Podejście Franciszka do wojny może być ostatnią nadzieją na pokój

Ukrainka ewakuowana z Chersonia czeka na kolejny transport. Fot. EPA/STRINGER / PAP/EPA

Nuncjusz apostolski w Polsce kilka dni temu zaprosił na przyjęcie ambasadora Rosji. Dla kilku gości okazało się być to problemem. Niezadowolenie z tego faktu wyraziło także polskie MSZ. Wielu komentatorów nie pozostawiło na nuncjuszu suchej nitki, pojawiły się także propozycje, by wezwać przedstawiciela Stolicy Apostolskiej „na dywanik” i jasno powiedzieć mu, że w Polsce rosyjski ambasador ma być izolowany.

W kontekście trwającej w Ukrainie wojny reakcje te da się zrozumieć. Tyle, że jak zwykle górę biorą emocje i brak szerszego spojrzenia. Nuncjusz oczywiście popełnił błąd, ale nie polegał on na zaproszeniu rosyjskiego dyplomaty lecz braku informacji dla pozostałych gości, że na przyjęciu może się on pojawić. Patrząc na politykę Stolicy Apostolskiej w odniesieniu do wojny w Ukrainie oraz uwzględniając fakt, że nuncjusz jest dziekanem korpusu dyplomatycznego trudno byłoby oczekiwać, by w zaproszeniach kogoś pominąć - zwłaszcza, że ani Polska, ani Watykan nie zerwały stosunków dyplomatycznych z Rosją. Zerwała je Ukraina – i to pracownicy nuncjatury powinni mieć na uwadze wysyłając zaproszenia.

To ewidentne niedopatrzenie ze strony nuncjatury spowodowało, że ponownie wróciła dyskusja na temat stanowiska papieża wobec trwającej wojny. Od początku konfliktu w Ukrainie Watykan usiłuje prowadzić politykę koncyliacyjną. Papież najpierw długo nie wspominał agresora i choć wyrażał solidarność z Ukraińcami, podkreślał, że to co dzieje się w Ukrainie jest zbrodnią i wysyłał do Kijowa swoich przedstawicieli, to jednocześnie prowadzi rozmowy z Rosją. Wyraża nawet chęć wyjazdu do Moskwy, potem zaś do Kijowa.

Ta polityka „wyciągniętej dłoni”, która mimo wszystko zakłada dialog z agresorem, być może w jakiejś nieodległej perspektywie zakończony rozmowami pokojowymi (Watykan jest gotów zorganizować spotkanie między prezydentami Rosji i Ukrainy) u światowej opinii publicznej poklasku nie znajduje. A mimo to papież jest konsekwentny i chce rozmawiać zarówno z Putinem, jak i Zełenskim. W połowie września – w drodze powrotnej z Kazachstanu - wspominał, że dialog trzeba prowadzić nawet wtedy, gdy czasem śmierdzi. „Śmierdzi, ale trzeba to robić. Zawsze krok naprzód, wyciągnięta ręka, zawsze!” – stwierdził Franciszek. To, że ten dialog nie pachnie zbyt ładnie – widać gołym okiem.

DEON.PL POLECA

Niemniej wydaje się, że trzeba na watykańską politykę patrzeć też poprzez pryzmat religii. Nadrzędnym celem Kościoła jest doprowadzenie wszystkich ludzi do zbawienia. Także tych, którzy wydają się na wskroś przesiąknięci złem. Kościół – a na jego czele na ziemi stoi przecież papież – ma zatem zrobić wszystko, by skłonić człowieka do tego, by się nawrócił. Sztuka ta nie uda się jeśli obłoży się go klątwami, wykluczy z grona rozmówców, itp. Zatrzaśniętych w ten sposób drzwi raczej nie uda się już otworzyć. Oczywiście nie można przy tym zapominać o tych, którzy cierpią, a papież o nich nie zapomina – czego wyraz dawał też niejeden raz. Wspominał także (również w drodze powrotnej z Kazachstanu), że „obrona własna jest nie tylko dopuszczalna, ale jest to również wyraz miłości do ojczyzny”.

Trudno jest nam to w Polsce zrozumieć – wszak wojna trwa tak naprawdę u naszych drzwi. Ale w sytuacji, w której właściwie połowa świata wybrała politykę izolacji Rosji, ktoś jeszcze powinien podejmować próby doprowadzenia do pokoju. Kto, jeśli nie papież?

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Podejście Franciszka do wojny może być ostatnią nadzieją na pokój
Komentarze (5)
WK
~wojciech kukliński
7 listopada 2022, 04:57
No właśnie a wtakim misteczku śląkim Mikołowie rekrutują n ul Młyńskiej 14 do ....Bundeswery
AS
~Antoni Szwed
6 listopada 2022, 20:56
Co może zrobić prawdziwy przywódca Kościoła, gdy gdzieś toczy się wojna zagrażająca światowemu pokojowi? Przede wszystkim, korzystając ze swojej władzy, może wezwać katolików na całym świecie (biskupów, kapłanów i świeckich) do modlitwy, do sprawowania wielu Mszy św. na rzecz pokoju. Bóg takiej modlitwy z pewnością by wysłuchał i tylko ON ma moc, by taki pokój światu zapewnić. Same ludzkie siły nie wystarczą. Także chęć czysto politycznej mediacji ze strony biskupa Rzymu ma niewielkie znaczenie, zwłaszcza w sytuacji, gdy Rosja jej nie chce, a i Ukraina straciła zainteresowanie takową. Wcześniej, jedynie w niewielu przypadkach mediacja polityczna udawała się Janowi Pawłowi II, papieżowi o niezwykłym autorytecie, o którym Franciszek może tylko pomarzyć. Mocą Kościoła jest modlitwa, bo to jest najprostsza droga do Wszechmocnego Boga. Jedynie Chrystus może przynieść światu prawdziwy pokój. Pytanie: czy w Watykanie w to jeszcze wierzą czy też wierzą jedynie w swoje świeckie działania.
WG
~Witold Gedymin
4 listopada 2022, 07:45
Mamy takiego papieża i takich biskupów na jakich zasłużyliśmy. I księży też. A polityka Watykanu nigdy nie była jego mocną stroną, bo "Nadrzędnym celem Kościoła jest doprowadzenie wszystkich ludzi do zbawienia", i często "śmierdziała" co "widać gołym okiem". Postawa papieża jest ważna ze względu na tę drugą "połowę świata, która nie wybrała izolacji Rosji", dla której wojna na Ukrainie jest nieistotna i odległa jak Argentyna od Europy.
ML
~Marek Leszczyński
3 listopada 2022, 22:38
W Polsce przekaz Papieża Franciszka jest w małym stopniu akceptowany, dotyczy to zarówno ekologii, ekonomii jak też wojny. Częściowo można to tłumaczyć naszymi doświadczeniami i miejscem na mapie Europy. Świat bez głodu, wojen, nędzy, to piękna wizja, z jednej strony ewangeliczna a z drugiej postkapitalistyczna...Nie wydaje się jednak byśmy byli na tę propozycję gotowi jako społeczeństwo. Na razie to jest ruch w drugą stronę militaryzacja języka religii, mamy walkę, rycerzy, obronę przez złym, obcym światem.
JS
~Jacek Szewczyk
8 listopada 2022, 02:06
To jest raczej wizja hipisowska i utopijna - nie licząca się z grzechem pierworodnym i jego skutkami. Skutki 'postkapitalizmu' oglądaliśmy w całym Bloku Sowieckim a obecnie możemy je zgłębiać na przykładzie chociażby Chin.