Sami księża nie uratują Kościoła

(fot. ©episkopat.pl)

Sądzę, że na niewiele zda się nawet wielka liczba księży, jeśli nie nastąpi zmiana modelu funkcjonowania Kościoła oraz reforma formacji kapłanów jak i wiernych świeckich - pisze Dariusz Piórkowski SJ.

O. Józef Augustyn SJ komentując wyniki badań Instytutu Statystyki Kościoła z roku 2017 słusznie zauważa, że niewielki wzrost liczby wiernych na mszach w niedzielę nie może być powodem do dumy. Cyfry wszystkiego nie mówią. W tym punkcie podzielam zdanie Autora. Różnimy się jednak gdzie indziej. O. Augustyn SJ twierdzi, że "w długofalowym prognozowaniu uczestnictwa wiernych w praktykach religijnych decydujące są powołania kapłańskie oraz postawa i całe zachowanie księży". Zgoda. Wiara wiernych w dużym stopniu zależy od wiary i zachowań księży. Podobnie wiara księży od wiary wiernych. Ale ciągłe nawracanie się samych księży to tylko jeden z istotnych czynników, którego pozytywne wzmocnienie może przyhamować spadek uczestnictwa wiernych w życiu Kościoła. Ale to nie wystarczy. Wiara wiernych zależy też od samych wiernych.

Sądzę, że na niewiele zda się nawet wielka liczba księży, jeśli nie nastąpi zmiana modelu funkcjonowania Kościoła, formacji kapłańskiej i samych wiernych. Jeśli ochrzczeni (duchowni i świeccy) nie poczują w swoim życiu "dotyku Boga", jeśli cała wiara będzie się opierać tylko na przynależności, tradycjach, udzielanych i "zaliczanych" sakramentach, na prawie i moralności, fala praktycznych odejść z Kościoła (nie przez formalną apostazję, lecz zwykłe zobojętnienie) będzie rosnąć.

Czy męczennicy pierwszych wieków, ale i w naszych czasach, cieszyli się jakimkolwiek wsparciem społeczeństwa, prawa, kultury, a nawet sąsiadów? Znikomym. A jednak oddawali i oddają życie za Jezusa. Często w samotności i opuszczeniu przez ludzi, nie przez Boga. Gdyby kierowali się samym Prawem Kanonicznym, którego nawiasem mówiąc dawniej nie było, obawiam się, że nie znaleźliby takiej odwagi i nie pozostaliby wierni Bogu. Rozpalał ich inny ogień. Natomiast my się ciągle oburzamy, kierując się po trosze zdrowym rozsądkiem, że różne sposoby prześladowań chrześcijan to anomalia. Przecież Jezus zapowiadał, choć zapewne nikomu tego nie życzył, że akurat ten rodzaj cierpienia nie będzie oszczędzony Jego uczniom, jeśli oczywiście będą szli drogą Pańską, bo w ten sposób będą o Nim świadczyć. Prześladowania są według Ewangelii probierzem autentyczności życia uczniów Chrystusa. Z kolei zdziwienie na wieść o prześladowaniach, zrozumiałe po ludzku, wiąże się też z tym, że bardziej widzimy w Kościele instytucję niż Ciało Chrystusa, bardziej marzymy o ludzkich wpływach w świecie i o naszej pozycji niż na przyjęciu trudnej, ale ewangelicznej perspektywy pozornej porażki, o której mówi Jezus.

DEON.PL POLECA

Karl Rahner SJ pisał przed 40 laty, że w niedalekiej przyszłości duchowość i wiara chrześcijan nie będzie już wspierana przez czynniki socjologiczne, np. przez fakt, że wszyscy Polacy mają być katolikami. W każdym razie zdrowy rozsądek i społeczne motywatory nie wystarczą do tego, aby tę wiarę zachować i nią żyć. Ta przyszłość stała się już teraźniejszością. Często zmiana miejsca zamieszkania czy to w Polsce, czy wyjazd poza jej granice, powoduje drastyczne ograniczenie praktyk religijnych lub ich porzucenie przez katolików. Powód? Życie w niesprzyjających kulturowo i religijnie środowiskach. Obnaża się wówczas brak wewnętrznego ognia. Rahner uważa, i to również dzieje się na naszych oczach, że wiara przetrwa tylko dzięki "osobistemu bezpośredniemu doświadczeniu Boga i Jego Ducha w poszczególnym człowieku". Niemiecki teolog cytuje w tym miejscu znane słowa, że "chrześcijanin przyszłości będzie albo mistykiem albo nie będzie go wcale". Zgadzam się z nim, że wzrost i umocnienie wiary (niekoniecznie mierzony w liczbach) stanie się możliwy dzięki ożywieniu mistycznego wymiaru życia chrześcijańskiego. Nie w znaczeniu nadzwyczajnych fenomenów: wizji, przeżyć i ekstaz, lecz prostej kontemplacji Boga, doświadczenia Jego działania, poznania Pana i tego, co dla nas czyni, a nie tylko tego, czego od nas wymaga.

Mistyka to najpierw zdolność rozpoznawania Bożych darów w świecie. Mówi o tym sam Jezus, kiedy każe przypatrzeć się ptakom w powietrzu i liliom na polu, które nie pracują, a jednak udaje im się przeżyć i nawet są całkiem zadbane i ładne. O. Michael Casey w książce "Fully human. Fully divine" twierdzi, że mistyczne doświadczenie polega na tym, aby wierni byli poruszeni nie tylko tym, co ten lub tamten nawet najmądrzejszy i błyskotliwy kaznodzieja mówi, lecz aby poczuli się wewnętrznie dotknięci Słowem, zmotywowani do działania, do nawrócenia, do dobra. To się może dokonać także wtedy, gdy rozważa się Słowo Boże w domu. Celem jest spotkanie z Bogiem, które pozwoli wierzącym odkryć, że ich zwykłe codzienne życie jest powołaniem, misją, dalszym współstwarzaniem świata, współpracą z Bogiem, a nie tylko wypełnianiem jakichś religijnych obowiązków. Takie doświadczenie nie jest wyłącznym dziełem księdza, lecz działaniem łaski. Niemniej, rzecz jasna, wiele zależy od tego, jak sam ksiądz postrzega powołanie chrześcijańskie, działanie Boga, jak rozważa i rozumie Ewangelię, jak się modli i współpracuje z Bogiem i wierzącymi. A potem jak przekazuje te sprawy zza ambony.

Boga nie doświadcza się tylko podczas modlitwy i kultu. Spójrzmy dla przykładu na to, jak wygląda przeciętne duszpasterstwo chorych w szpitalach, domach opieki i hospicjach. Najczęściej ogranicza się do sprawowania sakramentów. Wspaniale. Tyle że chorzy potrzebują również obecności, bliskości, rozmowy, wysłuchania, towarzyszenia. Czasem bardziej niż samych sakramentów. Przez te ludzkie gesty również przychodzi do nich Bóg. W ten sposób można Go również doświadczyć. I to nie jest żaden protestantyzm czy humanizm. Niestety tak pojęte wspieranie wiernych wykracza poza pewien szablon i wizję duszpasterstwa, ale często także, bez winy duszpasterza, poza jego możliwości czasowe, kiedy wykonuje posługę w szpitalu obok innych zaangażowań. Nie wystarczy więc wzrost powołań, jeśli gruntownie nie przemyśli się i nie zreformuje sposobu obecności i posługi kapłanów, a także świeckich w dzisiejszym świecie. Powielamy często modele, które nie są już odpowiednie w obecnych warunkach. Jak powiadał były generał jezuitów o. Adolfo Nicolas SJ:"Potrzeba tutaj więcej, ale nie tego samego".

Wydaje mi się, że nawet jeśli człowiek będzie miał osobiste doświadczenie Boga, to jeszcze pozostaje mu coś istotnego i głęboko ewangelicznego do "pozyskania". Wierzący chrześcijanin potrzebuje wspólnoty, zakorzenienia w grupie braci i sióstr, którzy idą tą samą drogą, dzielą się wiarą, wspierają się, modlą się za siebie, pomagają w potrzebie. Nie wierzymy w pojedynkę. Osobiste mistyczne doświadczenie musi być włączone, ale też uzupełniane i dzielone w doświadczeniu wspólnoty, w której działa Pan.

W ostatnią niedzielę poruszyło mnie pierwsze czytanie z księgi Nehemiasza. Czytaliśmy starożytną relację o początkach nabożeństwa słowa, prototypie liturgii słowa w Kościele, kiedy to cały lud słuchał Prawa Mojżeszowego. Ciekawe są jednak okoliczności tego wydarzenia. Przede wszystkim, Izraelici po powrocie z wygnania babilońskiego już się osiedlili i wstępnie ustatkowali. Mieli dach nad głową, jedzenie, jako takie bezpieczeństwo, może i pracę. Ale poczuli, że czegoś im jeszcze brakuje. Byli głodni Słowa, spragnieni "odbudowania" duchowej strony życia. Zapragnęli usłyszeć Prawo, które w dawnych czasach uczyniło z nich lud, dało im nową tożsamość. I to nie kapłani wyszli z inicjatywą czytania Prawa, lecz ludzie "domagali się od pisarza Ezdrasza, by przyniósł księgę Prawa Mojżeszowego, które Pan nadał Izraelowi" (Ne 8, 1) Tak bardzo łaknęli Słowa, że gdy go słuchali, w którymś momencie się popłakali. Och, jak bardzo bym tego pragnął w naszym Kościele. Czasem trudno uprosić kogoś, żeby zbliżył się do ołtarza i przeczytał czytanie w niedzielę, jakby pojawienie się w prezbiterium wykluczało społecznie lub porażało jakąś chorobą.

I z tym wiąże się jeszcze jedna myśl. O. Józef Augustyn pyta, dlaczego film "Kler" cieszył się tak wielkim zainteresowaniem wśród wiernych. Niewątpliwie ma rację, że niechęć i negatywne doświadczenia związane z księżmi odgrywają tutaj jakąś rolę. Na film poszli jednak także wierni, może niezbyt wielu, którzy na co dzień współpracują z kapłanami w parafiach. I wracali do domu ze zwieszonymi głowami, bo czuli, że w pewnym sensie bieda tych kapłanów dotyczy także ich. Księża są wzięci z ludu, nie z kosmosu.

Myślę, że jednym z powodów tak wysokiej oglądalności jest powszechne utożsamianie Kościoła głównie z księżmi, ponieważ te wciąż spore "liczby" chodzących do kościoła w naszym kraju nie czują się Ludem Bożym i żywą częścią organizmu Kościoła. Dlatego zachowują dystans. Widzą w nim księży jako nauczycieli moralności i funkcjonariuszy, a nie braci idących wspólną drogą wiary. Zresztą sami księża tak się często kreują, choć trzeba przyznać, że już się to powoli zmienia. Ale nie odgórnie.

Namysł nad reformą musi więc iść w tym kierunku: Co zrobić, aby wierni przychodzili jak do Ezdrasza i błagali o Słowo, o objaśnienie, o wsparcie? Cóż takiego przedsięwziąć, aby poczuli, że mogą Pana doświadczyć i wiedzieli, że może się to wydarzyć w Kościele, z jego ogromnym bogactwem darów, łask, wspólnoty, pism, mądrości i świętych? A nadto, i bynajmniej nie na końcu, czy współcześni Ezdrasze są jednak gotowi, by budzić te pragnienia wśród wiernych i wychodzić im naprzeciw z właściwą posługą i pokarmem, zawsze z zastrzeżeniem, że nie będą to tłumy? Jeśli się bowiem nie budzi pragnień, nie trzeba też ich zaspokajać. Ale bez pragnień wiara obumiera. Nawet jeśli będziemy mieli wspaniałe świątynie i pełno powołań kapłańskich.

Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem. Jest autorem m.in. Książeczki o miłosierdziu

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sami księża nie uratują Kościoła
Komentarze (29)
E
ewa123
2 lutego 2019, 22:43
Jaki fajny artykuł! Ani klerykalizm,ani antyklerykalizm nie jest dobry,tylko partnerstwo w Kościele.Ono pomaga  dalej mieć ogień w oczach i sercach "obu stronom ". Czasem młody ksiądz mówi ,spowiada z taką  pewnością ,wyższością,nonszalancją...że myślę sobie"jeszcze chłopiec",ale jak proboszcz jest fajny,to da się żyć,bo ten młody się nauczy... I w drugą stronę pewnie podobnie...małe zaangażowanie czasem.,dużo widzów "Kleru"(choć czasem po to , żeby ,jak się da ,to bronić...).Kocham Kościół.
Andrzej Ak
30 stycznia 2019, 23:33
Dlaczego ludzie odchodzą od chodzenia na Msze? ..bo Msze są MONOLOGAMI!!! Dziwne że nikt o tym nie mówi głośno, a jest to chyba w obecnych czasach kluczowy element braku dialogu o wierze z wiernymi. Kiedyś byli Kapłani którzy potrafili z kazania zrobić ekumeniczne spotkanie z wiernymi. Jeśli nie podczas Mszy to zwykle po niej Kapłan był otaczany grupą zaciekawionych wiernych i takie rozmowy potrafiły się przedłużać, co skutkowało zachęcaniem ludzi do wstępowania w różne formacje. Dziś taka lokalna praktyka niektórych Kapłanów chyba zupełnie zanikła. A Młodzi nie chcą kazań, monologów, a chcą rozmawiać, odkrywać Boga w realnym świecie.
Andrzej Ak
30 stycznia 2019, 23:38
Doprecyzuję. Jeśli nie podczas Mszy były prowadzone elementy dialogu, choćby z wybranymi wiernymi, to zwykle po Mszy konwersacja się rozwijała i poszerzała wiedzę wiernych o wierze i Kapłanów o wierze wiernych. Takie podstawowe sprzężenie zwrotne ukierunkowujące Ewangelizację wiernych na jakość (umiejętność czytania ze zrozumieniem Pism Świętych i inne).
Dariusz Piórkowski SJ
31 stycznia 2019, 08:26
Redukuje Pan dialog do słów. Ale są różne formy dialogu. Po drugie, myślę, że "kiedyś" było całkiem podobnie jak dzisiaj. Dyskusja czy stawianie pytań jest jak najbardziej potrzebna, tu się zgadzam, i może należy iść w tę stronę, np. organizując jakiś rodzaj kręgów biblijnych, katechezy, która będzie takim dialogiem. Ale Eucharystia nie jest miejscem na to. Homilia też jest dialogiem, ale bez wypowiadania słów przez słuchających. Homilia służy objaśnieniu. Pismo święte wielokrotnie podkreśla, że Słowo Boże trzeba objaśniać. W Kościele jest ciągły przekaz słowny, Tradycja. Ksiądz nie głosi homilii, bo jest mądrzejszy i świętszy od innych, tylko dlatego, że otrzymał taką misję we wspólnocie Kościoła. Ten, kto głosi homilię też słucha Słowa, przynajmniej powinien. My często zapominamy, że najczęściej w Nowym Testamencie nazywani jesteśmy uczniami, a nie chrześcijanami. To się trochę zatraciło. Pan Jezus też się ciągle uczył. Był nauczycielem i uczniem. "Nauczył się posłuszeństwa" - czytamy w Liście do Hebrajczyków. Modyfikował swoje wyobrażenia pod wpływem spotkań z ludźmi, np. Syrofenicjanką, której córki najpierw nie chciał uzdrowić, bo była poganką, ale widząc wiarę tej kobiety, jednak zmienił zdanie. Uznał, że Jego misja ma wyjść poza Izrael.  Dzisiejsza bieda, ale kiedyś chyba nie było lepiej, polega na tym, że my chcemy być bardziej nauczycielami, którzy wszystko wiedzą, niż uczniami.  Kto nas będzie pouczał... Jeśli oderwiemy kazanie i homilie od kontekstu wiary, to rzeczywiście, ksiądz jest taką mądralą, wynoszącą się nad innych. Wszystko można spsychologizować. Inna sprawa, że jakość wielu homilii pozostawia wiele do życzenia. Tu jest wiele do poprawy. To prawda.
L
lecuk
30 stycznia 2019, 09:55
Kto jak kto, ale jezuici winni wiedzieć,czym jest humanizacja wiary.W końcu Ignacy Loyola sam dotknięty tą chorobą dopiero jak doświadczył nędzy tego myślenia mógł otworzyć się na działanie łaski.A my mamy tendencję koncentrowania się jedynie na I Tygodniu Ćwiczeń Duchowych i poza to prawie nie wychodzimy.Księża również zarówno we własnym życiu,jak i w przepowiadaniu poza to nie wychodzą.Nas interesuje Kościół, a powinien tylko i wyłącznie Bóg.Zastanawiamy się,kto jest za Kościół odpowiedzialny świeccy czy księża,a może razem,a powinniśmy sobie darować takie sądy-nasze jedyne zainteresowania winny koncentrować się na relacji z Bogiem,na byciu z nim,miłości.Wszystko inne wypływa z tego i na tym się zasadza.To tworzy Kościół-jest to niezamierzony skutek naszego pragnienia Boga i bycia z nim,to że tworzymy wspólnotę takich głodnych Boga ludzi.Problemem współczesności jest brak głodu Boga,Bóg jest nieatrakcyjny dla współczesnego człowieka.W Kościele szuka się nie Boga samego,ale usensowienia własnego życia.Chce się,aby Kościół spełnił pragnienia wspólnoty,gdzie będzie nam dobrze,gdzie będziemy kochani na ludzką miarę i nie będziemy samotni wobec problemów życia.W takim Kościele nie ma już miejsca dla Boga.Bóg takiej wspólnocie nie jest do niczego potrzebny.Kościół jest Kościołem,gdy ożywia go pragnienie Boga i nic poza tym.Jeśli nie stracimy po ludzku wszystkiego co by mogło nas uszczęśliwić,nie przegramy życia we wszystkich ludzkich sensach,to nie ma co mówić o otwarciu się na Boga.Bóg zawsze wtedy będzie ersatzem.Nie będziemy dla niego samego tylko zamiast.
JK
Jacek K
30 stycznia 2019, 00:02
Nie mogę pozbyć się myśli, że to trzeba dziś zrobić, to pozamiatać po wielu wiekach nauczania, które było niezbyt zgodne z Ewangelią. Kościół dość dobrze się kręcił w oparciu o władzę świecką i nie potrzebował budzić jakichkolwiek pragnień. Teraz musi zaprzeczać temu co wciskał jako pewnik 100, 200 czy 1000 lat temu. Co prawda nie wolno mysleć ahistorycznie, ale moim zdaniem to w wielu kwestiach nauka KK była na opak do nauczania Jezusa. My chrześcijanie wykorzystaliśmy Koscół Jezusa do wielu niegodziwości, do walczenia w jego imieniu z innymi, do szerzenia pogardy i nienawiści... Teraz Kościół walczy z upiorami, które sam wychodował...
30 stycznia 2019, 09:56
widzę że jesteś przesiąknięty lewicową narracją - KK okazuje się być na opak z nauczaniem Jezusa, dopiero teraz (zrównując się z upadającymi kościołami protestanckimi) "wracamy do normalności". Kościół który nadchodzi nie różni się niczym od świata: brak mówienia o grzechu (no chyba, że o grzechu Kościoła), brak nazywania zła po imieniu, brak wezwania do nawrócenia, sumienie stawiane wyżej niż obiektywne normy moralne - bo to wszystko ciemnogród. Co takiego KK wciskał jako pewnik 100, 200 lat temu? 
JK
Jacek K
30 stycznia 2019, 11:10
Nie wiem jaka jest lewicowa narracja. W ogóle co to za zarzut??? Za to czytałem przedwojenne "Rycerze Niepokalanej" z antysemickimi tekstami czy przedwojenne książeczki do nabożeństwa z zaznaczonymi przy każdej modlitwie dniami odpustu jakie się dostaje za odmówienie danej modlitwy. Już nie mówię o nawracaniu mieczem, indeksie ksiąg zakazanych i wielu innych niezgodnych z nauczaniem Jezusa pomysłach...
30 stycznia 2019, 12:25
zdaje się że zupełnie sie pogubiłeś. ani Rycerz Niepokalanej, ani antysemityzm, ani nawracanie ogniem i mieczem nie należą do doktryny katolickiej i nie ma ich w magisterium KK, są to oczywiście błędy ale popełniane przez ludzi KK, a nie głoszone oficjalnie. Natomiast odpusty były i są udzielane przez KK na mocy danej przez Jezusa. Mój zarzut polega na tym, że obecnie KK zaczyna rozwadniać swoją naukę dotyczącą moralności. To sa fundamentalne zmiany, oczekuję że pasterze KK odważnie zajmą stanowisko w tej sprawie. Obecnie widzę jak wielu księży (m.in. autor art. potrafi odważnie krytykować KK ale tylko po lini zgodnej z lewicową narracją, odnośnie doktryny nie zabierają głosu). Ta krytyka jest czasem sensowna, ale potrzebne jest dawanie świadectwa prawdzie.
JK
Jacek K
30 stycznia 2019, 12:36
Uważasz, że doktryna odnośnie moralności się zmieniła? Nie sądzę. jeżeli choć trochę znasz historię (w tym historię KK) to wiesz, że kiedyś było dużo bardziej niemoralnie.
30 stycznia 2019, 13:27
zdaje się, że znowu mylisz fakty z nauczaniem KK, np. KK nauczał od zawsze, że małżeństwo jest nierozerwalne ale faktycznie wielu katolików żyło na przestrzeni dziejów jakby ich to nie obowiązywało. Natomiast dziś AL poddaje w wątpliwość nauczanie na ten temat. Niektórzy biskupi otwarcie je negują inni pytają o wykładnie papieża (Dubia). Ten odpowiada, że chce aby trwała dyskusja dlatego nic nie odpowie. Ale jednocześnie zamyka usta twierdzącym, że małżeństow jest nierozerwalne (specyficzna forma dyskusji) ogłaszając prywatny list nt. wykładni biskupów Buenos Aires i ... czyniąc go częścią magisterim KK (dodał, lepszej interpretacji nie ma - zamknął więc usta dyskutującym). I to jest chore! I tu trzeba by pasterze pokazali że mają jaja i bili na alarm.
JK
Jacek K
30 stycznia 2019, 15:15
Pierwsze słyszę, żeby ktokolwiek w KK podważał nierozerwalność małżeństwa! (co to jest to AL które poddaje w wątpliwość nierozerwalności małżeńtwa). Swoją drogą to pikuś w zestawieniu z nauczaniem KK, że ten kto ginie w walce z niewiernymi idzie prosto do nieba. Swoją drogą co sądzisz o tym, że kiedyś KK dopuszczał i eutanazję i aborcję a dziś zmienił swoje nauczanie?
29 stycznia 2019, 15:58
Oczywiście, że sami nie uratują. Generalnie chodzi o to by formować ich do świadectwa - które buduje Kościół. Jeśli mówimy o Kościel katolickim, to wierzymy że kapłan jest powołany do bycia funkcjonariuszem i nauczycielem moralności (nauczanie moralne ma wynikać z nauczania o Bogu)... cóż my mamy sakrament kapłaństwa - powołanie do sprawowania Eucharystii i głoszenia. Generalnie niewierzący nie mogą postrzegać księży jako braci idących wspólną drogą wiary. Bez znaczenia czy są praktykujący czy nie.
Dariusz Piórkowski SJ
29 stycznia 2019, 17:16
Kapłan nie jest TYLKO funkcjonariuszem i nauczycielem moralności. Jest też wiernym i podlegającym Ewangelii i Chrystusowi jak wszyscy inni. Katechizm Kościoła łączy sakrament święceń z sakramentem małżeństwa. Oba służą budowania wspólnoty Kościoła.  Nie piszę o niewierzących, tylko o wierzących, którzy mogą osłabić się w wierze pod wpływem wynoszenia się księży nad nich w jakikolwiek sposób. Klerykalizm jest taką herezją praktyczną, która twierdzi, że ksiądz w sumie nie jest z ludu wzięty, został wybrany za zasługi i jego droga jest radykalnie inna niż pozostałych wierzących. Co do istoty nie jest inna, tylko co do formy.
29 stycznia 2019, 17:40
Kapłan jest najpierw człowiekiem, potem chrześcijaninem a później kapłanem. Jeśli jest ukształtowany inaczej to ma problemy za sobą a Wspólnota Kościoła z nim.  Wierzący widzą w kapłanie brata w wierze i prezbitera. Niewierzący nie widzą brata w wierze a jedynie urzędnika. Chodzenie do kościoła niw implikuje wiary. To wierni dają kapłanowi, należne Chrystusowi pierwsze miejsce. Jeśli kapłan tego nie rozumie to... (patrz wyżej), 
30 stycznia 2019, 22:30
"o wierzących, którzy mogą osłabić się w wierze pod wpływem wynoszenia się księży nad nich w jakikolwiek sposób." pozwolę sobie jeszcze na uwagę osobistą. Prezentowane przez kilku aktywnych tu ojców jezuitów maniera besztania rozmówców, być może wynikająca z przyzwyczajenia praktyki duszpasterskiej, wydaje się być takim postępowaniem.
29 stycznia 2019, 11:00
bardzo trzeźwe i zdroworozsądkowe spojerzenie, rzadko się to zdarza na deonie gdzię o. Siepsiak publikuje tak zawiłe artykuły o "aborcji" warchlaków, że do dziś nie mogę zasnąć... <a href="https://www.pch24.pl/instrukcja-podkladania-bomby-atomowej-w-paru-krokach,60269,i.html">ten Rahner to był jednak zagubiony człowiek</a>, chyba że ktoś uważa HV za słaba kartę w historii KK
IC
Iwona czaplicka
29 stycznia 2019, 11:39
Polecam "Rzym" Zoli. Kosciola w Europie juz nic nie uratuje - ludzie maja dostep do informacji, sa wyedukowani - moze nie najlepiej, ale nie niepismienni. Podrecznik matematyki wygrywa. Na zachodzie dzialo sie to powoli, a tam gdzie panowal przymuszony katolicyzm (Irlandia, Polska) wraz ze wzrostem swiadomosci ma charakter lawiny. Coz, zostana afrykanscy analfabeci. A tam ministrant moze miec Hiva.
29 stycznia 2019, 12:19
odwagi, od 2000 lat KK "po ludzku" nie ma prawa istnieć, niejeden już wieszczył że to koniec, nie jeden ogłosił, że Bóg umarł, nie jeden krzyczał że religia to opium dla ludu i co? no nic, karawana jedzie dalej! Dopóki Bóg da mi łaskę będę trwał w KK, to najlepsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała! Polecam.
WK
Wiktor Kowal
29 stycznia 2019, 12:37
Sądząc po Pani wpisie, ludzie rzeczywiście nie są najlepiej wyedukowani.
IC
Iwona czaplicka
29 stycznia 2019, 13:10
Byly religie ktore trwaly dluzej, znacznie dluzej. I juz ich nie ma. Wiesz co to pierscien grzybiczy? Infekcja zaczyna sie od jednego punktu, rozszerza sie w ksztalcie kola. Jednoczesnie w miejscu gdzie trwa najdluzej dochodzi do wytworzenia odpornosci i samowyleczenia. Wiec grzybica ma ksztalt pierscienia. To samo z chrzescijanstwem - Europa juz sie leczy.
IC
Iwona czaplicka
29 stycznia 2019, 13:12
A konkretnie? W ktorym miejscu przejawiam brak edukacji? Jak nie wykazesz -klamiesz.
29 stycznia 2019, 15:39
miała by Pani rację, gdyby nie dwie rzeczy: tam gdzie w Europie zanika chrześcijaństwo paradoksalnie zanika cywilizacja europejska a na jej miejsce wchodzi... zabobon (ilość osób chodzących do wróżek rośnie lawinowo) oraz inna religia (islam), dwa: zanika katolicyzmu w wersji opartej o religijność naturalną jest faktyczny, ale równocześnie rośnie ilość osób które dojrzale przeżywają wiarę.
30 stycznia 2019, 01:26
A choćby pisząc o piśmiennictwie i czytelnictwie. To Kościół je rozpropagował, podobnie jak chociażby kulturę od rolnej po architektoniczną. Historycznie też duże braki - akurat w Polsce katolicyzm nikogo nie przymuszał, mieliśmy protestantów, kelwinów, prawosławnych, braci czeskich itd. Polecam mój wpis przy innym artykule i czekam na odpowiedź: kochasz zwierzątka i ich bronisz, a jak bronisz dzieci nie narodzone?
IC
Iwona czaplicka
30 stycznia 2019, 07:41
Kosciol mial wladze i dlatego nadzorowal edukacje. Tak edukowal ze przed wojna mielismy mase analfabetow. Dopiero socjalizm to naprawil. Czy wiesz ze w starozytnym Egipcie umiejetnosc pisania byla powszechna? O jezuickim szkolnictwie nie wspomne - znana sprawa. Co do zwierzatek, jak ironicznie piszesz. Po pierwsze - przeszlo dwadziescia lat pracowalam na rzezniach, w roznych krajach. Tym do czego powinnismy dazyc to dogonic Danie. Tam hodowla i uboj sa tak zorganizowane ze cierpienia zwierzat sa ograniczone do minimum. Niestety u nas zalecenia unijne (np. co do warunkow transportu, uboju itd) sa traktowane jak fanaberia. No bo plodzikow trzeba bronic....
MK
Marek Kępka
30 stycznia 2019, 09:29
Litości, widać twoje niedouczenie i ignorację. Szkoły przykościelne były tylko dla elit od setek lat (to wynikało ze struktury społecznej, i nie gadaj tylko przypadkiem, że to dzieło Kościoła, bo na tysiąclecia wstecz było podobnie), natomiast powszechna edukacja to dopiero Fryderyk Wielki, który upartywał w szkolnictwie dobrej metody na zarządzanie masami ludzkimi. Bzdury o Egipcie wyczytałaś chyba w jakiejś książeczce dla dzieci - tylko urzędnicy, kapłani, faraon potrafili pisać i czytać. Gdybyś była łaskawa pisać mniej fantasmagorii, byłbym zobowiązany.
30 stycznia 2019, 09:59
socjalizm edukuje tak by mieć władzę nad ludem, KK przez wieki tworzył elity, które dały podstawy do zbudowania naszej cywilizacji - a może wolałabyś żyć w muzułmańskim kraju, lub może w zateizowanych Chinach, lub "wyedukowanym" ZSRR?
IC
Iwona czaplicka
30 stycznia 2019, 20:28
No to czemu w przedwojennej Danii analfabetyzm byl tylko u bardzo starych ludzi? Dlaczego w Tuam dzieci marly setkami a w sierocincu w Hårlev zero zgonow? Babcia byla nauczycielka w czasie okupacji (uczyla tez historii Polski i innych zakazanych rzeczy) i nasluchalam sie na temat stanu edukacji przed wojna.
IC
Iwona czaplicka
30 stycznia 2019, 20:35
Kazdy totalitaryzm edukuje tak by miec wladze. Kosciol nie jest wyjatkiem - a raczej szczwanym prowodyrem. I nie, wolala bym - i zylam- zyc w kraju laickim. Zycie jest lepsze. A co do ZSRR -chyba teraz w Polsce jest niewiele lepiej. Radze czytac w innych jezykach - chocby porownac wiki w angielskim czy dunskim. Albo rosyjskim. Sama mialam taka przygode -jakis biblista -zniszczylam go na zajacu przezuwajacym- twierdzi ze Biblia zabrania jesc wieprzowine bo  swinia nie ma gruczolow potowych wiec nie pozbywa sie toksyn. Akurat usuwanie toksyn przez skore ma marginalne znaczanie. A swinia ma gruczoly potowe, jak najbardziej.Wiec jak biblista powolal sie na wiki to sprawdzilam - o cholera, pisza ze swinia nie ma gruczolow potowych. Wyslalam sprostowanie - powolalam sie na podreczniki akademickie- zamiescili. Ale po miesiacu - znowu swinia nie ma gruczolow potowych... Co swiadczy o stanie nauki i edukacji w Polsce. I o "zbawiennym" wplywie na nie KK.