Sługa Ewangelii, sługa ludu
Dziś w Polsce odszedł w cień wymiar bardzo zaangażowanej służby Kościoła ludziom ubogim, ludziom pracy, warstwom gorzej sytuowanym.
15 sierpnia 1917 roku urodził się Oskar Arnulfo Romero, dzisiejszy Sługa Boży. Przyszedł na świat w Ciudad Barrios, miasteczku na zachodnich wzgórzach Salwadoru. Ochrzczony został blisko dwa lata później, 11 maja 1919 r. Zginął 24 marca 1980 roku, z rąk Szwadronów Śmierci, związanych z prawicową juntą wojskową rządzącą wówczas od kilku miesięcy Salwadorem.
Kilka miesięcy przed swoją śmiercią biskup Romero wypowiedział takie słowa: "Kościół głosi Dobrą Nowinę ubogim. Ci, którzy od wieków słyszeli złe wieści i żyli w najgorszych realiach, słuchają teraz, za pośrednictwem Kościoła, słów Jezusa: »Zbliża się królestwo Boże«, »Błogosławieni ubodzy, albowiem to oni będą oglądać królestwo Boże«. Stąd płynie również dobra nowina dla bogatych: nawróćcie się na ubogich, aby móc z nimi dzielić skarby Królestwa".
Tych kilka zdań można traktować jako program i misję ewangeliczną biskupa Romero. Jego droga życiowa była zarazem drogą służby Kościołowi, jak ludowi Salwatoru. Znamienne słowa zapisał w roku 1974, już jako kapłan, w czasie pobytu w Rzymie: "zakotwiczyć się jak na pewnym gruncie, przylgnąć z bojaźnią i lękiem do skały Piotrowej, schronić się w cieniu nauczania Kościoła, nadstawić uszu przy ustach papieża, zamiast podążać zuchwale jak brawurowi akrobaci wśród spekulacji niebezpiecznych myślicieli i ruchów społecznych o podejrzanych aspiracjach". Tego się trzymał w służbie, która sprowadziła na niego śmierć: zdecydowanie po stronie ludu, w wierności Kościołowi, z dużym dystansem od nie stroniących od przemocy ruchów politycznych swojego kraju.
Ksiądz Oskar Romero został biskupem 4 kwietnia 1967 r. Do swojej śmierci pełnił m.in. funkcje Sekretarza Episkopatu Ameryki Środkowej, kierował archidiecezją San Salvador. Jak niespokojne były to czasy dla jego kraju wskazuje krótki przegląd wydarzeń.
Czerwiec 1975 r. - masakra chłopów w departamencie Usulután, lipiec 1975 r. - masakra studentów w San Salvador, luty 1977 r. - masakra na Plaza Libertad (San Salvador), marzec i maj - zabójstwa księży. W czerwcu 1977 r. Biała Unia Partyzancka zastrasza jezuitów w Salwatorze, chcąc zmusić ich do opuszczenia kraju. Marzec 1978 r. - kilkudniowa masakra chłopów w gminie San Pedro Perulapán. W następnych latach giną kolejni cywile (w tym dzieci) i zakonnicy. Zmieniają się władze - przemoc pozostaje. W listopadzie 1979 r. nuncjusz Kostaryki przekazuje ostrzeżenie arcybiskupowi Romero, że szykowany jest na niego zamach.
Erudycyjna biografia arcybiskupa, pióra Alberto Vitalego nosi tytuł "Oskar Romero. Pasterz owiec i wilków". Widzimy człowieka, wysokiego hierarchę Kościoła, który, żyjąc pośród swojego ludu, określa się jasno: "zanurzyłem się w nędzy". Mówi też: "Lud jest moim prorokiem". O czym prorokował lud? Co pomógł zrozumieć swojemu pasterzowi?
Vitali pisze na kartach książki: "Podczas posługi kapłańskiej [ks. Romero] zderzył się z tragiczną rzeczywistością swojego ludu, zdał sobie sprawę, że zarówno ojcowskie podejście do biednych, jak i ciepłe zachęty oparte na konwenansach i kierowane do bogatych, nie były wystarczające, aby móc zrealizować ewangeliczny mandat. Zrozumiał wtedy, że miłość może przybierać różne barwy i formy w zależności od adresata, i postanowił również wyjść naprzeciw bogatym: ze słowem potępienia za popełniane przez nich grzechy, które jednak mogłoby otworzyć przed nimi możliwość odkupienia. Miał wszakże świadomość, że jego San Salvador różni się od Gubbio św. Franciszka - choć czasem zdarza się oswoić wilki, zazwyczaj to one potrafią zagryźć. Romero pojął, że najważniejsza jest ostatnia z nauk ukrzyżowanego Mistrza: »Nie ma większej miłości niż ta, gdy ktoś daje swoje życie za swoich nieprzyjaciół«".
Doświadczenie Kościoła Ameryki Południowej przypomina - zachowując wszelkie proporcje - realia Kościoła w Polsce w czasach PRL, w czasach "karnawału Solidarności" i później. Ksiądz Jerzy Popiełuszko, duszpasterz robotników, wołający o ich prawa jest tego najwymowniejszym świadectwem. Wydaje się, że dziś w Polsce odszedł w cień ten wymiar bardzo zaangażowanej służby Kościoła ludziom ubogim, ludziom pracy, warstwom gorzej sytuowanym. Czy papież Franciszek, człowiek z ziemi, na której jeszcze tak niedawno "tak-tak", "nie-nie" prowadziło ludzi Kościoła ku męczeństwu przypomni nam zapoznany aspekt zaangażowanej społecznie wiary? Z pozoru łatwiejszej, bo nie wymagającej dziś męczeństwa... Ale czy faktycznie łatwiejszej - dla duchownych i dla wiernych?
Skomentuj artykuł