Mars, kosmos i język matematyki

fot. isaac sloman / Unsplash

Czy istnieje życie na Marsie? Czy gdzieś w odległych otchłaniach kosmosu istnieją inne istoty żywe? Czy życie musi być ukształtowane na wzór organizmów, jakie znamy? To wszystko są pytania, które w ostatnich dniach stawiają przed nami trzy misje marsjańskie.

Dla człowieka wierzącego, dla chrześcijanina zawierają one w sobie jeszcze jedno pytanie: kim w istocie jesteśmy? Jaka jest nasza prawdziwa natura i realne miejsce we Wszechświecie? Czy odkrycia naukowe, te związane z kosmologią, z neuronaukami, ale także szerzej z biologią ewolucyjną, mają jakiś realny wpływ na naszą wiarę? Czy jakoś ją one zmieniają, podważają, zmuszają nas do nowej, głębszej refleksji? A może nasza wiara, nasze samopostrzeganie pozostają takie same i nic się nie zmienia?

Odpowiedzi na te pytania mają ogromne znaczenie dla katolika. Wiara, jak ją rozumie Kościół, pozostaje racjonalna, rozumna, zakorzeniona w świecie realnym. Nie jest ona ani tylko emocją, uczuciem, odmiennym postrzeganiem świata, ani tym bardziej nie jest tylko wiarą, która przekreśla rozum i naukę i rzuca się w otchłań absurdu. Nie jest także, co pięknie ukazały średniowieczne polemiki z awerroizmem, autentyczną tezą o istnieniu dwóch prawd, jednej naukowej i drugiej religijnej, które mogą pozostawać ze sobą w sprzeczności. Wiara i rozum, wiara i nauka - choć oczywiście postrzegają świat z różnych perspektywy, mają odmienne metody i cele, to jednocześnie jeśli mają dotyczyć tej samej rzeczywistości - nie mogą być na najgłębszym poziomie sprzeczne. Taka sprzeczność oznaczałaby albo, że jedna z nich jest fałszywa, albo w ogóle prawda nie istnieje (co swoją drogą, także byłoby sprzeczne z katolickim postrzeganiem rzeczywistości). Dostojewski, przy całym swoim geniuszu mylił się gruntowanie, gdy pisał, że "gdybym miał wybrać między prawdą a Chrystusem, wybrałbym Chrystusa". Taki wybór w istocie nigdy nie zachodzi.

Instytucjonalne chrześcijaństwo, teologowie, a nawet Ojcowie Kościoła czy papieże, o całych społecznościach chrześcijańskich nie wspominając, mogą się mylić, albo odrzucać czy podważać prawdę, mogą budować swój światopogląd na fałszywych przesłankach dotyczących miejsca człowieka we Wszechświecie, jego relacji ze światem zwierząt, albo przyrodniczo rozumianego pochodzenia. Jeśli jednak chodzi o istotne prawdy wiary, te, które albo otrzymujemy w Objawieniu, albo które jesteśmy w stanie wywnioskować z analizy natury (do której - tak swoją drogą - przekonywał już św. Paweł Apostoł), to nie mogą być one sprzeczne z twierdzeniami nauki, tak jak dobrze, poprawnie metodologicznie uprawiana nauka nie prowadzi do wniosków sprzecznych z wiarą. Jeśli gdzieś taki konflikt zachodzi (a że zachodzi, bywa faktem), to wynika on albo z tego, że przypisujemy tezom światopoglądowym czy zależnym od przemijającego obrazu świata charakter religijny, albo dlatego, że pod płaszczykiem nauki albo pod jej szyldem, ale już poza jej ścisłymi granicami, niekiedy w sposób metodologicznie niepoprawny, uprawiamy filozofię czy światopoglądowe połajanki. "Nowym ateistom" (i to także takim, którzy, gdy uprawiają naukę, należy się ogromny szacunek) zdarza się to szczególnie często. Teiści również (w tym chrześcijanie) niekiedy wykorzystują naukę do uzasadniania swoich tez religijnych, co jest nie tylko sprzeczne z poprawną metodologią badań naukowych, ale jest także błędne z perspektywy religijnej.

DEON.PL POLECA

O czym mówię? A choćby o próbach wykorzystania Boga do łatania dziur w teoriach naukowych. Gdy nie wiemy, co działo się przed wielkim wybuchem (może w sensie ścisłym nic się nie działo, bo nie było czasu), albo jakie były przyczyny, procesy prowadzące do jego "wydarzenia", to uruchamiamy religijną argumentację i z triumfem obwieszczamy, że stał za nim Stwórca. Tyle że to nie jest ani nauka, ani dobra teologia. Ta pierwsza istnieje dzięki zastosowaniu brzytwy Ockhama, która wyklucza argumentowanie z Absolutu dla wyjaśnienia zjawisk naturalnych, ta druga ma świadomość, że teologia nie wyjaśnia fizycznych zjawisk, a do tego zachowuje w pamięci długi ciąg niepotrzebnego - z perspektywy nauki - "łatania Bogiem" dziur w nauce, które ostatecznie można było wyjaśnić w inny sposób.

Na poziomie bardziej przyziemnym można też powiedzieć, że takim błędem jest dowodzenie istnienia życia pozagrobowego za pomocą "doświadczeń bliskich śmierci". Duszpasterstwo opierające się na dowodzeniu z owych przeżyć, że istnieje Niebo i piekło, a także życie wieczne, jest mało racjonalne, a do tego mało katolickie. A powód jest dość oczywisty. Otóż tak się składa, że śmierć - i to jest jej cecha, co do której nie ma najmniejszych wątpliwości - ma charakter nieodwracalny. Najkrócej rzecz ujmując, jeśli ktoś umarł, to nie żyje, a jeśli żyje - a jedynie znajdował się w stanie bliskim śmierci - to znaczy, że nie umarł. Jeśli zaś nie umarł, to nie ma nic do powiedzenia na temat tego, co znajduje się po tamtej, drugiej stronie. Jakby tego było mało, doświadczenia bliskie śmierci mogą mieć całkowicie naturalne przyczyny, które z przeżyciami mistycznymi nie mają nic wspólnego. Czy Pan Bóg może je wykorzystać do nawrócenia ludzi? Może, ale to wcale nie oznacza, że są one dla nas źródłem wiedzy o zaświatach czy o życiu pozagrobowym, a jedynie, że Pan Bóg - to już jest myślenie religijne - wykorzystuje działanie naszego mózgu do tego, by coś w naszym życiu zmienić.

Zostawmy jednak neurologię i doświadczenia bliskie śmierci i wróćmy do Marsa i możliwego na nim życia, a szerzej do pytania o inne formy życia we Wszechświecie. Nie wiem i nie rozstrzygam, czy i w jakich formach ono istnieje, czy gdzieś w bezkresnym Kosmosie istnieje jakaś inna cywilizacja, czy inna forma inteligentnego życia. Może tak, a może nie. Możemy być jedyną iskierką rozumnego życia we Wszechświecie (bo pamiętajmy, że z perspektywy wiary istnieje jeszcze świat bytów duchowych, do których nauka nie ma dostępu), a może być tak, że dynamizm ewolucyjny doprowadził także w innych miejscach do wytworzenia się rozumnego życia. I jedno, i drugie jest możliwe, a może być i tak, że gdzieś w kosmosie istnieją jakieś podstawowe formy życia, ale rozum, racjonalność w formie, jaką znamy, rozbłysło tylko tutaj. Każda z tych możliwości jest - na tym etapie - tak samo mało uzasadniona, i tak samo z perspektywy wiary dopuszczalna. A powód jest prosty: katolicyzm zwyczajnie nie wypowiada się na temat istnienia, bądź nieistnienia życia poza ziemią. Istotna prawda wiary odnosząca się do Kosmosu jest tylko jedna: został on stworzony z niczego przez Boga i przez Boga jest podtrzymywany w istnieniu. Jak to się dokonało, jakie procesy zachodziły, to jest coś, co jest poza naszą wiedzą i zdolnością pojmowania. Jeśli coś na ten temat wiemy, to jedynie tyle, co sugeruje nam Ewangelia św. Jana, gdzie mowa jest o tym, że "na początku było Słowo". Grecki Logos oznacza jednak o wiele więcej niż tylko Słowo. Termin ten zawiera w sobie także pojęcie sensu, znaczenia, rozumu. Na początku więc świata jest Sens, Znaczenie, Słowo. Świat jest nimi przeniknięty, ogarnięty, pozostaje racjonalny i rozumny, tak jak rozumny i racjonalny (choć w sposób przekraczający nasze myślenie) jest Bóg-Stwórca.

Drugą istotną prawdą, jaką przekazuje nam Objawienie o Bogu, Kosmosie i człowieku, jest teza o tym, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. To prawda istotna, ale i ona nie mówi nam nic o istnieniu bądź nie istnieniu życia poza Ziemią, a odnosi się tylko do pewnych szczególnych cech człowieka - wolności, świadomej rozumności, zdolności do ofiarnej miłości, która sprawia, że w jakiś zaskakujący dla nas samych sposób jesteśmy otwarci na Transcendencję, na Boga, i że - choć stworzeni, być może gdzieś na marginesie Wszechświata, na peryferiach - jesteśmy Jego ukochanymi dziećmi. Bóg - swoją drogą - ukochał peryferia, nawet, gdy miał się narodzić, to wybrał Palestynę, a nie centrum ówczesnego świata, jakim był Rzym.

Biblia nie precyzuje także, jak doszło do stworzenia. Biologia ewolucyjna, ale także budowa naszego organizmu, nie pozostawiają wielkich wątpliwości, co do ewolucyjnego kształtowania się naszej natury. Gdzieś w tym procesie - nie jest dla nas ani jasne, gdzie, ani kiedy - doszło do powstania świadomości i - jak wierzymy - uczłowieczenia, przekazu nieśmiertelnej duszy. Pius XII bardzo mocno akcentował jeszcze, że stało się to wobec pary pierwszych ludzi, których Księga Rodzaju nazywa Adamem i Ewą, ale wielu współczesnych - także katolickich teologów - nie ma problemu z uznaniem, że ten proces mógł dotyczyć także całej kohorty ludzi, albo pary czy kilku par z takiej kohorty. Ulepienie z gliny oznaczać może przecież właśnie wytworzenie w naturalnym procesie. Ci pierwsi ludzie doświadczali swojego człowieczeństwa, swojej wolności inaczej niż my i gdzieś - znowu nie wiemy, ani gdzie, ani kiedy, ani w jaki sposób - doznali skazy grzechu pierworodnego, odkrycia swojej wolności, ale także dobra i zła, które skazuje nas wszystkich na nieustanne upadanie i powstawania. Nie chodzi tylko o piękny mit, który wyjaśnia naszą skłonność do zła, ale także o pewną najgłębszą prawdę o naszej naturze. Biologia nic nam jednak w tej sprawie nie wyjaśni, bo to akurat jest prawda z innej dziedziny.

I wreszcie prawda wiary ostatnia, być może - gdy staje się wobec ogromu Wszechświata i naszej słabości, naszego zagubienia we Wszechświecie - najbardziej zaskakująca. Otóż Bóg - Logos, Druga Osoba Trójcy Świętej - stała się dla naszego zbawienia człowiekiem. Dramat historii zbawienia, nie tylko człowieka, ale także Kosmosu (co przepięknie ukazuje liturgia prawosławna) dokonał się na peryferiach, na niewielkiej planecie, wśród istot, które - choć mają świadomość, rozum, wolność - pozostają przecież wciąż zwierzętami. Bunt Aniołów, upadek Lucyfera stają się jakoś bardziej zrozumiałe, gdy uświadomimy sobie, na jakichś kosmicznych peryferiach znajduje się Ziemia, i jak drobną w porównaniu z potęgą Kosmosu (o potędze Boga nie wspominając) istotą jest człowiek. Kimś takim, produktem biologicznej ewolucji na odległej planecie, zagubionej w układzie Słonecznym, miał stać się Bóg. Niesamowite, a jednocześnie dające odczucie ogromnej miłości.

Marsjańska wyprawa człowieka uświadamia jeszcze jedno. Tak się bowiem składa, że jest ona możliwa dzięki temu, że świat, kosmos są racjonalne, przeniknięte matematyką, a może lepiej powiedzieć, że językiem świata pozostaje matematyka. Gdyby było inaczej, to ta podróż byłaby niemożliwa. Jeśli zaś kosmos jest racjonalny, rozumny, przeniknięty pewnymi prawami, to można adekwatnie zadać pytanie, czy nie jest taki również człowiek? Jeśli odpowiemy twierdząco na to pytanie (przy pełnej świadomości, że nasza psychika i nasz mózg pozostają dla nas niekiedy przykryte ciemnością), to możemy zadać pytanie, czy pragnienie nieskończoności, pragnienie religijne, jakie w człowieku jest (a tysiąclecia rozwoju różnych systemów religijnych są tego dowodem), a także pragnienie nieśmiertelności (a nie tylko lęk przed śmiercią) nie są także wpisane w wyższą racjonalność, a może nie są otwarciem na ową wyższa racjonalność? Nie jest to rzecz jasna dowód na istnienie Boga, a jedynie pytanie, które w obliczu potęgi Wszechświata, a jednocześnie jego pięknego matematycznego uporządkowania możemy zadawać. Absurd śmierci racjonalnej istoty, która szuka wieczności, byłby głęboko niespójny z obrazem rozumnego Wszechświata. Piszę to, choć wiem, że dla wielu akurat to twierdzenie jest jedynie racjonalną ucieczką przed lękiem wobec śmierci. Lękiem, który w takiej formie dostępny jest - przynajmniej tu na Ziemi - tylko człowiekowi.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mars, kosmos i język matematyki
Komentarze (18)
IN
~Iga N
5 marca 2021, 09:48
Skoro człowiek nie " spadł" z nieba tylko powstał w procesie ewolucji to jego przodkami były zwierzęta. Stąd nasza skłonność do błędu, brak wiedzy, nieświadomość, instynkty, popędy. To wszystko było wcześniej. Trudno więc wierzyć że jakieś wydarzenie zkaziło nasza naturę. A co do relacji z Bogiem to rodzi to wątpliwości czy człowiek miał do tego dostęp. Nawet dzisiaj jest to trudne do udowodnienia że to co przeżywamy to relacja z Nim, to kwestia wiary. Czy pierwsi ludzie rozmawiali z Bogiem jakoś inaczej, rozstepowaky się niebiosa? To czemu ta relacja się skończyła i człowiek tego nie pamiętał tylko wierzył w siły przyrody? Bóg się obraził? To wszystko mi się nie zgadza. Jedyna nadzieja że my to wszystko źle rozumiemy.
LZ
~Leon Ząb
5 marca 2021, 23:36
1. Ciało człowieka ma pochodzenie zwierzęce ale jego dusza różni się od zwierzęcej bo jest rozumna oraz nieśmiertelna. Według mnie było tak iż Pan Bóg niejako "wlał" je w ciało dwójki wczesnych hominidów obdarowując ich ponadto nadnaturalnymi darami. 2. Przed popełnieniem grzechu pierworodnego człowiek m.in całkowicie panował nad swoimi biologicznymi instynktami, po grzechu prarodziców nasza natura stała się o wiele bardziej ułomna oraz zmysłowa tak iż bardzo często to cielesne impulsy kierują naszą wolą. Na przykład człowiek wiedziony skrajnym głodem lub popędem seksualnym potrafi dopuszczać się moralnie złych czynów mimo iż w głębi swojego sumienia brzydzi się takim zachowaniem. Zdaje się święty Paweł uczy nas na kartach Nowego Testamentu że często ciało i dusza ludzka dążą do przeciwstawnych sobie celów i ludzie którzy żyją "podług ciała" nie osiągną zbawienia.
IN
~Iga N
6 marca 2021, 11:32
My jesteśmy rozumni bo mamy w mózgu korę nową która odpowiada min za kontrolę emocji, popędów ale w stresowej sytuacji działa mózg gadzi który walczy o przetrwanie. To tak upraszczając.Jak inaczej mamy przetrwać na tym pięknym ale trudnym świecie? Nie wiem czym jest duszą ale nawet jeśli ja mamy to jest ściśle połączona z ciałem. I trudno tutaj cokolwiek przesądzać o jej wolności. Na pewno różnimy się od zwierząt jednak zwierzęce popędy są nam też potrzebne. Ale czy to jest dziwne że można się przy tym pogubić? Trudno mi uwierzyć że kiedyś człowiek nie musiał się uczyć na błędach i miał idealne relacje z innymi. Bardziej wierzę w proces.
LZ
~Leon Ząb
6 marca 2021, 15:07
Dlatego przezwyciężanie własnych instynktów w imię wyższych celów nazywamy cnotami. Człowiek który trwa w ascezie, składa w ofierze swoje życie, bezinteresownie pomaga obcym, wystrzega się rozpusty, przebacza swoim oprawcom itd. udowadnia że posiada wolę silniejszą niż jego biologiczne uwarunkowania. Czym jest dusza? Myślę że możemy ją zdefiniować jako niematerialna, niezniszczalna część naszej jaźni bezpośrednio stwarzanej przez Boga aby trwać wiecznie, dlatego też nazywamy Boga naszym Ojcem Niebieskim. Kościół naucza że duszę posiadają wszelkie żyjące byty ale tylko ta ludzka nie umiera wraz z ciałem.
WG
W Gedymin
3 marca 2021, 09:26
Co do piękna matematyki, to jest w niej twierdzenie Gödla z większymi filozoficznymi niż matematycznymi "konsekwencjami"
KW
~ka we
7 marca 2021, 18:11
Dokładnie, nawet język matematyki ma swoje ograniczenia.
JY
~john yossarian
3 marca 2021, 08:38
..., bo nie DA się całej współczesnej...
WG
W Gedymin
3 marca 2021, 08:22
"Jeśli jednak chodzi o istotne prawdy wiary, te, które albo otrzymujemy w Objawieniu, albo które jesteśmy w stanie wywnioskować z analizy natury" - jakie istotne prawdy wiary jesteśmy w stanie wywnioskować z natury?? Jeżeli możemy wywnioskować, to w tych punktach wiara przestaje być wiarą, a staje się wiedzą.
IN
~Iga N
5 marca 2021, 11:59
Czy pobyt tutaj na Ziemi jest tylko testem wiary czy też dochodzeniem do prawdy, choćby częściowo? Sam Jezus mówił że ma jeszcze wiele do powiedzenia ale uczniowie nie byłoby w stanie tego zrozumieć.
KW
~ka we
7 marca 2021, 18:31
@Iga N. Wydaje mi się że i jedno i drugie. Wiara dotyczy tego, czego nie widzimy. Przy tym należy to widzenie rozumieć szeroko - również poprzez instrumenty pomiarowe współczesnej nauki i to co z tych pomiarów jesteśmy w stanie wywnioskować (i tu ukłon w kierunku W Gedymina: całkowicie się z nim zgadzam). Nauka pomaga lepiej zrozumieć wiele spraw, poznać przyczyny i skutki, wielu działań. Jednak świat jest skonstruowany w ten sposób że sprawy wiary są niejako niezależne (ani nie zaprzeczają ani nie udowadniają) pozwalając wybrać. W pewnym miejscu musi pojawić się miejsce na TAK lub NIE człowieka. I to jest na tyle ważne dla Boga, że dopuszcza możliwość grzechu i cierpienia. Bez wolności nie ma miłości, a o miłość chodziło Bogu gdy stwarzał ten świat.
JY
~john yossarian
2 marca 2021, 22:37
"Ci pierwsi ludzie doświadczali swojego człowieczeństwa, swojej wolności inaczej niż my i gdzieś (...) doznali skazy grzechu pierworodnego, odkrycia swojej wolności, ale także dobra i zła." Bardzo to ładnie, wręcz poetycko napisane, ale niczego nie wyjaśnia. A problem tu widzę ogromny, bo nie się całej współczesnej paleoantropologii wyrzucić do kosza (to znaczy da się, o ile się ma mentalność płaskoziemców) i trzeba jakoś ją pożenić z obrazem raju i grzechu pierworodnego. Nie można od tego uciec (słusznym skądinąd) twierdzeniem, że Księga Rodzaju to nie kronika historyczna, bo jeśli wierzymy w stan pierwotnej szczęśliwości i następnie upadku, to musiało to przecież zaistnieć w konkretnym miejscu i czasie. W przeciwnym razie to tylko jakaś metafora. Może Deon pokusiłby się o artykulik? Tylko nie dawajcie jakichś blubrów pierwszego z brzegu chętnego apologety, co to "nie matura, lecz chęć szczera..." Gdyby tak ktoś pokroju ks. Michała Hellera...
IN
~Iga N
2 marca 2021, 10:25
Wg mnie wytłumaczenie teologiczne grzechu pierworodnego takie jakie jest obecnie nie zgadza się z nauką. Jest to dla mnie przyczyną kryzysu wiary. Katechizm twierdzi, że człowiej zaczął popełniać błędy po pierwszym grzechu a skoro nie było raju tylko ten świat był jaki był od początku i były choroby to choćby to powoduje że człowiek nie był nieomylny. Skoro ciągle się rozwijamy to trudno uznać że kiedyś dawno temu ludzie byli już tacy jacy mieli być i nic im nie brakowało. Stąd uważam, że za duża winę i odpowiedzialność nakładana jest na człowieka. Może grzech pierworodny to był proces zyskania świadomości ale w takim razie to było nieuniknione dla rozwoju. I pytanie, gdzie jest tu nasza wina w tym? Może w odkupieniu Jezusa chodziło o coś innego czego jeszcze nie rozumiemy?
LZ
~Leon Ząb
2 marca 2021, 14:32
Biblijny raj to stan w jakim znajdował się człowiek a nie jakieś konkretne miejsce na Ziemi. Kościół uczy nas że pierwsi prarodzice przed popełnieniem grzechu pierworodnego posiadali ponadnaturalne właściwości takie jak nieśmiertelność ciała, niezniszczalne zdrowie i zdolność "widzenia" rzeczywistości duchowej. Wszystkie one zanikły z chwilą popełnienia grzechu pierworodnego i z wiązku z tym ludzie stali się o wiele bardziej zwierzęcy w swojej naturze.
KW
Kordian Wu
3 marca 2021, 03:01
Opowieść biblijna jest pięknym poematem który ma nam tylko przekazać prawdy wiary w formie symbolicznej niczym poezja. Opisuje jak lud wybrany Izrael pochodzi od jednej pary stworzonej przez Boga, co świadczy de facto że Bóg jest Ojcem Izraela. Grzech pierworodny wydaje mi się że powstał wtedy gdy Bóg udzielił jakieś prehistorycznej grupie, rodzinie ludzkiej łaski doświadczenia siebie samego jako Boga i przyjaciela pod wpływem spontanicznej modlitwy tych osób, co zaskutkowało niezmiernym poczuciem szczęścia i spełnienia którego nie odnajdywali w brutalnej przyrodzie. Zaczęli poznawać Boga sercem i rozumem lecz pod wpływem pewnej pokusy lub próby radykalnie odwrócili się od sposobu postępowania jaki wyznaczała im łaska Boża przez co stracili pokój wewnętrzny i silny modlitewny kontakt z Bogiem.To sprawiło że czar obcowania duchowego z Bogiem prysł i pozostało złudne poczucie samotności w nieprzyjaznym świecie.
KW
Kordian Wu
3 marca 2021, 03:02
Człowiek zamknął się w sobie w swoich problemach choć Bóg człowieka nie opuścił. Żywy kontakt modlitewny z Bogiem stał się trudny przez grzech, który zmienił człowieka na powrót w osobnika który nie potrafi pogodzić uczuć i popędów z piękną i rozumną duchowością mającą te instynkty uszlachetnić. Tak sobie tłumacze.
KW
~ka we
3 marca 2021, 13:48
Grzech pierworodny, jak każdy zresztą, to nie jest kwestia pomyłki czy ludzkiego błędu, tylko wolnej woli. Bo grzech jest świadomym i dobrowolnym odejściem od Boga. Czasem na zewnątrz trudno zobaczyć czy jakieś zło było efektem jednego czy drugiego, dla nas ludzi to jest zakryte i dlatego powinniśmy się powstrzymać od łatwych osądów, ale Bóg to widzi. Sam grzech pierworodny nie był nieunikniony - ludzie mogli wybrać inaczej (w przeciwnym wypadku nie byłby to grzech). Co by wtedy było - nie wiemy. Konsekwencją grzechu - zerwania z Bogiem źródłem życia - jest śmierć. Sami ludzie nie jesteśmy w stanie tego naprawić - i tu wyszła inicjatywa od Boga - Jezus i odkupienie.
IN
~Iga N
5 marca 2021, 09:27
W katechizmie jest napisane o błędach, z tego co słyszałam to słowo " grzech" oznacza inaczej błąd. Nie twierdzę że nie ma wolnej woli jest ona jednak mocno ograniczona, nawet sobie nie zdajemy sprawy ile rzeczy na nas wpływa. Także powinniśmy rzeczywiście nie osądzać siebie i innych. Tylko bardziej patrzeć z ciekawością na człowieka i z miłosierdziem. A historia z Księgi Rodzaju jest pewnym mitem, nie jest to tylko moje zdanie, to nie jest księga historyczna. Wychodzi na to, że od początku byliśmy jacy byliśmy , bez zwierzęcych mechanizmów jak przetrwalibyśmy na ziemi? Paradoks jest taki, że działanie naszego mózgu czasem ratuje na życie a czasem nam szkodzi. Zwierzęta też mogą kogoś zaatakować niesłusznie ale są nieświadome swoich błędów zapewne. A my zyskaliśmy ta świadomość co z jednej strony nas rozwija a z drugiej powoduje poczucie winy. Stąd sens odkupienia może.
KW
~ka we
7 marca 2021, 18:05
@Iga N :A czy może mi pani wskazać konkretne namiary na miejsce gdzie jest mowa że grzech = błąd? Czy chodzi pani o Katechizm Kościoła Katolickiego? Może o jakiś inny katechizm pani chodzi... Gdzie Pani to konkretnie słyszała (wspólnota, osoba, jakaś książka)?