Rekonstrukcja katolickości, czyli jak przezwyciężyć kryzys tożsamości katolików

fot. Łukasz Głowacki / MaskacjuszTV

Kościół katolicki, a może lepiej powiedzieć katolicy, zmagają się obecnie z ogromnym kryzysem tożsamościowym. Wiele wskazuje na to, że nasza wspólnota wiary wyjdzie z niego mocno zdecentralizowana, a jeśli nie znajdzie punktów realnie i mocno ją łączących, to także zanglikanizowana.

Decentralizacja, głęboki podział na tle opinii światopoglądowych, niekiedy nieroztropne i niezgodne z tożsamością katolicką przyjmowanie duchowości czy pobożności innych wyznań chrześcijańskich i wreszcie wiara w mityczny powrót do przeszłości lub ucieczkę w przyszłość - to wszystko pokazuje, jak głęboki kryzys przeżywa obecnie tożsamość katolicka. Jeszcze sto lat temu, niezależnie od sporów teologicznych, jasne było, kto jest, a kto nie jest katolikiem. Dziś takiej pewności już nie ma, a katolicy i modele katolickości oddalają się od siebie w coraz szybszym tempie.

Polityka, choć nie jest oczywiście sprawą najważniejszą, jest tego doskonałym przykładem, szczególnie, gdy skrywa ona w sobie głębsze problemy. I tak wystarczy przypomnieć , że w najbliższych dniach podczas Konwencji Partii Republikańskiego modlitwę poprowadzić kard. Timothy Dolan, a wcześniej do głosowania na Donalda Trumpa wezwał zupełnie otwarcie jeden z najbardziej popularnych duchownych pro life ks. Frank Pavone. Z drugiej jednak strony na Konwencji Demokratycznej wystąpi o. James Martin, a także siostra Simone Campbell. Te decyzje duchownych - i to trzeba jasno powiedzieć - skrywają w sobie nie tylko polityczne motywy i sympatie, ale wypływają z rozumienia katolicyzmu. Z jednej strony mamy głębokie przekonanie, że katolik może i powinien uczestniczyć w starciu cywilizacji życia i cywilizacji śmierci, a to wymaga w głosowaniu zawsze opowiadanie się po stronie ostrożniejszych w deklaracjach światopoglądowych polityków konserwatywnych czy narodowo populistycznych; z drugiej zaś głębokie - i także wynikające z przekonań religijnych przekonanie, że katolik musi opowiadać się po stronie sprawiedliwości społecznej, imigrantów, zaniedbanych i wykluczonych. To zaś skłania do głosowania raczej na polityków o poglądach liberalno-lewicowych. I obie strony będą, nie bez racji, podkreślać, że ich poglądy są spójne z nauczaniem katolickim.

Jeśli sięgnąć głębiej okaże się jednak, że za tym - społeczno-politycznym podziałem - kryje się głębsza kwestia, a mianowicie rozumienie rzeczywistość wobec której staje chrześcijan i tradycji własnej wiary. Z jednej strony (to ogromne uproszczenie, bo w rzeczywistości pozycje te są o wiele bardziej skomplikowane) mamy tych, którzy są przekonani, że świat pozostaje przestrzenią wrogą chrześcijanom i Kościołowi, a głównym zadaniem chrześcijan pozostaje jego nawrócenie, a z drugiej istnieje silne przekonanie, że ludzie wiary mogą i powinni zaakceptować głęboką przemianę współczesnego świata i włączyć się w jego budowę, nawet jeśli oznacza to rezygnację z części głęboko zakorzenionych w tradycyjnej teologii opinii czy poglądów. Antropologia, a w istocie to do niej sprowadza się istota sporu, także odróżnia dwie - umowne - strony owego sporu. Z jednej strony mamy raczej substancjalistyczną teologię zakorzenioną jeszcze w metafizyce arystotelesowskiej, a szerzej scholastycznej, która postrzega ludzką naturę jako relatywnie niezmienną, a z drugiej antropologie i metafizyki oparte raczej na socjologicznym, etnograficznym ich postrzeganiu, które o wiele silniej akcentują zmienność modeli płci, a nawet tożsamości ludzkiej. Z tych różnic wypływają zaś - i nie ma w tym nic zaskakującego - odmienne poglądy etyczne. Obie strony tego sporu są w jednym Kościele, wspólnie przystępują do Eucharystii, ale jak słusznie zauważa konserwatywny teolog i konwertyta z anglikanizmu ks. Dwight Longenecker, coraz częściej więcej łączy ich z „konserwatystami” czy „liberałami” (mam świadomość umiarkowanej wartości tych terminów w debacie religijnej, ale lepszych na razie nie ma) z innych wyznań, niż z braćmi i siostrami z drugiej opcji w tym samym Kościele.

Rozłam (a czasem wręcz realna, choć nigdy nie potwierdzona, schizma) na tle antropologicznym i moralnym, nie wyczerpuje jednak wcale podziałów wewnątrz wspólnoty katolickiej. W mentalność katolicką, jak w masło, weszły zwyczaje, modele pobożności czy duchowości neopentekostalnej, które trudno pogodzić z racjonalnością katolicyzmu. I nie chodzi o zanegowanie całej tradycji charyzmatycznej (sam należę do wspólnoty, która się z niej wywodzi), ale o bezkrytyczne przyjmowanie i propagowanie, bez próby choćby pobieżnego zbadania ortodoksyjności takich pomysłów - i to często przez duchownych - najbardziej odjazdowych pomysłów neozielonoświątkowych - często latynoskich czy amerykańskich - kaznodziejów. Trudna do pogodzenia z tradycyjną katolicką pobożnością jest także nieograniczona przez autorytet Kościoła wiara w rozmaite prywatne objawienia, które mają wręcz ustawiać rozumienie wielu wydarzeń, także politycznych, współczesności. I wreszcie niezmiernie silny pozostaje nurt katolików przekonanych, że tylko powrót do przeszłości, i to dosłowny, wraz z kapelusikami saturno, klamerkami na butach i strojami i miejscem kobiet, daje szansę na odrodzenie katolickości. Z drugiej strony będziemy mieli zwolenników ucieczki do przodu, reformy tak głębokiej, że w istocie oznaczającej rezygnację ze wszystkiego, co było i próbę budowania pobożności czysto intelektualnej, jakiejś nowej wersji katolickiej „religii w obrębie czystego rozumu), co także jest nie do pogodzenia z katolicką tożsamością.

Papież, celibat, kult maryjny

Czy zatem jest coś, co katolików obecnie łączy? Szukając odpowiedzi na to pytanie, warto sięgnąć po „znaki rozpoznawcze”, którymi mieli - według objawienia prywatnego z Japonii, gdy rozpoczynały się gigantyczne prześladowania chrześcijan - kierować się w przyszłości wychodzący z podziemia katolicy. Matka Boża miała wówczas powiedzieć jednemu z japońskich katechistów, by gdy w Kraju Kwitnącej Wiśni pojawią się na powrót misjonarze, pytać ich o relację do Papieża, kult Matki Bożej i celibat. To właśnie te trzy kwestie uznawano przez wieki za rozstrzygające i najlepiej widoczne elementy katolickiej (a przynajmniej łacińskiej) tożsamości. I byłoby cudownie, gdyby i obecnie były one tak samo oczywiste, ale od jakiegoś czasu już tak nie jest.

Zacznijmy od papiestwa: papież oczywiście pozostaje w sercu Kościoła, jest zastępcą Jezusa Chrystusa i następcą św. Piotra, jest także symbolem katolickości, jego władza jednak, a także rozumienie prymatu jest poddawane nieustannym wątpliwościom. Za czasów późnego Pawła VI, Jana Pawła II i Benedykta XVI prym wiodła w tym raczej liberalna część Kościoła, która oskarżała kolejnych papieży o niewierność duchowi Soboru i dyktatorskie zapędy, obecnie krytyka papiestwa idzie ze strony raczej konserwatywnej. I nie chodzi tylko o niekatolickie ze swej istoty oskarżenia o to, że papież pozostaje antychrystem, ale o poważne pytania o granice władzy papieskiej. Obie strony mają mocne argumenty na rzecz koniecznego doprecyzowania nauczania na temat papiestwa, zakresu władzy i relacji między biskupem Rzymu a innymi biskupami. Niedokończony Sobór Watykański I pozostawił wiele kwestii niedoprecyzowanymi, i obecnie to coraz mocniej wychodzi. Idea decentralizacji, z jaką wychodzi Franciszek, choć niewątpliwie konieczna, też wymaga doktrynalnego dookreślenia. Wszystko to razem sprawia, że choć symbolicznie władza papieska jest potężna jak nigdy dotąd (środowisko „Christianitas” określa to mianem „turbopapiestwa”), to doktrynalnie i eklezjalne czeka nas trudny proces doprecyzowania rozumienia władzy papieskiej. O jego konieczności - z perspektywy ekumenicznej - pisał w encyklice „Ut unum sint” także św. Jan Paweł II.

Drugi z elementów, o jakim miała mówić Maryja do japońskich chrześcijan, czyli celibat też niekoniecznie jest już znakiem rozpoznawczym kapłaństwa, także łacińskiego. Część z gorliwych i niekiedy bardzo tradycyjnych duchownych posługujących w amerykańskich czy brytyjskich parafiach to byli duchowni anglikańscy, którzy mają żony i dzieci. I choć ich liczba nie jest ogromna, to doskonale pokazują oni, że zniesienie obowiązkowego celibatu łacińskich duchownych (jeśli kiedyś do niego dojdzie, a warto mieć świadomość, że poważne dyskusje na ten temat wciąż trwają) wcale nie będzie jakimś wielkim szokiem społecznym. Możemy więc - bez większego problemu - wyobrazić sobie Kościół, w którym znacząca część duchownych diecezjalnych będzie miała żony. I nie brakuje sygnałów, że tak może być, choć przeciwnicy tego rozwiązania mają także mocne argumenty teologiczne.

I wreszcie kult maryjny. Ten pozostaje znakiem rozpoznawczym Kościoła, ale… ma on tendencję do opadania w jeden z dwóch niebezpiecznych kierunków. Z jednej strony mamy do czynienia z przesadnym znaczeniem przypisywanym prywatnym objawieniom maryjnym, w których Maryja staje się nieformalnym przywódcą Kościoła, krytykującym niekiedy imiennie biskupów czy papieża, wskazującym jedynie słuszne rozwiązania problemów i zastępującą hierarchię Kościoła. Tego rodzaju myślenie jest, co warto nieustannie przypominać, absolutnie nie do pogodzenia z nauczaniem katolickim. Z drugiej zaś strony nie brak sygnałów obecnej w Kościele protestanckiej niechęci do kultu maryjnego, a przynajmniej znaczącej części jego form. Maryjność zatem, choć pozostaje istotnym elementem wiary, nie może już służyć za rozstrzygający przejaw tożsamości katolickiej.

Piotr, Eucharystia, racjonalność

Co zatem ma nim być? Jeśli nie mamy pójść w kierunku Wspólnoty Anglikańskiej, którą poza symboliczną rolą arcybiskupa Cantenbury (u nas byłby to biskup Rzymu) i tradycją liturgiczną, niewiele także w sprawach doktryny łączy, to trzeba bardzo poważnie potraktować to pytanie. Powrotu do przeszłości nie ma, społeczeństwo i świat głęboko się zmieniły, a Kościół znajduje się w procesie głębokiej reformy, której skutków - także teologicznych - nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Trzeba zatem szukać tych elementów katolickości, które pozostają elementem spajającym i odróżniającym od innych wyznań, i które pozwolą - pośród całej różnorodności - zachować jedność nie tylko organizacyjną.

Jakie to mogą być wartości? Lista, którą przedstawię nie jest ani pełna, ani jedynie możliwa. Jest ona raczej ostrożną próbą szukania istotnych elementów tożsamościowych, które zakorzenione będą w naszej konfesyjnej tradycji.

Pierwszy z tych elementów jest oczywisty. Jest nim papiestwo. Nie ma Kościoła bez Piotra. Ta prawda niezależnie od sporów wokół rozumienia prymatu, jest oczywista. I choć wiele wskazuje na to, że za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat rola biskupa Rzymu może być nieco inny, to on sam będzie znakiem rozpoznawczym katolickości.

Drugim z elementów pozostaje Eucharystia. To wokół Niej formuje się Kościół, ona pozostaje nie tylko realną obecnością Boga pośród nas, ale także jest modelem prawdziwej Komunii międzyludzkiej, a doktryna transsubstancjacji jest jednym z najmocniejszym i najpiękniejszych wyrazów katolickiej pobożności. Tam, gdzie zaniknie Adoracja, tam, gdzie nie będzie codziennej Eucharystii, nie będzie także Kościoła, także w jego zaangażowaniu społecznym. Kapłaństwo hierarchiczne pozostaje nierozerwalnie związany z takim rozumieniem Eucharystii, więc niezależnie od przemian kapłańskiego modelu życia czy struktur władzy biskupiej możemy być pewni, że hierarchiczne kapłaństwo pozostanie istotnym elementem katolickości.

I wreszcie kwestia ostatnia: czyli racjonalność. Siłą Kościoła katolickiego zawsze było zaufanie do rozumu i filozofii. Jeśli katolicyzm ma pozostać sobą, to właśnie ten element wydaje się kluczowy. Ani emocjonalizm, ani fideizm, ani ślepe poddanie autorytetowi nie jest i nie może być drogą katolicką. Język, analiza rzeczywistości, myślenie w kategoriach metafizycznych pozostać powinno znakiem rozpoznawczym katolicyzmu. Elementy te nie oznaczają końca sporów, różnorodności, teologicznego pluralizmu. Jeśli jednak ma nas łączyć coś więcej niż historia i sentymenty, wydają się być konieczne.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rekonstrukcja katolickości, czyli jak przezwyciężyć kryzys tożsamości katolików
Komentarze (32)
BB
Bronisław Bartusiak
24 sierpnia 2020, 22:36
Cenię red. Terlikowskiego, ale "rekonstruowanie" jest drogą donikąd. Albo odkrywamy żywą Tradycję ,czyli działającego od Pięćdziesiątnicy ci Jego dzieła (w tym świętych), albo grzebiemy w martwych szczątkach. To drugiego nawet nie archeologia... PS Dokąd nie będzie można tutaj dyskutować o wątpliwościach, jakie wzbudza pontyfikat Franciszka, dyskusja w pełnym wymiarze raczej się nie odbędzie. A jezuici sprzed kasaty to pewnie od takiej dyskusji by zaczęli
JJ
~J JJ
24 sierpnia 2020, 21:40
Nie za dużo tu tego myślenia. Cewki nie Wam przepalą. Może raczej zgiąć kolanka i przestać myśleć, a za to pomilczeć? Co?
SA
~Stanisław Anczakowski
24 sierpnia 2020, 11:29
Racjonalność to min. SZTUKA WYCIĄGANIA WNIOSKÓW Z PORAŻEK , jakie to przyczyny ? nikt nie wie , nikt nie mówi ergo - porażek w ogóle nie ma . Co zarzucał Jezus uczonym w piśmie ? ano to że przełykają wielbłąda a odcedzają komara , co to oznacza w kategoriach metody ?to znaczy ,że mamy posługiwać raczej syntezą niż analizą , raczej lornetka niż lupą .Cztery Ewangelie a jeden Chrystus , można powyciągać wszystkie niespójności ,wszystkie niekonsekwencje i co to da ? wszak pisały to różne osoby a kserokopiarek z tego co wiem nie było , czy nie przypominamy małego chłopca któremu Ojciec dał busolę aby nie zagubił drogi , a on rozkręcił ją na części pierwsze ni pierwsze i nie wie jak złożyć ? to się dzieje w kościele teraz NIE WIEMY JAK POWÓCIĆ DO ŹRODEŁ.
BB
Bronisław Bartusiak
24 sierpnia 2020, 22:22
Jeżeli Tradycja jest od dawna jedną wielką "rekonstrukcją", to rzeczywiście nie - lub bardzo trudno.
ML
~M L
22 sierpnia 2020, 20:09
Celibat zdecydowanie nie jest juz od wiekow "znakiem rozpoznawczym kaplanstwa". Ciekawe, ze to wlasnie Polacy tak czesto zapominaja o tym, ze juz od konca XVI wieku istnieje kosciol greckokatolicki (unicki), powstanie ktorego jest czescia historii Rzeczpospolitej. Kaplani kosciola greckokatolickiego - jak juz sama nazwa wskazuje - sa tak samo kaplanami katolickimi, jak i ksieza rzymskokatoliccy, ktorym sa absolutnie rowni. Sp. arcybiskup Lubomyr Huzar byl nawet przez Jana Pawla II mianowany kardynalem i uczestniczyl w konklawe w 2005 roku a wiec teoretycznie mogl zostac wybrany na papieza.
JN
~JM Niepokonany
22 sierpnia 2020, 19:37
Powtarzam. Potrzebny nie Watykański III, ale Trydencki II.
ME
~Margo Em
22 sierpnia 2020, 16:00
Na deonie został jeszcze Tomasz Terlikowski, którego warto czytać. Pozdrawiam
AS
~Antoni Szwed
22 sierpnia 2020, 13:07
Kościoła katolickiego nie trzeba na nowo "wymyślać", zawiera on wszystko, co w ciągu wieków zgromadził, przemyślał, ustanowił, określił, a co służy prawdziwej wierze w Boga. Przede wszystkim jest ustanowiony przez Pana Jezusa i oparty na samo-objawieniu się Boga w ludzkiej historii, zarówno dawniejszej jak i nowszej. Boga trzeba SŁUCHAĆ, bo, jak powiedział, "niebo i ziemia przeminą a słowa Moje nie przeminą" [Mt 24, 35]. Bóg nadal przemawia do ludzi (także poprzez Matkę Bożą - Terlikowskiemu trzeba przypomnieć, że Maryja jest MATKĄ KOŚCIOŁA, więc jej głos musi być w Kościele słyszany), przemawia również poprzez tzw. objawienia prywatne. Trzeba je badać (to rola biskupów, którą ostatnio zaniedbują). Kard. Wojtyła polecił zbadać pisma s. Faustyny i dzisiaj jest ona czczona jako święta, a jej "Dzienniczek" służy pogłębianiu wiary. Kardynał (i Papież) nie zaniedbywał swoich biskupich obowiązków. Więc także dlatego cieszy się dziś chwałą nieba jako święty.
AB
~A B
22 sierpnia 2020, 14:30
Szanowny Panie, ale nie ma zadnego obowiazku w nie wierzyć. Co do świętych, no co poniektorzy nawet nie istnieli:). Nikt nie wymysla KK na nowo, ale to, że swiat wie coraz więcej i w swietle nauki, korygowanie nauczania KK jest obowiąkiem KK. Wierzę ze Kościół będzie trwał i za 3000 lat i będzie musial skorygować swoją naukę.
JK
Jacek K
22 sierpnia 2020, 15:35
Szanowny Panie, mam wrażenie, ze Pana uwagi są obok tego co napisał Terlikowski. On na pewno się z Panem zgadza, jak generalnie wszyscy katolicy. Diabeł tkwi w szczegółach. W słowach Jezusa katolicy słyszą różne rzeczy. W wielu kwestiach hierarchia ma bardzo różne zdania. Kolejni papieże nauczają inaczej niż poprzednicy. Terlikowski nie neguje istnienia objawień prywatnych, jak sądzę, tylko przypomina jaka jest hierarchia nauczania KK. Objawienia nie mogą być ważniejsze od Ewangelii, a dla niektórych są niestety jak biblia. Pozdrawiam.
AS
~Antoni Szwed
22 sierpnia 2020, 17:33
No właśnie, w czasach współczesnych, zwłaszcza w ostatnich latach mamy pomylenie z poplątaniem. Jeszcze 100 temu biskup miejsca w Fatimie nie miał wątpliwości, że Objawienia Matki Bożej są prawdziwe (to TEŻ były tzw. prywatne Objawienia - te dzieci nie były urzędem nauczycielskim Kościoła!!). Dlaczego? Bo zbadał ich prawdziwość pod kątem CIĄGŁOŚCI nauczania Kościoła, zgodnego z Pismem Świętym i Tradycją. Jeszcze Papież Benedykt XVI mówił o "ciągłości" (interpretacji) nauczania w Kościele. Dziś o tym wszystkim kompletnie zapomniano i zwykły wierny już zupełnie nie wie o co chodzi. kompletnie nie wie jak się odnosić do tzw. prywatnych objawień, podczas gdy w Tradycji Kościoła od dawna wiadomo, jak je traktować. Niestety, żyjemy w czasach ciemnych.
AB
~A B
22 sierpnia 2020, 18:03
Niestety ostatnią biblią jest ksiazka Antonio Soocci-ego. Czwarta tajemnica fatimska, nic jej nie ujmując kazdy ma prawo pisać co chce, tylko takie teorie jakie opisuje autor, nie poddane zadnej krytyce ( w znaczeniu metody, kryterium, nie krytyki dla samej krytyki) są bardzo niebezpieczne i stawiają nas z załozenia po dwóch stronach. Nie jako ludzi, ktorym bliższa jest duchowoşć i wrażliwość Franciszka i tych, którym blizsza jest wrażliwość i duchowoşć JPII. Nie, tego rodzaju teorie stawiają nas po dwóch stronach barykady. Nie wazne, gdzie, kto, ale ta ksiazka i informacje z niej byly poddawane ludziom podczas kazania jak prawda objawiona. Nie wiem czy to prawda, czy nieprawda, ale to tylko literatura.
AB
~A B
22 sierpnia 2020, 19:30
Panie Antoni, czasy moim zdaniem nie są ciemne, według Pana tak no i ok. Natomiast Bog dał nam potężne narzędzia sumienie i rozum, ostatecznie musimy sie tym sumieniem kierować. Czasy kiedy tylko parę osob w spolecznosci umialo czytać minęły. Czas wielki wziąć odpowiedzialność za siebie, to nie są do Pana słowa, tylko teza. Nic na to nie poradzę, że nie przyjmuję słów hierarchy o zarazie, nawet jeżeli ma na mysli ideologię (wydumaną lub prawdziwą) to do wiernych w znakomitej większosci dotrze tylko, że homosekaualisci są źli i trzeba ich tępić jak zarazę, i arcybiskup musi to wiedzieć i mówi to dalej. To jest ok, wedlug Pana?
AS
~Antoni Szwed
22 sierpnia 2020, 19:34
Zaraz, zaraz, to Socci ma rozstrzygać o prawdziwości Objawień fatimskich?? Co Socci (dziennikarz) ma do tego? On sobie może pisać co chce. Jest tylko publicystą. Przepraszam, ale coś się Panu pomyliło. O prawdziwości objawień decyduje biskup miejsca, a potem Stolica Apostolska, a nie jacyś publicyści, którzy mogą pisać cokolwiek. Poza tym, jeśli już jesteśmy przy Franciszku, to właśnie Socci nieźle go "obsmarował" w swoich książkach. To tak na marginesie... Sprawa Objawień fatimskich jest już dawno rozstrzygnięta, więc nie ma czego rozważać.
AB
~A B
22 sierpnia 2020, 20:05
Ja sie z Panem zgadzam. Wlasnie piszę Panu, że podczas kazania w jednym z kościołów historie opisane w tej ksiązce były podawane przez duchownego na kazaniu jak prawda objawiona, mnie to przerazilo, tak, tego sluchali wierni na kazaniu. To nie mi sie pomyliło ani Panu tylko temu "kaznodziei".
AS
~Antoni Szwed
22 sierpnia 2020, 21:04
Z Panem, Panie A B zgoda. Ale słów o obecnym zamęcie w Kościele nie wycofuję. Dziś brakuje jasnego, wyraźnego i jednoznacznego nauczania. Biskupi, na których spoczywa ciężar nauczania, milczą. Stracili kontakt z wiernymi. Poza bardzo nielicznymi wyjątkami nie spotykają się z nimi ani też z wiernymi nie rozmawiają. Ograniczają się do głoszenia przykazań o noszeniu maseczek i używania płynu do dezynfekcji rąk.
AB
~A B
23 sierpnia 2020, 20:35
Ok. Pewnie mamy różną wrażliwość, co do mwritum nie ma pomiędzy nami niezgody, natomiast sprzeczamy się tam, gdzie możemy, ale potrafimy rozmawiać a to juz duzo.
MN
~Marek Nowicki
22 sierpnia 2020, 12:50
PS Jeszcze krótki przykład. Kara śmierci została uznana za zawsze moralnie zła po XX wiekach nauczania, że tak nie jest. Czy można uczciwie uznać, że jest to rozwój,a nie zmiana?
AS
~Antoni Szwed
22 sierpnia 2020, 15:12
To jest zmiana, nie rozwój. Rozwój zakłada pewne elementy niezmienne. Są przypadki, gdy kara śmierci jest ona niezbędna (patrz: wyroki śmierci w Procesie Norymberskim). Ta zmiana jest kontrowersyjna... i na tym poprzestanę.
AB
~A B
22 sierpnia 2020, 18:43
Wyroki zbrodniarzy w Trybunale w Hadze podważają niezbędność kary śmierci, ważne jest stanowcze potępienie zbrodni przeciwko ludzkości i wyrok sądu dla tych, ktorzy sie tego dopuścili. Reszta nalezy do Boga.
MN
~Marek Nawicki
22 sierpnia 2020, 19:19
Nie nadąża Pan za zmia.., za rozwojem doktryny. Otóż nauczanie, że kara śmierci może być w sposób godziwy i słuszny stosowana w niektórych sytuacjach została wyrzucona do kosza. Teraz uznano, że kara śmierci zawsze jest moralnie zła, bo zawsze narusza godność człowieka. Jeżeliby zdarzyły się, nie daj Boże, zbrodnie takie jak osądzone w Norymberdze, nie wolno już orzec za nie kary śmierci.
MN
~Marek Nowicki
22 sierpnia 2020, 19:21
Powyższa odpowiedź skierowana była do @AntoniSzwed. A do @@A B: W jaki to sposób "podważyły"?
AB
~A B
22 sierpnia 2020, 20:14
Wiem, w niektorych sytuacjach, czyli takich, kiedy nie można skazanego odizolowac a stanowi niebezpieczeństwo dla życia innych, wiem, przyzna Pan, ze to rzadka sytuacja szczególnie w Polsce czy Europie. Jak podważyły słowa Pana Antoniego o Norymberdze, ano tak, ze zbrodniarza mozna ukarać i osądzić niekoniecznie karą śmierci. Kara nie jest zemstą, jest tylko ziemską sprawiedliwością, ostatecznie reszta nalezy do Boga i nawet ten zbrodniarz ma szanse na nawrócenie i milosierdzie Boże. Inna kwestia, że nie surowość kary a jej nieuchronność powoduje, że co poniektorzy nie ważą sie na zbrodnie na które mieliby ochotę.
KO
~Kt Oś
25 sierpnia 2020, 16:27
@Marek Nowicki. Inny przykład. Niewolnictwo w Nowym Testamencie nie jest uznawane za coś złego. Czyli za moralne zło też zostało uznane po iluś wiekach nauczania, że tak nie jest. Czy według pana można uczciwie uznać, że jest to rozwój,a nie zmiana? Czym ta zmiana/rozwój nauczania różni się od nauczania o karze śmierci?
MN
~Marek Nowicki
22 sierpnia 2020, 12:30
Z całym szacunkiem dla red. Terlikowskiego, którego cenię. Po co tyle słów?Rzeczw postępującymbbraku wwierności, w "rozwoju",który naprawdę jestzzmianą i i w deprecjacji doświadczenia wiary.NNa doświadczenia,którennas spotykają,dobre i złe,odpowiedziąnnie są pojęcia,nauki, definicje. Nie jest też odpowiedzią redukowanie Kościoła i wiary do dzieł miłosierdzia.
AB
~A B
22 sierpnia 2020, 11:26
Dobra, analiza, dająca do myślenia.
MS
~Marcin Stradowski
22 sierpnia 2020, 10:31
Katolicy mają Pismo Święte, Katechizm Kościoła Katolickiego, mnóstwo dzieł świętych, mamy gdzie czerpać. Oczywiście też sakramenty i możliwość proszenia o światło Ducha Świętego. Problemem nie jest to, że doktryna i nauczanie nie są doprecyzowane, problemem jest to, że wielu tych, którzy uważają się za katolików, kwestionuje stanowisko Kościoła w niektórych kwestiach i to nie tylko świeccy, a nawet głównie duchowni tacy jak wspomniany ks. Martin i wielu jego współbraci, choć nie tylko. Wystarczy wierność nauce Kościoła, ale tej, która odbija Prawdę Bożą i Kościół pozostaje silny. Niby proste, a jednak trudne, bo gdy wchodze na niektore portale katolickie czy biore do reki niby katolicka gazete i czytam, a tam glownie teksty podwazajace nauke Kosciola, to nie rozumiem jak mozna na to pozwalac, ale nie ja rzadze. A moze Ci najwazniejsi tez maja problem z pelna akceptacja nauczania Kosciola?
AB
~A B
22 sierpnia 2020, 11:08
Kościół pozostaje "silny".
MS
~Marcin Stradowski
22 sierpnia 2020, 12:19
Silny Bogiem, jeżeli potrzebujesz doprecyzowania.
AB
~A B
22 sierpnia 2020, 12:56
Silny jako instytucja to może.
AB
~A B
22 sierpnia 2020, 13:01
Z pełną akceptacją nauczania kosciola ma problem większość katolików.
JK
Jacek K
22 sierpnia 2020, 09:26
Dziękuję za te słowa. Dały mi do myślenia.