Polacy! Uwierzmy w siebie, uwierzmy w moc dobra
Tak sobie myślę - dzieje się coś dobrego. Od pierwszej w Polsce Wigilii dla ludzi bezdomnych w 1989 roku - zorganizowanej przez nas na warszawskim Dworcu Centralnym zrobiliśmy milowy krok. Te tysiące paczek, akcji, zbiórek i imprez to także my, Polacy! Uwierzmy w siebie, uwierzmy w moc dobra.
Już po Świętach. Było pięknie, uroczyście, prezentowo i w ogóle świątecznie. Do Nagorzyc karp dotarł ….taksówką ze Staniątek, od SS.Benedyktynek, fundacji Radia RMF Clasic! /karpia i taxi, nie klasztor nam zafundowano/. To nie był karp, tylko PAN KARP skoro stać go było na taksówkę. Nie wymienię wszystkich oznak przyjaźni i darów, ale każdy z mieszkańców dostał prezencik i wszyscy, których znamy, a słabo im się powodzi-solidne paczki. Większość z tych paczek to były piękne "gotowce", czyli nic tylko rozwieźć i położyć pod choinkę. To dodatkowy dla nas bonus, bo spadło nam z głowy przygotowywanie, a to ogromna praca w przedświątecznym zamęcie i mocy przerobowych już brakowało. Jedna rodzina zrobiła 60 pięknych prezencików dla mieszkańców na wsi, bank- kolejne 40 sztuk, ludzie z Tych się skrzyknęli i pakiety z żywnością przygotowali, inni przynosili co im serce dyktowało i czym mogli się podzielili.
Siostry Pallotynki zajechały przed Wigilią z torbami kiełbasy tłumacząc, że przecież nie będą ubogich objadać, a one do chorych na Wigilię przecież przychodzą i przyszły. /Spokojnie, kiełbasa poszła w Boże Narodzenie/. Pojawiły się też siostry Sacre Coeur z Moskwy, zmarznięte i liczni ludzie z różnych wspólnot. Gwiazdką z Nieba była pani Krystyna. Włoszka mieszkająca od 20 lat w Polsce.
Pani Krystyna poruszona Rokiem Miłosierdzia postanowiła w Wigilię podawać ludziom bezdomnym do stołu. Obdzwoniła kilka warszawskich organizacji i jakoś jej zapał do służenia nie został doceniony. Na nasze szczęście, bo na końcu zadzwoniła do naszego schroniska dla chorych. A jest ona szefową kuchni! W sumie było tam 120 osób, a gości nikt nie zapraszał. Sami przyszli. Mogli siedzieć przy wigilijnym stole w swoich domach czy klasztorach, a przyszli do ludzi bezdomnych starych i chorych.
Od rana zatem Cristine tłukła w gary na Gniewkowskiej, ubierała z mieszkańcami choinki, ozdabiała stoły i podśpiewywała włoskie kolędy. Wypuścić z dzioba taki skarb, toć trzeba być nierozsądnym.
Na Stawkach wszystkie panie pod wodzą pracujących tam młodych wspaniałych dziewczyn też się uwijały i było pięknie.
Artur obłowił się jak zwykle w Wigilię i do dzisiaj "konsumuje" prezenty. Wśród nich 2 wyjące zabawki na baterie. Pomysł był przedni, bo my chodzimy już po ścianach, a on nadal puszcza tańczącego robota i słonia -oba grające. Nie ma co liczyć na wyczerpane baterie, jako, że jak się skończą to muszę mu dać kolejne albo mam piekło. Trzeba czekać, aż mu się znudzi i zaopatrzyć domowników w zatyczki do uszu. Lecą więc dzikie hałasy, w tle filmy ze Scooby Doo, psy wylegują się obok synka w nowej pościeli, także ze Scoobim, a na moim łóżku zwały nowych książek z bajkami, zapalniczek, świecidełek, czekolad i butelek z colą. Raj na ziemi.
Dom w Medyni Głogowskiej praktycznie ruszył. Remont prawie skończony. Agnieszka niebawem go przejmie. Na razie kilka osób pod wodzą Igi z Jankowic pilnuje pieca CO i chałupy.
I tak sobie myślę - dzieje się coś dobrego. Od pierwszej w Polsce Wigilii dla ludzi bezdomnych w 1989 roku - zorganizowanej przez nas na warszawskim Dworcu Centralnym zrobiliśmy milowy krok. Teraz to już w wielu miejscach standard, choć część z nich odbywa się niestety lekko przed 24 grudnia, tak jakbyśmy odwalili coś dla biedaków i potem świętowali we własnym gronie. Ale ufam, że i to się zmieni z czasem. Ubodzy będą z nami, nie obok. Te tysiące paczek, akcji, zbiórek i imprez to także my, Polacy! Uwierzmy w siebie, uwierzmy w moc dobra.
Z dalekiego Rzymu też info: W Watykanie było na Wigilii dla bezdomnych 100 osób. Niektóre siostry oburzone stanem lekkiej nietrzeźwości uczestników /byli to ludzie prosto z ulicy/ zrezygnowały z pomocy, ale Arcbp. Krajewski poradził sobie bez nich, wybierając raczej owce chude i poranione oraz hm….brudne niż tłuste i w czyściutkich habitach, skropione dezodorantem jako współbiesiadników. Cóż, drogie siostrzyczki, pasterze przy żłóbku też raczej nie pachnieli i dobrych manier nie mieli, a Pan Jezus ich przyjął.
A teraz zaczynamy Nowy Rok.
Pożyczam otrzymane od kogoś życzenia: Obyśmy się w tym Nowym Roku nudzili! Dobrą, Bożą nudą, która prowadzi życie ciche i spokojne budując w trudzie, krok po kroku Królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju. Obyśmy byli w tym roku błogosławieni.
A wszystkim, którzy podają rękę ludziom bezdomnym, cierpiącym i słabym życzę, żebyśmy nie musieli tracić czasu i energii na bezsensowną walkę z biurokratycznymi utrudnieniami. Nie muszą nas cenić, byleby nam nie przeszkadzali.
***
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org
Skomentuj artykuł