Wrażenie po zakazie
Dlaczego zakazano ks. Bonieckiemu wypowiedzi w mediach? Po co? Jaka intencja za tym stoi? Takie pytania nie przestają się pojawiać. Do tego towarzyszą im próby odpowiedzi, bardziej lub mniej obiektywne. Ludzie się czegoś domyślają. Posądzają przełożonych ks. Bonieckiego o różne tajemnicze intencje, o snucie intrygi.
Oliwy do ognia dolewa ujawnienie faktu, że komunikat o wspomnianym zakazie został opublikowany i podpisany przez sekretarza prowincji marianów już po tym, jak zostało wyjaśnione, iż wzmiankowany w nim wpis o osobach LGBT to wmanipulowanie ks. Bonieckiego, a nie jego inicjatywa. Tak "to widać" po oświadczeniu "Tygodnika Powszechnego".
W jakim świetle stawia to autorów zakazu? Słychać mocne (wręcz niecenzuralne) słowa. I wcale to nie dziwi. Jeżeli tak było, to o jakie wrażenie (medialne wrażenie) chodziło tym, którzy tak, a nie inaczej uzasadnili zakaz dla ks. Bonieckiego?
Wiadomo, że nie jest to zakaz nauczania w imieniu Kościoła. Nie wspomniano o jakiejś tezie, o jakichś słowach sprzecznych z nauką Kościoła. Wtedy musiano by powołać komisję do zbadania tej tezy, musiano by postawić oskarżonego przed wyborem: odwołaj swoje słowa lub… (kiedyś stos, teraz milczenie, tzn. cofnięcie pozwolenia na nauczanie). To wszystko wywołałoby spór o tezy, o słowa, o nauczanie. Atakujący ks. Bonieckiego prawdopodobnie bali się tego jak ognia.
Nie chodzi więc o konkretne słowa. Chodzi o wrażenie! O to, jakie wrażenie wywołuje postawa ks. Bonieckiego. I oczywiście zakon, czy zgromadzenie zakonne, może unikać wywoływania pewnych wrażeń. Ma do tego prawo. Ale patrząc na wrażenie, jakie wywołał "podsądny", i to, jakie wywołali "sędziowie", warto zrobić ich bilans. A on o czymś świadczy. O czym? O sympatiach, też o sympatiach politycznych. Niestety.
Zakaz pojawił się po tym, jak ks. Boniecki wygłosił homilię na pogrzebie pana Piotra Szczęsnego. Jaka byłaby reakcja, gdyby akt samospalenia został wykonany np. jako sprzeciw wobec rezolucji Parlamentu Europejskiego wobec poczynań rządu RP? Czy taka sama? Naprawdę wielu ludzi się nad tym zastanawia. I jakie to sprawia wrażenie?
Bo przecież sam fakt wygłoszenia kazania na pogrzebie samobójcy nie może być napiętnowany! Tak się ciekawie składa, że kilka dni temu zostały opublikowane wskazania KEP dotyczące homilii. Czytamy w nich: "Biskupi polscy wskazują, że nie powinno się pozbawiać homilii uczestników liturgii pogrzebowej, także wtedy, gdy zmarły nie prowadził życia z wiary, choć należał do Kościoła".
Ks. Boniecki postąpił według tej instrukcji biskupów. Chyba nie za to pozbawiono go "przywileju medialnego"?
Nie dostał zakazu za fakt wygłoszenia homilii na pogrzebie. Nie wskazano też żadnych słów niezgodnych z nauką Kościoła. O co więc chodzi? O wrażenie.
Zamiast potępić, starał się być blisko rodziny i zmarłego. Towarzyszył im. I starał się zrozumieć, odnaleźć sens. Przypomnę, że zrobił to podczas pogrzebu.
Jeżeli to kogoś gorszy, tzn., że ten ktoś nie dzieli naszych katolickich wartości. (Nie jest prawdziwym Polakiem-katolikiem?) O zmarłym nie mówi się źle, zwłaszcza na jego pogrzebie. Jeżeli ktoś wymaga, by zmarłego potępiano na jego pogrzebie, to jak (wg haseł pewnych radykałów) może pretendować do mieszkania w Polsce, katolickiej Polsce?
Uleganie takim żądaniom, wydawanie zakazów pod ich dyktando, sprawia okropne wrażenie.
A przecież o wrażenie tutaj chodziło...
Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe"
Skomentuj artykuł