Oświadczenia i apele abpa Gądeckiego: wielokrotne podkreślenie ważnych tematów czy autoplagiat?
Od momentu zmiany władzy w Polsce abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, wydał dwa oświadczenia oraz dwa apele. Jedno z oświadczeń dotyczyło powracającej debaty wokół aborcji, drugie protestów rolników, apele zaś są wezwaniem do narodowego pojednania. Sprawy istotne i ważne. W wielu środowiskach – także tych wewnątrzkościelnych – można jednak usłyszeć głosy krytyczne.
Wyrażane jest także zdziwienie „nagłym przebudzeniem się” metropolity poznańskiego, który w czasach poprzednich rządów aż takiej częstotliwości wydawania podobnych dokumentów nie miał. Ta częstotliwość faktycznie może lekko zaskakiwać, bo cztery apele w ciągu trzech i pół miesiąca, to jednak sporo. Acz jeśli spojrzeć wstecz, to na końcówce poprzednich rządów PO-PSL, w roku 2015, była ona mniej więcej na tym samym poziomie. I zdecydowana większość z nich dotyczyła wtedy kwestii procedury zapłodnienia in vitro. Jakąś prawidłowość (w odniesieniu do tematyki, czy aktualnie sprawujących władzę) da się zatem wyczytać.
Zostawmy z boku oświadczenia, skupmy się na apelach o pojednanie. Tych w mocno spolaryzowanym społeczeństwie nigdy dość, ale jeśli się wczytać w oba te dokumenty (23 grudnia 2023 oraz 19 lutego 2024), to z łatwością czytelnik dostrzeże, że w obu pojawiają się identyczne fragmenty, wręcz całe – niezmieniane – akapity. Na przykład o dążeniach „Unii Europejskiej do przekształcenia się w jedno państwo” lub cały – powtórzony z tymi samymi cytatami z Jana Pawła II – akapit o tym, że w Polska ma za sobą doświadczenia utraty niepodległości i zamykający się konkluzją: „Tego błędu nie wolno nam powtórzyć”.
Kilka lat temu, przy okazji analizy homilii abp. Marka Jędraszewskiego wygłaszanych przy okazji kolejnych rocznic wybuchu powstania warszawskiego, zauważyłem identyczne zjawisko. Te same cytaty, odwoływanie się do tych samych bohaterów, fragmenty kazania wygłoszone po raz wtóry. Tamten, opublikowany na łamach „Rzeczpospolitej” tekst odbił się dość szerokim echem. Od wielu biskupów przychodziły sygnały, że to znak, że trzeba nad wystąpieniami publicznymi pracować lepiej, bo trzeba się liczyć z tym, że będą poddawane szczegółowym analizom.
Taki swoisty autoplagiat można nawet w jakiś sposób uzasadnić. Czasem jest bowiem tak, że człowiek jest przywiązany do jakieś swojej myśli, tezy, zdania i zaczyna się powtarzać. Zwłaszcza jeśli wystąpień ma liczbę pokaźną. Nie ma się co przyczepiać do tego, jeśli myśl jest formułowana w inny sposób, ale przeklejanie tych samych fragmentów z jednego wystąpienia do drugiego zwyczajnie razi. Razi mocniej zwłaszcza u osób, które są na pierwszej linii, które cieszą się jakiś autorytetem, od których chcemy coś budującego usłyszeć. A dostajemy coś, co już było. Musi się w tym momencie pojawić pytanie o to, czy autor nie ma już w tym temacie nic więcej do powiedzenia? Jeśli tak, to po co zabiera głos? A może powtarza, bo wychodzi z założenia, że i tak nikt jego tekstu nie przeczyta? Ja akurat czytam… I myślę, że nie tylko ja. Zwłaszcza, gdy rzecz dotyczy wspólnoty narodowej, która podzielona jest jak nigdy dotąd.
Trzeba bowiem zauważyć, że abp Gądecki – przynajmniej w ostatnim apelu o modlitwę o pojednanie – posługuje się całkiem logicznymi argumentami. Trudno się z nim nie zgadzać co do tego, że w sytuacji, gdy trwa wojna, nie powinniśmy toczyć sporów odnośnie do wartości konstytucyjnych, nie powinniśmy między sobą toczyć ideologicznej walki. Dziś bowiem na pierwszym miejscu powinna być kwestia bezpieczeństwa. Ma rację metropolita poznański, gdy pisze: „Gra nie toczy się o to, która strona sporu ma rację, ale o bezpieczeństwo państwa”.
Ten głos z różnych przyczyn (ta o autoplagiacie jest też ważna) pozostanie jednak – niestety – głosem wołającego na puszczy. Kościół bowiem dał się w ostatnich latach przyspawać do jednej opcji politycznej i przez jej pryzmat jest postrzegany. Otwartym oczywiście jest pytanie, na ile świadomie się przyspawał, a na ile po prostu dał się wmanewrować. Fakty są jednak takie, że przez większość opinii publicznej jest z ową opcją utożsamiany. I czego by nie powiedział, będzie to na poziomie politycznym odbierane jako wsparcie dla tejże opcji, realizacja jej polityki. Oderwanie się od tego nie będzie proste, acz nie jest też niemożliwe. Kościół musi zatem zmienić pozycje. Zabierać głos w sprawach istotnych, ale bez dawania wyrazów sympatii jakiejś określonej opcji i przede wszystkim zebrać się na oryginalność, nie powtarzać wciąż w ten sam sposób swoich apeli. Naraża się bowiem na śmieszność i zarzuty, że w istocie niewiele ma do powiedzenia.
Skomentuj artykuł