Problem z Benedyktem XVI

(fot. Grzegorz Gałązka/galazka.deon.pl)

Benedykt XVI staje się chłopcem do bicia na wszystkie bolączki powstałe po II Soborze Watykańskim. Nie jest dla mnie zrozumiałe takie nagromadzenie żalu wobec człowieka, który stał w pierwszym szeregu ludzi Kościoła od ponad 40 lat.

Poniższe rozważania zostały sprowokowane przez artykuł pana Pawła Lisickiego, w którym odnosi się on do wywiadu rzeki Petera Seewalda z Benedyktem XVI - "Ostatnich rozmów". Niedawno zakończyłem jego lekturę. Po przeczytaniu tekstu Lisickiego odniosłem wrażenie, że chyba czytaliśmy dwie różne książki.

Pierwszym zarzutem pana Lisickiego jest to, że nie znalazł w książce Petera Seewalda odpowiedzi na swoje pytania. A już na pewno nie znalazł potwierdzenia własnych teorii o papieżu Franciszku oraz o sprawie ustąpienia Benedykta XVI. Skąd ten zarzut? Przecież tych odpowiedzi nikt nie obiecywał. Lisicki idzie jednak jeszcze dalej. W świetle tej lektury próbuje oceniać zarówno osobę, jak i decyzje Josepha Ratzingera - teologa, przewodniczącego Kongregacji Nauki Wiary i papieża.

DEON.PL POLECA

Publikacja Petera Seewalda ma przede wszystkim charakter szczerej rozmowy. Jej wyjątkowość polega na tym, że oddaje się w niej głos "człowiekowi, który był papieżem". Niebywały dystans, wolność i prostota, które przebijają się przez strony tej książki, nie dają się porównać z czymkolwiek innym w literaturze. Do tej pory osoba i funkcja papieża były ze sobą nierozerwalnie związane. Każdy Pontifex, nie licząc prywatnych notatek, zabierał swoje przemyślenia ze sobą do grobu. A już na pewno nikt nie wpadł na to, by poddawać pod osąd autora z powodu jego własnych notatek. W przypadku Josepha Ratzingera spotykamy się z nową rzeczywistością. Dostajemy do ręki dzieło człowieka, który już "z zewnątrz" pisze o swoim życiu i pontyfikacie. Jeśli wziąć to wszystko pod uwagę, tym bardziej zaskakuje sposób, w jaki Lisicki obszedł się z Ostatnimi rozmowami.

Na początku autor artykułu doszukuje się w wypowiedziach papieża seniora zawoalowanej krytyki jego następcy. Jednocześnie zostają przez Lisickiego przemilczane fragmenty, w których Benedykt stanowczo odrzuca krytykę Franciszka. Jest tam o mowa o tym, jak grzecznie upomina odwiedzających go kontestatorów papieża oraz mówi o nieoczekiwanej życzliwości ze strony swojego następcy.

"Musi uderzać, z jaką ostrożnością papież mówi o swym następcy. «Każdy ma inne charyzmaty. Franciszek to człowiek praktycznych działań. Był długo arcybiskupem, zna się na swoim fachu, przedtem pełnił funkcję przełożonego u jezuitów i nie brakuje mu odwagi do podejmowania spraw organizacyjnych»"

Autor dodaje: "Nie jest to, trzeba przyznać, wiele. Tym bardziej że nie wiadomo, jak owe słowa interpretować. Co oznacza ta gotowość do podejmowania spraw praktycznych?". Wychodzi na to, że podczas pontyfikatu Franciszka już nie tylko sam Franciszek mówi niezrozumiale. To częsty zarzut. Również Benedykta coraz trudniej rozszyfrować i stwierdzić, co ma na myśli w swoim - autoryzowanym zresztą - wywiadzie.

Po raz kolejny powraca kwestia jego rezygnacji z urzędu: "Jest też bardzo oszczędny, jeśli chodzi o dwie inne palące kwestie. Swoją abdykację tłumaczy tak, jakby chodziło o proste ustąpienie ze stanowiska. Mniej więcej tak, jak zapewne wyjaśniałby odejście z urzędu zmęczony już i schorowany menadżer wielkiej firmy. W gruncie rzeczy nie wiadomo właściwie, dlaczego Benedykt ustąpił. Podany przez niego powód - że z powodu stanu zdrowia nie mógł uczestniczyć w wyprawach za Atlantyk - brzmi mało wiarygodnie".

To jest poważne nadużycie. Mamy do czynienia z manipulacją treści wywiadu oraz brakiem szacunku dla następcy św. Piotra. Benedykt mówi o swoim stanie zdrowia, o zmęczeniu fizycznym, o aspekcie administracyjnym, o krzyżu, jakim jest papiestwo, o krytyce, z jaką sądził, że się spotka, i o wątpliwościach, których doświadczał. Swoją decyzję również przemyślał i konsultował.

Dalej Lisicki przechodzi do własnej interpretacji "ciągłości i natury urzędu papieskiego", który miał doznać poważnego uszczerbku wskutek decyzji o rezygnacji z urzędu.

"Podobnie niejasne są inne tłumaczenia: «Jeśli nie da się właściwie wypełniać zleconej misji, staje się jasne, że nie dysponuje się zdolnością, więc należy - dla mnie to oczywiste, ktoś inny ma pewnie odmienne zdanie - zwolnić miejsce». Oznacza to jednak, że sprawowanie urzędu Piotra przestaje być powołaniem, czymś, co przyjmuje się na całe życie, jest tylko czasową funkcją, z której w każdej chwili można zrezygnować. Wszystko zależy od subiektywnej oceny danego papieża. Pozostaje to nie tylko w sprzeczności z całą tradycją rozumienia urzędu papieskiego, ale też pociąga za sobą całkiem osobliwe konsekwencje. Jak to możliwe, żeby papież, który jest zastępcą Chrystusa na ziemi, mógł po prostu odejść? W oczywisty sposób pociąga to za sobą osłabienie autorytetu i zakwestionowanie świętości urzędu"

Lisicki nie chce lub nie może zrozumieć tego, co zrobił Benedykt XVI. Papież emeryt dokonał tego, co w duchowości ignacjańskiej nazywa się "rozeznaniem duchowym". W ten sposób zdecydował o tym, co dla Kościoła w XXI wieku będzie lepsze. Za takowe uznał swój akt rezygnacji. Tym samym zmienił wizję Kościoła w sposób zasadniczy, może w nie mniejszym stopniu niż Jan XXIII. Jestem przekonany, że tak właśnie historia zapamięta Benedykta XVI.

Nie można nie brać pod uwagę, nazwijmy to, fenomenu świętych papieży XIX i XX wieku. Cieszymy się ich prawdziwą obfitością w ostatnich 150 latach. To bardzo kontrastuje z wiekami poprzednimi, nie licząc początków chrześcijaństwa. Dowodzi to żywotności Kościoła oraz wagi, jaką przykłada się do roli papieża-lidera.

Franciszek jest 266. następcą św. Piotra. Pośród tej grupy 266 biskupów Rzymu mamy 81 świętych (prawie 31%) i 10 błogosławionych (niemal 4%), co daje w sumie 91 (34%) papieży wyniesionych na ołtarze. 74 spośród nich (81%) żyło w pierwszym tysiącleciu. Przez 843 lata (1003-1846) na Stolicy Piotrowej zasiadało 114 papieży. Tylko czterech zostało kanonizowanych, a siedmiu beatyfikowanych. W okresie prawie dwustu lat (1370-1566) nie pojawił się nikt, kto zasłużyłby na miano błogosławionego lub świętego. Dla kontrastu, od roku 1846 (ostatnie 170 lat) mieliśmy jedenastu papieży, nie licząc Benedykta i Franciszka. W tym gronie mamy już czterech świętych i jednego błogosławionego. Kolejne dwa procesy beatyfikacyjne są w zaawansowanym stadium.

Taki obraz czcigodnej siły duchowej następców Piotrowych ostatnich 170 lat zobowiązuje. Potwierdza też funkcjonujący na niespotykaną dotąd skalę psychologiczny "mit papiestwa". Składa się niego także stosunkowo późny debiut medialny w radiu (lata 30.) i telewizji (lata 40.), jak również dostęp dziennikarzy i wiernych do osoby papieża (lata 70.). Musimy zdać sobie sprawę z tego, że "papież bliski wszystkim" to fenomen niemający jeszcze pięćdziesięciu lat. Nie bez znaczenia był sukces charyzmatycznej (medialnej) osobowości papieża Polaka. W tej sytuacji łatwo można zapomnieć, że papież jest przede wszystkim człowiekiem. Jeszcze łatwiej nie wziąć pod uwagę tego, że zaczyna on swoją posługę w chwili, gdy normalni ludzie przechodzą na emeryturę.

Odsuwając na bok dywagacje historyczne, trzeba stwierdzić, że "świętość urzędu Piotrowego" i jego postrzeganie miało się bardzo różnie. Nie przypisujmy więc Benedyktowi XVI odpowiedzialności za procesy, które są od niego niezależne.

W dalszej części Lisicki wyciąga bardzo daleko idące wnioski, z którymi nie można się zgodzić. Po pierwsze myli on funkcje tekstu wywiadu z oficjalnymi wypowiedziami, które Joseph Ratzinger formułował, pełniąc różne urzędy w Kościele. Dalej: wykorzystuje opinie człowieka, który szczerze i życzliwie odpowiada na pytania dotyczące historii jego życia, czasem bardzo się przy tym odsłaniając. Następnie Lisicki używa tych opinii jako argumentu przeciw samemu Benedyktowi. Imputuje mu nieroztropne i nieodpowiedzialne podejmowanie decyzji. Można się poczuć tak, jak gdyby ktoś wszczął proces karny emerytowanego sędziego czy wojskowego na podstawie jego przemyśleń, którymi ten podzielił się ze swoimi wnukami w atmosferze zaufania. Próbuję sobie tłumaczyć tak ostrą ocenę Lisickiego jego osobistym rozczarowaniem "mitu" Benedykta XIV. Nadal jednak wydaje mi się ona grubo przesadzona.

Wyciągając słowa papieża emeryta z wywiadu, Lisicki formułuje następujące oceny: "Jeśli każdy może dowolnie oceniać swoją zdolność wypełniania misji, jeśli nie jest ona czymś dożywotnim, lecz czasowym, to łatwo sobie wyobrazić, że w nieodległej przyszłości urząd papieski ulegnie daleko idącej sekularyzacji.

I właśnie osobliwy brak namysłu nad skutkami własnych działań jest w całej rozmowie z Seewaldem punktem chyba najciekawszym. W przedziwny sposób widać to, kiedy Benedykt XVI dokonuje rozrachunku ze swoim życiem i przede wszystkim ze swoim zaangażowaniem jako teologa w latach 50. i 60. Zdaje się on nie zauważać koniecznych skutków swoich ówczesnych wyborów dla Kościoła i pozycji chrześcijaństwa".

Ta ocena, jak i kolejna jest zbyt daleko idąca. W tym miejscu odsyłam każdego zainteresowanego do książki Raport o stanie wiary - wywiadu przeprowadzonego przez Vittoria Messoriego z ówczesnym prefektem Kongregacji Nauki Wiary. Tam znajdziemy rzeczową, oficjalną analizę tamtych czasów.

"Ta bezradność papieża emeryta nigdzie nie jest tak wyraźnie widoczna jak w jednym z fragmentów, gdy stwierdza: «Co do podjętych działań, to dołożyliśmy wszelkich starań, nawet jeśli z pewnością zabrakło właściwej oceny reperkusji politycznych i faktycznych następstw». Jak to rozumieć? Jak można «dołożyć wszelkich starań» i jednocześnie nie być w stanie «ocenić reperkusji politycznych i faktycznych następstw»? Marne to tłumaczenie i gdyby tak próbował bronić swych decyzji jakiś polityk czy ktokolwiek odpowiedzialny za wspólnotę - dołożyłem wszelkich starań, ale nie zrozumiałem konsekwencji swoich czynów - nie zostałby pewnie wysłuchany. Drugim uderzającym przykładem bezradności są słowa papieża emeryta tłumaczącego, że nie mógł nic zrobić, żeby przezwyciężyć chaos liturgiczny. Nic, poza… pisaniem książek"

Na tym poprzestanę. W tym miejscu Benedykt XVI staje się już chłopcem do bicia na wszystkie bolączki powstałe po II Soborze Watykańskim. Nie jest dla mnie zrozumiałe takie nagromadzenie żalu wobec człowieka, który stał w pierwszym szeregu ludzi Kościoła od ponad 40 lat. Człowieka, którego troska o Kościół z pewnością podlega ocenie, ale podobna kalumnia nie jest w żaden sposób uzasadniona. Zapraszam do osobistej lektury ostatnich akapitów tekstu Lisickiego oraz własnych przemyśleń.

Jedyna refleksja, obok pewnego niesmaku, jaka mi pozostaje po lekturze tego artykułu, to fakt, że sieje on zamęt. Nie wiadomo, o co autorowi chodzi. Czy to dobrze, że Benedykt zrezygnował z urzędu? Czy to dobrze, że wstrzymał się od głosu w gorących dyskusjach na kościelne tematy? W końcu nie jest jasne, czy cała jego służba Kościołowi nie była jedną wielką pomyłką.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Problem z Benedyktem XVI
Komentarze (10)
TD
Tomasz Dych
15 października 2016, 13:52
Czy Benedykt XVI zwątpił w moc Ducha Świętego i dlatego zrezygnował? Myślał, że można prowdzić Kościół tylko ludzką mocą? Całe szczęście, że Święty Piotr nie poszedł na emeryturę i wolał jednak przyjąć krzyż swojego Pana.
Andrzej Ak
13 października 2016, 21:07
Co by nie mówić to po JPII chyba długo nie będzie żadnego kanonizowanego papieża, chhyba że skutkując kolejną schizmą w KK. Z drugiej strony Świętych mamy już bardzo wielu, którzy zgodnie potwierdzają nauki Pana naszego Jezusa. Czy potrzebujemy więc kolejnych i to na stanowisku papieży? Bergolio tak samo jak Benedykt dołączą do większości papieży skupiających się bardziej na potrzebach tego świata (i jego panów, czyli aniołów upadłych), niż wymiaru Boga. A my wierzący w Boga musimy sami szukać dróg do Pana naszego Jezusa i za Jego wskazówkami, podążać wąskimi ścieżkami tego świata, aby kiedyś dojść ku bramom zbawienia i je w pokoju przekroczyć.
13 października 2016, 22:08
Denerwujesz mnie :-). Trochę żartuję, ale idź podyskutować z naprawdę "upadłymi" a nie plotkuj, bo jak będziesz plotkował to mam niezowodny "miecz" i będzie Ci głupio :-). Z resztą zawsze jest tak, że gdy używam tego "miecza", to się ktoś zdenerwuje, ale może nie dzisiaj, bo trzeba iść spać i dobrze się wyspać :-). Natomiast co do B XVI, to przecież widać, że on jest mistykiem :-), a Franciszek ? No Franciszek, to mądry papież a że, jak każy ma swoje słabości, to kto ich nie ma ? Ano właśnie, pozostawiam do refleksji.
AA
a a
14 października 2016, 11:29
Miecz na ciebie to ja mam. Twoi sąsiedzi opowiadają jak bijesz łebem w ścianę po przeczytaniu o sobie prawdziwych informacji, żeś ojcobijca i nie wiadomo do końca co z matką robisz. Ale to kwestia małego czasu. Wreszcie się odpowiedni ludzie tobą zajęli. A teraz czytaj: Ewelinamar 12:59:56 | 2016-10-13 A co powiecie na czyny ''misjonarza'', który sam o sobie opisuje: ''Proszę sobie uważać, bo jak mnie kolega w pracy tak obraził, to doniosłem przełożonej a ona odpowiedziała tylko "dobrze" a mój kolega niedługo potem, wyleciał z roboty. No co, ja to nie umiem się bronić ? Ano właśnie, umiem, i będę się bronił - amen.'' ''...znowu doszło do kłótni między rodzicami i mój ojciec zaczął wyzywać, wobec mnie moją mamę. Nie wytrzymałem i dostał tak mocno "po pysku", że aż upadł, normalnie nie mógł wstać.
AA
a a
14 października 2016, 11:45
Januszku sam przyznajesz się, że leczyłeś się u psychiatry: ''Doszło jeszcze do tego pewne utrapienie, czyli gdzieś w wieku 13-14 lat pojawiły się u mnie pewne lęki nocne, które myśmy nazywali "majakami". To było okropne, odczucie, że jestem jakiś "tłamszony, ściskany, jakiś lęk, płacz. Brr coś okropnego nawet tego nie mogę dokładnie opisać. Psychiatra rozkłada ręce a ja ?  No ja sobie nie radzę,..........'' Idź do lekarza bo jest coraz gorzej z tobą. A i wklej sobie jakiś psalmik. Widać, że to trochę ciebie uspokaja.
14 października 2016, 20:10
Nie, nie leczyłem się :-) a jedynie powiedziałem - pomóż mi Boże, no i pomógł, "od strzała" :-). A C. Harris, naprawdę robił te swoje "hokus" i naprawdę uciekł, gdy go rozpoznali :-), a że "zainfekował tysiące" to zupełnie inna sprawa. a psalm wkleję :-) 51 Wezwanie i prośba pokutnika 1 Kierownikowi chóru. Psalm. Dawida, 2 gdy przybył do niego prorok Natan po jego grzechu z Batszebą. 3 Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości, w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość! 4 Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego! 5 Uznaję bowiem moją nieprawość, a grzech mój jest zawsze przede mną. 6 Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest przed Tobą, tak że się okazujesz sprawiedliwym w swym wyroku i prawym w swoim osądzie. 7 Oto zrodzony jestem w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka. 8 Oto Ty masz upodobanie w ukrytej prawdzie, naucz mnie tajników mądrości. 9 Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty, obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję. 10 Spraw, bym usłyszał radość i wesele: niech się radują kości, któreś skruszył! 11 Odwróć oblicze swe od moich grzechów i wymaż wszystkie moje przewinienia! 12 Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego! 13 Nie odrzucaj mnie od swego oblicza i nie odbieraj mi świętego ducha swego! 14 Przywróć mi radość z Twojego zbawienia i wzmocnij mnie duchem ochoczym! 15 Chcę nieprawych nauczyć dróg Twoich i nawrócą się do Ciebie grzesznicy. 16 Od krwi9 uwolnij mnie, Boże, mój Zbawco: niech mój język sławi Twoją sprawiedliwość! 17 Otwórz moje wargi, Panie, a usta moje będą głosić Twoją chwałę. 18 Ty się bowiem nie radujesz ofiarą i nie chcesz całopaleń, choćbym je dawał. 19 Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym. 20 11 Panie, okaż Syjonowi łaskę w Twej dobroci: odbuduj mury Jeruzalem! 21 Wtedy będą Ci się podobać prawe ofiary, dary i całopalenia, wtedy będą składać cielce na Twoim ołtarzu.
Andrzej Ak
14 października 2016, 20:36
Co widzę to mówię. A nie patrzę tylko oczyma ciała lecz czasem i oczyma duszy, które to w darze otrzymałem od Boga. Człowiek, który się bardzo zbliży do Boga niestety (albo i stety) będzie postrzegał świat w Prawdzie, którą również jest Bóg. To oznacza, że taki człowiek będzie miał bliższe relacje z Bogiem, ale również będzie dostrzegał upadłych i niestety czasem będzie musiał godzić się na ich obecność w tym świecie. Trudno te kontakty opisywać słowem, które wykorzystujemy zwykle do opisywania świata materialnego. Tak więc bywa, że muszę czasem znosić i upadłych. Tobie zaś misjonaszu życzę wytrwałości w wierze i miłości ku braciom i siostrom, a co najważniejsze Bogu w Trójcy Jedynemu. Za 10 -15 lat i Ty dojrzejesz do tego czego pragniesz już dzisiaj. Trzeba niestety poczekać i być wiernym, bo dojrzałość również w wierze zdobywa się wraz z wiekiem. Pozdrawiam serdecznie.
14 października 2016, 20:49
A dziękuję :-), lecz pisanie "że Franciszek to upadły i jest światowy - szatański", to straszliwe nadużycie i proszę Cię bo naprawdę nie wiesz co mówisz. Natomiast co do upadania, to kto nie upada ? Nie upadałeś, nie upadasz i nie będziesz upadał ?    Ja tam przyznaję się - upadam i powstaję i kocham, pomimo słabości :-), albo inaczej :-) "moc w słabości się doskonali". Natomiast co do Franciszka, to Ci przypomnę, że ma on "immunitet nieomylności" w sprawach wiary i moralności. Dostał go od Chrystusa, bo jest jego zastępcą na ziemi :-). Natomiast w innych sprawach może się mylić, np. uchodźcy, to jest również sprawa ekonomiczna a w tym papież nie ma nieomylności :-), tak więc papież nie może narzucać aby kogoś przyjąć lub nie, bo co z tego, że się kogoś przyjmie a nie da mu dachu nad głową i jeść? Także to jest sprawa dyskusyjna. Co do innych jego "posunięć", to przecie od dawna było wiadomo, że np. niesakramentalni, gdy żyli w tzw. "białym małżeństwie" mogli przystępować do sakramentów ale pod pewnymi warunkami i to nie jest wymysł Franciszka. No a że rozmawia "ze światem", to JP II nie rozmawiał ? Ooo właśnie, a dlaczego apostołowie, poszli do pogan ? Ok. chodzi mi o to, że przezywanie Franciszka brzydko jest wstrętne, no i to jest moje zdanie a na koniec pytanie :-). Sądzisz, że znasz Chrystusa i go kochasz ? To Ci powiadam, że jeszcze nie raz się go zaprzesz :-).
13 października 2016, 15:19
O.Dudzik to kolejna tuba propagandowa ideologii multi-kulti przyprawionej miłosierdziem. Warto zacytować następujący fragment artykułu o którym autor nie wspomniał: "Wydaje się, że, paradoksalnie, kluczem do zrozumienia tych tłumaczeń, a także całego pontyfikatu, a może nawet całego kryzysu posoborowego, jest jedno zdanie z napisanego, dołączonego jako aneks do książki tekstu, wtedy jeszcze księdza Josefa Ratzingera z 1958 roku. Napisał on tam, że „nie potrafimy sobie wyobrazić, że żyjąca obok nas jednostka ludzka, wspaniały uczynny i dobry człowiek miałby znaleźć się w >>piekle<<, ponieważ nie jest praktykującym katolikiem”. Tym samym odrzucona zostaje prastara wiara, wyrażona prostym stwierdzeniem, że "poza Kościołem nie ma zbawienia". Postawa Ratzingera zaprezentowana w owym fragmencie doskonale koresponduje z dzisiejszą humanitarno-ekumeniczną aktywnością ludzi Kościoła spod znaku moderny ,którzy zdają się kreować rzeczywistość ów Kościół przewyższającą a będącą swoistym melanżem religijno-kulturowym i przydawać jej walor zbawczy.W tym kontekście irracjonalny wydawałoby się nacisk na przymowanie uchodźców staje się zrozumiały. DEON jest jednym z narzędzi służących do realizacji obłędnej ideologii wywracania Nauki Kościoła do góry nogami   
13 października 2016, 15:19
O.Dudzik to kolejna tuba propagandowa ideologii multi-kulti przyprawionej miłosierdziem. Warto zacytować następujący fragment artykułu o którym autor nie wspomniał: "Wydaje się, że, paradoksalnie, kluczem do zrozumienia tych tłumaczeń, a także całego pontyfikatu, a może nawet całego kryzysu posoborowego, jest jedno zdanie z napisanego, dołączonego jako aneks do książki tekstu, wtedy jeszcze księdza Josefa Ratzingera z 1958 roku. Napisał on tam, że „nie potrafimy sobie wyobrazić, że żyjąca obok nas jednostka ludzka, wspaniały uczynny i dobry człowiek miałby znaleźć się w >>piekle<<, ponieważ nie jest praktykującym katolikiem”. Tym samym odrzucona zostaje prastara wiara, wyrażona prostym stwierdzeniem, że "poza Kościołem nie ma zbawienia". Postawa Ratzingera zaprezentowana w owym fragmencie doskonale koresponduje z dzisiejszą humanitarno-ekumeniczną aktywnością ludzi Kościoła spod znaku moderny ,którzy zdają się kreować rzeczywistość ów Kościół przewyższającą a będącą swoistym melanżem religijno-kulturowym i przydawać jej walor zbawczy.W tym kontekście irracjonalny wydawałoby się nacisk na przymowanie uchodźców staje się zrozumiały. DEON jest jednym z narzędzi służących do realizacji obłędnej ideologii wywracania Nauki Kościoła do góry nogami