Wielka Nowenna i moje zakłopotanie
Niedzielne ogłoszenia duszpasterskie. Wśród szczegółowych informacji dotyczących przebiegu liturgii Triduum Paschalnego, kapłan odczytuje też komunikat Przewodniczącego KEP z zachętą do włączenia się nas wszystkich w Wielką Nowennę przed dwutysiącleciem dzieła Odkupienia. Czytałam go już wcześniej w kilku mediach katolickich, więc ani pomysłem, ani treścią nie jestem zaskoczona. Za to towarzyszy mi dojmujące poczucie zakłopotania.
Należę do zaangażowanych katolików. Praktykuję wyznawaną wiarę najlepiej, jak umiem i dokładam starań, by moja obecność w Kościele była jak najbardziej świadoma. Nie mam żadnych wątpliwości, że zainicjowanie takiej nowenny jest cenne, potrzebne i ma ogromny potencjał. Tyle, że kiedy słyszę, iż najważniejszymi momentami tego dziewięcioletniego okresu mają być coroczne uroczystości Triduum, Wniebowstąpienia, Zesłania Ducha Świętego i Chrystusa Króla, to czuję się cokolwiek... zagubiona.
Do tej pory to właśnie te momenty wydawały mi się najistotniejsze w kalendarzu liturgicznym i - przynajmniej w parafiach, w których wzrastałam - najintensywniejsze przygotowania i duchowe wysiłki poprzedzały właśnie te uroczystości. Co więcej, odnosiłam wrażenie, że przekaz, że te wydarzenia są przez katolików szczególnie celebrowane, niósł się też dość jednoznacznie poza granice Kościoła. Czy to oznacza, że w latach 2024-2033 te punkty mają być przeżywane jeszcze bardziej ? A jeśli tak, to w czym ma się to konkretnie przejawiać? W dłuższych liturgiach? W jakichś peregrynacjach? W specjalnych modlitwach?
Rozpoczęliśmy Wielki Tydzień. Przygotowywaliśmy się do niego przez czterdzieści dni, bo Kościół nie od dziś wie, że bez Wielkiego Postu nasze serca nie zmieniłyby się ani o jotę. Ci, którym ten czas przemknął niepostrzeżenie, z całą pewnością zauważą, że trudno ni stąd, ni zowąd w pełni zanurzyć się w tajemnice Męki, Śmierci i Zmartwychwstania, jeśli nie wykonało się choćby minimalnego przygotowania gleby swojego serca na ten czas. Przygotowania są ważne. Dlatego martwi mnie to, że mam wrażenie, iż Wielką Nowennę poprzedza... wielka prowizorka.
Nie jestem ekspertem od teologii ani komunikacji. Niemniej raz na jakiś czas sama odmawiam różne nowenny z potrzeby serca. Tyle, że dziewięć lat to długi czas. Bardzo długi. Można w nim pomieścić mnóstwo cennych inicjatyw, ale można go też tak po prostu rozmyć, roztrwonić, stracić. Doświadczenia toczącego się synodu o synodalnosci - też przecież pomyślanego na lata, a nie na kilka tygodni - pokazują, że aby założony cel był realizowany, potrzebny jest ogromny wysiłek organizacyjny i zaangażowanie wielu ludzi. Ktoś musi za to odpowiadać, mieć wizję i realny pomysł co, jak i kiedy przeprowadzić. I obym się myliła w swoim odbiorze. Oby konkretyzacja nowenny była już dawno opracowana. Nie zmienia to faktu, że szansa z nagłośnieniem inicjatywy i porwaniem "tłumów", jaką daje moment rozpoczęcia danej akcji, właśnie rozmywa się w natłoku informacji organizacyjnych dotyczących przeżywania Triduum.
Czy jest jakaś modlitwa, którą wierni mogą odmawiać w swoich wspólnotach, by zjednoczyć się w wysiłku odnowy narodu? Jakieś hasło, wokół którego katoliccy influencerzy będą mogli robić dobrą robotę w mediach społecznościowych? Cytat z Pisma Świętego, który ma nas prowadzić? Logo akcji? Jasne, że to nie jest najważniejsze. Polacy przeżywali przecież już Wielką Nowennę w latach 1957-1967 zainicjowaną przez kard. Stefana Wyszyńskiego. Wtedy nie było mediów społecznościowych, a Kościół był szykanowany przez władze, co z całą pewnością nie ułatwiało realizacji tego programu. Inicjator miał jednak pomysł na tę inicjatywę i niekwestionowany autorytet, by ją przeprowadzić. I wydaje się, że kluczowe hasła i teksty tamtego czasu utkwiły w świadomości wiernych na lata. Jak będzie tym razem?
Dziś okoliczności, w jakich funkcjonujemy, zmieniły się i warto to mieć na uwadze. Wielka Nowenna, przypominająca Polakom wagę Daru Odkupienia, to naprawdę cenna inicjatywa, która - w moim odczuciu - ma ogromny potencjał zjednoczenia bardzo różnych środowisk i dotarcia z dobrą nowiną do ludzi spoza Kościoła. Tyle, że jeśli realizowana będzie bez rzeczywistej obudowy modlitewnej i organizacyjnej, pozostanie tylko pustym hasłem, który albo będzie dryfował w oceanie "duszpasterskich programów" i natłoku wiadomości, albo w pewnym momencie po prostu zaginie w akcji. A tego byśmy przecież nie chcieli, prawda? Oby więc szybko objawił się (nomen omen) konkret tego pomysłu. Z całego serca życzę arcybiskupowi Wojdzie, byśmy my, wierny Lud Boży, za te dziewięć lat mogli mu podziękować za to, że stał się twarzą inicjatywy, która pomogła Kościołowi w Polsce na nowo rozkwitnąć.
Skomentuj artykuł