Reewangelizacja, czyli oczy szeroko otwarte
Pod koniec ubiegłego roku, krótko przed uroczystością Narodzenia Pańskiego, pewne poruszenie wywołały wyniki sondażu zamówionego przez "Gazetą Wyborczą" w kwestii tego, w co wierzą Polacy. Z ankiety wynikło, że tylko 47 procent z nas wierzy w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, a w Trójcę Świętą zaledwie czterech na dziesięciu rodaków.
Natomiast niespełna 40 procent wierzy w nieśmiertelność duszy, sprawiedliwy sąd po śmierci i Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny. Dalej jest jeszcze gorzej, bo w piekło wierzy według sondażu 31 procent Polaków, a w diabła i czyściec nieco mniej. Wiarę w Boga zadeklarowało 81 procent badanych. Pojawiły się zaraz różne podejścia do tematu.
Kilku indagowanych przez mnie na tę okoliczność księży i świeckich wzruszyło ramionami i stwierdziło, że nie zamierzają się przejmować publikacjami "wiadomo jakiej gazety". Natomiast pewien proboszcz (znany ze stanowczego podejścia do wielu kościelnych i religijnych kwestii, który właśnie uprzejmie poinformował parę młodych rodziców, że papież Franciszek może sobie chrzcić w Watykanie kogo chce, nawet nieślubne dzieci, ale w jego parafii bez ślubu kościelnego chrztu dla ich potomka nie będzie), zrobił mi wykład na temat atakowania Kościoła i wiary przez szatana zwłaszcza przed wielkimi chrześcijańskimi świętami.
Na drugim biegunie znalazły się pełne rezygnacji lub wojowniczości opinie, że sytuacja jest katastrofalna.
Natknąłem się na zniechęconych księży, którzy nawiedzając duszpastersko swoich parafian raz po raz odkrywają, że ludzie mocno zaawansowani wiekiem wyjątkowo rzadko zajmują się przygotowaniami do śmierci i życia wiecznego w niebie, za to z dużym nakładem sił i środków skupiają się na przedłużaniu ziemskiej pielgrzymki, absorbując przy tym i tak ledwo dyszącą służbę zdrowia. Ich spostrzeżenia potwierdzili mi znajomi lekarze i pielęgniarki oraz wolontariusz z pewnego domu "złotej jesieni".
Spotkałem też buńczucznie nastawionych diecezjan, którzy wzywali do zwierania szeregów i ogólnej mobilizacji w obronie wartości chrześcijańskich tam, gdzie jeszcze nie zostały całkiem wyrugowane z życia.
Myślę, że czytając przytoczone wyżej wyniki sondażu nie ma sensu ani wpadać w panikę ani w przygnębienie. Trzeba podejść do nich z pełnym realizmem. Nie warto się na nie, jak i na rzeczywistość, którą pokazują, obrażać.
Ks. Przemysław Drąg, dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodziny przy KEP, w wywiadzie na temat tzw. ankiety Franciszka, będącej elementem przygotowań do synodu biskupów o rodzinie, stwierdził, że biskupi "będą musieli się z tym zderzyć i - w wielu przypadkach - po prostu otworzyć oczy". W zderzeniu z wynikami sondażu mówiącymi o stanie wiary katolickiej w Polsce nie tylko biskupi powinni otworzyć oczy. Powinni je szeroko otworzyć ci wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób poczuwają się do odpowiedzialności za kształt wiary i Kościoła na polskiej ziemi. Zwłaszcza, że jak przyznał ks. Drąg, "czasami jeszcze troszeczkę ukrywamy to, co się dzieje. Boimy się przyjąć to, co jest dla wielu rzeczywistością".
Coraz wyraźniej widać, że potrzebujemy w Polsce czegoś, co można by nazwać reewangelizacją. Przy czym nie chodzi przede wszystkim o zwiększenie w populacji wiedzy dotyczącej prawd wiary. Najważniejsze jest doprowadzenie wielu ludzi, którzy deklarują się jako katolicy, do spotkania z Jezusem Chrystusem. Osobistego spotkania. Aby odkryli, że bycie chrześcijaninem, katolikiem, to nie zaakceptowanie jakiegoś systemu dogmatów i reguł moralnych porządkujących życie, ale rzeczywiste pójście za Chrystusem ze wszystkimi konsekwencjami. Czyli coś, co w dzisiejszym świecie często odbierane jest jako kompletne szaleństwo.
Skomentuj artykuł