Przejrzałam strony polskich seminariów. Oto trzy rzeczy, które warto poprawić dla pokolenia Z
Pisząc tekst o warunkach naboru do seminariów, obejrzałam sobie kilkukrotnie strony wszystkich polskich seminariów diecezjalnych. I z tego oglądania mam kilka wniosków.
Pierwszy i najważniejszy jest taki, że w części miejsc to jest wciąż zderzenie światów. Oto człowiek z pokolenia Z, do którego należą pragmatyczne dzieci najnowszych technologii, indywidualiści stawiający na rozwój swojej tożsamości, dalecy od idealistycznych zrywów i większość spraw ogarniający w sieci, trafia na stronę www stawianą na szablonie sprzed dziesięciu lat, bez czatu, bez Youtube’a, bez Insta, bez fejsa i bez TikToka.
Nad tym tematem można by trochę bardziej popracować
Oczywiście, jeśli nasz kandydat Zet jest odpowiednio zdeterminowany, to nic mu nie przeszkodzi i dokopie się w końcu do informacji, których szuka, ale statystycznie na stronie www będzie szukał na końcu. Najpierw przeszuka YouTube’a, fejsika i Instagrama, by zobaczyć sobie to seminarium jakoś od kuchni, od środka. Trudno oczywiście na poważnie założyć, że przestarzała strona seminarium zniechęci człowieka do pójścia za głosem powołania, ale nie da się ukryć, że można by nad tym tematem trochę bardziej popracować. Na przykład dlatego, że to jest jedna z wizytówek Kościoła w ogóle.
Jednym słowem: coraz więcej w Kościele słychać diagnoz, że powołań nie brakuje, tylko ludzie nie wybierają pójścia za Głosem, bo mnóstwo rzeczy ich do tego zniechęca. Jeśli więc można uniknąć stron seminariów na liście zniechęcaczy, czemu nie spróbować?
No to do rzeczy. Co można poprawić na stronach internetowych polskich seminariów, gdy mowa o nowych powołaniach? Po szybkim audycie widzę trzy główne kwestie. Nie znaczy to, że wszystkie seminaria nie dają rady w każdym z trzech wymienionych punktach. Muszę przyznać, że buszując po niektórych miejscach, bardzo pozytywnie się rozczarowałam, ale są też mocni zdobywcy pierwszych miejsc od końca. Żeby nikomu nie było przykro, wymienię z nazwy tylko tych uplasowanych na pozytywnym podium.
Czy w tym roku jest nabór? Domyśl się sam
Pierwszą i najważniejszą sprawą, jeśli chodzi o rekrutację, jest… informacja o rekrutacji. Nie trzeba być specem od promocji, by wiedzieć, że jeśli chcemy czymś zainteresować świat, to musimy to pokazać i o tym opowiedzieć. I to w ciągu pierwszych sekund, które gość spędza w naszym miejscu w sieci.
Jasne: powołanie to nie usługa, którą seminarium chce sprzedać. I nie chodzi o to, żeby zaczęło, tylko o to, żeby drastycznie nie odstawało formą od reszty świata. Co więcej, argument, że strony Kościoła mają się różnić od reszty świata, bo to sprawy boże jest słuszny, o ile efekt końcowy daje wrażenie „wow”, a nie poczucie obciachu i przykład katokiczu.
Dlatego z przyjemnością mogę napisać, że są seminaria, które śmiało mogłyby trafić na listę świetnych przykładów: moim faworytem jest sandomierskie seminarium, które wita gościa klikalnym (co nie jest wcale takie oczywiste), wielkim, czerwonym napisem „Rekrutacja 2023/24”, który przekierowuje prosto do warunków rekrutacji i zgrabnie ogarniętych, mądrych podpowiedzi, jak rozeznać powołanie. Niestety, takich seminariów, informujących na wejściu, że rekrutacja trwa, jest tylko dwanaście, czyli trochę więcej niż jedna trzecia.
W drugiej trzeciej informacje o rekrutacji są mniej dobitne, ale wciąż stosunkowo łatwo je znaleźć. Na ogół u samej góry strony jest dobrze widoczna zakładka nazwana „rekrutacja 2023”, „powołanie” albo „kandydaci”. Co znajdziemy po jej kliknięciu, to inna kwestia: czasem będzie to piękny, prosty i przejrzysty tekst krok po kroku wyjaśniający, jak się przygotować i zrekrutować, czasem zdawkowe informacje, nie działające linki i brak danych kontaktowych.
No i mamy też trzecią trzecią, gdzie czasem trzeba przeskrollować czternaście ekranów (sic!) by dojść do pierwszych informacji dla kandydatów. Rekordzistów z końca jest tu dwóch. W jednym z miejsc wchodzący na stronę odnosi wrażenie, że w tym roku rekrutacji tu nie ma, a może nawet seminarium już się zamknęło i nie został nikt, by o tym poinformować internety. Ostatnia „aktualność” jest z marca 2023, w menu jest wszystko, tylko nie hasła„rekrutacja”, „kandydaci” albo chociaż „powołanie”, a gdy przewiniemy stronę gdzieś do połowy, trafimy na tekst „Myślisz o powołaniu kapłańskim?”, który zachęca do… wysłania wiadomości do kleryków. Przez formularz. Gdyby nie to, że znalazłam kalendarz google, podpięty do strony i pokazujący tegoroczny lipcowy egzamin do WSD, uznałabym, że w tym roku naboru tutaj nie ma.
Drugi rekordzista posiada, owszem, w menu zakładkę „informacje dla kandydatów”, ale jest to najbardziej dolne menu, małym drukiem, na samiuśkim końcu strony. Zaczynam nawet podejrzewać, że może to jakiś test na stopień ogarnięcia kandydata: jak się mu uda znaleźć informacje i umówić się na rozmowę, to jasny sygnał, że bez trudu da sobie radę w formacji. Hitem jest też inna seminaryjna strona, na której w zakładce „powołanie” nie ma żadnych informacji dla kandydatów (i żeby było ciekawiej, w żadnej innej też ich nie ma).
Gdy przyglądam się bliżej tym seminariom, mam ciche przeczucie, że może te braki to sygnał zwykłego zniechęcenia; kleryków jest w nich mało i coraz mniej, być może szykują się kolejne przetasowania jak w Gnieźnie czy Łowiczu, a może po prostu wszyscy odpowiedzialni za powołania zrobili już absolutnie wszystko, o mogli, by ten spadkowy trend odwrócić i myślenie o stronie www jest ich ostatnim zmartwieniem. To tylko teoria: może kiedyś należałoby sprawdzić ją w praktyce.
Chcesz relacji? Nie będziemy ci ułatwiać
To, czego często brakuje mi na seminaryjnych stronach, to zwykłe, ludzkie przywitanie się z ewentualnym kandydatem. Sposoby komunikacji są dwa: albo kawa na ławę, bezosobowa lista wymagań, dokumentów i terminów, albo „kościelne” powitanie – pochylamy się z troską nad twoim rozeznawaniem, Chrystus potrzebuje robotników, bo żniwo wielkie, drogi przyjacielu Jezusa, witaj w naszym świecie.
Na bardzo nielicznych stronach pojawia się coś ludzko-pośredniego: cześć, nowy kandydacie, fajnie, że do nas zaglądasz. Cieszymy się, że jesteś. Jeśli szukasz info o dokumentach, zajrzyj tu, a jeśli chcesz zobaczyć, jak żyjemy, zajrzyj tam, a tutaj możesz obejrzeć nagranie, na którym nasz rektor podpowiada, jak rozeznać powołanie. Rozgość się, a gdybyś miał pytania – pisz, dzwoń, gadaj na czacie. A może dopiero zaczynasz myśleć o tym, że chciałbyś sprawdzić, czy przypadkiem nie masz być księdzem? Super, tu też możemy ci pomóc. Zaobserwuj nas na Insta, tam widać, co robimy na co dzień i że bycie księdzem ma wciąż sens.
No cóż: tylko na jednej stronie seminarium znalazłam FAQ dla kandydatów do seminarium. Na nielicznych stronach można znaleźć inne „materiały powołaniowe” niż nudne cytaty z papieży (mogę tak napisać, bo wiem, że każdy z cytowanych papieży mówił o kapłaństwie rzeczy o wiele bardziej porywające), modlitwy o rozeznanie (bardzo ważne) i pompatyczne teksty o kapłaństwie. W mniej niż jednej trzeciej znajdziemy przykładowy rozkład dnia i trochę informacji o tym, jak w ogóle ta formacja wygląda. Jest też strona zachęcająca do czytania bloga o powołaniu, na którym ostatni wpis jest z 2021 roku.
I znowu: gdy ktoś jest głęboko przekonany, że to jest jego droga, nie przeszkodzi mu nic. Gdy ktoś się waha, dobre podpowiedzi mogą bardzo pomóc w rozeznawaniu. Czemu o to nie zadbać, tworząc przyjazny klimat już na samym wejściu?
Nieważne, że świat ma TikToka. My jesteśmy z ery gęsiego pióra
Buszując na seminaryjnych stronach, widzę często pewną przypadłość, która jest ogólnokościelna: ignorowanie nowych technologii w ogóle i wynalazku, jakim jest smartfon, w szczególności. To, że w ogóle mamy stronę, to już jest sukces! A że wygląda jak sprzed lat piętnastu, czyli z ery kamienia dyskietkowego – kto by się przejmował? Ważne, że jest. Że nie ma Instagrama, fejsa, YT, niczego? A po co to komu, to tylko robota do zrobienia i potencjalne źródło kłopotów dla kleryków.
A że świat szuka teraz sensu, rozwiązań i mądrości w mediach społecznościowych, krótkich video, wizualnych relacjach z życia i działania? – tym gorzej dla świata.
I to też jest coś, co na niektórych stronach seminariów robi wrażenie – dopasowanie formy do świata przy zachowaniu nieświatowej tożsamości i treści. Piękne wideo witające gościa, oddające atmosferę i sens realnego miejsca, które strona w sieci reprezentuje. Proste nagrania wrzucone na YT i podpięte na stronie, a w nich żywi i prawdziwi ludzie opowiadający, jak to się stało, że zostali księżmi, klerykami. Takie nagrania można znaleźć tylko w kilku, dosłownie trzech-czterech miejscach. Cały potencjał wizualiów nie zostaje wykorzystany, choć przecież w wizualia jesteśmy jako Kościół świetni: uczy nas tego choćby liturgia z jej dbałością o zmysły, kolory, światło, atmosferę. Mamy co pokazać, czym przyciągnąć – ale w internecie pokazujemy tylko kilka linijek tekstu wrzuconego w niekoniecznie aktualne aktualności.
Sięgając po pozadiecezjalny przykład – świetni są w te klocki dominikanie. Nadążają. Dostosowują formę do potrzeb, głosząc ciągle tę samą treść. Marzy mi się, żeby strony seminariów robiły podobną robotę: pokazywały, że tutaj jest miejsce, w którym dzieje się Kościół, gdzie kształtują się ludzie, którzy ten Kościół będą dobrze ogarniać, że nie są z poprzedniej epoki i odklejeni od rzeczywistości, ale zakotwiczeni w tu i teraz. Używający najlepszych rozwiązań świata, by głosić ciągle tę samą Ewangelię. By pomagać ludziom w prawdziwym spotkaniu ze stęsknionym Bogiem.
Temat poboczny? Niekoniecznie
Wydaje się, że to drobiazgi bez znaczenia, a jednak moc drobiazgów znają wszyscy, którzy realnie doświadczają w życiu bożego działania. Młodzi, którzy rozważają kapłańskie powołanie w 2023 roku, mają naprawdę wiele powodów, by go nie wybrać. Liczne skandale z udziałem duchownych, rosnąca niechęć do religii i Kościoła w ogóle, częsty brak wierzących rówieśników i brak wsparcia w rozeznawaniu powołania w rodzinach, wiara pokazywana jako przestarzała i niewspółczesna przez media. W takiej sytuacji każdy drobiazg się liczy. I może nim być piękna, przejrzysta, zachęcająca strona internetowa seminarium. Tak prowadzona, by ktoś z pokolenia Z, kto rozważa swoją drogę powołania, poczuł, że jest tutaj u siebie, a nie u obciachowego wujka na imieninach.
Skomentuj artykuł