Wyślij księdza na warsztaty

(fot. Krzysztof Nowak / Dominikański Ośrodek Kaznodziejski)

Przyznam szczerze, że churching mnie nie bawi, ale rozumiem ludzi, którzy w poszukiwaniu "swojej" Mszy zmieniają kościoły. I nie chodzi tylko o względy estetyczne. Niby Msza jest jedna i tak samo ważna, ale jak często zdarza się, że wychodzimy z kościoła z jeszcze większym niepokojem i pustką w sercu. Co w tej sprawie mogą zrobić księża? A no wiele.

Pochodzę z małej wioski, a nasz kościół był jedynie filią większej miejskiej parafii. W niedzielę mieliśmy tylko jedną Mszę wcześnie rano oraz jedną po południu w środku tygodnia. To i tak był ewenement, jak na wiejskie kościoły i kapliczki w okolicy, które nie mogły liczyć na Msze w dniu powszednim. Homilie nie porywały, chociaż księża bardzo się starali. Nie pamiętam jednak, abym kiedykolwiek usłyszał z ambony bezpośrednie odniesienie do czytań z dnia. Przytaczane były natomiast różne niebiblijne historie, które nijak się miały do treści Ewangelii, a już na pewno do mojego życia. Często też budowano homilię, opierając się na "cukierkowym" życiorysie świętego, którego wspomnienie wypadało danego dnia. Było wielu księży, którzy kolejne listy Konferencji Episkopatu Polski traktowali jako prawdziwe wybawienie. Okazyjnie pojawiali się rekolekcjoniści, którzy mieli podnieść na duchu wiernych przed Bożym Narodzeniem lub Wielkanocą. Z nimi problem był jednak taki, że męczyli się strasznie, siląc na błyskotliwe homilie, i męczyli też ludzi, którzy z jednej strony nie byli przyzwyczajeni do takich barwnych wywodów, a z drugiej szukali odpowiedzi na konkretniejsze pytania, jak dobrze żyć tu i teraz.

Pamiętam, jak kilka lat temu trafiłem pod skrzydła dominikanów w Poznaniu. To było dla mnie pierwsze przebudzenie w życiu duchowym. Nagle usłyszałem, że Kościół ma do powiedzenia coś bardzo konkretnego i inspirującego. Uświadomiono mi, że Słowo Boże zawiera precyzyjne wskazówki prawdziwie chrześcijańskiego życia i że można je odczytywać w konkretnym czasie, przez co nie traci na aktualności. Wtedy pierwszy raz poczułem, że Msza Święta nie jest dla mnie przymusem albo tradycyjnym obowiązkiem. Miałem po prostu chęć słuchania Ewangelii, jakby mi ktoś pierwszy raz w życiu ją opowiedział.

DEON.PL POLECA

W dominikanach fascynowało mnie jeszcze jedno - nieszablonowość. Uniwersalizm ich głoszenia polega na tym, że robią to zupełnie różni ojcowie o odmiennych poglądach i wrażliwościach, ale z taką samą pasją. Mogłem zupełnie w ciemno wejść do kościoła i wysłuchać słów, z którymi nawet jeśli się nie do końca zgadzałem, to budziły we mnie uważność. Z wiekiem moje przywiązanie do braci kaznodziejów osłabło, ale niewątpliwie dali mi klucze poznania, którymi do dzisiaj dysponuję, słuchając innych. Nie będzie to nadinterpretacja z mojej strony, jeśli powiem, że przeprowadzili oni moją gruntowną ewangelizację i katechizację za pomocą Słowa Bożego.

Homilia jest bardzo istotną częścią każdej Mszy, jest łącznikiem pomiędzy liturgią słowa a liturgią Eucharystii. Ma zachęcać nas do zmiany życia przez osobiste nawrócenie oraz pozwala zrozumieć Słowo Boże, które jest wypowiadane bezpośrednio do każdego z nas. Tego poczucia bardzo często nie mamy. Mówi się do nas, ale nie z nami, nie opowiada się nam z pasją Ewangelii, bez której nie będziemy gotowi przyjąć Boga w działaniu. A świadkiem takiego sprawczego działania jesteśmy przecież już chwilę później na ołtarzu. Dobra homilia zbliża nasze serca do Boga i do siebie wzajemnie.

Abp Grzegorz Ryś mówił w jednej ze swoich homilii, że głoszenie Słowa Bożego to przepowiadanie i ma coś z daru proroctwa. Dlatego też uważam, że homilia nie powinna mówić o czasach minionych, ale mieć w sobie silny aspekt odczytywania znaków czasu. Te znaki nie wskazują nam z kolei jedynie na przyszłość i nadchodzącą apokalipsę, ale przede wszystkim pozwalają zrozumieć nasz czas i nasze miejsce na ziemi. Jest jakiś większy powód, dla którego pojawiliśmy się na świecie dokładnie tu i teraz, i tym powodem jest miłość Boża. To ona kieruje nas w stronę innych ludzi, byśmy ją dawali, ale też sami jesteśmy tej miłości warci. Jednocześnie jesteśmy tu dla innych i dla nas samych, byśmy mogli doświadczyć miłości Boga do człowieka. Osadzanie Słowa Bożego w kontekście czasu i naszego życia nie jest próbą zbiorowej psychoterapii w Kościele, ale potwierdzeniem, że Bóg działa w świecie.

Nie czuję żalu do księży, którzy stają na ambonie i nie potrafią porwać Słowem Bożym. Nie o bycie wodzirejem tu chodzi, a powody takiej czy innej ich "kondycji" są różne. Bywają przepracowani, nie mają czasu na pogłębioną refleksję, może nie uważali na zajęciach z homiletyki i brakuje im podstaw. Bardzo ważne są też osobiste predyspozycje, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi, są wśród nas introwertycy i ekstrawertycy. Niektórym z trudem przychodzi mówienie do większej grupy ludzi, zwłaszcza jeśli ich twarze nie wyrażają żadnych emocji albo sprawiają wrażenie negatywnie nastawionych. Jednak homilia rodzi się przede wszystkim w spotkaniu z Bogiem, w studium Jego słowa oraz w relacji wspólnotowej. Zapewne zakonnicy mają więcej czasu na prowadzenie pogłębionego życia duchowego, mogą też liczyć na wsparcie braci. Może warto udać się do nich po naukę?

Wiara rodzi się ze słuchania, więc powinniśmy sobie opowiadać o Bogu jak najwięcej. Nie tylko księża umacniają nas w wierze, ale my ich również. Rozmowy z nami, świadectwo wiernych, zadawanie pytań i życzliwa ocena homilii usłyszanej na Mszy mogą wskazać właściwy kierunek przepowiadania Słowa Bożego konkretnej wspólnocie. Może też na poziomie czysto ludzkim stworzyć relację, która będzie umocnieniem, bo rzeczywistość plebanii bywa ciężka i pełna ludzkiego poczucia samotności.

Jedno jest pewne, jeśli tylko za pragnieniem prawdziwego głoszenia pójdzie choćby najmniejsza inicjatywa, to Bóg swoim działaniem dopełni reszty. Braki i zranienia nie będą miały takiej mocy, bo przepowiadanie jest z samego Boga. Dlatego cieszę się, że powstają takie inicjatywy, jak dominikańskie Warsztaty kaznodziejskie i warto o tym na koniec wspomnieć. Gorąco zachęcam księży, aby zaryzykowali i doświadczyli czegoś innego. Drzemie w nich potencjał ewangelizacji, o którym nawet mogą nie wiedzieć. Wierzę, że bracia będą potrafili też podzielić się z kapłanami doświadczeniem kontemplacji. Czy możliwa jest kontemplacja i modlitwa pośród codziennego zgiełku miasta? Jak wydzielić w swoim sercu takie miejsce, by spotykać tam Boga i dzielić się owocami tego spotkania? Zakonnicy doskonale wiedzą, że to nie cela klasztorna i jej ściany wytyczają przestrzeń spotkania Boga. Chaos potrafi wejść wszędzie. Warto wykorzystać możliwość, jaką dają bracia. Szacun dla dominikanów, że chcą dzielić się swoim najcenniejszym doświadczeniem!

Szymon Żyśko - redaktor DEON.pl, grafik, prowadzi autorskiego bloga "Pudełko NIC"

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wyślij księdza na warsztaty
Komentarze (27)
Agamemnon Agamemnon
1 listopada 2017, 20:03
Wiara rodzi się z komunikacji społecznej a nie tylko ze słuchania, które jest zaledwie elementem tej komunikacji.  Na każdym kroku duchowni dowodzą, że nic więcej  poza maturą. A może tak przydałyby się jakieś studia?
T
Ter
6 listopada 2017, 00:36
No, przecież studiują. Seminarium to studia, jakby nie było. Po maturze się tam idzie. Tyle że, jak wiadomo, nie wszyscy studenci mają same piątki.
Agamemnon Agamemnon
1 listopada 2017, 20:03
Dlaczego księża powinni studiować? Kazania, które słyszałem od kilku lat były na dobrym poziomie za wyjątkiem kazań jednego księdza, odseparowanego od społeczności tak duchownych jak i wiernych oraz od książki, za to mówił  z głębi czyli jednośći serca, ciała i ducha, pławiąc się w wewnętrznych sprzecznościach. Studia  kapłan powinien ukończyć nie dlatego, aby tylko dobrze głosić homilie, lecz aby jakość posługiwania była inna. Nie trzeba by wówczas pisać "Amoris laetitia" ani żadnych traktatów antymanichejskich, ani żaden Szustak nie głosiłby, że każdy mężczyzna popełnił grzech nieczystości / znałby fizjologię ludzkiego organizmu i nie szukałby grzechu tam gdzie go nie ma/. Katechizacja świata miałaby także inny wymiar. Kościół katolicki nie powinien rezygnować z intelektu będącego na służbie Chrystusa.
MarzenaD Kowalska
30 października 2017, 15:51
" Nagle usłyszałem, że Kościół ma do powiedzenia coś bardzo konkretnego i inspirującego. "- też miałam to szczęście i cieszę się, że w mojej parafii (kanonicy regularni) słyszę kazania w odniesieniu do konkretnych czytań, do życia. To samo było u karmelitów czy dominikanów, z którymi miałam.mam kontakt. Na pewno za to tzreba też uważać na słowa, które się mówi. To, co na TT stało się po wpisach o.Kramera wczoraj ,to :( :( :( [url]http://dorzeczy.pl/45748[/url]
29 października 2017, 21:15
Ja zaś ekumenicznie wyśle p.Żyśkę do świętujących właśnie heretyków by posłuchał co ma do powiedzenia Marcin Luter: „Kult był uprzednio rozumiany jako oddawanie czci Bogu; odtąd będzie on skierowany na człowieka, aby go pocieszyć i oświecić. Podczas gdy uprzednio na honorowym miejscu znajdowała się ofiara, odtąd najważniejsze będzie kazanie” (Leon Christiani, Du lutheranisme au protestantisme, 1910, str. 312). Panie redaktorze, czy słuchając tych słów nie drgnęła choćby jedna struna w pańskiej duszy?
Szymon Żyśko
29 października 2017, 21:16
Tak, ale tylko struna wzruszenia, ze potrafi pan jednak wznieść się nad kreowane przez siebie podziały i zacytować nawet Marcina Lutra.
29 października 2017, 22:37
U modernistów zawsze zadziwiała mnie emocjonalność - u źródeł wiary widzą uczucie religijne, do upragnionej zaś jedności ponad podziałami pcha ich za to wzruszenie. Aby więc wpisać się w tę emocjonalną tonację,spieszę poinformować iż zgodnie z tym czego Kościół naucza , Marcin Luter herezjarchą był a każdy katolik jego nauczanie winien mieć w pogardzie.
Szymon Żyśko
29 października 2017, 23:09
Mnie u podobnych do pana osób również zadziwiała zawsze emocjonalność. Szczególnie ta negatywna. Pogardą posługuje się diabeł i jego słudzy, a nie katolik, ani żaden inny chrześcijanin. Z miłości do nienawiści jest pan w stanie nawet sam sobie kłody pod nogi rzucać.
29 października 2017, 23:41
Skoro jak twierdzi kard.Muller reformacja nie zrodziła się za przyczyną Ducha Świętego to patrząc na jej skutki można dojść do uprawnionego wniosku,iż powstała ona z inspiracji ducha złego. Jeśli uważa Pan,iż nie jest to dostateczną przyczyną do okazania pogardy głoszonej przez heretyków nauce to w istocie owemu diabłu czyni Pan przysługę. Nie można nazywać się katolikiem jeśli nie nienawidzi się diabła i herezji. Sugeruję więc aby miast ekumenizować poświęcił się Pan nabożeństwu do Najświętszej Maryi Panny, Naszej Pani od nienawiści.
Z
Zbyszek
30 października 2017, 00:26
Autor nie podważa znaczenia Ofiary ale podkreśla wagę kazania. Osobiście starałem się zawsze znajdywać coś wartościowego w każdym kazaniu i w większości się to udawało. Umiejetność życia Najważniejszym Przykazaniem - miłości Boga i bliźniego jest także ważniejsze od jakości kazan, ale cóż stoi na przeszkodzi by spróbować i te poprawić?
30 października 2017, 08:26
Od czasu gdy kazania zeszły z ambony (tej przedsoborowej) niektórym wiernym wydaje się,że maja prawo pouczać Kościół nauczający ,w tym wypadku w osobie kapłana głoszącego kazanie, jak ma ono wyglądać. Jedyne zaś co powinni oni zrobić to pokornie słuchać, a jeśli nie dociera to pomodlić się o światło Ducha Świętego dla siebie. NOM-owski podział na liturgię słowa (której częścią jest kazanie) i liturgię eucharystyczną zaciemnia istotę mszy św., którą jest właśnie Ofiara. O to zaś w istocie chodziło Lutrowi dla którego wstrętne było aby Ofiarę Krzyżową można było uobecniać podczas mszy św. i czerpać w ten sposób z zasług Naszego Pana. Dodam tylko,że na mszy św.trydenckiej kazanie nie stanowi jego części a jego rola sprowadza się w istocie do podkreślenia tego co we mszy najważniejsze - właśnie OFIARY
Z
Zbyszek
30 października 2017, 08:56
Miałem kiedyś okazję uczestniczyć w Mszy Trydenckiej, ale kazanie brzmiało identycznie jak w NOMie. Czy może Pan podać przykład ewentualnie link do zasad określających dobre kazanie? Takie które właśnie podkreśla Ofiarę?
30 października 2017, 09:49
http://sanctus.pl/index.php?grupa=128&podgrupa=153
Szymon Żyśko
30 października 2017, 09:57
"Zawiera elementy egzystencjalne, moralizujące, katechetyczne, liturgiczne, etc. Szczególny rodzaj stanowi homilia, czyli autorytatywne głoszenie słowa Bożego, odnoszące się bezpośrednio do tekstu Ewangelii. Kazanie przygotowuje do ofiary, wprowadza do misteriów zbawczych, dziejących się w Mszy" - za Sanctus.pl "... nie opowiada się nam z pasją Ewangelii, bez której nie będziemy gotowi przyjąć Boga w działaniu. A świadkiem takiego sprawczego działania jesteśmy przecież już chwilę później na ołtarzu" - z tekstu. Wcześniej również piszę dosyć wyraźnie, że słabe homilie nie odnoszą się do czytań i Ewangelii, ale są zastawiane innymi historiami i cukierkowymi legendami o świętych. O nauce moralnej równiez wspominam, mówiąc, że "szukali odpowiedzi na konkretniejsze pytania, jak dobrze żyć tu i teraz". Bez osadzenia Ewangelii w kontekście czasu nie można uczyć ludzi, co jest dobre, a co złe i wskazywać im drogi nawrócenia. 
Z
Zbyszek
30 października 2017, 11:39
Rozmowa a zwłaszcza prowadzona za pomocą tak niedoskonałego narzędzia jak wpisy pod artykułem charakteryzuje się nieporozumieniami - mówimy to samo innymi słowami i łatwo się o to spieramy. Dobrze więc gdy odkrywamy wspólnotę poglądów. Wychodząc od tego pozwolę sobie podsumować pewną naukę która wypływa dla mnie z tej dyskusji: 1. To nie homilia jest najważniejsza ale miłość kapłana do Boga. Jeśli szczerze i z oddaniem będzie kierował ją w stronę obecnego Chrystusa. Jeśli z autentyczną czcią widoczną dla wiernych będzie sprawował Eucharystię to jego dar wymowy może być pomijalny. Pragnę spotykać księdza dzielącego się miłością, choćby nie umiał o niej mówić. Czyny, nie słowa 2. Oczywiście lepiej gdyby homilie były KONTYNUACJĄ  tej miłości. I tu z oboma Panami wpełni się zgadzam Dziękuję za owocną dyskusję - uzmysłowiła mi ona czego tak naprawdę pragnę podczas Mszy!
Szymon Żyśko
30 października 2017, 12:57
Dzięki -ZbyszekMichal- za twój głos. Każdy jest cenny w Kościele.
Z
Zbyszek
29 października 2017, 19:21
„szukali odpowiedzi na konkretniejsze pytania, jak dobrze żyć tu i teraz” To jest to czego najbardziej poszukuję w kazaniach
Andrzej Ak
29 października 2017, 18:07
Lekiem na dobre homilie jest Duch Święty. Życie w oddaleniu (nawet niewielkim) od Ducha Świętego nie jest pełne, bo tylko Duch Boży nas dopełnia do całości, która jest stanem bycia godnym dzieckiem Boga.
Szymon Żyśko
29 października 2017, 18:43
Prawda, ale jednocześnie nie sprawiajmy wrażenia, że własna praca i predyspozycje nie są istotne. Łaska współdziała z naturą człowieka. Duch Święty stara się przede wszystkim budzić w nas to, czym obdarzył nas Bóg przy stworzeniu. Znam kapłanów, którzy naprawdę mocno współpracują z Duchem Świętych, a jednak zamiast daru głoszenia, Duch powołał ich do innej posługi, dając im inne charyzmaty. A tak przynajmniej mi się wydaje. Tu chyba nie chodzi o to, by każdy był wybitnym kaznodzieją, ale by był nim w ogóle. Dzięki za głos w dyskusji!
Andrzej Ak
29 października 2017, 21:02
Charyzmaty to jedno, a pomoc Ducha Świętego to drugie. Taki mały przykład. Jakiś czas temu jakoś zwróciłem uwagę na jednego z kapłanów, który był nowy i dało się od razu wyczuć, że jest mistrzem nudzenia. Głosił kazania jakby dla siebie samego. Poprosiłem Jezusa by coś z nim zrobił. Pan polecił mi abym się za niego i za innych trochę pomodlił i tak też uczyniłem. Jakie ogromne moje dziwienie było, gdy kiedyś usłyszałem kazanie znowu tego samego kapłana. Zrozumiałem, iż Duch Boży spoczął na tym kapłanie i mimo jego osobistych wad uzdolnił go (tak w skrócie) do głoszenia zrozumiałych kazań. Nie jest ten kapłan może najwybitniejszym mówcą, jednak jego kazania są teraz dużo ciekawsze. A co do pracy, ona jest jest zawsze podstawą zmian, bez naszego choćby małego wysiłku Bóg nie zrobi za nas wszystkiego.
Szymon Żyśko
29 października 2017, 21:25
Dzięki za tę historię. To pokazuje, jak ważne jest też zaangażowanie samych parafian. Warto mówić kapłanom, jak odbierane są ich słowa.
30 października 2017, 11:43
Powtórzę: Gdy ktoś mówi do Boga, to nic dziwnego, ale gdy ktoś twierdzi, że Bóg do niego mówi ... to powinien się udać się po pomoc do lekarza specjalisty.
Z
Zbyszek
30 października 2017, 12:37
Mówi Pan - i słusznie - o potrzebie szacunku. Szkoda że sam Pan nie potrafi okazywać jej innym...
29 października 2017, 09:59
Myślę, że obecnie największym wrogiem dobrych homilii jest łatwy dostęp do gotowych materiałów i komentarzy do Ewangelii. Homilie są więc często jakieś takie "wygładzone". Czuje się, że słyszane słowa nie płyną z serca tego kapłana, którego właśnie widzimy.
Szymon Żyśko
29 października 2017, 15:52
Słuszna uwaga. Ale być może w większosci przypadków jest to tylko skutek, a nie przyczyna. Księża sięgają po gotowce, bo... no właśnie, dlaczego? Tutaj pewnie można udzielić wielu odpowiedzi. Czy to brak wiary w Słowo, a może w siebie jako narzedzie, którym to Słowo się posługuje? Na pewno masz rację, że chodzi o mówienie z głębi czyli jedność serca, ciała i ducha, bo to jest po prostu autentyczne. Słowo staje się świadectwem.
29 października 2017, 19:12
Ja wykluczam, że jest to brak wiary w Słowo. Natomiast jeśli chodzi o bycie narzędziem, to nawet jeżeli ktoś nie jest mistrzem słowa, na pewno może na temat Słowa ułożyć kilka, dosłownie kilka ciekawych zdań, z jakąś myślą, która wiernych prawdziwie poruszy, i z którą pójdziemy pokrzepieni w świat.
D
deon
29 października 2017, 09:59
Churching mnie nie bawi, ale rozumiem ludzi, którzy w poszukiwaniu "swojej" Mszy zmieniają kościoły. I nie chodzi tylko o względy estetyczne. Niby Msza jest jedna i tak samo ważna, ale jak często zdarza się, że wychodzimy z kościoła z jeszcze większym niepokojem i pustką w sercu. Co w tej sprawie mogą zrobić księża? A no wiele. <a href="https://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,3029,wyslij-wikarego-na-warsztaty.html">więcej</a>