Pani Szaflarska radzi porzucić tę gonitwę
Zwykle chcę, żeby tramwaj, w którym jestem, jechał szybciej. Irytuje mnie, że nie mam na to żadnego wpływu. Dlatego, kiedy przeczytałam jej słowa, uznałam: "to do mnie!".
Na samą myśl "Szaflarska" do głowy natychmiast wskakuje mi Aniela z filmu Pora umierać. Czarno-białe obrazy, urocza staruszka zakochana w rozpadającej się willi podgląda życie sąsiadów przez lornetkę i rozmawia albo ze sobą, albo z psem Filadelfią (pieszczotliwie nazywa ją Filą). Monodram 92-latki i jej czekanie na syna Witka. Zapowiada się wzruszająco, choć monotonnie. Ale już pierwsza scena wytrąca z równowagi.
"Dobrze jej powiedziałam, a co jej miałam powiedzieć?! Boże, ja wariuję, naraz myślę o zbyt wielu rzeczach" - pani Aniela próbuje uporać się z wątpliwościami. Z samotnością i tęsknotą za przeszłością rozprawia się dystansem i ironicznym uśmiechem. Jej każdy dzień to gotowy przepis na złapanie rytmu slow i celebrowanie niby zwykłych momentów. Chwil, w których tylko pozornie nic się nie dzieje, bo tak naprawdę dzieje się wszystko. Jeśli jeszcze nie oglądaliście Pora umierać, to najwyższa pora to zmienić!
"Miałam bogate życie" - powtarzała pani Szaflarska. Zamiast felietonu, dałoby się napisać o niej kilka książek i pewnie wszystko jak zwykle przed nami. Tymczasem wybrałam 5 rzeczy, których chcę się od niej uczyć (to też było wyzwaniem, bo łatwo znalazłabym i 65).
1. Wewnętrzny bieg jest bez sensu. Nie śpiesz się tak
Milion razy łapałam się (i ciągle się łapię!) na tym, że chcę, żeby tramwaj, w którym jestem, jechał szybciej. Irytuje mnie, że nie mam na to wpływu. Dlatego jeżdżę raczej rowerem (bo to ode mnie zależy, jak szybko pedałuję) i dlatego, kiedy przeczytałam te słowa, wiedziałam, że: "to do mnie!".
"Był taki czas, gdy ciągle się spieszyłam. Na przykład jechałam tramwajem i chciałam, żeby on jechał jeszcze szybciej. Miałam ten pośpiech w sobie. I nagle pomyślałam: Zaraz, dokąd ja się tak śpieszę? Przecież na końcu czeka na mnie trumna. Pozbądź się tego wewnętrznego biegu. Oglądaj świat, obserwuj, co się dookoła ciebie dzieje, bo życie mamy jedno, a przecież we wszystkim można znaleźć tyle piękna. Właściwie samo to, że się żyje, jest już czymś cudownym".
(Fragment rozmowy, która ukazała się w miesięczniku "W drodze").
2. Kawa z ks. Popiełuszką. Rozmawiaj z nieznajomymi (i z tymi, których nie lubisz)
To jeden z moich ulubionych cytatów z serii Loesje
W autobusach zwykle siadamy na miejscach z dala od ludzi, a kiedy bywa zbyt ciasno, szybko włączamy playlistę, nerwowo przeglądamy fejsa albo rozmawiamy przez telefon. Wchodząc na osiedle, zakładamy kaptury (co będzie, jak na dobre wystartuje wiosna?!) i wpatrzeni w chodnik pędzimy, byle jak najszybciej przekręcić klucz w drzwiach mieszkania. Przesadzam. Choć często bywa całkiem podobnie, prawda?
Pani Szaflarska przyjaźń z księdzem Popiełuszką zawdzięcza wspólnie wypitej czarnej kawie. Nie dość, że z nieznajomym, to jeszcze z księdzem (wtedy raczej unikała ludzi w habitach, ks. Jerzy ubrany był w dżinsy, choć to nie wpływało na jej początkowy brak sympatii). Poznali się na rozprawie sądowej, tuż po rozpoczęciu stanu wojennego, w czasie obserwowania procesów aresztowanych robotników Ursusa i Huty Warszawa.
Od decyzji wypicia niechcianej kawy z nieznajomym zaczęła się przyjaźń na całe życie, a od dwóch słów ks. Jerzego: "nie szkodzi", wypowiedzianych w odpowiedzi na stwierdzenie: "jestem niewierząca", zaczęło się nawrócenie pani Danusi.
3. Życie bez kosmetyczki. Uwierz, że piękno masz w sobie
"Piękna wewnętrznym pięknem", "Biła z niej siła", "Miała taką twarz, że chciałabym się z nią zaprzyjaźnić" - to tylko kilka wspomnień o pani Danucie Szaflarskiej. Ostatnio modne jest pytanie o receptę na długowieczność, a odpowiedzi bywają zbliżone: "Dbanie o ciało i ducha", "Łyk koniaczku na dobranoc", "Długie spacery", "Dużo warzyw" itd… Aktorka nie po raz pierwszy wyrwała się schematom, bo jej przepis nie mieści się w tych ramach: "Nic nie robię. Żyję normalnie. Lubię to, co robię i robię wszystko, na co mam ochotę. Nie chodzę do kosmetyczki".
Powtarzała, że najtrudniejszy dla kobiety jest moment, kiedy kończy 30 lat, bo wie, że wtedy opuszcza ją młodość: "Tak się stało ze mną. A potem to już była tylko zabawa! 50, 70, 90!".
Anna Dymna, wspominając panią Danusię, powiedziała, że dzisiaj tak bardzo walczymy o zewnętrzne piękno, a ono jest w środku. Widać je w oczach i twarzy.
4. Herbata w ulubionej filiżance i łapanie zaskrońców. Świętuj każdy moment
Mniej więcej rok temu byłam nad morzem z nieznajomymi, z którymi spędziłam podróż do Sopotu. Okoliczności mieliśmy smutne, bo jechaliśmy na pogrzeb, ale chwile z Kamilem i Marcinem pamiętam do teraz. Szczególnie moment, kiedy "ogłosili" celebrowanie kolacji i jak celebrowali spacer po molo z kawą "na wynos". Więcej było takich stop-klatek, a dzisiaj kawa pita w biegu za każdym razem przypomina mi: "celebruj!". Niby nic, a jednak dużo.
Aniela z filmu Pora umierać świętuje każdą chwilę. Nieważne, ile ma lat, tańczy w czasie burzy, szaleje na huśtawce przed domem, a herbata parzona w filiżance napełnia ją nieziemskim szczęściem.
Pani Danusia też zawsze piła w filiżance, nie lubiła w kubku. Życiową uważność i chwytanie chwil praktykowała już w dzieciństwie. W rozmowie dla "Wysokich Obcasów" opowiada, jak uwielbiała łapać zaskrońce (techniki nauczyła się od kota - on wiedział, jak robić to dobrze), zjeżdżać po poręczy z drugiego piętra i chodzić na bosaka. Lubiła też niedzielne wyprawy na mszę, bo choć ta była nudna przez księdza mówiącego okropne i nieciekawe rzeczy o piekle, to po niej spotykała się ze znajomymi na kawie, kanapkach i plotkach.
5. "Życie jest cudem w każdym odcieniu i cieniu". Kochaj swoją pracę
"Kochała to, co robiła. To dało jej długie życie i radość" - tak panią Danutę wspomina Jerzy Stuhr. Aktorka często podkreślała, że kocha swoją pracę. Może dlatego prezes Stowarzyszenia Polskich Artystów powiedział, że "jej obecność na nieboskłonie gwiazd polskiego teatru, filmu i telewizji do końca życia to fenomen. Świadczy to o niezwykłej wirtuozerii warsztatu, który opanowała w sposób zdumiewający (…). Zachowała swoją naturalność i prostotę. Zachowała siebie".
Młodym ludziom doradzała, żeby polubili swój zawód albo zmienili pracę. Wiedziała, jak spędzanie znacznej części życia w niechcianym miejscu może unieszczęśliwiać, bo jej mama była nauczycielką, choć marzyła o aktorstwie.
Starość, która udała się koncertowo
Słowa, że "Bogu nie udała się starość" zupełnie tracą sens, kiedy wspominam tę artystkę. Bo starość pani Danusi koncertowo się udała! Wiek jakby dodawał jej i energii, i zapału, a spojrzenie i uśmiech zdradzały, jak bardzo kocha życie i ludzi.
Mówiła, że nie myśli o śmierci, bo po co, przecież spotka każdego, puentowała więc: "może spadnę z samolotem".
W wyżej wspomnianym wywiadzie zapytana, czy ma niespełnione marzenia, odpowiedziała: "Tylko dwa: koń na biegunach w dzieciństwie oraz rower w młodości".
Pani Danusiu, wierzę, że w niebie nie brakuje rowerów marzeń i koni na biegunach, a kawa z ks. Jerzym smakuje o wiele lepiej niż ta z ziemskiego ekspresu.
Edyta Drozdowska - redaktorka DEON.pl, prowadzi dział Inteligentne Życie.
Skomentuj artykuł