VELM sobie, a życie sobie. Potrzebna radykalna zmiana

Fot. Maurizio Brambatti (ANSA/EPA/PAP)

Stolica Apostolska nie będzie zajmowała się dalej badaniem rzekomych zaniedbań kard. Stanisława Dziwisza z czasów, gdy stał on na czele archidiecezji krakowskiej (2005-2016). Poinformowano o tym w komunikacie opublikowanym pod koniec kwietnia przez Nuncjaturę Apostolską w Warszawie. Wedle tego komunikatu w Rzymie zbadano dokumentację, którą po swojej ubiegłorocznej wizycie w Polsce przedłożył kard. Angelo Bagnasco – hierarcha wyznaczony do zbadania zarzutów stawianych b. metropolicie krakowskiemu. „Analiza zebranej dokumentacji pozwoliła ocenić te działania kard. Stanisława Dziwisza jako prawidłowe i w związku z tym Stolica Apostolska postanowiła dalej nie procedować” – stwierdzono w oficjalnym piśmie.

Decyzja Stolicy Apostolskiej wzbudziła mieszane uczucia. W licznych komentarzach pojawił się wręcz jęk zawodu. Wszak przez dłuższy czas stawiano hierarsze poważne zarzuty i niemożliwym jest, by był on bez skazy. Jęki, jękami, ale trzeba przyjąć, że sprawę zbadano właściwie i faktycznie żadnych zaniedbań się nie dopatrzono. Jest jednak nieufność. Wydaje się, że byłaby ona nawet wówczas, gdyby sam Jezus przyjrzał się tematowi i wydał werdykt. Skąd bierze się ów brak wiary i podważanie decyzji Stolicy Apostolskiej? Pośród wielu przyczyn na pierwszym miejscu postawiłbym brak przejrzystości całego procesu. Watykan za pośrednictwem nuncjatury wydaje lakoniczny komunikat, do którego możemy dopisywać wiele. I tak właśnie się dzieje. Nie pierwszy zresztą raz.

W komunikatach Stolicy Apostolskiej brak jest zatem informacji co dokładnie badano, wedle jakich procedur, itp. W odniesieniu do kardynała Dziwisza domyślamy się, że kard. Bagnasco był wyznaczonym do zbadania sprawy wedle przepisów adhortacji „Vos estis lux mundi” (VELM) z 2019 roku, która mówi m.in. o odpowiedzialności biskupów. Regułą jest, że sprawą ewentualnych zaniedbań danego biskupa ma się zająć metropolita właściwy dla miejsca pełnienia posługi przez hierarchę. W wyjątkowych, uzasadnionych przypadkach można ją zlecić innemu metropolicie bądź innej – wyznaczonej przez Watykan osobie. Tak prawdopodobnie było w tym przypadku, ale to niestety tylko domysł, bo konkretów zabrakło.

Druga rzecz, na którą warto zwrócić uwagę, to przewlekłość postępowania. Teoria zapisana w VELM mówi, że od czasu zgłoszenia potencjalnych nadużyć danego biskupa czy przełożonego zakonnego do zamknięcia sprawy ma minąć maksymalnie 90 dni. Tymczasem decyzje są ogłaszane po roku, czy nawet więcej od rozpoczęcia procedur. Można przyjąć, że terminy są dotrzymywane na poziomie Kościołów lokalnych lecz utykają w Rzymie. Mamy na to w Polsce kilka przykładów. Postępowanie wyjaśniające w odniesieniu do biskupa Andrzeja Dziuby zakończono w Polsce jesienią 2020 roku, ale informacji z Watykanu nie ma. Podobnie rzecz ma się z wyjaśnieniem zarzutów w odniesieniu do metropolity szczecińsko-kamieńskiego abp. Andrzeja Dzięgi czy seniora diecezji radomskiej bp. Henryka Tomasika. Zarzuty o to, że mogli się dopuszczać nieprawidłowości sformułowano publicznie dawno temu. I nic się nie dzieje. A przecież Watykanowi powinno zależeć na tym, by zarzuty wyjaśnić maksymalnie szybko. Tymczasem mamy do czynienia z odpychaniem problemu. Jak to wygląda? Opiszę krótko bazując na własnym doświadczeniu.

DEON.PL POLECA

W czerwcu 2020 roku na łamach „Rzeczpospolitej” opisałem zarzuty stawiane biskupowi Tomasikowi. Z dziennikarskiego śledztwa wynikało, że w Radomiu zaszły pewne nieprawidłowości. W uzgodnieniu z osobą pokrzywdzoną złożyłem w oparciu o VELM zawiadomienie w nuncjaturze apostolskiej w Warszawie. Otrzymałem lakoniczny list, że sprawa została przekazana do Rzymu. I zapadła głucha cisza. Z nieoficjalnych informacji uzyskanych w kolejnych miesiącach wynikało, że sprawę powierzono do wyjaśnienia jednemu z polskich biskupów. W lutym 2022 roku napisałem list do nuncjatury z prośbą o informację. Argumentowałem, że różne kościelne dokumenty dużo mówią o tym, że w przypadku niesłusznych oskarżeń trzeba danej osobie przywrócić jej dobre imię. A zatem chciałbym wiedzieć, czy zarzuty się potwierdziły czy nie – chciałbym mieć ewentualną możliwość publicznego ich odwołania i przeproszenia biskupa. Minął kolejny miesiąc. W końcu nuncjatura odpisała, że moją prośbę przekazuje do Rzymu…

I tak to się kręci. Nie wiem, czy wynika to z braku ludzi, którzy się tymi sprawami zajmują, czy też jest to działanie celowe, które ma spowodować, że ludzie zapomną. Otóż nie zapomną.

Ten brak przejrzystości procesów, przeciąganie procedur, brak odpowiedniej komunikacji powodują, że nieufność do Kościoła będzie trzymała się mocno i nic jej nie przełamie. VELM papież Franciszek podpisał 1 maja 2019 roku z mocą obowiązującą od 1 czerwca tegoż roku. Przepisy wprowadzono eksperymentalnie na trzy lata. Łatwo zatem obliczyć, że lada chwila stracą swoją moc. Stolica Apostolska pracuje ponoć nad nowymi regulacjami, ale bez radykalnej zmiany i usprawnienia procesów wszystkie zapewnienia, że sprawy tego typu są traktowane poważnie, trzeba będzie po prostu między bajki włożyć.

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

VELM sobie, a życie sobie. Potrzebna radykalna zmiana
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.