Zen zainspirowało mnie w poszukiwaniach duchowych

(fot. Paco Flores / flickr.com)

Czytając artykuł pt. "Czy chrześcijanin może praktykować zen?", poczułem się wezwany do tablicy. Dlaczego? Bo należę do grupy osób, o której Mateusz, mój współbrat i autor tego artykułu, wspomniał: "Dla wielu chrześcijan na świecie spotkanie z zen umocniło ich relację z Chrystusem". Sprecyzuję.

Mnie osobiście spotkanie z zen zainspirowało do szukania prawdziwej, głębokiej duchowości, w momencie, gdy Kościół katolicki zbytnio mnie nie obchodził. Moim pierwszym "mistrzem duchowym" był Anthony de Mello SJ, dzięki niemu zainteresowałem się bardziej duchowością chrześcijańską, zacząłem żyć w Kościele i w końcu zostałem jezuitą.

W trakcie swojego jezuickiego życia dwa razy na poważnie opierałem swoje życie duchowe na tzw. Modlitwie Jezusowej (www.modlitwa-jezusowa.pl), która jest modlitwą prostą, połączoną z oddechem (odsyłam do publikacji śp. Jacka Bolewskiego SJ oraz Franza Jalicsa SJ). Domyślam się, że każdy, kto otarł się o taką modlitwę, równocześnie otarł się o debatę nt. medytacji chrześcijańskiej (www.wccm.pl) i relacji pomiędzy duchowością chrześcijańską a duchowością Wschodu. Myślę, że to doświadczenie uzasadnia zabranie przeze mnie głosu.

Jeszcze zanim odniosę się do tekstu Mateusza, jedna rzecz. Przeczytałem jeszcze raz powyższy akapit i zastanawiam się, jak zostanie on odebrany. Przyznam, że doświadczenie Modlitwy Jezusowej przypomina chodzenie po polu minowym, z ciągłym kluczeniem między skupianiem na sobie a skupianiem na Bogu. To samo jednak odnosi się do każdej innej modlitwy. Natomiast publikowanie tekstu na ten temat jest chyba arcy-polem-minowym. Spróbuję więc tak oznaczyć teren, by jak najmniejsza liczba z nas wpadła na minę niezrozumienia i złości. Tym samym, tylko dla jasności, dodam, że "Modlitwa Jezusowa", "medytacja chrześcijańska", "medytacja Wschodu", "zen" to nie są te same rzeczy.

DEON.PL POLECA


W tym artykule chcę ogólnie podzielić się swoimi myślami na temat chrześcijańskich i wschodnich praktyk duchowych. Nie wszystkie z tych uwag odnoszą się do artykułu Mateusza. Zacznę więc od odpowiedzi Współbratu, a potem przejdę do swoich spostrzeżeń. Autor otworzył taki temat: "W chrześcijańskim sposobie życia najważniejsze jest naśladowanie Jezusa, które jest jednocześnie poszukiwaniem prawdy, bo przecież On sam siebie nazwał Prawdą. Jeżeli jakaś praktyka nie jest bałwochwalstwem, a więcej, w ogóle nie porusza tematu istnienia-nieistnienia Boga, czy jeśli zostanie użyta do szukania prawdy, może być użyteczna dla chrześcijanina? Czy może stać się ubogaceniem naszych wysiłków w poszukiwaniu Boga?". Sama logiczna analiza argumentu daje negatywną odpowiedź na zadane po nim pytanie.

Rozrysuję sytuację bardziej abstrakcyjnie. Weźmy dowolne cztery różne religie A, B, C, D, które poszukują Boga, korzystając z różnych praktyk A', B', C', D'. Wszystkie metody są faktycznie równowartościowe o tyle, o ile Bóg nie jest odnaleziony, tzn. o ile żadna z tych praktyk nie odniosła sukcesu. Problem polega na tym, że Bóg wybrał religię A i w niej objawił się, jaki jest. Czyli wcielił się jako Jezus Chrystus i objawił nam Ojca. Jeżeli jesteśmy chrześcijanami, to właśnie w to wierzymy. W jakim więc celu miałbym używać praktyk B', C', D', skoro praktyka A' jest sprawdzona i skuteczna? Innymi słowy: Jezus, Bóg, powiedział "Ja jestem Prawdą", jak autor przywołał w pierwszym cytowanym powyżej zdaniu.

Skoro Jezus jest Prawdą, a ja chcę poznać Prawdę, to myślę tylko o Jezusie, robię wszystko, żeby Go poznać, skupiam się na Nim i zostawiam wszystko inne. OK, ktoś powie, że Jezusa poznać można na wiele sposobów. Natomiast Jezus jest też dla nas wzorem poznawania Prawdy, czyli pokazuje nam, w jaki sposób poznać Prawdę. Bo przecież po to Bóg stał się człowiekiem (między innymi), żeby pokazać człowiekowi, w jaki sposób szukać Boga, dać wzór człowiekowi w relacji z Bogiem. Z tego wynika, że zen do poznania Prawdy nie jest potrzebny. Użyję dużego uproszczenia: to jest trochę tak, jakby jechać do Chin, by tam kupić i zjeść jabłko importowane z Polski.

Odwołam się jeszcze do fragmentu z KKK, który mówi o rozgraniczeniu metody i treści. Nie zgodzę się z łagodnym stwierdzeniem, że praktyka zen nie ma żadnej treści, więc jest OK. Jak najbardziej ma treść, a jej treścią jest "brak treści". Wrócę do powyższego: jeżeli wierzę, że Jezus jest Prawdą i zakładam, że chcę poznać Prawdę, to cała moja modlitwa i każde ćwiczenie duchowe są wypełnione Jezusem! Nie pustką. Wczoraj na blogu Krzysztofa Pałysa OP przeczytałem bardzo ujmującą odpowiedź Joachima Badeniego OP na pytanie o to, jak się modli: "Nie wiem. Patrzę na Najświętszy Sakrament, patrzę na krzyż. On jest. Ja jestem". Najgłębsze chrześcijańskie doświadczenie Prawdy nie jest pustką.

Autor przytacza też jeden argument, który pojawia się bardzo często w takich dysputach. "Nie jest to modlitwa, ale coś, co może modlitwie pomóc". Nie jest to modlitwa, czyli jest to praktyka odłączona od tła religijno-filozoficznego. Jeżeli tak, to w takim razie to nie jest "zen". Nie można nazwać praktyki mianem "zen", jeżeli nie nawiązuje ona do kontekstu religijno-filozoficznego, któremu służy. Zgodnie z tym rozumieniem to nie jest praktyka zen, tylko "siedzenie z wyprostowanym kręgosłupem i skoncentrowanie na oddechu", mocno więc upraszczając ten artykuł nosiłby tytuł: "Czy chrześcijanin może siedzieć z wyprostowanym kręgosłupem i koncentrować się na oddechu?".

Ha! Pewnie, że może! I faktycznie to może mu pomóc wyciszyć się i wejść w spotkanie z Jezusem. Ale to nie jest zen. To tak, jakby ktoś powiedział, że praktyką chrześcijańską jest "liczenie koralików dłonią i odmawianie Zdrowaś Mario przy każdym z nich". Ba! Co więcej twierdziłby, że to jest droga do poznania Prawdy! Nie da się zrozumieć Różańca bez całego kontekstu chrześcijańskiego. Różaniec ma swoje konkretne miejsce w chrześcijańskim procesie poznawania Prawdy. Praktyki zen mają swoje określone miejsce w ich procesie poznawania Prawdy, określonym bardzo wyraźnie przez tło religijno-filozoficzne.

Prosty przykład z innej dziedziny. Pasjonuję się rycerstwem i europejską sztuką walki mieczem. Często ludzie pytają mnie, który miecz jest skuteczniejszy: XV-wieczny europejski czy samurajski? Odpowiadam wtedy, że tego nie da się jednoznacznie stwierdzić. Miecz to tylko jedno narzędzie, które jest częścią większej całości: musi być dopasowany do uzbrojenie wojownika, stylu walki, w jakim się szkolił, taktycznych rozwiązań działań całych oddziałów. Potężne tarcze starożytnych Greków lub Rzymian były mało poręczne i stanowiły duży ciężar w walce indywidualnej. Kawał ciężkiego złomu. Ale okazały się genialnym rozwiązaniem zbrojeniowym przez dopasowanie do taktyki walki zespołowej, choćby w formacji "żółw" czy "ściana tarcz". Nie można oderwać "praktyki zen" od kontekstu religijno-filozoficznego. To jest jedna całość.

Odpowiedź na artykuł Mateusza zabrała mi trochę miejsca, więc dodatkowe spostrzeżenia na temat praktyk chrześcijańskich i wschodnich opiszę w innym miejscu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Zen zainspirowało mnie w poszukiwaniach duchowych
Komentarze (31)
M
misjonarz
18 października 2014, 12:19
Co ma pozycja ciała do rozmyślania ?. No trochę ma :-), ale tu nie chodzi o pozycję ciała, mówię to z własnego doświadczenia, gdyż w życiu przeżyłem kilkadziesiąt medytacji, na których to musiałem przyjąć jakąś pozycję :-). Jednak zawsze starałam się po prostu usiąść wygodnie, tak aby mi ciało pomagało a nie przeszkadzało, lecz nie chodziło o ciało, chodziło o znalezienie Boga w modlitwie. No a ciało, jak ciało, lubi sobie jakoś "dokuczać", np. ja tak prawie zawsze mam na modlitwie :-), ale nigdy nie staram się tego jakoś unicestwić, żeby to nie przeszkadzało w modlitwie, bo i tak i tak samo przeszkadza :-). Nie byłem w stanie i nie jestem sprawić, żeby ciało nie dawało o sobie znać, np. poprzez: swędzenie, pieczenie, jakieś bóle, skórcze, czy burczeniu w brzuchu :-) i nic na to nie pomoże pozycja, chociaż może trochę łagodzić dolegliwości. No więc mówienie o jakichś "zen" mija się z celem a ponadto w tej "zen", chodzi właśnie o to aby się: wyłączyć, nie myśleć, niejako "odjechać". Zupełnie jest inaczej w medytacji Ignacjańskiej, bo chodzi w niej o : rozmyślanie, szukanie, smakowanie o szukanie pociech lub pociechy duchowej, ale też o trwanie w tej pociesze przez jakiś czas o czym wspomnia Ignacy - "nie przejdę dalej aż się nie nasycę". Jest to zupełna przeciwność "zen" i dlatego bez sensu jest to porównywać, chociaż można znaleźć jakieś podobieństwa.
U
Uśmiech
17 października 2014, 19:15
Ciekawe, że chrześcijaństo inspirowało się Wschodem dość dawno np. różaniec -"Różaniec został przejęty przez chrześcijan od wyznawców religii Wschodu. W hinduizmie i buddyzmie występuje mala, przedmiot tożsamy chrześcijańskiemu różańcowi. Prawdopodobnie gdy rzymscy odkrywcy przybyli do Indii i zetknęli się z malą, zapamiętali określenie jap mala zamiast japa mala. Jap w sanskrycie oznacza różę i tym sposobem mala trafiła do imperium rzymskiego jako rosarium, a w języku angielskim i polskim przyjęto przekład tego słowa jako odpowiednio rosary i różaniec."  ( Za Wikipedią)
P
PM
17 października 2014, 19:04
Tekst dobry, bo nieuprzedzony. Stawia sprawę w odpowiedniej perspektywie i opiera się na doświadczeniu. Na ogół nie ma tu żadnej filozofii w naszym rozumieniu, tylko nagie "teraz", może z treścią, ale nie dyskursywną. Skoro jednak już mamy zacząć o kontekście filozoficznym  i posługiwać się naszym europejskim XV-wiecznym mieczem, to proponuję wyzwać na pojedynek skośnookiego, który ubrał się przynajmniej w grecko-rzymską zbroję. Będzie to bliżej ideałów kodeksu rycerskiego niż czajenie się na bosych gości w ichniejszej koszuli. Może ktoś mnie przekona, że np. filozofia Kitaro Nishidy, wyrażona przy użyciu zachodniego aparatu i metodologii, nie może być w żaden sposób afirmacją Najwyższego Bytu w naszym rozumieniu (gdzie „Jestem“, które usłyszał Mojżesz jest o niebo inne niż „jest“ odnośnie krzaka)  oraz czy wyklucza Wcielenie i kenozę Chrystusa (ogołocenie). Nie wiem. „Dać mu szansę!“ Nie tyle dać szansę „Mu“, co człowiekowi, stworzonemu na obraz i podobieństwo Boga. Albo chociaż - dla niewierzących - dać szansę w imię europejskiego humanizmu, że może nieść jakąś treść, którą nie jest „brak treści“. Sam kupuję polskie jabłka od Pana Krzysia pod domem. Nie zamierzam jednak zniechęcać do polskich jabłek za granicą, jeśli się ktoś natknie na nie. Kiedyś wersja eksportowa krajowych produktów była dużo lepsza.
B
broadchurch
17 października 2014, 16:07
Dobry tekst, a blog o. Krzysztofa Pałysa też bardzo lubię :)
K
KJabłoński
17 października 2014, 09:43
Czy może wreszcie wziąć się do tego jakiś przełożony, czy trzeba donieść na ten portal do władzy zwierzchniej? Wchodzę tu mniej więcej dwa razy w tygodniu na chwilę, właściwie z intencją, żeby sprawdzić, czy znów napisali, coś "dziwnego", i zawsze intencja jest zrealizowana. Dlaczego jesteście tacy rozlaźli w tych swoich wolnomyślicielskich tekstach? Dlaczego nie jesteście konkretni?  Dlaczego słuchając tej wąskiej grupy tradycyjnych katolickich księży mam podane konkretne prawdy wiary poprzez autorytet, a od większości innych czeka mnie rozmemłanie, rozmywanie i jakieś podejrzane rozważania.  Chłopy, weźcie się w garść. Mówię Wam to jako mąż i ojciec trójki dzieci - w małżeństwie, z takim rozmyciem nie mielibyście szans.   "Esto vir"  - bądź mężny - św. JMEscriva.
T
totja
17 października 2014, 10:09
Może chodzi o to, abyś w końcu zaczął samemu myśleć, jak dorosły, a nie powtarzał jedynie to co usłyszysz. Czas dorosnąć!
G
grzesiek
17 października 2014, 00:00
No nareszcie ktoś wypowiedział się z punktu widzenia prostej logiki. Bardzo cieszy mnie ten artykuł, bo nie nurza się w mętnych rozważniach, tylko jasno, klarownie przemawia do rozumu.  Szkoda tylko, że artykuł jest akby urwany w połowie. Czekam na drugą część, która skupi się na przemyśleniach własnych autora, już w oderwaniu od polemiki z artykułem o. Mateusza.
B
Bibi
17 października 2014, 08:48
Artykuł bardzo ok, tylko tytuł kompletnie od czapy.
Maria Łada
16 października 2014, 21:09
Ja nigdy nie miałam w tym kierunku :).  Podoba mi się wschód i orientalny klimat, sztuka, literatura, to wielkie cywilizacje, bardzo stare. Piję trzy albo cztery zielone herbaty codziennie ale medytację zen uważam za złą. Bardzo podoba mi się ten cytat z ojca Badeniego. Czytałam też niedawno 'Oczami Jezusa", mistyczną książkę A. Amesa. Jezus opisał tam jak sam się modlił do Ojca, jak modliła się Jego Matka i jak On uczył swoich uczniów. Przeczytajcie to zamiast bredzić o zen. [url]http://www.abba.blog.deon.pl[/url]
S
Seeker
16 października 2014, 21:00
Ja proponuję, żeby każdy z nas jako prawdziwy chrześcijanin (czyli ten, który naprawdę poszukuje Boga) sam na własnej skórze przekonał sie co za sobą niesie praktyka medytacji, bez uprzedzeń wyprodukowanych przez teksty tego typu. Porównania Pana Wojciecha (miecze i różaniec) są bardzo nietrafne, już nie wspominając o odnoszeniu sie do pustki, której po prostu nie da sie wytlumaczyć żadną doktryna filozoficzną. To siedzenie i skupianie na oddechu BEZ uwzględniania treści religijno-filozoficznych naprawde ma sens, a wręcz jest fundamentem KAŻDEJ religii, co wcale nie oznacza, że taki rożaniec nie może spelniać tej samej roli.
P
piw
16 października 2014, 20:42
Już poganie czy jeszcze heretycy? Czy nie wiecie że Zen pochodzi od szatana?
M
mf
16 października 2014, 23:28
Przeintelektualizowane karły. Ja się ducjowością Wschodu brzydzę.Myślę, że to zasługa chrztu świętego.
T
totja
17 października 2014, 10:11
św. Paweł Miki nie jest pod wrażeniem.
P
PM
17 października 2014, 18:19
Mam nadzieję, że tylko duchowością, a ludźmi nie. To by nie była zasługa ani łaska.
A
Agabu
16 października 2014, 17:45
Zaraz się wyprostowałam:) Dobry tekst. Cały.
Z
zalex
16 października 2014, 17:26
ósmy ustęp CUDOWNY! "Zgodnie z tym rozumieniem to nie jest praktyka zen, tylko "siedzenie z wyprostowanym kręgosłupem i skoncentrowanie na oddechu" "
jazmig jazmig
16 października 2014, 17:16
Do kontaktu z Bogiem nie sąpotrzene żadne inne działania niż modlitwa. Ja medytowałem technikami hinduskimi, w tym z mantrą, a teraz powtarzam wyłącznie Jezu zmiłuj się nad nami. Żadnej gimnastyki, wyprostowanego kręgosłupa, oddechów i innych głupot. Duch Święty wieje kędy to ON chce, a nie wtedy, gdy będziemy usiłowali Go przywołać różnymi magicznymi sztuczkami.
Paweł Tatrocki
16 października 2014, 16:44
Mnie do poszukiwań duchowych zainspirowali znajomi Jezuici i zjawisko Medjugorie.
M
mf
17 października 2014, 09:56
Dobrze to ująłeś: ZJAWISKO MEDJUGORJE
Paweł Tatrocki
18 października 2014, 22:05
W ciągu paru lat sprawa się powinna wyjaśnić i powinny zacząć spełniać się domniemane proroctwa. W przeciwnym razie ludzie powoli przestaną przyjeżdżać do Medjugorje i sprawa sama ucichnie. Jednak do sprawy trzeba podejść poważnie ze względu na zjawiska jakie się tam dzieją. Są one sfilmowane chociażby na youtube.com pod hasłem ,,Miracle of the Sun Medjugorje" film z maja 2010 roku cz.I. Fizycznie tego zjawiska nie da się wytłumaczyć. Jak ktoś mimo wszystko to potrafi to chętnie go wysłucham.
K
kapłan
16 października 2014, 14:55
A kto weźmie odpowiedzialność, za osoby którym jednak nie uda się przejść przez pole minowe i jednak się pogubią? Same sobie winne, czy jednak winny jest pasterz który pozwala na łażenie po polu minowym - bo przecież większość min jest oznaczona? ;)
P
PM
17 października 2014, 19:28
Pytanie trafione. Podobnie jak w wersji "kto weźmie odpowiedzialność za osoby, które się uratują, a były w stagnacji lub zagrożeniu"? Nie ma przekazu wiary bez dzielącego się. Tutaj szczególnie ważne jest idywidualne prowadzenie. W tym momenciej Autor mówił akurat o Modlitwie Jezusowej. Z tego, co wiem, np. O. Franz Jalics w swoim ośrodku stosował zasadę, że jakiś przewodnik towarzyszył rekolektantowi. ( Czy pytanie "kto", to sygnał do rozpoczęcia burzy mózgów na temat rozwiązań instytucjonalnych? Mamy zaproponować jakby Prałaturę Personalną i strukturę ? ;) W Zen ponoć bardzo ważne są relacje z nauczycielem i linia przekazu. Ale to już co innego.
H
H
16 października 2014, 11:40
Bardziej dogłębna polemika z tezami artykułu "Czy chrześcijanin może praktykować zen?" znalazła się w komentarzach do niego. Myślę, że naprawdę warto tam zajrzeć: http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,1792,czy-chrzescijanin-moze-praktykowac-zen.html
Z
zetka
16 października 2014, 11:20
Dzięki za ten tekst (bo już się zaczęłam martwić o jezuitów). Wydaje mi się tu ważne poruszenie jeszcze jednego aspektu: ludzie słabsi w wierze (z resztą mocniejsi w wierze też)  i poszukujący Boga, nie do końca przekonani czy Kościół Katolicki, "to jest to" (chociaz też niekoniecznie), mogą porządnie pobłądzić, gdyż na hasło: "zen" od razu nasuwają się hasła "joga", "buddyzm", "medytacja Wschodnia", itp. Więc niestety zen może być wstępem do czegoś niebezpiecznego  - zniewolenia duchowe, opętania, otwieranie się na szatana. Wystarczy poczytać świadectwa osób, które Jezus wyzwolił z tego duchowego piekła, by sie przekonać, ze od tego typu praktyk lepiej trzymać się z daleka...
16 października 2014, 10:55
:-) Dobry tekst! ale stawiam dolary przeciw orzechom: Tytuł pochodzi od Redakcji.
P
PM
17 października 2014, 20:06
Też stawiam. Nawet jabłka przeciw rublom ;)
R
Rosarer
16 października 2014, 10:52
Bogu, dziękuje, "trzaskam" dużo różańca , niezależnie czym skupiony, rozproszony  etc, i mam pewność ze  nie błądzę.  A jeszcze dużo czasu oszczędzam sobie , zamiast ana lizować czy to już chrześcijańskie, czy jeszcze nie ...
Maria Łada
16 października 2014, 21:01
" trzaskasz" różaniec???
A
antonin
16 października 2014, 10:39
Doskonały tekst! Dzięki! Widać, że autor przebył dość długą drogę ...
T
totja
16 października 2014, 10:35
W jakiej religii objawił się Bóg? Otóż objawił się w religii żydowskiej. Czy z tego płynie wniosek, że wszyscy chrześcijanie powinni porzucić swoją religię i wrócić do religii, w której nastąpiło Objawienie? Oczywiście nie.  Btw. Objawienie Boga, niezależne od ludzkich starań, wcale nie świadczy o tym, że jakaś praktyka religijna "okazała się sukcesem". Objawienie wynika z Łaski, a nie z ludzkich czynów czy praktyk.
Kamila
16 października 2014, 10:26
Czekam z niecierpliwością na obiecany ciąg dalszy