Szkolna katecheza - debata potrzebna od zaraz
Czy "edukacja religijna" będzie faktyczną katechezą, a nie czymś jeszcze mniej ważnym niż lekcja wuefu? Czy ktoś się w ogóle zastanawia, jak dużym obciążeniem dla społecznej wiarygodności Kościoła jest coś takiego jak powszechnie lekceważona katecheza?
Inicjatywa "Świecka szkoła" zbiera podpisy pod obywatelskim projektem ustawy, który zniósłby obowiązek finansowania nauczania religii z budżetu państwa. Zdaniem autorów projektu ten obowiązek powinien spoczywać na związkach wyznaniowych (czyli w największym stopniu na Kościele katolickim) i na rodzicach.
Wśród pomysłodawców akcji jest Leszek Jażdżewski, naczelny liberalnego gospodarczo i kulturowo pisma "Liberté!". Akcję zbierania podpisów wspomagają osoby aktywnie zaangażowane w politykę, m.in. poseł Piotr Bauć z Ruchu Palikota, członek poselskiej komisji do spraw edukacji, oraz Katarzyna Lubnauer z partii Nowoczesna Ryszarda Petru.
Sojusz liberałów
Tego typu inicjatywa to z pewnością "znak czasu", choćby ze względu na coraz wyraźniejszy sojusz liberałów gospodarczych i kulturowych, którzy chętnie znieśliby jak najwięcej obciążeń finansowych państwa. Co więcej, są żywo zainteresowani jak najdalej idącą laicyzacją stanowionego prawa i obyczajów politycznych.
Wzrostowi liczby takich inicjatyw służy stopniowe odsuwanie się części polskiego społeczeństwa od Kościoła, przynajmniej jako instytucji.
Często wiąże się to z prywatyzacją wiary. Nawet dla osób uważających się za wierzących katolików "struktury kościelne" stanowią już nie tak rzadko "zbędny element". Powoli, ale w coraz bardziej widoczny sposób, narasta antagonizm między tymi, którzy chcą bronić obecności Kościoła w sferze publicznej i tymi, którzy chcieliby go z niej wyrugować.
Póki co "antykościelni radykałowie" mają, owszem, dobrą prasę w większości mainstreamowych mediów. Potrafią się zorganizować i klarownie przedstawiać swoje racje. Ich szeregi rosną, ale wciąż stanowią mniejszość. Sęk w tym, że jest to mniejszość coraz bardziej widoczna.
Dobrze to pokazuje los opisanej wyżej inicjatywy: dotychczas jej pomysłodawcom udało się zebrać około 30 tys. podpisów - brakuje jeszcze 70 tys., które musieliby zebrać w ciągu półtora miesiąca. Sekunduje im w tym choćby "Gazeta Wyborcza".
Czy nadejdzie rewolucja?
Niewykluczone, że w ciągu następnych lat czy kolejnych dekad dojdzie do sytuacji, w której na poziomie rozstrzygnięć ustrojowych Kościół utrzyma status quo ustalone w początkach III Rzeczpospolitej, ale w społeczeństwie będzie rosła liczba osób na różne sposoby kontestujących tę sytuację.
W młodszych pokoleniach widać na ogół znacznie większe poparcie dla skrajnego liberalizmu gospodarczego oraz większe przyzwolenie dla haseł obyczajowego liberalizmu. Obecna ekipa rządowa w gorącym przedwyborczym czasie wyraźnie szuka dla siebie głosów wśród obyczajowych liberałów/obyczajowej lewicy.
Jak w tej sytuacji zachowa się Kościół w Polsce? Wróćmy do religii w szkołach. Jest dla mnie czymś zrozumiałym, że nasi hierarchowie nie chcą jej usuwania ze szkół (i najpewniej zdecydowanie wolą, żeby to państwo finansowało z budżetu naukę religii). Episkopat twardo domagał się przecież od rządu Tadeusza Mazowieckiego, by przywrócił religię do szkół.
Jest to jeden z kamieni węgielnych III Rzeczpospolitej, której kształt współtworzyli ludzie Kościoła - przy Okrągłym Stole, w Magdalence i później. Myślę, że usunięcie religii ze szkół (albo przeforsowanie jej finansowania z pieniędzy związków wyznaniowych) byłoby dla polskiego Kościoła rewolucją.
Katecheza ma się źle
Problem w tym, że "religijna edukacja" w szkołach stanowi najsłabsze ogniwo i tak kontrowersyjnego systemu edukacji. Polska szkoła ma liczne problemy, także związane z coraz dalej idącym rozwarstwieniem edukacyjnym, jest często przeciążona formalnościami i pełna przeludnionych klas.
O roli pedagogicznej szkoły też mówić coraz trudniej - po reformach Jerzego Buzka imieniem polskiej szkoły stała się biurokracja. Na łeb, na szyję spada autorytet nauczycieli, nawet gdy są to dobrzy i kompetentni ludzie. A katecheci, katechetki i księża często autorytetu nie mają wcale: uczniowie chodzą na religię i udają, że odbierają tam jakąś wiedzę dotyczącą religii katolickiej. Wykuwają formułki, a katecheci przymykają dość powszechnie oko na fakt, że nie są traktowani zbyt serio.
Przy odpowiedniej dozie tego udawania, że rzecz idzie dobrze, wszyscy są zadowoleni: większość uczniów, rodziców, nauczający religii i wreszcie nasi hierarchowie. Czasem co prawda ktoś wybuchnie, jakiś ksiądz czy rodzic napisze płomienny list do mediów, że tak dalej być nie może. Ale później sprawa cichnie i rzecz toczy się w starych koleinach.
Ktoś może tutaj wybuchnie, że pewnie jestem za usunięciem religii ze szkół i że to kolejny "typowo deonowy" felieton. Rzecz w tym, że wcale za tym nie jestem. Polskie społeczeństwo ma własną kulturę polityczną, nie tak zlaicyzowaną jak niektóre państwa zachodnie, własne wzorce relacji państwo-Kościół, i ma prawo do ich kultywowania.
Staraniem Kościoła powinno być, żeby społeczeństwo chciało te obyczaje wciąż kultywować - jako wartościowe, a nie tylko przyjęte czysto konformistycznie. A to oznacza szukanie optymalnych formuł i sensownych rozwiązań, które sprawiłyby choćby, że religia w szkołach nie będzie czymś fikcyjnym, czego nie da się obronić w ewentualnej kryzysowej sytuacji.
Że wreszcie "edukacja religijna" będzie faktyczną katechezą, a nie czymś jeszcze mniej ważnym niż lekcja wuefu. Czy ktoś się w ogóle zastanawia, jak dużym obciążeniem dla społecznej wiarygodności Kościoła jest coś takiego jak powszechnie lekceważona katecheza?
Katechetyczny Okrągły Stół
Niewykluczone, że Kościół w Polsce powinien na przykład pomyśleć o wzmocnieniu "pozaszkolnej oferty" dla uczniów. Na przykład: część zajęć z religii odbywałaby się w "salkach". Sam należę do pokolenia, które bodaj do siódmej klasy szkoły podstawowej "chodziło do salki" na religię i naprawdę mam wrażenie, że katecheza - jak by to ująć - "inaczej smakowała".
Plan zajęć można by podzielić tak, że nieco inne treści przekazywano by w salkach (np. prawdy wiary, tematyka liturgiczna) a tematykę dotyczącą, np. inkulturacji albo kwestii dotyczących katolickiej nauki społecznej - w szkołach. No ale to wymagałoby większych nakładów i finansowych, i organizacyjnych właśnie ze strony Kościoła.
Osobną kwestią jest to, czy Kościół poświęca dziś wystarczającą uwagę właśnie katechetom, świeckim i duchownym, czy dba się o ich formację, zarówno pod kątem merytorycznym, jak i umiejętności pedagogicznych.
Dobre dwa lata temu Ignacy Dudkiewicz na łamach pisma "Kontakt" opublikował artykuł "Lekcja absolutu", w którym postulował Okrągły Stół w sprawie "szkolnej katechezy".
Pisał wówczas: "najwyższy już chyba czas, by przeprowadzić całościową i uczciwą ewaluację nauki religii na podstawie dwudziestu lat, które minęły od przywrócenia katechezy do szkół. Ewaluację, do której zaproszeni zostaliby na równych prawach biskupi, katecheci, naukowcy, politycy i rodzice. (…) Zbyt wiele istnieje wątpliwości wokół nauczania religii, zarówno jego ulokowania, jak i sposobu prowadzenia, by pozostawiać ich rozstrzyganie wąskiemu gronu katechetyków i biskupów".
Mam smutne wrażenie, że rzadko kto chce o tych sprawach poważnie dyskutować, także w środowiskach naprawdę zaangażowanych w życie Kościoła. Jest jakiś lęk przed dotykaniem wszystkiego, co jest nieco trudniejsze, a czego nie da się ewentualnie zakląć w formułę: "wszystko przez to lewactwo".
Niestety, w tym przypadku może się okazać, że poważna refleksja i nagłośnienie tematu przyjdą wtedy, gdy z katechezy szkolnej naprawdę nie będzie już czego zbierać. I kto wtedy będzie za to odpowiedzialny?
Skomentuj artykuł