Więcej księdza Strzelczyka w Kościele
Kilka lat temu rozmawiałem z dwoma polskimi księżmi, którzy pracują za granicą. Zastanawiając się nad sytuacją Kościoła w Polsce, doszliśmy do wspólnego wniosku, że jednym z naszych największych problemów jest to, że jest on w ogromnym kryzysie, ale mało kto odważa się o tym głośno mówić.
Jeden z nich powiedział jeszcze mocniej: „W Polsce mamy wielki kryzys wiary, ale boimy się o tym mówić, bo nie chcemy się przyznać, że coś jest nie tak z naszym katolicyzmem, wstydzimy się stanięcia w prawdzie, a przecież to warunek konieczny nawrócenia i rozwoju”.
Te słowa zapadły mi w pamięć i mocno we mnie pracowały. Dyskutowałem o nich sporo w ostatnich miesiącach z różnymi znajomymi – wierzącymi i niewierzącymi. Również duża część tematów, o których rozmawiamy z Grzegorzem Kramerem SJ i Łukaszem Wojtusikiem w książce „Łobuzy. Grzesznicy mile widziani”, to tak naprawdę rozwinięcie tej myśli.
Część hierarchów zdaje się tego nie widzieć. Albo są wytrawnymi aktorami i doskonale udają, że nic złego się nie dzieje. Wciąż chwalą się statystykami i utrzymują narrację o Polsce jako ostatnim bastionie prawdziwego katolicyzmu. Wydaje się, że nie ruszają ich kolejne skandale, coraz większe zgorszenie i wyrażane głośno rozgoryczenie świeckich.
Dziś – czyli po „Klerze”, po Sekielskim, po kolejnych informacjach o nadużyciach seksualnych i biskupach niewyciągających konsekwencji wobec księży krzywdzicieli – sprawa wydaj się oczywista. Zmagamy się z potężnym kryzysem wiary w Kościele. Zwrócił na to uwagę emerytowany papież Benedykt XVI. A z tego kryzysu wynika wiele innych problemów. Kryzys instytucjonalny, kryzys zaufania do Kościoła, szkodliwe powiązania.
Brakuje autorefleksji, krytycznego spojrzenia na to, co się dzieje w naszej wspólnocie, rzetelnej analizy. I wyciągania wniosków oraz konsekwencji.
Nie zmienia to faktu, że większość decydentów nabiera wody w usta. Brakuje autorefleksji, krytycznego spojrzenia na to, co się dzieje w naszej wspólnocie, rzetelnej analizy. I wyciągania wniosków oraz konsekwencji.
Na szczęście są wyjątki. Jednym z nich jest ks. Grzegorz Strzelczyk – czyli jeden z najlepszych teologów w tym kraju. Wywiad z nim opublikowany na łamach wrześniowego numeru miesięcznika ZNAK powinien stać się punktem wyjścia do szerokiej rozmowy, o tym, co się dzieje w Kościele w Polsce, co musimy pilnie zmienić, z jakimi wyzwaniami się zmierzyć.
Oto kilka wyimków z tej naprawdę ważnej rozmowy:
„Mamy w polskim Kościele do czynienia z długotrwałą chorobą wrzodową. Wrzody teraz pękły i zaczęło cuchnąć. Niekompetentne, a niekiedy wręcz nieprawe, reagowanie kościelnych przełożonych na przypadki pedofilii to efekt instytucjonalnego kryzysu. W skrócie chodzi o to, że część przełożonych Kościoła w Polsce na różnych szczeblach nie wypełnia dobrze swoich obowiązków. I tak jest od dłuższego czasu”.
„Od pewnego momentu część naszego episkopatu działa analogicznie do pewnej partii politycznej – umacnia twardy elektorat. To jest strategia samobójcza. Myślę, że niedługo pojawi się masa krytyczna. Dodatkowym bodźcem do zmiany postawy mogą być kłopoty finansowe Kościoła. Wystarczy, że władzę w Polsce przejmie partia, która powie: odłączamy was. Przestajemy finansować remonty, lekcje religii i wydziały teologiczne. Obecnie mamy model finansowania, który uczynił nas – potencjalnie lub faktycznie – zakładnikami władzy”.
„Jestem za tym, żeby głośno wyrażać niezadowolenie. Problem polega na tym, że np. jeśli jakiś biskup ośmieli się powiedzieć coś krytycznego o Radiu Maryja albo o jego dyrektorze, to będzie miał od razu jeśli nie pikietę pod kurią, to tonę listów z pretensjami i urywające się telefony. W innych przypadkach takich protestów nie ma”.
„Czasy komunizmu, obawy o prowokacje bezpieki sprawiły, że biskupi i księża nauczyli się działania w półcieniu, bez ujawniania trudnych spraw. Nikt po 1989 r. nie powiedział wyraźnie, że trzeba z tym brakiem transparentności skończyć. To widać też w innych dziedzinach życia kościelnego, np. w kwestiach finansowych. Od 1983 r. rady ekonomiczne są obowiązkowe w parafiach i diecezjach. Rozmawiamy w 2019 r., a wiele parafii działa bez jakiejkolwiek przejrzystości finansowej”.
„W Polsce dorosło już całe pokolenie, które nie zobaczyło w wierze wartości i strząsnęło ją wraz z tym wszystkim, czego nie chciało kontynuować ze sposobu życia rodziców. A my w dyskursie publicznym powtarzamy jedynie, że mamy do czynienia z walką z Kościołem. Jeśli tylko na to nas stać, to nie ma szans nawet na amortyzację tych procesów. Młodzi nie walczą z Kościołem. Oni go po prostu ignorują”.
„Co mówię świeckim, którzy przychodzą do mnie i skarżą się: jesteśmy już tym wszystkim wkurzeni? Wkurzam się razem z nimi. Ja też się swatałem z Kościołem, gdy był w lepszym zdrowiu, ale nie będę się rozwodzić, gdy jest w gorszym stanie. Bez przesady. Jeśli widzę rzeczywistą trudność związaną z utratą fundamentu do wierzenia, to próbuję opowiadać o Jezusie. Bo to jednak o Jego Ewangelię chodzi”.
Wyobraźmy sobie, że ktoś ważny w Kościele po przeczytaniu tych punktów organizuje w siedzibie Episkopatu spotkanie, na które zaprasza przedstawicieli wspólnot, duszpasterzy, teologów, publicystów, liderów świeckich i duchownych. Wszyscy oni biorą udział w dyskusji i szukaniu rozwiązań, które mogą ożywić skostniały Kościół. To pierwsze spotkanie nie jest jednorazowym wydarzeniem, ale początkiem poważnej i partnerskiej współpracy świeckich z duchownymi. Bez uprzedzeń, bez lęków, z poczuciem odpowiedzialności.
Niemożliwe? Patrząc na reakcje niektórych decydentów przynajmniej mało prawdopodobne. Ale w historii Kościoła zdarzały się już rzeczy niemożliwe. Dziś przydałbym nam się cud. Niekoniecznie spektakularny. Taki, który pozwoliłby nam otworzyć oczy, stanąć w prawdzie i odnowić w nas pragnienie Kościoła ewangelicznego, wrażliwego, szanującego wolność myślenia, skoncentrowanego na Jezusie i służbie drugiemu człowiekowi. A nie jakiejś przerażającej parodii, w której pycha i poczucie wyższości nad resztą świata mieszają się z przekonaniem o własnej nieomylności, pożądaniem władzy, flirtowaniem z politykami, brakiem szacunku dla inaczej myślącego człowieka, skandalami i potworną butą.
Nie bójmy się przyznać sami przed sobą, że jesteśmy w wielkim kryzysie.
Skomentuj artykuł