Pięć cech dobrego księdza

Fot. Depositphotos.com

W stulecie święceń kard. Wyszyńskiego ma się odbyć* debata o wdzięcznym tytule „Kapłaństwo jakiego potrzebujemy”. Zresztą na temat pożądanych cech kapłanów, formacji przyszłych księży oraz kształtowania tych już po święceniach co chwilę odbywa się jakaś publiczna rozmowa.

Ze strony kościelnej zazwyczaj dość wzniosła i przywołująca teologiczne ideały, ze strony niekościelnej zazwyczaj bardzo przyziemna i bazująca na liście skandali z udziałem duchownych. A ja mam pięć bardzo prostych postulatów.

Po pierwsze – niech nie będzie chamem i gburem

Proszę mi się tu zaraz nie oburzać, drodzy czytelnicy: jestem bowiem przekonana, że każdy świecki, który chociaż raz w życiu musiał załatwiać cokolwiek nawet nie u księdza, ale wspólnie z księdzem, który jest właśnie taki – chamski i gburowaty – i wstydzić się za to, jak ten ksiądz traktuje innych ludzi, wie, o czym mówię.

To naprawdę jest krępujące, gdy tak się zachowuje ktokolwiek, a jeśli to jest ksiądz, po którym się jednak wciąż społecznie spodziewamy zwyczajnej kultury i ogłady, jest krępujące jeszcze bardziej. Zakładamy, że potrafi zachować się uprzejmie i kulturalnie - a tu nagle wyłazi z niego gburowaty dziad. Czasem wygląda to tak, jakby osławiony przymus uprzejmości panujący w seminarium dawał mocne odbicie w drugą stronę po kilku latach samodzielnego życia, gdy już nikt nie wymaga i nie sprawdza, albo jakby uprzejmość była zarezerwowana tylko dla przełożonych. Chamskie zachowanie duchownych kończy się zazwyczaj stworzeniem kolejnej porcji pożywki dla działu strasznych historii zwanych listami do redakcji albo kolejnym viralowym nagraniem wrzuconym na TikToka - z wybitnie nieuprzejmymi kapłanami w roli głównej.

DEON.PL POLECA

Najgorsze są te sytuacje, w których ksiądz przywykły do swojego autorytetu nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak nieuprzejmie traktuje ludzi wokół siebie – i jestem przekonana, że trochę otrzeźwienia w ramach formacji stałej bardzo by się przydało. Na szczęście nie są to duże grupy, ale niestety z dużym ciężarem gatunkowym.

Po drugie – niech zachowuje wstrzemięźliwość seksualną

I tu właściwie nie trzeba chyba nic dodawać, może tylko to, że świadomie nie użyłam tu słowa celibat, gdyż są duchowni, którzy żyją w przekonaniu, że celibat to bezżenność, a więc dopóki nie mają legalnej żony, nic złego nie robią (straszne, ale prawdziwe), a mężczyźni to się już w ogóle nie liczą w tej kategorii, bo dziecka z nimi sobie taki ksiądz przecież nie zrobi. Czyli dowodów niewstrzemięźliwości nie będzie.

Myślę, że nie ja jedna doceniłabym bardzo, gdyby wreszcie skończyły się powody do wywoływania medialnych skandali z powodu księży uwodzących parafianki, spotykających się z przyjacielem w jaccuzi albo umawiających się do sauny dla wtajemniczonych. Podkreślam – powody, nie skandale, bo medialne skandale w wielu przypadkach wydają się być narzędziem łaski, która nie mogła się przebić do świadomości niewstrzemięźliwych kapłanów inną drogą. Coraz bardziej oburzone rozliczanie księży z gospodyń, konkubin i konkubentów wcale nie dziwi: temat przestaje być tabu. Obiecałeś, chłopie, że zero seksu – oczekujemy, że dotrzymasz słowa. Więc dotrzymaj. „Kto dotrzyma przysięgi dla siebie niekorzystnej…” i tak dalej, i tak dalej.

Że to trudne, że to ciężar, że wina seminarium, bo za mało się z klerykami rozmawia o ich seksualności, że problem jest złożony, że to nie zawsze księdza wina, gdyż go czasem ktoś uwiedzie no i przecież wiadomo, że ludzie płci obojga sami się księżom pchają do łóżka – oczywiście, wymówek i usprawiedliwień dla grzechu można znaleźć milion. Cała rzecz w tym, by po prostu ciężko nie grzeszyć. Że to po ludzku niemożliwe? Jasne – i po to właśnie jest łaska boża. Skoro działa na wierzących singli bez celibatu, dlaczego nie miałaby działać na wierzących singli z celibatem?

Po trzecie – niech myśli o tym, jak wydaje pieniądze

Pominę już może milczeniem sytuacje, w których ksiądz dysponuje parafialną tacą jak swoim prywatnym dochodem, bo musiałabym użyć kilku niecenzuralnych słów. Ale naprawdę doceniłabym, gdyby w ramach formacji stałej było porządne szkolenie z zarządzania finansami i może jeszcze z odpierania pokusy rozrzutności. Choćby obowiązkowy kurs Crown… Nie chodzi mi nawet o te wszystkie przysłowiowe (bądź nie) samochody i zagraniczne wycieczki, ale o proste porównywanie cen przy większych i mniejszych wydatkach i rezygnowanie z najlepszego wtedy, gdy nie jest konieczne (a konieczna jest na przykład dębowa podłoga, która ma przetrwać kolejne sto lat, ale już nie najdroższe ręczniki do parafialnej kuchni).

Wciąż też szokują mnie sytuacje, w których ksiądz robi zakupy dla wspólnoty i kupuje wszystko z najwyższej półki, a zapytany, czemu wydał aż tyle kasy, mówi bez cienia zażenowania, że zawsze takie kupuje i nigdy się nie przyglądał tak uważnie cenom (i to jest historia prawdziwa). Albo inne sytuacje, w których goszczeni przez księdza ludzie są zabierani do najlepszej knajpy w mieście, w której kawa i owsianka kosztują więcej niż dwudaniowy obiad – i to ksiądz stawia. Nawet, jeśli ze swoich, naprawdę jednak wciąż spodziewamy się po księżach, że będą żyli skromnie. Tak, wiem, że to naiwne, ewangeliczne podejście kłóci się z rekompensowaniem sobie minusów powołania, ale może jednak da się żyć mniej rozrzutnie?

Czemu to ważne formacyjnie? Bo finansowa niefrasobliwość po pierwsze rodzi duży rozdźwięk między księdzem, którego stać na wiele, i wiernymi, z których na to samo stać tylko nielicznych, po drugie przeszkadza w zarządzaniu nie swoimi pieniędzmi, a potem mamy parafie w długach i niepotrzebne kryzysy, a po trzecie – oddala od transparentności finansowej, która zaczyna być coraz bardziej kluczowa.

Po czwarte – niech czyta Pismo Święte. Codziennie

I to nie tylko Ewangelię na mszy. Znowu jest to oczywistość, ale myślę, że dobrze by było, gdyby księża mieli świadomość, jak łatwo jest odróżnić kapłana, który naprawdę czyta codziennie Słowo Boże dla siebie w ramach własnej chrześcijańskiej formacji od księdza, który przeczytał Biblię na studiach i mu wystarczyło. Otóż my, słuchający was wierni, naprawdę dobrze potrafimy wyczuć, czy mówicie do nas moralistycznym bingo przeplatanym cytatami z Jana Pawła, czy też dzielicie się swoim przeżyciem Słowa. I to nie tylko w homiliach i na kazaniach, bo tu można dobrze przeczytać cudze i przemodlone, podzielić się czyimiś mądrymi odkryciami i jakoś się uda, a wartość dla ludzi będzie, ale w codzienności.

Bo najgorzej jest właśnie w codziennym życiu, gdy ksiądz w prywatnych rozmowach nawet słowem nie wspomina o Piśmie Świętym. Kontrast bywa potężny, zwłaszcza, gdy się żyje wśród ludzi, którzy Słowo znają i używają go na co dzień i więcej można mądrych rzeczy usłyszeć od nich niż od księdza, który gada głównie o ajfonach, samochodach, kolegach, premierach kinowych, wyjazdach i parafianach, jakby w prywatnym życiu Słowo Boże niewiele go obchodziło. Zero odniesienia. Wspaniały work-life balans, gdzie indziej na medal, tutaj – nie za bardzo. Potrzebujemy duchowych autorytetów, a nie naburmuszonych najemników zatrudnionych do sprawowania sakramentów.

Po piąte – niech nie deprecjonuje wagi przestępstw seksualnych

Zwłaszcza na małoletnich. Zdumiewa mnie fakt, że po wprowadzeniu tylu przepisów, po tylu rundach uświadamiania i po tylu skandalach, których echa nie milkną, są wciąż księża, którzy w ogóle nie widzą problemu i uważają, że to jakieś bzdury. I przeraża mnie to, że mamy wciąż doniesienia nie tylko o przestępstwach sprzed kilkudziesięciu lat, gdy świadomość społeczna była inna, ale także świeżutkie historie z ministrantami czy uczennicami sprzed roku czy dwóch, gdy jako społeczeństwo wiedzieliśmy już w pełni, czym jest pedofilia i dlaczego jest tak zła.

Słyszałam gdzieś gniewne głosy, że sprawców czynów pedofilnych należałoby bez litości chłostać i przyznam, że przez chwilę się nawet zastanawiałam, czy gdybyśmy mieli inny ustrój prawny (w takim na przykład Sudanie w 2023 roku sąd orzekł karę obcięcia ręki za kradzież) i za przestępstwo pedofilii groziłyby jakieś straszne kary cielesne, przypadków byłoby mniej. I wciąż się zastanawiam, co można zrobić w ramach stałej formacji księży, żeby od teraz nie było już ani jednego takiego przypadku. Nigdy.

A na koniec dziękuję tym, co tak potrafią

Znam wielu księży. I wielu z nich to dobrzy, wierni, żyjący z Bogiem ludzie. Dla nich te pięć cech to oczywista podstawa. Są przykładem, że się da, i to nie tylko podstawę, ale o wiele więcej. Jestem wdzięczna, że są. I wiem, że często to właśnie ich najbardziej wkurza brak wierności, ogarnięcia i pokory u części kolegów na różnych poziomach awansu, zwłaszcza na najwyższym levelu. Zupełnie to rozumiem.

To dobrze, że mamy mistrzów, którzy mówią nam o wyżynach kapłańskiej posługi. Ale ciągle mam uczucie, że brakuje nam zwykłych ogrodników, którzy w procesie formowania księży pomogą im przyciąć tuż przy pniu wszystkie krzyżujące się z moralnością pomysły, wpuszczą więcej światła, a czasem jak ogrodnik z Ewangelii Łukasza okopią, obłożą gnojem i pomodlą się: "Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć".

---

*Korekta - debata odbędzie się nie na KUL, ale w Muzeum Mt 5,14.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pięć cech dobrego księdza
Komentarze (19)
WT
~Wojtek T.
20 marca 2024, 18:34
w sumie to smutne, że coś co wydaje się totalnie oczywiste staje się publicznie wyrażanym postulatem... Z uporem maniaka stwierdzę, że winien jest temu klerykalizm uznający duchownych za istoty nadprzyrodzone i wymuszający przez lata tolerancję dla niegodziwych zachowań. Na szczęście wahadło wychyla się obecnie w drugą stronę, i duchowni zaczynają swoją drogę nie z kapitałem społecznego zaufania, lecz raczej nieufności, i muszą sobie zapracować na dobrą opinię
JW
~Joanna Wiśniewska
18 marca 2024, 22:48
Jakoś nie przyszło mi do głowy, że ksiądz może czuć się samotny o czym czytam w komentarzach...Też czuję się samotna bo moje koleżanki odchodzą w stronę innych duchowości, które po prostu się mnożą. A tam nie stawiają wymagań, nie straszą. Mówią o wdzięczności, miłości i dobroci. Skąd w nas katolikach takie przywiązanie do wymagań. Też było o tym w komentarzach.
AE
~Anna Elżbieta
20 marca 2024, 11:13
W naszej wierze przecież dominuje miłość, dobroć i wdzięczność!! Chrystus dał się za nas ukrzyżować z miłości. Mamy się nawzajem kochać, wybaczać sobie, tworzyć jedność z Chrystusem i z braćmi. Co z tego, że ktoś sie odnajdzie w innej, wygodniejszej dla niego duchowości, skoro nie będzie tam Prawdy?? Ale będzie lekko, łatwo i przyjemnie... nie o to przecież chodzi ani w życiu, ani w wierze, żeby żyć np. w kłamstwie po to tylko, żeby było nam dobrze. Mamy iść za Jezusem i Jemu całkowicie ufać. I to jest piękne! W naszym Kościele są wspaniałe wspólnoty, gdzie dobrze się odnaleźć, mieć tam przyjaciół. Jeśli nie w swojej parafii, to może w sąsiedniej? Bardzo Pani tego życzę!
AS
~Antoni Szwed
17 marca 2024, 16:52
Trzeba sobie życzyć, aby w Polsce powiększały się szeregi księży odważnych, bezkompromisowych, dla których najważniejszy jest Bóg a nie podobanie się światu. Oczywiście, głoszenie prawdy wymaga wiele odwagi i hartu ducha. Ksiądz o takich właściwościach najpierw naraża się niektórym parafianom (bo wytyka ich grzechy), potem gazetom i telewizjom, których dziennikarscy donosiciele nagrywają mocniejsze kazania (zupełnie jak za komuny), wreszcie zwierzchnicy takich księży mają im za złe, że burzą biskupi spokój. Dlatego też dla tego świętego własnego i biskupów spokoju większość księży głosi nijakie kazania: coś o miłości, miłosierdziu, współczuciu, tu biedni tam wykluczeni. Nic, lub prawie nic, o chrześcijańskich wymaganiach, bo to zakłada duchowy wysiłek, przemianę życia, a to przecież w dzisiejszym świecie jest bardzo niepopularne. Ślizgają się więc po powierzchni życia, prawią banały, które nikogo nie dotykają i niczemu się nie sprzeciwiają. I prawie wszyscy są zadowoleni.
AM
~Alicja M.M.
17 marca 2024, 23:36
Banał sam w sobie nie jest czymś złym, zależy jeszcze, czy niesie fałsz czy prawdę. Banał Bożego miłosierdzia… warto przypominać na kazaniach.
RD
~Rafał Dąbrowa
18 marca 2024, 09:43
A wie pan dlaczego ludzie się tak zachowują? Bo "głoszenie prawdy" to jest tylko wypowiadanie słów. A słowa nic nie kosztują.
AS
A. S.
16 marca 2024, 18:32
Zmieniła bym kolejność. 1. Niech czytają Biblię. Codziennie. Ze zrozumieniem. Niech słuchają, kiedy czytają ja inni. Niech na niej opierają swoje homilie. 2. Bycie gburem niech zastąpią łagodnością i pokorą. 3. Niech nie ubierają Pana Boga w szaty tyrana, i niech nas Nim nie straszą. 4. Niech nie oceniają nas podczas spowiedzi. 5. Jeśli jest im ciężko, niech pozwalają sobie pomóc. Też znam takie przypadki, że księża tak potrafią. Podziwiam, bo jestem przekonana, że to trudne. Dziękuję tym wszystkim, którzy mówią nam o Bogu z miłością, to przekonuje.
TN
~Thomas Newort
18 marca 2024, 17:24
Ksiądz musi oceniać grzechy na spowiedzi. Spowiedź jest rodzajem osadu postępowania. Dlatego np sam nikt nie może samego siebie rozgrzeszyć, bo nie będzie sędzia we własnej sprawie. Lepiej że uczyni to ksiądz teraz, niż Pan Bóg wtedy, gdy już nie będziemy mieli nic do powiedzenia
AM
~Alicja M.M.
19 marca 2024, 21:36
Spowiedź jest spowiedzią, nie sądem! Jedyny osąd – jeśli to właściwe określenie w tym przypadku – ze strony księdza dotyczy tego, czy może udzieli rozgrzeszenia (co z kolei nie zależy od ciężaru grzechów, tylko postawy penitenta wobec nich). I faktycznie nikt nie może sobie sam udzielić rozgrzeszenia, ale nie dlatego, że nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie. A konkretny spowiednik może być dobry w ocenianiu zawiłości moralnych albo też fatalny, i to na szczęście nie ma żadnego znaczenia w kwestii ważności sakramentu – może rozgrzeszyć, bo robi to w imieniu Boga.
AE
Anna Elżbieta
16 marca 2024, 17:02
Wiele rzeczy od nas nie zależy, ale często możemy reagować. Kiedyś weszłam do zakrystii przed pogrzebem sąsiadki, żeby nowemu księdzu powiedzieć o niej kilka słów. Młody ksiądz siedzi rozparty (chciałoby się użyć gorszego słowa) na krześle. Witam się po Bożemu. Odburknął. Czekałam chwilkę, że wstanie, jestem od niego sporo starsza. I nic. Powiedziałam: może usiądę obok księdza, tak będzie łatwiej rozmawiać. Czy dostrzegł swoje nieeleganckie zachowanie? Nie wiem. Często boimy się zwracać księżom uwagę, ale trzeba się zdobywać na odwagę i mówić. I druga sprawa. Księża są nieraz naprawdę bardzo samotni. Niezwykle ważne jest, żeby mieli wśród świeckich, najlepiej rodzin, przyjaciół czy dobrych znajomych, gdzie mogą przyjść, pożartować, ale też porozmawiać na poważne i trudne tematy. My mamy takich zaprzyjaźnionych 5 księży, są teraz w różnych parafiach, ale przyjeżdżają do nas, a my do nich. Często nie mamy pojęcia, jak jest im ciężko na plebani np. z trudnym proboszczem.
AM
~Alicja M.M.
16 marca 2024, 13:50
Skomentuję tylko dwa punkty, choć wszystkie ważne. Żeby skończyły się powody skandali, a nie same skandale, bo skandale mogą być narzędziem łaski… tak! I żeby było więcej zrozumienia (także w przełożeniu na praktykę) dla takiego myślenia. I to, że da się odróżnić kapłana, który czyta (nie tylko w ramach „odrobienia lekcji” do kazania) Pismo Święte od tego, który nie czyta. Oj da się, da. Niechby księża w to uwierzyli!
PR
~Ppp Rrr
16 marca 2024, 12:25
Dodałbym kilka punktów: Słuchanie ze zrozumieniem. Świadomość tego, że wielu rzeczy się nie wie - zwłaszcza z życia "cywilów". Rozumienie, że inne zdanie nie jest atakiem na Kościół. Na szybko to wystarczy, bo po przemyśleniu znalazłoby się jeszcze wiele innych. Pozdrawiam.
AB
~Ala Bała
16 marca 2024, 12:10
Wystarczy jedna cecha: Niech żyje tak jak głośno nakazuje żyć innym. Tyle w temacie .
JK
~Jolanta Korzeniowska
18 marca 2024, 17:23
To już Jan Kochanowski pytał: "Czemu to, prałacie, nie tak sami żywiecie, jako nauczacie?" "Mój panie, kazaniu się nie dziwuj, bo mam pięćset na nie; a nie wziąłbych tysiąca, mogę to rzec śmiele, bych tak miał czynić, jako nauczam w kościele."
JK
~Jolanta Korzeniowska
18 marca 2024, 17:42
To już Jan Kochanowski pytał: "Czemu to, prałacie, nie tak sami żywiecie, jako nauczacie?" "Mój panie, kazaniu się nie dziwuj, bo mam pięćset na nie; a nie wziąłbych tysiąca, mogę to rzec śmiele, bych tak miał czynić, jako nauczam w kościele."
CG
~Cyprian Goethe
16 marca 2024, 11:40
Pięć cech dobrej kobiety (żony) zgodnie z Pismem Św.: 1. uczy się w cichości 1 Tym 2,11-12 2. nie przewodzi na mężem 1 Tym 2,11-12 ale szanuje męża 26,26 3. jest empatyczna, spokojna, skromna (bogata wnętrzem) i współczująca (a nie pogoń za „świecidełkami”) Syr 26,14 ; 36,23 4. roztropna i gospodarna Prz 14,1ff ; 19,14 5. to czy umie gotować można w duchu „aggiornamento” na przynajmniej próbuje Jeżeli ktoś ma lub nie ma takie cechy naturalnie - „(…) bo nie można uczynić choćby jednego włosa białym lub czarnym” Mt 5,36 – to układane przysięgi, śluby mogą pomóc w dodatkach. Jest jeszcze wiele innych pięknych cech dobrych kobiet (niestety są też wymienione i te negatywne…) ale by je tu zestawiać nie mam czasu
WK
~Wislawa Korilan
18 marca 2024, 09:46
Najdrozszy vel Norwidzie, a teraz prosze syp ze swego krociutkiego rekawka cechy dobrego meza(mezczyzny)... Raz, dwa, trzy, bacznosc i zamieniamy sie w sluch, oniesmielone Twa madroscia.
KK
~karol karol
18 marca 2024, 17:21
ślicznie, ale jak Pismo mówi, że "biskup ma być mężem jednej żony" to już trzeba znać kontekst i TO NA PEWNO NIE ZNACZY, że ma być mężem jednej żony, prawda? xd
AM
~Alicja M.M.
18 marca 2024, 20:07
A ja poproszę o definicję szacunku dla męża. Bo chyba nie chodzi o jednakowy, absolutnie jednakowy podziw dla mądrości i głupoty, ofiarności i egoizmu, uczciwości i fałszu… czy jednak tak, jeśli te cechy widzimy u mężczyzny?