnoscia papieża nna tym zdjęciu".    
jazmig jazmig
29 stycznia 2014, 16:26
Jak mam być szczery, to rozmówca autora ma jakiś kompleks chrześcijaństwa, a w szczególności KK. Ponieważ jest on uczulony na KK, to należy jego i takich jak on pozostawić samym sobie. Niech chichoczą i bredzą o nas, szkoda na nich czasu. Psy szczekają, a karawana idzie dalej. Mamy ważniejsze sprawy na głowie niż przejmowanie się opiniami ludzi uczulonych na religię w ogóle, a na KK w szczególności.
!
!!!
29 stycznia 2014, 16:02
Artykuł Marka Binellego na łamach "Rolling Stone" jest znamienny dla dziennikarstwa powierzchownego, które by ukazać bogactwo nowości papieża Franciszka usiłuje przedstawić w barwach negatywnych pontyfikat jego poprzednika - stwierdził ks. Federico Lombardi SJ. Rzecznik Stolicy Apostolskiej odpowiedział na pytanie jednego z dziennikarzy. Ks. Lombardi zauważył, że artykuł Marka Binellego w słynnym magazynie muzycznym "Rolling Stone" jest oznaką uwagi, jaką w najróżnorodniejszych środowiskach przyciągają nowości wprowadzane przez papieża Franciszka. Jednakże, dodał rzecznik, sam się dyskwalifikuje popadając w częsty błąd dziennikarstwa powierzchownego, które by podkreślić aspekty pozytywne papieża Franciszka uważa za konieczne opisywanie w sposób negatywny pontyfikatu Benedykta XVI, a czyni to w sposób wyjątkowo brutalny.     Szkoda, bo w ten sposób nie służy się papieżowi Franciszkowi, który dobrze wie, jak wiele Kościół zawdzięcza jego poprzednikowi !!!
J
Javer
29 stycznia 2014, 13:47
Dwie uwagi. Pierwsza - kampania, że "katolicyzm, wiara, to rzeczy obciachowe i przeżytek" stale się rozkręca, więc trudno, by zawsze być ponad tym; druga - założę się, że ten rozmówca jest równie zakompleksiony; ambicje polityczne, parcie na szkło wszelkich gwiazd; konkursy by tylko znaleźć się w centrum uwagi ... itd. itp., więc nie dajmy sobie wmówić, że jesteśmy jakoś szczególnie zakompleksieni. To dokładnie tak, gdy agresywny dziennikarz zarzuca katolikom agresję. Autor artykułu dał się chyba postawić pod ścianą w swojej dobroduszności.
Kamila
29 stycznia 2014, 12:57
Smutne, ale prawdę gadał. A przecież paru świętych mawiało, że chrześcijanin powinien być radosny
Jadwiga Krywult
29 stycznia 2014, 09:41
Ja uważam siebie za katolika. Jednak w poruszonym przez autora temacie, z własnych obserwacji;  w 100% popieram zdanie adwersarza Autora. Przecież to nie adwersarz. Autor się z nim zgadza.
WR
Wojtek Rych
29 stycznia 2014, 09:25
Ja uważam siebie za katolika. Jednak w poruszonym przez autora temacie, z własnych obserwacji;  w 100% popieram zdanie adwersarza Autora. '...po owocach ich poznacie'' to przecież nasze hasło rozpoznawcze. Wystarczy więc choć jeden "zgniłek" aby ogólna opinia "poszła"... Pozdrawiam