Wyślij księdza na warsztaty
Przyznam szczerze, że churching mnie nie bawi, ale rozumiem ludzi, którzy w poszukiwaniu "swojej" Mszy zmieniają kościoły. I nie chodzi tylko o względy estetyczne. Niby Msza jest jedna i tak samo ważna, ale jak często zdarza się, że wychodzimy z kościoła z jeszcze większym niepokojem i pustką w sercu. Co w tej sprawie mogą zrobić księża? A no wiele.
Pochodzę z małej wioski, a nasz kościół był jedynie filią większej miejskiej parafii. W niedzielę mieliśmy tylko jedną Mszę wcześnie rano oraz jedną po południu w środku tygodnia. To i tak był ewenement, jak na wiejskie kościoły i kapliczki w okolicy, które nie mogły liczyć na Msze w dniu powszednim. Homilie nie porywały, chociaż księża bardzo się starali. Nie pamiętam jednak, abym kiedykolwiek usłyszał z ambony bezpośrednie odniesienie do czytań z dnia. Przytaczane były natomiast różne niebiblijne historie, które nijak się miały do treści Ewangelii, a już na pewno do mojego życia. Często też budowano homilię, opierając się na "cukierkowym" życiorysie świętego, którego wspomnienie wypadało danego dnia. Było wielu księży, którzy kolejne listy Konferencji Episkopatu Polski traktowali jako prawdziwe wybawienie. Okazyjnie pojawiali się rekolekcjoniści, którzy mieli podnieść na duchu wiernych przed Bożym Narodzeniem lub Wielkanocą. Z nimi problem był jednak taki, że męczyli się strasznie, siląc na błyskotliwe homilie, i męczyli też ludzi, którzy z jednej strony nie byli przyzwyczajeni do takich barwnych wywodów, a z drugiej szukali odpowiedzi na konkretniejsze pytania, jak dobrze żyć tu i teraz.
Pamiętam, jak kilka lat temu trafiłem pod skrzydła dominikanów w Poznaniu. To było dla mnie pierwsze przebudzenie w życiu duchowym. Nagle usłyszałem, że Kościół ma do powiedzenia coś bardzo konkretnego i inspirującego. Uświadomiono mi, że Słowo Boże zawiera precyzyjne wskazówki prawdziwie chrześcijańskiego życia i że można je odczytywać w konkretnym czasie, przez co nie traci na aktualności. Wtedy pierwszy raz poczułem, że Msza Święta nie jest dla mnie przymusem albo tradycyjnym obowiązkiem. Miałem po prostu chęć słuchania Ewangelii, jakby mi ktoś pierwszy raz w życiu ją opowiedział.
W dominikanach fascynowało mnie jeszcze jedno - nieszablonowość. Uniwersalizm ich głoszenia polega na tym, że robią to zupełnie różni ojcowie o odmiennych poglądach i wrażliwościach, ale z taką samą pasją. Mogłem zupełnie w ciemno wejść do kościoła i wysłuchać słów, z którymi nawet jeśli się nie do końca zgadzałem, to budziły we mnie uważność. Z wiekiem moje przywiązanie do braci kaznodziejów osłabło, ale niewątpliwie dali mi klucze poznania, którymi do dzisiaj dysponuję, słuchając innych. Nie będzie to nadinterpretacja z mojej strony, jeśli powiem, że przeprowadzili oni moją gruntowną ewangelizację i katechizację za pomocą Słowa Bożego.
Homilia jest bardzo istotną częścią każdej Mszy, jest łącznikiem pomiędzy liturgią słowa a liturgią Eucharystii. Ma zachęcać nas do zmiany życia przez osobiste nawrócenie oraz pozwala zrozumieć Słowo Boże, które jest wypowiadane bezpośrednio do każdego z nas. Tego poczucia bardzo często nie mamy. Mówi się do nas, ale nie z nami, nie opowiada się nam z pasją Ewangelii, bez której nie będziemy gotowi przyjąć Boga w działaniu. A świadkiem takiego sprawczego działania jesteśmy przecież już chwilę później na ołtarzu. Dobra homilia zbliża nasze serca do Boga i do siebie wzajemnie.
Abp Grzegorz Ryś mówił w jednej ze swoich homilii, że głoszenie Słowa Bożego to przepowiadanie i ma coś z daru proroctwa. Dlatego też uważam, że homilia nie powinna mówić o czasach minionych, ale mieć w sobie silny aspekt odczytywania znaków czasu. Te znaki nie wskazują nam z kolei jedynie na przyszłość i nadchodzącą apokalipsę, ale przede wszystkim pozwalają zrozumieć nasz czas i nasze miejsce na ziemi. Jest jakiś większy powód, dla którego pojawiliśmy się na świecie dokładnie tu i teraz, i tym powodem jest miłość Boża. To ona kieruje nas w stronę innych ludzi, byśmy ją dawali, ale też sami jesteśmy tej miłości warci. Jednocześnie jesteśmy tu dla innych i dla nas samych, byśmy mogli doświadczyć miłości Boga do człowieka. Osadzanie Słowa Bożego w kontekście czasu i naszego życia nie jest próbą zbiorowej psychoterapii w Kościele, ale potwierdzeniem, że Bóg działa w świecie.
Nie czuję żalu do księży, którzy stają na ambonie i nie potrafią porwać Słowem Bożym. Nie o bycie wodzirejem tu chodzi, a powody takiej czy innej ich "kondycji" są różne. Bywają przepracowani, nie mają czasu na pogłębioną refleksję, może nie uważali na zajęciach z homiletyki i brakuje im podstaw. Bardzo ważne są też osobiste predyspozycje, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi, są wśród nas introwertycy i ekstrawertycy. Niektórym z trudem przychodzi mówienie do większej grupy ludzi, zwłaszcza jeśli ich twarze nie wyrażają żadnych emocji albo sprawiają wrażenie negatywnie nastawionych. Jednak homilia rodzi się przede wszystkim w spotkaniu z Bogiem, w studium Jego słowa oraz w relacji wspólnotowej. Zapewne zakonnicy mają więcej czasu na prowadzenie pogłębionego życia duchowego, mogą też liczyć na wsparcie braci. Może warto udać się do nich po naukę?
Wiara rodzi się ze słuchania, więc powinniśmy sobie opowiadać o Bogu jak najwięcej. Nie tylko księża umacniają nas w wierze, ale my ich również. Rozmowy z nami, świadectwo wiernych, zadawanie pytań i życzliwa ocena homilii usłyszanej na Mszy mogą wskazać właściwy kierunek przepowiadania Słowa Bożego konkretnej wspólnocie. Może też na poziomie czysto ludzkim stworzyć relację, która będzie umocnieniem, bo rzeczywistość plebanii bywa ciężka i pełna ludzkiego poczucia samotności.
Jedno jest pewne, jeśli tylko za pragnieniem prawdziwego głoszenia pójdzie choćby najmniejsza inicjatywa, to Bóg swoim działaniem dopełni reszty. Braki i zranienia nie będą miały takiej mocy, bo przepowiadanie jest z samego Boga. Dlatego cieszę się, że powstają takie inicjatywy, jak dominikańskie Warsztaty kaznodziejskie i warto o tym na koniec wspomnieć. Gorąco zachęcam księży, aby zaryzykowali i doświadczyli czegoś innego. Drzemie w nich potencjał ewangelizacji, o którym nawet mogą nie wiedzieć. Wierzę, że bracia będą potrafili też podzielić się z kapłanami doświadczeniem kontemplacji. Czy możliwa jest kontemplacja i modlitwa pośród codziennego zgiełku miasta? Jak wydzielić w swoim sercu takie miejsce, by spotykać tam Boga i dzielić się owocami tego spotkania? Zakonnicy doskonale wiedzą, że to nie cela klasztorna i jej ściany wytyczają przestrzeń spotkania Boga. Chaos potrafi wejść wszędzie. Warto wykorzystać możliwość, jaką dają bracia. Szacun dla dominikanów, że chcą dzielić się swoim najcenniejszym doświadczeniem!
Szymon Żyśko - redaktor DEON.pl, grafik, prowadzi autorskiego bloga "Pudełko NIC"
Skomentuj artykuł