Śpiewający Kościół, czyli ewangelizacja w rytmie pop
Najpierw była siostra, która swoim wykonaniem hitu Alicii Keys położyła na łopatki jury programu Voice of Italy, teraz przyszła pora na "śpiewającego księdza" z Irlandii. Ich występy obejrzały miliony internautów, nawet ludzie niechętni wobec Kościoła nie kryli zachwytu. Czy na naszych oczach narodziła się era pop-ewangelizacji?
Ojciec Ray Kelly z wykształcenia jest muzykiem, a obecnie pracuje nad swoją trzecią solową płytą. Kiedy 5 kwietnia na weselu pewnej irlandzkiej pary brawurowo wykonał utwór "Hallelujah" z repertuaru Leonarda Cohena, nie mógł przewidzieć, że z miejsca stanie się sensacją internetu. Przecież takie prezenty robił na ślubach od wielu lat, a w sieci można było znaleźć jego inne występy, choćby ten z 2010 roku, kiedy w podobnych okolicznościach śpiewa "You Raise Me Up".
A jednak tym razem coś zagrało, gdzieś przechylona została kostka internetowego domina i lawina ruszyła. Narodził się kolejny, po siostrze Cristinie Scucci, bohater zbiorowej wyobraźni. Co łączy oba te występy? Osoby konsekrowane - jasne, muzyka - oczywiste. Ale to wszystko już przecież było. Z jednym wyjątkiem. Wreszcie nie musimy się wstydzić.
Siostra daje czadu, ksiądz nie fałszuje. W rytm, z luzem, radością i po prostu talentem. W końcu nie po to został nam dany od Boga, aby go zakopać. "Uwielbiam śpiewać, ale nie chciałbym robić tego na pełen etat. Moim powołaniem jest posługa kapłańska. Na swoje umiejętności wokalne patrzę w ten sposób: dostałem dar, więc muszę go dobrze spożytkować" - przyznał ksiądz Ray Kelly w rozmowie z BBC.
Podobnie po sukcesie swojego występu wypowiadała się siostra Cristina: "Mój przekaz jest mocny; to przekaz młodej osoby, która poświęca swoje życie Bogu i wciąż robi to, co ktoś w moim wieku. Jest to przesłanie wierności i miłości, które przekazuję swoim głosem. Muszę dzielić się mym głosem ze wszystkimi".
Co jest w całym tym "zamieszaniu" znamienne? Od dawna nie widziałem w internecie tak pozytywnych słów skierowanych w stronę Kościoła, jak właśnie po tych dwóch występach. Powiecie - tanie efekciarstwo? Bzdura. Okazało się, jak wielki jest głód - nawet wśród ateistów - za wiarą spontaniczną, nie tłamszącą talentu i nie lękającą się świata.
"Dlaczego u nas nie ma takich księży?", pytali zupełnie poważnie moi niewierzący znajomi. Odpowiadałem im, że są, ale nie zawsze widoczni. Z resztą, czasami mam wrażenie, że wiedzą co robią. W końcu jedyna krytyka jaka płynęła w kierunku sympatycznej zakonnicy i irlandzkiego duchownego, wychodziła z... wnętrza Kościoła.
"Lans", "pomieszanie porządków", "brak pokory", robienie z Mszy "własnego show" - to tylko najlżejsze zarzuty formułowane w kierunku nowych "gwiazd internetu". To jasne, ksiądz mógł poczekać do końca liturgii i zaśpiewać już po błogosławieństwie, a nie przed nim. Siostra mogła się powstrzymać przez charakterystycznym znakiem "diabła", pokazywanym tradycyjnie na koncertach rockowych. Tak się jednak nie stało. Cristina Scucci spontanicznie podniosła rękę, Ray Kelly zaśpiewał, kiedy zaśpiewał. Efekty? Miliony ludzi na całym świecie widzą, że powołanie nie zabija naszej osobowości, a wiara to w istocie czysta radość. Chyba nie zapomnieliśmy jeszcze, co znaczy "Ewangelia"?
Każde czasy wymagają innego świadectwa. Obok mistyków i pokornych duchownych, muszą istnieć ci, którzy wyjdą przed szereg. Dlaczego? Bo nawet jeśli po drodze kilka razy się potkną, nikt tak jak oni nie rozpala wyobraźni. A stąd już tylko jeden krok do wiary.
Marcin Makowski - redaktor i publicysta DEON.pl, twórca portalu DziwnaWojna.pl. Jego teksty można przeczytać na blogu autorskim. Twitter: @makowski_m
Skomentuj artykuł