Samotność na szczycie: "Apartament"

(fot. rlineker / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

15 maja wchodzi na ekrany kin film "Apartament" w reżyserii Macieja Czajkowskiego i Przemysława Häusera. Jest do dokument oparty na nieznanych dotąd zdjęciach z amatorskiej kamery, którą Angelo Gugel, kamerdyner Jana Pawła II, zabierał ze sobą na wakacje w Alpach i Dolomitach. Oczywiście wakacje papieża, któremu towarzyszył, wraz z kilkoma najbardziej zaufanymi osobami. Film powstał w bardzo dobrym momencie, gdyż Janowi Pawłowi II - tak, jak każdemu świętemu - kanonizacja grozi zatopieniem w lukrze, zastygnięciem w marmurze i odrealnieniem w oparach kadzideł. Tymczasem tu widzimy zwykłego śmiertelnika, który przez całe życie kochał góry i piesze wędrówki. To raczej narrator i osoba, dzięki której film powstał, kard. Stanisław Dziwisz (udostępnił nagrania), dziwnie do gór nie pasuje. Ileż oddania trzeba było mieć, żeby bez mrugnięcia okiem dzielić pasje przełożonego. Gdyby papież ukochał skoki na bangee czy loty balonem, sekretarz też na pewno nie puściłby go samego.

Film powstał w koprodukcji Telewizji Polskiej, Centrum Jana Pawła II i TBA Group. Data 15 maja jest nieprzypadkowa - to początek weekendu pomiędzy rocznicą zamachu na papieża 13 maja, a rocznicą jego urodzin 18 maja. Dopiero co media donosiły o umieszczeniu w krakowskim Sanktuarium św. Jana Pawła II sutanny, którą miał na sobie papież w chwili zamachu w 1981 roku. Biała sutanna poplamiona krwią przez dekady leżała schowana - do czasu, aż "zagrała" w filmie "Apartament". Kard. Dziwisz wyjął ją po to, by pokazać Piotrowi Kraśce, narratorowi filmu. Ojca Świętego - ofiarę zamachu, dobrze znamy. Większość z nas pamięta go przecież za życia. Sutanna nie pasuje do beztroskich wakacji, jest dodanym elementem. Widać tu troskę metropolity krakowskiego o "właściwy" przekaz hagiograficzny. Nie jestem pewna, czy słusznie. Największą siłę rażenia ma bowiem codzienność tego, którego znamy głównie z wystąpień publicznych. Oko kamery kamerdynera rejestrowało sytuacje prywatne, "intymne"; chwile relaksu i odprężenia. Spośród około 20 godzin filmów reżyserzy wybrali mniej, niż godzinę, dodając do tego komentarze i wspomnienia kard. Dziwisza, Arturo Mari czyli osobistego fotografa Jana Pawła II, Egildo Biocca - jednego z ochroniarzy.

Wiedziałam, że Jan Paweł II, będąc papieżem, "wyrywał się" czasem z Watykanu, by pojeździć na nartach. Takim był hierarchą. Nominacja na biskupa pomocniczego zastała go w czasie wakacyjnego spływu kajakowego. Wezwany pilnie do Warszawy, odebrał ją od prymasa Stefana Wyszyńskiego; potem "zameldował się" w Krakowie. Ku zdumieniu biskupa postanowił jednak od razu wrócić na Łynę, by dokończyć spływ, choć ponoć… nie wypadało. Podobne reakcje budził w Rzymie; był jedynym kardynałem, który jeździł na nartach. Co innego jednak czytać historyjki z życia świętego, a czym innym jest "podglądać", jak zdobywa Alpy i Dolomity. W zwykłym ubraniu: w trampkach, w białej kurtce i czapce, bez świty i splendoru, należnych mu z racji funkcji.

Jednym z najzabawniejszym momentów filmu jest opowieść o spotkaniu z drwalem w Dolomitach. Papież - tak, jak z innymi spotkanymi na wędrówce ludźmi - chętnie się z nim przywitał. Ba, przyjął zaproszenie do domu i wypił kieliszek wina. Drwal był w siódmym niebie, bo jego "żona dewotka" właśnie pobiegła do kościoła, licząc na spotkanie z papieżem! (Rozeszło się, że przyjechał). Swoją satysfakcją z obrotu spraw podzielił się z Ojcem Świętym, ku uciesze wszystkich. Chwile wzruszenia ogarniają, gdy patrzymy na serdeczną przyjaźń Jana Pawła II z ks. prof. Tadeuszem Styczniem, który był wiernym towarzyszem tych wypraw. Obaj uwielbiali góry i turystykę, dzielili pasje intelektualne i naukowe. Ś.p. ks. Styczeń objął katedrę etyki na KUL po wyborze Karola Wojtyły na papieża. To nie były liche spacerki po dolinach, mowa o wysokości dobrze ponad 2 tysiące metrów.

DEON.PL POLECA

Na jednych ujęciach widzimy papieża sprawnego, który pewnym, miarowym, spokojnym krokiem wędrowca (zaprawionego od dziecka), wchodzi coraz wyżej, by podziwiać majestat i dzikość szczytów. Później pojawia się chory na chorobę Parkinsona, dzielny, stary człowiek. I tylko oczy śmieją jak dawniej. Błyszczy w nich radość, że znów tu jest. Słucha szmeru strumienia, o którym napisał w "Tryptyku Rzymskim".

Komfortu brak. Prostota górali, rybaków i pasterzy. Warunki polowe: namioty, potrawy z kociołka, kawa z termosu w plecaku, zaimprowizowane warunki do odpoczynku na trasie. Grupa oddanych ludzi, którzy nigdy dotąd "nie zdradzili" pamięci wspólnych, dyskretnych dni. Atmosfera nie tyle rodzinna, co typowa dla "męskiej drużyny", która ma cel, może na sobie polegać. Mimo ciepła i serdeczności trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że papież jest bardzo sam. Szczęśliwy. Samotny.

Towarzysze są starannie dobrani, dzielą się obowiązkami, dbają o jego potrzeby. Starają się papieża rozbawić, sprawić mu radość choćby polskimi pieśniami, których uczy ich ks. Styczeń. Jan Paweł II po ścieżkach idzie pierwszy, pozostali - kilka kroków za nim. W rozbawionej grupie błądzi myślami tam, gdzie chmury stykają się ze szpicą szczytów. Nie jest jednym z nich. Oni są tu dla niego. To jemu góry były niezbędne do życia, jak tlen. Może tylko wtedy naprawdę odpoczywał?

Musiał być bardzo samotny na szczycie hierarchii, często nierozumiany. W górach był sam inaczej. Pozwalał sobie na to, bo miał oparcie w "ekipie". Dzięki niej zapominał o doraźnych troskach i oddychał pięknem natury. Rozmawiając z Bogiem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Samotność na szczycie: "Apartament"
Komentarze (10)
JR
~Justyna Ryll
17 lutego 2021, 17:38
Na pewno, jak każdy człowiek, Jan Paweł 2 potrzebował czasu samotności sam na sam z Bogiem i ze sobą samym. Ale samotny na pewno nie był. Miał dar wzbudzania natychmiastowej sympatii u większości ludzi. Był kochany i doceniany! Można powiedzieć że w czysto ludzkim rozumieniu: odniósł sukces na skalę całego świata. Bo był również skutecznym innowatorem, artysta, i filozofem: którego ludzie słuchali i potrzebowali. Oczywiście że cierpiał i chorował po zamachu, oraz w starości, ale zawsze miał wsparcie ogółu kościoła, a co więcej: mógł być pewien na 100 procent że to wsparcie zawsze otrzyma! Czego nie można powiedzieć o conaniej 90 procentach ludzi na świecie. A to jest bardzo dużo, nie musieć martwić się o swoje przetrwanie. Dlatego absolutnie nie można powiedzieć że był samotny.
WR
Wojtek Rych
16 maja 2015, 11:35
Jakoś nie miałem szczęścia spotkać Świętego JPII osobiście. Najblżej jak mnie się to udało to w czasie Jego dojazdu na spotkanie z młodzieżą w 97roku. Tłum uliczny wiwatował, bo: nasz ci On!. A on w tym swoim pojeździe "jakby nieobecny". A za chwilę; najzwyczjniej 'porwał zgromadzonych' słowem. Tak się składa że niedawno jeden z gości wyrażając szczerze, swoją przeogromną troskę o moją skromna osobę; uznając że jestem w 'erze schyłkowej' powinienem jak najszybciej skoncentrować się na pozyskaniu świadczenia emerytalnego. Ale skoro jeszcze nie przysługuje, to choćby jakiejś renty; bo to stan pewnej stabilizacji pozawlający spokojnie doczekać śmierci. Bo po co się użerać? Zdziwiło mnie to, ponieważ wielokrotnie wypowiadałem się w środowisku, że nigdy nie chcę być emerytem. Ale ze spokojem pdziękowałem serdecznie za okazaną troskę. Pamiętam te wieloletnie targi w sprawie: "ustąpienia" JPII. No a w tekscie; ta Pani wnikliwa obserwacja dotycząca: samotności.... Chyba rozumiem to...
jazmig jazmig
15 maja 2015, 19:19
Musiał być bardzo samotny na szczycie hierarchii, często nierozumiany. Skąd autorka wytrzasnęła ten pogląd?
W
Wioletka_blondynka
15 maja 2015, 20:50
Dla mnie niezwykłe jest w człowieku nie jest to co już o nim wiem, ale to czego nie jeszcze nie wiem. I myślę, że o Janie Pawle II nie dowiedzieliśmy się wszystkiego za Jego życia, ale możemy to poznawać nawet teraz po Jego śmierci. Dla mnie jest to chociażby rzut oka na tytułowe zdjęcie, czyli to na co patrzył papież, co przyciągało Jego uwagę, to przecież zostało.
W
Wioletka_blondynka
15 maja 2015, 10:54
W/g mnie zakrwawiona sutanna papieża idelanie wpisuje się w przemysł dewocjonalny - potężna machina - który zdominował większość miejsc kultu religijnego będacego celem pielgrzymek, czy uroczystości kościelnych - nawiedzenia obrazu, figur itp. w danej parafii. To jest potęga, jak ktos jeździ to widać to dobrze, taka Fatima przykładowo -  główny plac gdzie mieści się Sanktuarium Matki Bożej  Fatimskiej otoczony siecią restauracji, dziesiatków sklepów z dewocjonaliami, hoteli 4 gwiazdkowych z ekskluzywnymi apartamentami często gęsto. A ten 'apartament', gdzie można prawdziwie wypocząć nadal niedostępny dla wielu.
W
Wioletka_blondynka
15 maja 2015, 11:18
dopisek: Sytuacja z zeszłego tygodnia. Trasa rowerowa, piękna pogoda, jadę na rowerze i mijam kościół. Przed kosciołem widoczne z daleka stragany a nad nimi wielki napis "Pamiątki nawiedzenia." - obrazki , łańcuszki, różańce, breloczki, przypinki do bluzki , obok galeria zdjęć - po 3 i 5 zł za sztukę - na zdjęćiach parafianie sfotografowani na uroczystości podczas nawiedzenia obrazu w parafii. Twarze umęczone, może ze trzy osoby z uśmiechem. Na co komu pamiątka samego siebie w dodatku z miną na kwintę jak z pogrzebu, z nawiedzenia obrazu w kościele, w dodatku kopii?
15 maja 2015, 13:30
To wszystko zapewne prawda i słuszność, ale trudno mi takie zagadnienia uznać za największe bolączki polskiego Kościoła. Nawet za jakieś specjalnie dokuczliwe.
W
Wioletka_blondynka
15 maja 2015, 17:37
Zgadza się, największą bolączką są ludzie, którzy wiecznie narzekają:)
15 maja 2015, 17:42
"Lubię to!" :)
W
Wioletka_blondynka
15 maja 2015, 20:40
Trudno nie zauważyć;)