Rekonstrukcja katolickości, czyli jak przezwyciężyć kryzys tożsamości katolików

Rekonstrukcja katolickości, czyli jak przezwyciężyć kryzys tożsamości katolików
fot. Łukasz Głowacki / MaskacjuszTV

Kościół katolicki, a może lepiej powiedzieć katolicy, zmagają się obecnie z ogromnym kryzysem tożsamościowym. Wiele wskazuje na to, że nasza wspólnota wiary wyjdzie z niego mocno zdecentralizowana, a jeśli nie znajdzie punktów realnie i mocno ją łączących, to także zanglikanizowana.

Decentralizacja, głęboki podział na tle opinii światopoglądowych, niekiedy nieroztropne i niezgodne z tożsamością katolicką przyjmowanie duchowości czy pobożności innych wyznań chrześcijańskich i wreszcie wiara w mityczny powrót do przeszłości lub ucieczkę w przyszłość - to wszystko pokazuje, jak głęboki kryzys przeżywa obecnie tożsamość katolicka. Jeszcze sto lat temu, niezależnie od sporów teologicznych, jasne było, kto jest, a kto nie jest katolikiem. Dziś takiej pewności już nie ma, a katolicy i modele katolickości oddalają się od siebie w coraz szybszym tempie.

Polityka, choć nie jest oczywiście sprawą najważniejszą, jest tego doskonałym przykładem, szczególnie, gdy skrywa ona w sobie głębsze problemy. I tak wystarczy przypomnieć , że w najbliższych dniach podczas Konwencji Partii Republikańskiego modlitwę poprowadzić kard. Timothy Dolan, a wcześniej do głosowania na Donalda Trumpa wezwał zupełnie otwarcie jeden z najbardziej popularnych duchownych pro life ks. Frank Pavone. Z drugiej jednak strony na Konwencji Demokratycznej wystąpi o. James Martin, a także siostra Simone Campbell. Te decyzje duchownych - i to trzeba jasno powiedzieć - skrywają w sobie nie tylko polityczne motywy i sympatie, ale wypływają z rozumienia katolicyzmu. Z jednej strony mamy głębokie przekonanie, że katolik może i powinien uczestniczyć w starciu cywilizacji życia i cywilizacji śmierci, a to wymaga w głosowaniu zawsze opowiadanie się po stronie ostrożniejszych w deklaracjach światopoglądowych polityków konserwatywnych czy narodowo populistycznych; z drugiej zaś głębokie - i także wynikające z przekonań religijnych przekonanie, że katolik musi opowiadać się po stronie sprawiedliwości społecznej, imigrantów, zaniedbanych i wykluczonych. To zaś skłania do głosowania raczej na polityków o poglądach liberalno-lewicowych. I obie strony będą, nie bez racji, podkreślać, że ich poglądy są spójne z nauczaniem katolickim.

DEON.PL POLECA

Jeśli sięgnąć głębiej okaże się jednak, że za tym - społeczno-politycznym podziałem - kryje się głębsza kwestia, a mianowicie rozumienie rzeczywistość wobec której staje chrześcijan i tradycji własnej wiary. Z jednej strony (to ogromne uproszczenie, bo w rzeczywistości pozycje te są o wiele bardziej skomplikowane) mamy tych, którzy są przekonani, że świat pozostaje przestrzenią wrogą chrześcijanom i Kościołowi, a głównym zadaniem chrześcijan pozostaje jego nawrócenie, a z drugiej istnieje silne przekonanie, że ludzie wiary mogą i powinni zaakceptować głęboką przemianę współczesnego świata i włączyć się w jego budowę, nawet jeśli oznacza to rezygnację z części głęboko zakorzenionych w tradycyjnej teologii opinii czy poglądów. Antropologia, a w istocie to do niej sprowadza się istota sporu, także odróżnia dwie - umowne - strony owego sporu. Z jednej strony mamy raczej substancjalistyczną teologię zakorzenioną jeszcze w metafizyce arystotelesowskiej, a szerzej scholastycznej, która postrzega ludzką naturę jako relatywnie niezmienną, a z drugiej antropologie i metafizyki oparte raczej na socjologicznym, etnograficznym ich postrzeganiu, które o wiele silniej akcentują zmienność modeli płci, a nawet tożsamości ludzkiej. Z tych różnic wypływają zaś - i nie ma w tym nic zaskakującego - odmienne poglądy etyczne. Obie strony tego sporu są w jednym Kościele, wspólnie przystępują do Eucharystii, ale jak słusznie zauważa konserwatywny teolog i konwertyta z anglikanizmu ks. Dwight Longenecker, coraz częściej więcej łączy ich z „konserwatystami” czy „liberałami” (mam świadomość umiarkowanej wartości tych terminów w debacie religijnej, ale lepszych na razie nie ma) z innych wyznań, niż z braćmi i siostrami z drugiej opcji w tym samym Kościele.

Rozłam (a czasem wręcz realna, choć nigdy nie potwierdzona, schizma) na tle antropologicznym i moralnym, nie wyczerpuje jednak wcale podziałów wewnątrz wspólnoty katolickiej. W mentalność katolicką, jak w masło, weszły zwyczaje, modele pobożności czy duchowości neopentekostalnej, które trudno pogodzić z racjonalnością katolicyzmu. I nie chodzi o zanegowanie całej tradycji charyzmatycznej (sam należę do wspólnoty, która się z niej wywodzi), ale o bezkrytyczne przyjmowanie i propagowanie, bez próby choćby pobieżnego zbadania ortodoksyjności takich pomysłów - i to często przez duchownych - najbardziej odjazdowych pomysłów neozielonoświątkowych - często latynoskich czy amerykańskich - kaznodziejów. Trudna do pogodzenia z tradycyjną katolicką pobożnością jest także nieograniczona przez autorytet Kościoła wiara w rozmaite prywatne objawienia, które mają wręcz ustawiać rozumienie wielu wydarzeń, także politycznych, współczesności. I wreszcie niezmiernie silny pozostaje nurt katolików przekonanych, że tylko powrót do przeszłości, i to dosłowny, wraz z kapelusikami saturno, klamerkami na butach i strojami i miejscem kobiet, daje szansę na odrodzenie katolickości. Z drugiej strony będziemy mieli zwolenników ucieczki do przodu, reformy tak głębokiej, że w istocie oznaczającej rezygnację ze wszystkiego, co było i próbę budowania pobożności czysto intelektualnej, jakiejś nowej wersji katolickiej „religii w obrębie czystego rozumu), co także jest nie do pogodzenia z katolicką tożsamością.

Papież, celibat, kult maryjny

Czy zatem jest coś, co katolików obecnie łączy? Szukając odpowiedzi na to pytanie, warto sięgnąć po „znaki rozpoznawcze”, którymi mieli - według objawienia prywatnego z Japonii, gdy rozpoczynały się gigantyczne prześladowania chrześcijan - kierować się w przyszłości wychodzący z podziemia katolicy. Matka Boża miała wówczas powiedzieć jednemu z japońskich katechistów, by gdy w Kraju Kwitnącej Wiśni pojawią się na powrót misjonarze, pytać ich o relację do Papieża, kult Matki Bożej i celibat. To właśnie te trzy kwestie uznawano przez wieki za rozstrzygające i najlepiej widoczne elementy katolickiej (a przynajmniej łacińskiej) tożsamości. I byłoby cudownie, gdyby i obecnie były one tak samo oczywiste, ale od jakiegoś czasu już tak nie jest.

Zacznijmy od papiestwa: papież oczywiście pozostaje w sercu Kościoła, jest zastępcą Jezusa Chrystusa i następcą św. Piotra, jest także symbolem katolickości, jego władza jednak, a także rozumienie prymatu jest poddawane nieustannym wątpliwościom. Za czasów późnego Pawła VI, Jana Pawła II i Benedykta XVI prym wiodła w tym raczej liberalna część Kościoła, która oskarżała kolejnych papieży o niewierność duchowi Soboru i dyktatorskie zapędy, obecnie krytyka papiestwa idzie ze strony raczej konserwatywnej. I nie chodzi tylko o niekatolickie ze swej istoty oskarżenia o to, że papież pozostaje antychrystem, ale o poważne pytania o granice władzy papieskiej. Obie strony mają mocne argumenty na rzecz koniecznego doprecyzowania nauczania na temat papiestwa, zakresu władzy i relacji między biskupem Rzymu a innymi biskupami. Niedokończony Sobór Watykański I pozostawił wiele kwestii niedoprecyzowanymi, i obecnie to coraz mocniej wychodzi. Idea decentralizacji, z jaką wychodzi Franciszek, choć niewątpliwie konieczna, też wymaga doktrynalnego dookreślenia. Wszystko to razem sprawia, że choć symbolicznie władza papieska jest potężna jak nigdy dotąd (środowisko „Christianitas” określa to mianem „turbopapiestwa”), to doktrynalnie i eklezjalne czeka nas trudny proces doprecyzowania rozumienia władzy papieskiej. O jego konieczności - z perspektywy ekumenicznej - pisał w encyklice „Ut unum sint” także św. Jan Paweł II.

Drugi z elementów, o jakim miała mówić Maryja do japońskich chrześcijan, czyli celibat też niekoniecznie jest już znakiem rozpoznawczym kapłaństwa, także łacińskiego. Część z gorliwych i niekiedy bardzo tradycyjnych duchownych posługujących w amerykańskich czy brytyjskich parafiach to byli duchowni anglikańscy, którzy mają żony i dzieci. I choć ich liczba nie jest ogromna, to doskonale pokazują oni, że zniesienie obowiązkowego celibatu łacińskich duchownych (jeśli kiedyś do niego dojdzie, a warto mieć świadomość, że poważne dyskusje na ten temat wciąż trwają) wcale nie będzie jakimś wielkim szokiem społecznym. Możemy więc - bez większego problemu - wyobrazić sobie Kościół, w którym znacząca część duchownych diecezjalnych będzie miała żony. I nie brakuje sygnałów, że tak może być, choć przeciwnicy tego rozwiązania mają także mocne argumenty teologiczne.

I wreszcie kult maryjny. Ten pozostaje znakiem rozpoznawczym Kościoła, ale… ma on tendencję do opadania w jeden z dwóch niebezpiecznych kierunków. Z jednej strony mamy do czynienia z przesadnym znaczeniem przypisywanym prywatnym objawieniom maryjnym, w których Maryja staje się nieformalnym przywódcą Kościoła, krytykującym niekiedy imiennie biskupów czy papieża, wskazującym jedynie słuszne rozwiązania problemów i zastępującą hierarchię Kościoła. Tego rodzaju myślenie jest, co warto nieustannie przypominać, absolutnie nie do pogodzenia z nauczaniem katolickim. Z drugiej zaś strony nie brak sygnałów obecnej w Kościele protestanckiej niechęci do kultu maryjnego, a przynajmniej znaczącej części jego form. Maryjność zatem, choć pozostaje istotnym elementem wiary, nie może już służyć za rozstrzygający przejaw tożsamości katolickiej.

Piotr, Eucharystia, racjonalność

Co zatem ma nim być? Jeśli nie mamy pójść w kierunku Wspólnoty Anglikańskiej, którą poza symboliczną rolą arcybiskupa Cantenbury (u nas byłby to biskup Rzymu) i tradycją liturgiczną, niewiele także w sprawach doktryny łączy, to trzeba bardzo poważnie potraktować to pytanie. Powrotu do przeszłości nie ma, społeczeństwo i świat głęboko się zmieniły, a Kościół znajduje się w procesie głębokiej reformy, której skutków - także teologicznych - nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Trzeba zatem szukać tych elementów katolickości, które pozostają elementem spajającym i odróżniającym od innych wyznań, i które pozwolą - pośród całej różnorodności - zachować jedność nie tylko organizacyjną.

Jakie to mogą być wartości? Lista, którą przedstawię nie jest ani pełna, ani jedynie możliwa. Jest ona raczej ostrożną próbą szukania istotnych elementów tożsamościowych, które zakorzenione będą w naszej konfesyjnej tradycji.

Pierwszy z tych elementów jest oczywisty. Jest nim papiestwo. Nie ma Kościoła bez Piotra. Ta prawda niezależnie od sporów wokół rozumienia prymatu, jest oczywista. I choć wiele wskazuje na to, że za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat rola biskupa Rzymu może być nieco inny, to on sam będzie znakiem rozpoznawczym katolickości.

Drugim z elementów pozostaje Eucharystia. To wokół Niej formuje się Kościół, ona pozostaje nie tylko realną obecnością Boga pośród nas, ale także jest modelem prawdziwej Komunii międzyludzkiej, a doktryna transsubstancjacji jest jednym z najmocniejszym i najpiękniejszych wyrazów katolickiej pobożności. Tam, gdzie zaniknie Adoracja, tam, gdzie nie będzie codziennej Eucharystii, nie będzie także Kościoła, także w jego zaangażowaniu społecznym. Kapłaństwo hierarchiczne pozostaje nierozerwalnie związany z takim rozumieniem Eucharystii, więc niezależnie od przemian kapłańskiego modelu życia czy struktur władzy biskupiej możemy być pewni, że hierarchiczne kapłaństwo pozostanie istotnym elementem katolickości.

I wreszcie kwestia ostatnia: czyli racjonalność. Siłą Kościoła katolickiego zawsze było zaufanie do rozumu i filozofii. Jeśli katolicyzm ma pozostać sobą, to właśnie ten element wydaje się kluczowy. Ani emocjonalizm, ani fideizm, ani ślepe poddanie autorytetowi nie jest i nie może być drogą katolicką. Język, analiza rzeczywistości, myślenie w kategoriach metafizycznych pozostać powinno znakiem rozpoznawczym katolicyzmu. Elementy te nie oznaczają końca sporów, różnorodności, teologicznego pluralizmu. Jeśli jednak ma nas łączyć coś więcej niż historia i sentymenty, wydają się być konieczne.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Wacław Oszajca SJ, Damian Jankowski

Czasem trzeba stracić wiarę, by uwierzyć naprawdę

Wiara przestała być czymś oczywistym. Kościół przechodzi kryzysy, mierząc się z dramatem wykorzystania seksualnego oraz licznymi problemami związanymi z klerykalizmem, celibatem i skostniałymi strukturami, które niszczą wspólnotę. Czy...

Skomentuj artykuł

Rekonstrukcja katolickości, czyli jak przezwyciężyć kryzys tożsamości katolików
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.