Papież z rozeznania
Otwarcie przez Franciszka drzwi do "rozeznania" małżeńskiego nie unieważnia wielkiego trudu i zarazem zachwytu dla wszystkich małżonków, którym wiatr życia mocno wiał w oczy, i którzy mimo to wybrali nierozerwalność nad zmianą trasy. Bergoglio nie ponosi osobistej winy za stan świata, a przecież czuje się z nim nierozerwalnie związany.
Nigdy dotąd nie spotkałem się z określeniem "małżeństwo z rozeznania". Wiemy o sakramentalnych i niesakramentalnych, ważnych i unieważnionych, kościelnych i cywilnych, dobrych i złych, młodych i starych, a nawet - coraz częściej - o małżeństwach na kocią łapę. Poznanie tego nowego określenia zawdzięczam współautorowi DEON.pl, Szymonowi Żyśko - i bardzo mu dziękuję za ten głęboki i zarazem dramatyczny tekst!
Szymon musiał mieć w sobie sporo emocji, gdy opisywał spotkane pary wcześniej związane sakramentalnie, następnie rozwiedzione cywilnie i obecnie żyjące w nowym i z oczywistych powodów niepobłogosławionym przez Kościół związku. Mimo swej "nieregularnej" sytuacji osoby te uzyskały w pewnym momencie rozgrzeszenie (niekiedy wiele lat przed "Amoris Laetitia" - i nie mówimy tu o sądowym uznaniu małżeństwa za nieważne), wskutek czego mogą dziś korzystać z sakramentów zarezerwowanych dla tych, którzy przestrzegają zasady nierozerwalności małżeństwa i cieszą się życiem w łasce uświęcającej lub przynajmniej tak subiektywnie oceniają stan swego sumienia. Ich droga do uzyskanej w konfesjonale zgody na korzystanie z sakramentu pojednania i Eucharystię musiała być naprawdę trudna i autentyczna, skoro spowiednik - jak to któraś z opisywanych par określiła - "wziął ich krzyż na swoje ramiona" i autorytetem sakramentu udzielił im zgody niewarunkowanej "białym" charakterem małżeństwa wskazanym przez Jana Pawła II jako dostępna opcja.
Istnieje interesująca paralela między sakramentem małżeństwa i sakramentem kapłaństwa udzielanym w postaci sakry biskupiej. W najstarszej tradycji Kościoła biskup wyświęcany był dla określonej diecezji i był to sakrament "dożywotni", mówiło się wręcz o "poślubieniu diecezji". Papieżami zostawali pierwotnie diakoni lub prezbiterzy, dopiero po wyborze uzyskując sakrę biskupią, która nierozerwalnie wiązała ich z diecezją rzymską - raz i na całe życie. Sprzeciwiając się postępującemu karierowiczostwu duchowieństwa I Sobór Nicejski w IV wieku pod sankcją ekskomuniki postanowił w stosownym kanonie XV "O duchownych, którzy przenoszą się z miasta do miasta", że: "…zakazuje się biskupom, prezbiterom i diakonom przechodzić z jednego miasta do drugiego. Gdyby ktoś się na to odważył po tym postanowieniu świętego i wielkiego soboru (…), przejście zostanie uznane za nieważne i będzie zmuszony powrócić do kościoła, dla którego został wyświęcony na biskupa, prezbitera lub diakona". Dura lex zaczęło być łamane w IX wieku, a przykład przyszedł z Rzymu, gdzie lądowali ambitni biskupi zainteresowani tiarą papieską. Zaczęły się wtedy upowszechniać "rozwody" biskupów z macierzystą diecezją.
Tradycja "nierozerwalności zaślubin" biskupa z diecezją nie była później kontynuowana, ale faktem jest, że przynajmniej dwaj ostatni papieże wskazując na występujące także w czcigodnym gronie episkopalnym ambicje zamiany diecezji na "lepszą", wypowiadali się pochlebnie o idei biskupiej "nierozerwalności". Benedykt XVI uczynił to w 1999 r. jeszcze jako kardynał, a niedawno Franciszek bardzo krytycznie wyraził się o "przesuwaniu" biskupów z diecezji do diecezji (myśl tę wypowiedział już po przesunięciu metropolity łódzkiego na stolicę krakowską…). To sytuuje obu raczej po stronie "konserwatystów".
Co to wszystko ma wspólnego z "małżeństwami z rozeznania"? Otóż miewam wrażenie, że Franciszka można zakwalifikować jako "papieża z rozeznania". Jego "ślub" z Rzymem jest eo ipso "ślubem" z diecezjami całego świata - na tym polega posługa papieska i nie wchodzimy tu w skomplikowane debaty o prymacie papieskim i o podstawach jego autorytetu. Idzie o niezwykłą pracę, którą ten starszy wiekiem biskup podjął, by wyprowadzić obecny świat z jego "nieregularności". Robi to w sposób niezwykle pokorny, zadając sobie samemu i nam wszystkim zadanie "rozeznania", trzymając się esencji doktryny chrześcijańskiej i jednocześnie odrzucając wszystkie zastane tabu.
Otwarcie przez Franciszka drzwi do "rozeznania" małżeńskiego nie unieważnia wielkiego trudu i zarazem zachwytu dla wszystkich małżonków, którym wiatr życia mocno wiał w oczy, i którzy mimo to wybrali nierozerwalność nad zmianą trasy. Trzymając się sformułowań nicejskiego kanonu XV nie poszli do "innego miasta", może do nowej szansy, może do wygodniejszego życia, choć mogła ich tam popychać także zwykła ludzka rozpacz.
Ci natomiast którzy się "przeprowadzili", odkryli w pewnym momencie cenę, jaką trzeba było zapłacić i coraz ciężej jest im żyć z tą ceną, która dla wierzącego chrześcijanina jest dramatycznie wysoka. Dlatego podjęli niepewną drogę "rozeznania", z pewnością bolesną, długotrwałą i wymagającą - bez gwarancji powodzenia. Wiemy jedno: w tej drodze towarzyszy im swoją modlitwą i czułością papież Franciszek.
Bergoglio nie ponosi osobistej winy za stan świata, a przecież czuje się z nim nierozerwalnie związany. Szuka każdego dostępnego sposobu, by dotrzeć do ewangelicznych "zagubionych owiec", których szybko przybywa, podobnie jak "nieregularnych" katolików. Współcześni faryzeusze i uczeni w piśmie strofują go: powinien wykląć, wyrzucić, a przynajmniej nie zmieniać dla nich reguł doktryny. A tymczasem droga wskazywana przez Franciszka nie jest żadną zmianą doktryny, a jedynie wskazaniem trudniejszej drogi, którą zapewne podejmie niewielu, bo wymaga wielkiej odwagi i wielkiej pracy. Poprzeczka jest ustawiona wysoko, ale papież stosuje tę samą miarę także do siebie.
Z ołtarza widać ich głodne spojrzenia. Zazdroszczę im wiary>>
* * *
"W kręgu Franciszka" to nowy cykl felietonów autorstwa Piotra Nowiny-Konopki. Kolejne części tylko na DEON.pl
Moje 3-letnie ambasadorowanie przy Watykanie było niespodziewanym przywilejem i okazją do codziennego śledzenia niezwykłego pontyfikatu sprawowanego przez jezuitę "z drugiego końca świata". Niemal każdego dnia patrzyłem na zwierzchnika Kościoła, który postanowił pozostać "zwykłym człowiekiem", jak każdy z nas. Od 13 marca 2013 roku Franciszek zaskakuje, a nawet szokuje, wciąż przecież gromadząc wokół siebie osoby i grupy znajdujące w nim inspirację, autorytet i wzór pasterza na nowe czasy. Chcę Państwu o tym opowiadać w sposób w miarę możności regularny, odwołując się do słów Papieża i pokazując ludzi, o których można powiedzieć, że znalazły się "w kręgu Franciszka". Stąd nadtytuł mojej pisaniny.
* * *
Piotr Nowina-Konopka - działacz katolicki, w latach 1980-1989 w opozycji demokratycznej, w latach 1991-2001 poseł, kilkukrotny minister, negocjator członkostwa RP w UE, przewodniczący Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, były ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej, obecnie na emeryturze
Skomentuj artykuł