Pamiętać o zamachach jak chrześcijanin
Kiedy mieszkałem w Londynie, co roku podczas rocznicy zamachów z 11 września spotykałem jednego czy dwóch współczujących Brytyjczyków, którzy zakładali, że jako Amerykanin mam coś specjalnego do powiedzenia na temat tamtego tragicznego zdarzenia.
Ale tak jak nie miałem wtedy, tak nie mam i teraz. Wydaje mi się, że mam jakieś wspomnienia z tamtego czasu, które odnoszą się do mnie jako obywatela USA, i tak naprawdę znałem kogoś, kto zginął tamtego potwornego poranka. Jednak nawet kiedy przywołuję w pamięci te nerwowe godziny, nie wspominam ich jako Amerykanin, ale jako chrześcijanin.
"Pomyśl o przykazaniach - mówi Pismo. - Nie będziesz nienawidził swojego sąsiada, pamiętaj o najważniejszym Przykazaniu Miłości i wybaczaj błędy".
Wybaczać błędy? Jak to możliwe? W jaki sposób można wybaczyć tym, którzy z okrutną premedytacją i niczego nie żałując popełnili masowe morderstwo na tysiącach niewinnych ludzi? Szczerze mówiąc, to, w jaki sposób mam wybaczyć, nie jest dla mnie jasne.
Jednak co jest dla mnie całkowicie oczywiste to to, że sam Jezus prosi mnie, nie, nakazuje mi, aby im wybaczyć. Raz za razem Jezus nawołuje swoich wyznawców do przebaczenia i to nie tylko tym, których kochają, ale szczególnie tym, których nie kochają. Dlaczego? Jak przypomina Księga Mądrości Syracha: "Gniew i złość są obrzydliwościami". Innymi słowy, w wymiarze minimalnym wybaczamy po to, aby wyzwolić nasze dusze od gniewu i złości, które z kolei prowadzą do śmierci. Kiedy wybieramy przebaczenie, wybieramy życie.
Przebaczamy także dlatego, że jest to ostateczny akt sprawiedliwości. Jezuici lubią mówić, że wiara katolicka to "wiara, która czyni sprawiedliwość". To prawda, ale kiedy to zdanie zostanie wyjęte z kontekstu, nie oddaje w pełni zupełnie radykalnej natury naszego chrześcijańskiego powołania. Ostatecznym powodem naszej nadziei jest właśnie to, że nasza wiara - wiara, w ramach której otrzymujemy przebaczenie - przynosi pojednanie nawet w obliczu najbardziej rażącej niesprawiedliwości.
Wprowadzanie w życie sprawiedliwości społecznej jest ważnym wymiarem chrześcijańskiego życia, ale to wezwanie do przebaczenia jest tym, co nas wyróżnia - to wyjątkowa droga, na której jesteśmy zaproszeni do współkreowania z Bogiem, do stwarzania nowych możliwości dla nawrócenia i sprawiedliwości. Nawet jeśli ci, którzy nas skrzywdzili, nie proszą nas o wybaczenie, wciąż ma ono moc, aby przemienić nasze własne serca, aby nawrócić nas z nienawiści do miłości, ze strachu do wiary. Sam Jezus wskazywał na tę drogę, kiedy wołał z krzyża: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią".
Takie radykalne, odmieniające życie przebaczenie wciąż wydaje się nam niemożliwe, prawda? Tymczasem ono tylko "wydaje się" niemożliwe. Ono musi być możliwe. "Miłosierny jest Pan i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo łagodny" - pisze psalmista. Innymi słowy, Bóg nie prosi nas, abyśmy robili rzeczy niemożliwe. To byłoby okrutne.
Bóg wie, że bez Jego pomocy, bez pomocy łaski, nie jesteśmy w stanie się zdobyć na wykonanie tak trudnej pracy, jaką jest przebaczenie. Dlatego mamy się modlić. Mamy się modlić o to, aby ujrzeć naszych wrogów w roli naszych sąsiadów, abyśmy mogli ujrzeć ich takimi, jakimi widzi ich Bóg. Mamy się modlić o łaskę zrozumienia, współczucia. Mamy się modlić - nawet błagać, jeśli to konieczne - o to, by mieć choćby maleńki udział w nieskończonej miłości i miłosierdziu Boga.
Tyle powinniśmy wiedzieć sami z siebie: przebaczenie - dla sprawców zamachów z 11 września, dla sprawców każdego rodzaju przemocy na skalę lokalną czy światową, wyrażone słowem lub czynem - koniec końców jest naszą jedyną nadzieją. Mam na myśli dosłowny sens tych słów. Przebaczenie jest jedynym wyjściem.
Ponieważ 11 września, w całym swoim dramatyzmie, był tylko jednym dniem w długiej historii szaleństwa wojny i zniszczenia. Ewangelia mówi jasno: jeśli myślimy, że uda nam się uciec z tego zamkniętego koła przemocy bez radykalnych aktów miłości i przebaczenia, o których Pismo daje świadectwo, że zostały nakazane nam przez Jezusa, to zwyczajnie sami siebie oszukujemy.
Nie wiem, czym była lub czym mogła być sprawiedliwość dla porywaczy z 11 września. Teraz już tylko Bóg to wie. A jednak przez tych wiele lat żałoby, w których przechodziłem kolejno ze smutku w gniew, z gniewu w rezygnację i tak w kółko, zrozumiałem na nowo, że przebaczenie jest ostateczną miarą naszej miłości do siebie nawzajem. Nauczyłem się od nowa znaczenia tego ulubionego hymnu, który na pewno dla wszystkich brzmi tak samo znajomo jak dla mnie: "Niech na ziemi nastanie pokój, niech ten pokój zacznie się ode mnie".
Dobrze, niech tak będzie. Mówię więc za siebie, i za nikogo innego, do Mohameda Atta i jego 18 współsprawców porwania samolotów z 11 września: gdziekolwiek za zrządzeniem Bożym jesteście, przez wzgląd na pokój na świecie i na mój własny pokój, przebaczam wam. Modlę się za tych, których zabiliście, i za ich bliskich, aby zaznali pokoju, który przychodzi przez Chrystusa - pokoju, który im odebraliście.
W końcu zwracam się do was, moje siostry i bracia w Chrystusie, i proszę o przebaczenie tego, co zrobiłem "myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Przeto błagam Najświętszą Maryję, zawsze dziewicę, wszystkich aniołów i świętych, i was, bracia i siostry, o modlitwę za mnie do Pana Boga naszego".
Matt Malone SJ - od 2012 r. prezes i redaktor naczelny "America Magazine". Tekst pierwotnie ukazał się na łamach americamagazine.org
Skomentuj artykuł