Zgorszenie czy zbudowanie

(fot. shutterstock.com)

Bywa, że powracanie do pierwszego związku jest nawet niemoralne, bo naraża na wykorzystanie i przemoc. Jednak istnieje też strach przed nowym związkiem. A jak się ponownie nie uda? Jak dzieci zareagują?

Dzieci trzeba zabrać z ich rodziny, gdy doświadczają w niej przemocy, wykorzystania seksualnego i lęku nie do zniesienia... Zdarza się, choć rzadko, że taka rodzina się zmienia i przestaje być miejscem zagrożenia. Wtedy mogą wrócić. Nie jest to łatwa decyzja. Wymaga odzyskania utraconego zaufania. Czy powinny stymulować ją pieniądze? Czy gmina w zamian za częściowe odzyskanie poniesionych kosztów (co teraz chce się wprowadzić do prawa) nie będzie podejmowała zbyt pochopnych decyzji o powrocie dzieci tam, gdzie przedtem nie dało się żyć?

Takie trudne decyzje, by budowały, a nie gorszyły, nie mogą być obciążone podejrzeniem o finansową motywację decydentów. Powrót za wszelką cenę jest brakiem odpowiedzialności, jest narażaniem na ponowne piekło. Nie może tam chodzić o pieniądze, nawet jeśli one mają być zachętą do intensywniejszego starania się, by dzieci wróciły na łono swojej rodziny.

Z podobną troską trzeba spojrzeć na zachęty do powrotu do pierwszego małżeństwa. Komunię sakramentalną dla ludzi żyjących w ponownych związkach niektórzy nazywają gorszącym przyzwoleniem na rozwody. Warto zastanowić się, co naprawdę w takich sytuacjach nas gorszy, a co buduje.

Ludzie rozstają się i rzadko wina leży tylko po jednej stronie. Ważne, co dzieje się potem. Wielu uważa, że trzeba stworzyć nowe bezpieczne środowisko dla dzieci i dla siebie. Czy to nazwiemy brakiem odpowiedzialności? Czy to nas gorszy?

Ktoś powie: Rozumiem ucieczkę z toksycznej sytuacji, rozumiem separację. Ale po co nowy związek? Jeśli ci chodzi tylko o dobro dzieci, to po co ci nowy mąż?

Nowe bezpieczne środowisko - to nie tylko dom dla samotnej matki, choć w okresie przejściowym może być konieczny jak pogotowie. To nie wystarczy. Trzeba stworzyć rodzinę, w której ludzie będą w miarę dojrzali emocjonalnie. Dbałość o siebie jest warunkiem dbałości o innych. Nadopiekuńczy rodzic (bo np. samotny) jest zagrożeniem dla dzieci. Łatwiej stworzyć zdrowe, naturalne środowisko pełne miłości, gdy jest się w zdrowym związku. Czy osłabianie go np. przez brak współżycia nie jest brakiem odpowiedzialności?

Bywa, że powracanie do pierwszego związku jest nawet niemoralne, bo naraża na wykorzystanie i przemoc. Jednak istnieje też strach przed nowym związkiem. A jak się ponownie nie uda? Jak dzieci zareagują? Wiemy, że uzależnienie finansowe utrudnia uwolnienie się od "chorego" związku. Ale i budowanie nowego bywa zagrożone przez finanse: co będzie z "zabezpieczeniem" moich dzieci, gdy ja umrę wcześniej?

Co nas buduje, a co nas gorszy? Mnie cieszy, gdy ludzie próbują znowu uwierzyć w miłość. A osłabia mnie, gdy już jej nie ufają.

Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe". Tekst ukazał się pierwotnie w Gazecie Krakowskiej

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zgorszenie czy zbudowanie
Komentarze (12)
E
Edmund
4 lutego 2019, 11:59
Ksiądz Jacek przed publikacją swoich tekstów na Deonie powinien obowiazkowo oddawać je do przeczytania komuś kto dobrze zna  etykę chrześcijańską. Bo albo nie zna nauki Kościoła w zakresie moralności chrześcijańskiej albo nie potrafi wypowiadac się w sposób jasny i zrozumiały. Po przeczytaniu artykułu narzuca sie nieodparte wrażenie, że pochwala cudzołóstwo.
M
Maciej
3 lutego 2019, 23:29
Duchowny, który się cieszy, gdy katolik ma zamiar popełnić grzech cięzki? To może jednak Klemens XIV miał rację?
3 lutego 2019, 18:36
co za demoniczny pomysł: żyjesz w separacji - dla dobra dzieci wejdz w związek, jesteś w związku - dla jego dobra uprawiaj seks. Wniosek: żyjesz w separacji - zacznij cudzołożyć! to jest niezgodne z nauką Jezusa o nierozerwalności małżeństwa!
Filip Kalinowski
3 lutego 2019, 20:58
Artykuł stworzył jakiś zagubiony człowiek, przykro czytać tak zakłamane okrutne słowa. Deon jest portalem otwarcie antykatolickim siejącym zamęt wśród niestabilnych katolików, dodatkowo kręcą się tu osobniki wysoce podejrzane takie jak ten dziwny zaburzony użytkownik, którego imienia nie będę podawał bo straszy prokuraturą i użytkowniczka piecuszek, która ma ogromny problem i szuka rozwiązania prowokując inteligentniejszych od niej użytkowników z nadzieją, że ją przekonają, ale wiara rodzi się ze słuchania, a nie z próżnych sporów w komentarzach.
Piotr Stanibor
3 lutego 2019, 13:22
Artykuł chaotyczny. W komentarzach wywiązała się dyskusja o ślubie kościelnym. Kochani, smutna empiryczna rzeczywistość, obawiam się że jakby księża ortodoksyjnie według litery prawa podchodzili do udzielania tego sakramentu to w małej parafii zamiast 11 ślubów rocznie byłby 1 albo ... 0. A chrzciny ... . Kuria niebyłaby zadowolona. Nie chcę wchodzić w cudze sumienie, sam mam swoje dylematy, ale praktyka spowiedzi przedślubnych wygląda tak: "ci co mieszkają razem to przychodzą tylko raz przed ślubem, ewentualni pozostali mogą wyposiwadać się teraz też".
a a
3 lutego 2019, 13:21
Czy ja dobrze zrozumiałem ? Według ojca jezuity, jeśli rodzic po rozstaniu stara się żyć w zgodzie z nauką Kościoła, czyli samotnie, to jest on zagrożeniem dla swoich dzieci, a jeśli wbrew tej nauce wejdzie w nowy związek, to jest to odpowiedzialność i tworzenie bezpiecznych warunków ?
KJ
Katarzyna Jarkiewicz
3 lutego 2019, 11:12
Ok, rozumiem,że bronimy ludzkich potrzeb, pragnień zapewnienia sobie i dzieciom bezpieczeństwa, opieki i wsparcia,ale co to ma wspólnego z sakramentalnym małżeństwem i małżeństwem w ogóle? Przecież to można spokojnie załatwić w związkach nieformalnych i tak się robi. Sakralizowanie własnych potrzeb to element jakiejś pogańskiej magii, nie teologii. Sakrament małżeństwa nie jest po to,aby ludziom było dobrze,bezpiecznie i spokojnie.To w życiu załatwia się w inny sposób, przez inne instytucje.Zresztą jak ktoś chce mieć urzędową ceremonię potwierdzającą te pragnienia to idzie do urzędu stanu cywilnego i po kłopocie (albo przed kłopotem,gdy jedna lub dwie strony nie realizują tej umowy). Kościół stoi na straży sakramentalnego małżeństwa-duchowej komunii miłości między człowiekiem a Bogiem, a nie na straży ludzkich uczuć,potrzeb i pragnień.
MarzenaD Kowalska
3 lutego 2019, 11:34
Zgadzam się, tyle że wiele małżeństw w kościele zawieranych jest, bo: -ciąża - bo tak będzie ładniej - bo rodzina każe I tak można wymieniać. Mnie zaskoczyło w wypowiedzi zakonnika, że jakby ten aspekt małżeństwa -sakramentu kompletnie gdzieś zniknął. 
KJ
Katarzyna Jarkiewicz
3 lutego 2019, 11:59
Ale to już insza inszość.Jak czytam orzeczenia sądów kościelnych co do nieważności związków i widzę tam powody zawarcia małżeństwa, to stwierdzam,że ludzka wyobraźnia w tej materii to studnia bez dna.Ludzie obu płci potrafią się totalnie zafiksować,aby wziąć ślub w kościele. Gdyby choć w 1% zafiksowali się tak na punkcie Pana Boga mielibyśmy wszędzie raj.Pytanie jest,dlaczego Kościół na to pozwala i czy może powiedzieć nie oraz w jakich okolicznościach
Piotr Stanibor
3 lutego 2019, 13:28
Z tymi stwierdzeniami nieważności to się robi praktyczne sankcjonowanie rozwodów! W USA zdaje się przeciętny katolik ma 2 lub 3 "stwierdzenia nieważności" za sobą. Miejscami praktyka sądów wyglada tak: "oddalamy, jak im zależy to wpłacą i w drugiej instancji będzie przychylniej". Kiedyś rzekomymi najczęstrzymi powodami było "nieskonsumowanie małżeństwa" (ciężko uwierzyć), potem modna zrobiła się niedojzałość psychiczna i emocjonalna jednego z partnerów, wraz z rozwojem nauki głównych pretekstow szuka się w chorobach i zaburzeniach psychicznych dążąc do gradacji świadomości i wolnej woli w momencie zawierania małżeństwa. Czy to nie jest akrobatyka intelektualna? Dalej... gdy żona stosuje pigułki, a mąż składa nasienie = małżeństwo skonsumowane. Gdy to mąż stosuje barierę mechaniczną = nieskonsumowane (!). Do przerywanego i wkładek kobiecych to się zdaje powoływano całe komisje teologów debatujące nad szczegółami anatomicznymi :(
Filip Kalinowski
3 lutego 2019, 21:04
Lubię Twoje komentarze, pisz dalej, nie poddawaj się, deon jest zademoniony trzeba tutaj egzorcyzmować redaktorów tego typu wpisami!! Redaktorzy mogą zakłamywać rzeczywistość, ale katolicy zdają sobie sprawę, że ten smród to pierd konkretnego osobnika. Mówimy dość liberalno-katolickiej nowomowie!
AO
Artur Olędzki
3 lutego 2019, 10:44
...Boże, jakie sentymentalne banały, które mają gumkować słowa wierności na życie, właśnie wierności, pomimo wszystko. Egzystencjalnie jest wiele scenariuszy by zachować tę wierność a zarazem się bronić, chronić (pomoc rodziny, przyjaciół etc) , jest wiele pytań jak uniknąć zła (rozenzanie przed ślubem etc, wydłużone kursy małżeńskie). Ale nie Padew Sielsiak konstruuje sentymentalne kicze egzystencjalne, by gumkować słowa Jezysa. Takie to "miłosierdzie", które prkwadzi ten świat do eutanazji...