Wyjść na peryferia czy odnaleźć siebie na peryferiach?

Fot. Peter Dlhy / unsplash.com

Wychodzenie na peryferia, ewangelizacja na pograniczu - to hasła, które na trwałe, także za sprawą tego pontyfikatu, weszły do słownika duszpasterstwa. Warto jednak sobie zadać pytania, co rzeczywiście, w polskim kontekście, powinny one znaczyć. I czy da się prowadzić taką ewangelizację bez głębokiego, osobistego nawrócenia - i to nie tylko - duszpasterskiego.

Tracimy ludzi. Kościół i chrześcijaństwo, a w Polsce jesteśmy wciąż na początku tego procesu, coraz mniej interesuje ludzi. I nie chodzi tylko o wrogość czy rozgoryczenie, które objawia się w powracającym pytaniu, które sam słyszałem wielokrotnie: "dlaczego jeszcze jesteś w tej organizacji?". Złość, wściekłość, rozgoryczenie to wciąż są emocje, które oznaczają, że dla osoby, która je odczuwa Kościół i wiara nie są obojętne, ale wciąż - choćby negatywnie - ważne. W takiej sytuacji jest o czym rozmawiać, o co się spierać. Najtrudniejsza z perspektywy Kościoła jest całkowita obojętność, odrzucenie już nie tylko odpowiedzi jakich udziela chrześcijaństwo, ale samych pytań na te odpowiedzi. A jako że do tej grupy wciąż nie mamy, jako chrześcijanie, pomysłu jak się zwracać, to koncentrujemy się na "pograniczu" czy "peryferiach", czyli ludziach, którzy czują się, a niekiedy realnie są "wykluczani" z Kościoła.

Powody owego wykluczania mogą być różne. Czasem jesteśmy - my katolicy - tak bardzo skupieni na zachowaniu tego, co uznajemy za normę, że wyrzucamy na (albo poza) margines tych, których życie, wygląd, historia nie jest z ową "normą" zgodne. Ową normą wykluczającą może być zarówno orientacja seksualna, transpłciowość (własna lub bliskich), jak i rozwód, ale nawet styl bycia, poglądy polityczne czy estetyczne. Wszystko, co sprawia, że porządny, mieszczański, "uporządkowany" chrześcijanin ma poczucie obcości czy inności. I właśnie do dotarcia do nich, zobaczenia ich, zaproszenia do Kościoła bardzo często wzywa nas papież Franciszek.

DEON.PL POLECA

Jak to zrobić? Zacząć trzeba, jak sądzę, od porzucenia kryterium normy czy centrum i peryferiów. Warto zobaczyć, że to, co uważamy za normalne lub nie, co jest centrum a co peryferiami, wcale nie jest oczywiste. Wyjście na peryferia może więc zacząć się od uświadomienia sobie, że w istocie to my jesteśmy na peryferiach, albo od stwierdzenia, że określenie, że ktoś jest z peryferiów, z pogranicza jest w istocie wykluczające i stygmatyzujące. Oznacza ono w istocie uznanie, że oto my - z centrum, z serca, z twardego jądra - idziemy do nich z peryferiów z jasno określoną normą, do której oni powinni się dostosować. Tyle, że taki paternalizm i narzucanie normatywności w istocie oznacza koniec spotkania, i to zanim się ono jeszcze zaczęło. Nie ma zaś ewangelizacji, dzielenia się wiarą, tam gdzie nie ma spotkania.

Ewangelia zresztą świetnie to pokazuje. Jezus - a ten wątek wraca nieustannie - spotyka się, rozmawia, gości u tych, którzy dalecy są od ówczesnej normy. Celnicy i prostytutki, Samarytanka, która miała kilku mężów, a obecnie żyje - jak to byśmy dziś powiedzieli - w związku nieformalnym - to ci, z którymi on się spotyka. Ewangelie milczą o czym z nimi rozmawiał, ale charakterystyczne jest to, że faryzeusze i uczeni w Piśmie są oburzeni samym faktem takiego spotkania, co może oznaczać, że Jezus - wbrew ich oczekiwaniom - wcale nie zajmował się umoralnianiem, poprawianiem ich życia, a po prostu był wśród nich, mówił o Bogu jako kochającym Tacie, jako o tym, który ogarnia także ich - wykluczonych ze społeczności - swoją miłością i akceptacją. Zmiana, jeśli zachodziła w życiu Jego rozmówców, to nie dlatego, że słuchali oni o normach, o moralności, o konieczności zachowania się jak inni, ale dlatego, że spotykali się z Miłością.

Ale ważną lekcją, jak spoglądać na "peryferia" i "centrum" , na "normatywność" i "nienormatywność" jest scena, gdy do Jezusa przeprowadzona zostaje kobieta przyłapana na cudzołóstwie. Jest jasne, że ci, którzy ją przyprowadzili są dumni z tego, że oto mogą ocenić, osądzić osobę, która złamała normy, która niszczyła to, co jest społeczną, kulturową i moralną zasadą. Jezus zaś nie tylko jej nie osądza, nie ocenia, ale odwraca w pewnym sensie sytuację i pokazuje tym, którzy przyprowadzili kobietę, że w pewnym sensie - może w innych kwestiach - oni także łamią normy, są nienormatywni, nie są bez grzechu. Uświadomienie sobie, że w pewnym sensie każdy z nas jest "nienormatywny", grzeszny, pochodzący z peryferiów to pierwszy krok do spotkania i rozmowy.

Budowanie przestrzeni otwartości, spotkania, rozmowy, uświadamianie sobie własnej nienormatywności i inności, to jedno z najważniejszych zadań dla współczesnych chrześcijan. Otwarte na inność, odmienność, czasem głęboką "nienormatywność" parafie, ale także wspólnoty chrześcijańskie, a przede wszystkim chrześcijanie, to ostatecznie nie tylko droga do ewangelizacji, ale przede wszystkim do własnego nawrócenia.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wyjść na peryferia czy odnaleźć siebie na peryferiach?
Komentarze (5)
EM
~Ewa Mik.
26 września 2023, 17:44
Cóż, trudno się wg mnie z tym nie zgodzić. My katolicy za bardzo staliśmy się mainstreamem i przeszliśmy na pozycję faryzejskie, moralizując i pouczając.
JM
~Jarek M
26 września 2023, 14:32
Zawsze jest jakaś góra i dół, zawsze jest jakaś strona, zawsze jest jakieś centrum i jakieś punkty oddalone od centrum ( cóż - peryferia), reszta wydaje się żonglerką słowami podlaną jakże modnym dziś sosem inkluzywności. Piękna historia z kobietą przyłapaną na cudzołóstwie miał być jakże nośnym przykładem jak patrzeć, tyle że ostatnie zdanie Pana Jezusa jak dla mnie "brzęczy" i w opowieści Pana Tomasza uwierają. Niestety nie wiem jak wyglądały spotkania Jezusa z "owymi" ludźmi czy słuchali co do nich mówił, wydaje się że mieli świadomość oceny moralnej ówczesnego świata i Bóg który ich mimo tego kocha to było coś wbrew temu co ich otaczało. Dziś ci "owi" są z tego dumni i to ja jestem tym który jest "wsteczny" na peryferiach, który czym prędzej powinien coś z tym zrobić. Jak dla mnie tym razem brakuje jeszcze pod artykułem jednego "paluszka"
SZ
~Szymon Zet
26 września 2023, 14:17
Uważam, że większym problemem do przepracowania są nie Ci ludzi z peryferii, ale Ci, którzy krążą gdzieś pomiędzy "normą" a peryferiami, którzy jedną nogą są jeszcze w kościele, ale tak naprawdę to idą już poza ten krąg, bo trzyma ich głównie przyzwyczajenie, sumienie, a czasem obowiązek (np. ze względu na dzieci czy coś takiego). Tacy są już zrezygnowani, wypaleni, rozczarowani, często po prostu skrzywdzeni (nie w sensie fizycznym) i noszą to wszystko w sobie, ale już mówić o tym nie chcą, bo i tak nie widza sensu, nikt i tak ich nie zauważa jak powoli znikają z kościoła, ze mszy z praktyk. A nawet jak zauważa to raczej tylko ubolewa. Uważam, że ich jest najwięcej, ale dopiero jak stają faktycznie na peryferiach to są "po jakiejś konkretnej stronie". I albo będą jawnie już "wyklęci" albo dopiero wtedy zostaną zauważeni. To drugie to bardzo częsty powód, że w ogóle idą w tym kierunku.
AS
~Antoni Szwed
26 września 2023, 12:49
Z tego, że jesteśmy grzeszni (owszem, jesteśmy) NIE WYNIKA, że powinniśmy te grzechy u siebie i u innych zaakceptować. Pan Jezus grzechu nie akceptuje!!! Jawnogrzesznicy mówi: "idź a od tej chwili już nie grzesz" [Mt 8, 11]. Nie mówi: idź i grzesz do woli, wszystko ci to z góry odpuszczam. A sugestie Terlikowskiego idą właśnie w tę stronę. To nie jest katolickie!! To jest heretyckie. Taką relatywizację nauczania Jezusa Chrystusa wprowadza teraz Watykan, co widać choćby w "Amoris laetitia" (komunia św. dla rozwiedzionych żyjących w ponownych związkach) czy w faktycznym przyzwalaniu na błogosławienie związków homoseksualnych (Belgia, Niemcy) czyli na błogosławienie grzechu. Norm chrześcijańskich nie ustala taki czy inny człowiek (nawet papież), ustanowił je Bóg! Bóg jest ponad człowiekiem. Terlikowski powinien więcej czytać (ze zrozumieniem i dobrą wolą) Pisma Świętego - tam to wszystko jest jasno napisane.
JK
~Jan Kowalski
26 września 2023, 15:58
A na straży nauczania Kościoła stoi oczywiście nie papież, a pan Antoni Szwed.